poniedziałek, 22 lipca 2013

The End

Cześć.

Piszę tego posta, by już definitywnie zakończyć "życie" tego bloga. (!)
Bardzo chciałam napisać jeszcze epilog, ale tak jakoś wyszło... Może to przez mój tymczasowy brak weny, bądź po prostu moje myśli cały czas krążyły już wokół nowego opowiadania i nie wiedziałam co właściwie mam w tym epilogu napisać...
Cóż, wyszło jak wyszło.
Mniejsza, tutaj macie link do kontynuacji tego bloga.


Pierwszy rozdział mam już gotowy. Niedługo się pojawi. Mam nadzieję, że spodoba się tak samo jak ten. Bardzo bym się cieszyła.
Tak więc, nie pozostaje mi napisać już nic więcej jak żegnam Was na tym blogu, a serdecznie witam na nowym. :D

Dzięki. :)

 

piątek, 12 lipca 2013

25. Zostały już tylko wspomnienia...

-To postanowione?
Spytał się Alexis, gdy Diana pakowała swoje ubrania do walizek.
-Tak. Tutaj wszystko mi się źle kojarzy...
Powiedziała.
-Ja też?
Spytał z niewinną miną.
-Ty to w szczególności Sanchez!
Zaśmiała się. Pierwszy raz na jej twarzy zagościł uśmiech przez te dwa tygodnie. Ciężkie dwa tygodnie.
-A pożegnasz się ze wszystkimi?
Spytał gdy zapinała walizkę.
-Właśnie chciałam Cię prosić o bycie moim szoferem....
-Z wielką chęcią!
Powiedział ucieszony i już brał kluczyki od samochodu.
Diana najpierw chciała odwiedzić Davida i jego rodzinę.
Patricia nie byłaby sobą, gdyby nie zaproponowała zjedzenia jej specjału czyli ciasta czekoladowego z malinami.
-Czyli Diana zostawiasz nas?
Zaczął David.
-Tak. Muszę odpocząć, uporządkować sobie wszystko od nowa. Ale na pewno będę was odwiedzała.
-To dobrze. Najważniejsze jest Twoje szczęście.
Dopowiedziała Patricia.
Długo żegnała się z żoną Davida i nim samym. Bardzo się z nimi zżyła. Gdy nadszedł czas na pożegnanie z dziewczynkami, łza poleciała jej po policzku.
Alexis zabrał ją jeszcze do domu Pedro, Jordiego i Tello. Z nimi spędzała najwięcej czasu.
Wieczorem wrócili do domu. To był ostatni wieczór w Barcelonie.

***

-Alexis, ja wychodzę!
Powiedziała chowając telefon w kieszeń i otwierając drzwi.
-Dobra, weźmiesz Sunny na spacer?
Spytał.
-Dobra.
Odpowiedziała i zapięła psa na smyczy.
Wyszły z domu.
Chciała w spokoju pożegnać się z Barceloną. Z miejscem, które kochała ponad wszystko. Odwiedziła wszystkie miejsca, które były dla niej ważne.
Gdy usiadła na ławce w parku poczuła, że dostała sms'a. -Spotkamy się? W parku południowym. Nathan.-
Po przeczytaniu zrobiło jej się ciepło na sercu. Jej uczucie do Nathana nie wygasło. Nadal był dla niej bardzo ważny. Chciałaby, żeby to wszystko się nie wydarzyło.
Siedząc na ławce i głaskając psa, zauważyła Nathana. Szedł z wózkiem. Miał jeszcze taki tupet, żeby przyjść z dzieckiem?
-Cześć...
Powiedział siadając obok niej.
-Po co chciałeś się spotkać?
Zaczęła.
-Wyjeżdżasz... Chciałem się pożegnać. Nadal jesteś dla mnie ważna...
Wyjąkał.
-To jest Eloy?
Spytała wstając z ławki i patrząc na śpiące dziecko.
-Tak...
-Podobny do Ciebie.
Powiedziała.
-Diana! Przestańmy! Nie udawajmy, że nic się nie stało, bo się stało. Zraniłem Cię, bardzo dobrze o tym wiem! A ty nic! Nie krzyczysz, nie jesteś zła. To dlaczego wyjeżdżasz? Dlaczego nie dasz nam drugiej szansy?
Mówił zdenerwowany.
-Natt. Nigdy mnie nie znałeś... Nigdy mnie nie poznasz.
Powiedziała i odeszła. Został sam. W jego głowie tysiące myśli i ta jedna, Diana. Kochał ją. Nadal ją kochał. Ale już nie tylko ją. Gina. Ale miłość do Giny nie była prawdziwa. Czuł, że musi się zająć nią. W końcu jest matką jego syna. Czuł, że jest jej to winny. Nie potrafił się temu sprzeciwić.
We dwoje wraz z Eloyem mieszkali w małej klitce gdzieś w centrum Barcelony. Mieszkanie bardzo małe i biednie urządzone. Gina nie miała pieniędzy na najpotrzebniejsze rzeczy, a co dopiero na wykończenie mieszkania, a Nathan z kolei wszystko co miał zawdzięczał Alexisowi. Teraz, gdy odwrócił się od niego, nie ma nic.
-Gdzie byłeś?
Spytała się brunetka leżąca na kanapie.
-Na spacerze. Uspać małego...
Odpowiedział i zostawił wózek z dzieckiem w kuchni, on sam usiadł obok dziewczyny.
-Spotkałeś się z nią.
Powiedziała stanowiczo
-Nathan, wiem że ja i Eloy zepsuliśmy Twój związek, wiem że jesteś smutny, że tęsknisz za nią. Ale spójrz. Ty nic złego nie zrobiłeś. Tylko nie powiedziałeś o Eloyu, to nic wielkiego.
Mówiła.
-Gdyby naprawdę Cię kochała, wybaczyłaby Ci to. Nie martw się. Ona nie jest Ciebie warta. Ja przy Tobie będę.
Powiedziała i przytuliła się do chłopaka.
-Kocham Cię Nathan, Ciebie i nasze dziecko.
Dokończyła i czule pocałowała bruneta.
Umiała manipulować ludźmi. Umiała jak mało kto. Wszystko, dosłownie wszystko potrafiła wmówić, tak też było i tym razem. Nathan doszedł do wniosku, że Gina ma rację. Gdyby Diana naprawdę go kochała, nie pozwoliłaby mu odejść przez taką błahostkę.

***
Diana całą drogę do domu myślała o Nathanie. Miał racje. Jak zawsze miał racje... Nie była zła z powodu dziecka. Wiedziała, że jej nie zdradził, wiedziała, że był tylko jej. Ale nie wiedziała dlaczego jej o tym nie powiedział. Znał ją na tyle, że powinien wiedzieć jak zareaguje. Może jej nie znał? Może ona nie chciała, żeby ją poznał?

***

Ostatnia noc w Barcelonie. Ostatnie chwile spędzone w tym magicznym miejscu. Nadal bardzo je kochała, choć sprawiło jej tyle bólu. Chciała tutaj zostać, nie mogła...
-A co z mieszkaniem?
Spytał się Alexis leżąc obok Diany.
-Zostanie. Chcę mieć dokąd wracać...
Wyszeptała leżąc obok niego.
-U mnie zawsze będziesz mile widziana.
Powiedział i całując dziewczynę w czoło przytulił ją mocno do siebie.
Przez te kilka dni między nimi było coś innego, coś niezwykłego.Wiedzieli o tym. Czuli to. Nie pozwolili temu się rozwinąć. Choć bardzo chcieli, nie pozwolili...
Takie jest życie, wszystko się kończy. W wielu momentach życia, jedyne czego pragniemy to odpuścić i zrezygnować. A przecież sens tkwi w tym, by odnaleźć coś co nie pozwoli nam upaść. Musimy upadać, po to żeby umieć się podnieść. Podnosimy się po to, żeby za jakiś czas znów upaść. Głupie prawda? Nie, takie właśnie jest życie.

***

Ostatnia podróż ulicami Barcelony. Ostanie chwile w tym miejscu, te definitywnie ostatnie...
 Niebo wydawało się płakać, deszcz lał się strumieniami. Wiatr uginał drzewa, a ludzie biegali w pośpiechu szukać schronienia.
-Będę tęsknić...
Powiedział Alexis wtulając się w ciepłe ciało Diany.
 Poczuła ręce chłopaka na swojej szyi. Zapiął on naszyjnik.
-Żebyś nigdy o mnie nie zapomniała. Jeden dla Ciebie, drugi dla mnie.
Powiedział i pokazał swój naszyjnik zaczepiony na nadgarstku.
-Dzięki temu zawsze będę blisko Ciebie, a ty blisko mnie.
Powiedział.
-Jeju, Alex, jak ja Cię kocham!
 Po tych słowach jego humor pogorszył się jeszcze bardziej. Chciał być przez nią kochany, chciał, ale inaczej. Tej miłości już nigdy od niej nie dostanie. Nigdy nie zazna prawdziwego szczęścia.
Nadeszła ta chwila. Chwila rozstania. Dlaczego tak szybko? Przecież to wszystko miało być na zawsze. A zawsze to nie jest zwykłe słowo. Zawsze to obietnica. Obietnic się dotrzymuje.
Dlaczego to takie trudne?
Trzeba zacząć nowy etap w swoim życiu. Może faktycznie coś się kończy, by coś innego mogło się zacząć. Tylko, że niektóre zakończenia odbijają się na nas zbyt mocno i nie mamy ochoty iść dalej i otwierać nowego rozdziału...

*___________*

Ehh...
Wiem, że rozdział krótki i taki nijaki, ale nie potrafiłam nic napisać. Jakby jakaś blokada mi się włączyła...
Mimo wszystko jestem zadowolona. Jestem zadowolona ze wszystkiego. I z tego, że stało się w moim odpowiadaniu tak jak się stało, a w szczególności jestem zadowolona z tego, że Wam ono się podobało!
Wszystkie wejścia na mojego bloga, nowe komentarze, opinie, to wszystko dodawało chęci do dalszego pisania. Dziękuję Wam!
Prawdopodobnie pojawi się jeszcze epilog. Epilog, w którym wszystko wyprostuje, odkryje prawdziwe oblicze głównych postaci. I możliwe, że zapoczątkuję coś nowego... Ale na razie ciiii! :3
Bardzo, bardzo Wam dziękuję, za wszystko.

Laylla.

wtorek, 9 lipca 2013

24. Niepowodzeń część trzecia. Wszystko ma swój początek i koniec.

Miałeś kiedyś wrażenie, że już gorzej być nie może? I po wypowiedzeniu tych słów okazuje się, że jednak może?
Miałeś kiedyś wrażenie, że wszystko Ci się wali? Że życie specjalnie rzuca Ci kłody pod nogi?
Miałeś kiedyś wrażenie, że wszyscy dookoła Ciebie są szczęśliwi i że tylko ty nie potrafisz tego szczęścia odnaleźć?
Miałeś wrażenie, że całe życie idziesz pod górkę, płyniesz pod prąd?
Miałeś kiedyś wrażenie, że jesteś do niczego i że nic Ci się nie należy?  Fajnie, bo ja też...

***

Ta noc była decydująca. Decydująca dla wszystkich. Dla wszystkich razem i dla każdego z osobna.
Każdy ją spędził w samotności. Diana, Alexis, Nathan. Każde z nich cierpiało. Bardzo.
Alexis musiał zająć się ciałem Ricardo. On nikogo innego nie miał. Nie było mu łatwo patrzeć się na osobę, którą widywał codziennie, która jakby nie było, była ważna dla niego. A teraz zdaje sobie sprawę, że widzi go po raz ostatni, że już nigdy nie powie mu dzień dobry, że już nigdy mu w niczym nie pomoże. Że już go nie będzie...
Nathan spakował kilka rzeczy dla Diany i pojechał do szpitala. Chciał ją zobaczyć.
Wszedł do sali z nożem na gardle. Bał się.
Spała.
Odłożył torbę na podłogę i usiadł obok niej. Wyglądała tak niewinnie jak spała.
Otworzyła oczy.
-Co ty tutaj robisz?
Spytała.
-Przywiozłem Ci ubrania... Mogę wyjść jak chcesz... Ale nie wiem co się stało.
-Ty nie wiesz co się stało?
Spytała zdenerwowana.
-A to dziecko to Gina sobie sama zrobiła?!
Wykrzyczała zła.
-Ale Diana to...
Próbował się tłumaczyć.
-Mnie nie obchodzą Twoje wyjaśnienia. Chcę żebyś tylko wiedział, że się starałam.
-Diana...
-Wyjdź!
Krzyknęła na niego.
Smutny wstał i poszedł w stronę drzwi.
-I jeszcze jedno.
Powiedziała.
-Nie składaj obietnic, jeśli nie jesteś pewien czy ich dotrzymasz.
Dobrze wiedział, że skrzywdził Dianę. Skrzywdził osobę, dzięki której był szczęśliwy. Ona była jego szczęściem.

***

Wszystko ma swój początek i swój koniec. Wszystko co kiedykolwiek się zaczęło ma też prawo się skończyć. To nieodmienna część ludzkiego życia. Jesteś dzieckiem, później dorastasz. Idziesz do szkoły, później lądujesz w pracy. Zakochujesz się, później odkochujesz. Rodzisz się, później umierasz. Taka kolej rzeczy. Ale dlaczego to tak boli? Dlaczego ludzie tak szybko się przywiązują? Dlaczego tak łatwo uzależnić się od kogoś, a tak trudno jest przestać nauczyć się żyć bez niego. Dlaczego gdy zabraknie tej jednej, specjalnej osoby nic, nic nie jest w stanie wypełnić pustki po niej? Dlaczego?

***

Nathan kochał Dianę prawdziwie. Kochał dopóki Gina powtórnie nie wmieszała się w jego życie. Dopóki nie dowiedział się o Eloyu.
Załamany poszedł pocieszyć się w ramionach Giny. Nie miał serca.
Przez te najcięższe dni Diana naprawdę dowiedziała się na kogo może liczyć. Alexis był cały czas przy niej. A gdzie Ricardo?
-Alex, nie mówisz mi wszystkiego.
Powiedziała.
Przez trzy dni, kiedy Diana leżała w szpitalu, Alexis był przy niej. Nawet nie poszedł na trening, by nie czuła się samotna. Wiedział jak jest jej ciężko. Wiedział, że teraz ma tylko jego...
-Co masz na myśli?
Spytał jedząc bułkę.
-Czemu mój dziadek tutaj nie przyszedł? Gdzie on jest? Znowu gdzieś wyjechał?
Mówiła
-Diana... Ja nie mam dla Ciebie dobrej wiadomości. Nie mówiłem Ci tego, bo lekarz prosiłby Cię nie denerwować.
-Powiesz mi?
Przełknął ślinę i nabrał powietrze w płuca.
-Pamiętasz wypadek? Uderzyłaś w inny samochód. Był w nim mężczyzna. Nie przeżył.
Patrzyła na niego z przerażeniem.
-To był Ric...
Dokończył.
-Co?! Nie, nie... Żartujesz sobie? Mój dziadek jest w domu i czyta gazetę. Zaraz tu przyjdzie i poprosi mnie bym poszła mu do sklepu po coś słodkiego. Później zabierze mnie do Madrytu do Ramosa i będzie się śmiał z mojego śpiewu na karaoke.
Mówiła, a łzy spływały jej strumieniami. Alexis nie mógł na to patrzeć. Położył się obok niej i przytulił ją bardzo mocno do siebie.
-Później pojedziemy razem do Polski i pokaże mu wszystkie ważne dla mnie miejsca. To on będzie zajmował się moimi dziećmi jak ja będę w pracy. To on... On...
Mówiła. Nie dopuszczała do siebie myśli, że jego już nie ma. Nie mogła uwierzyć... Nie chciała wierzyć...

***

Spędziła trzy dni w szpitalu. Byli u niej wszyscy, wszyscy oprócz dwóch najważniejszych dla niej mężczyzn.
-Gotowa tam wejść?
Spytał Alexis, gdy stali pod drzwiami mieszkania numer 12- mieszkania jej i jej dziadka.
Złapała za klamkę. Nacisnęła. Poczuła zapach dziadka. Płakała.
Ten fotel... On najbardziej przypominał jej dziadka. Usiadła na nim i wtuliła się w koc, którym Ricardo zawsze przykrywał nogi. Chciała znów być blisko niego. Cierpiała...
Siedziała wtulona w fotel kilkanaście minut. Nie reagowała na żadne słowa, na żadne gesty. Była nieobecna. Zdała sobie sprawę, że została sama. Że nie ma już nikogo. Wszyscy ją opuścili. Rodzice, Majka teraz dziadek i Nathan... Dlaczego wszystko co dla niej ważne, jest jej odbierane? Dlaczego nie może zaznać szczęścia?

***

Te dwa dni były okropne. Nathan ani razu nie pokazał się w domu Alexisa, w którym pomieszkiwała Diana. Może się bał? Diana musiała załatwić wszystkie sprawy związane z pogrzebem. I musiała postanowić co ze sobą zrobić.
-Alexis ty wiedziałeś?
Spytała się, gdy jedli śniadanie.
-Co wiedziałem?
-O dziecku Nathana.
Mówiła z całkowitym spokojem.
-Tylko co się dowiedziałem, od razu do Ciebie zadzwoniłem. Wtedy co mi nie uwierzyłaś. Pamiętasz?
Spytał spoglądając na nią.
-Tak. I mam nadzieję, że wiesz, że to co mówiłam, to nieprawda? Wiesz w jakim byłam stanie...
-Tak. Nie wracajmy do tego.
Nie chciał dalej ciągnąć tego tematu. Wiedział, że niepotrzebnie mówił Dianie o swoich uczuciach. To wyznanie było najmniej potrzebne. Wiedział, że on i Diana... że to nie ma sensu. Że to nie ma prawa istnieć. Musiał zapomnieć. Ale jak?
-Wiesz jak to dziecko ma na imię?
Kontynuowała.
-Nie. Nathan mi nic nie mówił. Chyba musicie porozmawiać...
-Wiem. Jak to wszystko się skończy...
Właśnie. Kiedy to się skończy? Jak myśli, że wszystko będzie dobrze, coś się musi dziać złego.
Pożegnanie z Ricardo miało odbyć się o piętnastej. Wszystko było już gotowe.
Nienawidziła pogrzebów. Rodzice, Maja, Ricardo... Czy trzeba mówić więcej?
Była pierwsza. Sama. Chciała pożegnać się w spokoju z dziadkiem.
-Cześć dziadku.
Wyszeptała patrząc na sine ciało Ricardo.
-Dobrze Ci tam, w niebie? Mam nadzieję, że spotkasz Majkę i rodziców. Pozdrów ich ode mnie i powiedz, że bardzo ich kocham, że bardzo mi ich brakuje...
Mówiła z płaczem.
-Dlaczego musiałeś tam jechać? Nie mogłeś zatrzymać się gdzieś na kawie i ciastku? Zawsze musisz być przy mnie?
Mówiła, prawie krzyczała.
-Proszę Cię, nie opuszczaj mnie. Nie zostawiaj mnie samej. Nie poradzę sobie...
Wyszeptała. Jej łza skapnęła na blady policzek Ricardo.

***

Na pogrzebie byli wszyscy. Trenerzy, piłkarze i ich rodziny, przyjaciele Rica. Pojawił się też Ramos z ojcem.
Wszyscy składali jej kondolencje, jakby to coś dało. Więcej dało by zwykłe przytulenie i powiedzenie kilku czułych słów do ucha niż te suche, twarde dwa słowa- "moje kondolencje".
-Radzisz sobie jakoś?
Spytała Patrcia siedząc obok Diany.
-Staram się, ale nie wiem jak długo wytrzymam. Nie wiem co mam zrobić.
Po wypiciu symbolicznego kieliszka wina za duszę zmarłego, większość z gości rozeszła się żyć swoim życiem.
-Przyszedł ktoś do Ciebie.
Powiedział Alexis do siedzącej na huśtawce Diany. Był to Nathan.
Zostali sami. Długo żadne z nich nic nie mówiło.
-Czemu nie byłeś na pogrzebie?
Spytała.
-Byłem, ale trzymałem się daleko. Diana, wiem że źle zrobiłem, ale to dziecko, ta ciąża... Gina w nią zaszła jak jeszcze z Tobą nie byłem.
Tłumaczył się.
-Wiem, że to było wcześniej. To dziewczynka? Ile ma?
Spytała. W sercu Nathana pojawiła się nadzieja. Diana mówiła to wszystko bardzo spokojnie, jakby nie miała mu nic za złe.
-Chłopak. Eloy. Ponad trzy miesiące. Urodził się 24 maja...
-Dawno. Czemu mi tego nie powiedziałeś?
Spytała.
-Bałem się. Jakbym wiedział, że zareagujesz tak jak teraz, nawet bym się nie zastanawiał.
-A jak ja zareagowałam? Dobrze?
Pytała. Sama nie wiedziała, skąd ma w sobie tyle siły, by rozmawiać z nim tak spokojnie. Bez żadnych emocji.
-Dobrze, nawet bardzo. Jesteś bardzo zmienna.
-Moje uczucia często się zmieniają. Co teraz do Ciebie czuje? Coś pomiędzy "przytul", a "nie chcę Cię znać"!
Nie zrozumiał.
-Diana, damy nam szanse?
-Jeszcze raz? Po tym wszystkim?
Pytała.
-Dlaczego nie? Nie zdradziłem Cię.
-Jaki jest sens czytania tej samej książki skoro zna się zakończenie? Jeśli raz mnie okłamałeś, nie zawahasz się zrobić to po raz kolejny. Nie potrafię Ci już zaufać Natt. Wybacz.
-To znaczy...?
-Wszystko zepsułeś.
Powiedziała i odeszła od niego. Został sam. Patrzył tylko jak znika za rogiem. Wiedział, że jego życie właśnie straciło sens. Że wszystko co zdobył, co miał w swoich rękach teraz nie został z niczym.

***

Wszystko zniknęło. Wszystko jest już tylko wspomnieniem. Wiedziała, że nie może zostać w Barcelonie. Wiedziała, że jeśli zostanie, będzie bardziej cierpieć. Musiała zamknąć za sobą rozdział. Kolejny rozdział.
Chciała wrócić do domu, ale zdała sobie sprawę, że ona nie ma domu. Nie ma nawet dokąd wrócić. Na szczęście zawsze mogła liczyć na Alexisa. Ten człowiek był wszędzie tam, gdzie był potrzebny.
-Wszystko w porządku?
Spytał się widząc zbliżającą się do niego dziewczynę.
Spojrzała na niego swoimi zaszklonymi oczami. Z trudem powstrzymywała się od płaczu. Była w rozsypce.
-Nic nie jest w porządku...
Wyszeptała.
Sanchez nie mógł patrzeć na jej smutek w oczach. Dziwił się jak tak mała istota może znieść tyle bólu. Nie czekając długo przytulił ją mocno do siebie. Chciał jej tym pokazać, że na niego zawsze może liczyć. Że on nigdy jej nie zrani, nigdy nie zostawi. Chciał jej pokazać, jak bardzo ją kocha. Kochał ją, cholernie ją kochał, tylko dlaczego to było takie trudne? Dlaczego życie jest takie skomplikowane?
Dlaczego od razu nie poczuł do niej tego, co czuje w tej chwili? Wszystko byłoby łatwiejsze, lepsze. Diana by nie cierpiała, nikt by nie cierpiał. Wszyscy byliby szczęśliwi. Dlaczego tak się nie stało?

***

Wiedziała, że czas to zakończyć. Nie mogła tkwić w miejscu.
Alexis był bardzo opiekuńczy przez cały wieczór. Przygotował kąpiel dla Diany, by mogła odpocząć, ochłonąć ze wszystkich negatywnych emocji. Zrobił przepyszną kolację, nawet sam nie wiedział, że potrafi coś takiego przygotować. Chciał, by choć przez chwilę na jej twarzy pojawił się uśmiech.
-Smakowało?
Spytał się.
On zmywał naczynia po kolacji, ona leżała na kanapie patrząc się przez okno.
Nie odpowiedziała mu, tylko spojrzała na niego i lekko kiwnęła głową. Nie miała na nic sił.
-Połóż się spać.
Powiedział siadając obok niej.
-Jesteś zmęczona, musisz odpocząć. Jutro będzie lepszy dzień. Zobaczysz. Wszystko się ułoży.
Mówił. Nadal na niego nie patrzyła.
-Wiem, że beznadziejnie to brzmi, wiem że straciłaś nadzieję, że Diana, proszę, nie załamuj się, nie poddawaj się. Dasz radę. Ja przy Tobie będę. Pamiętaj, nigdy Cię nie zostawię...
Mówił. Delikatnie złapał ją za rękę. Chciał, by czuła się przy nim bezpiecznie. Chciał, by czuła się przy nim kochana.
-Alex...
Wyszeptała.
-Ja tak nie mogę...
Powiedziała i spojrzała na niego.
-Muszę wyjechać. Ja tak nie potrafię.
Nie wiedział co ma powiedzieć.
Miał nadzieję, że będzie mógł być przy niej cały czas. Chciał, żeby tak było. Ale może, to on bardziej potrzebuje ją, niż ona jego...
-Muszę zacząć od nowa. Znów... Nie dam rady żyć tutaj. Tutaj, gdzie wszystko kojarzy mi się z dziadkiem i Nathanem... Wszystko. Stadion, ulice, domy...Ty...
Mówiła.
To za bardzo boli, bym to wytrzymała...
-Proszę Cię... Nie odchodź...
Wyszeptał.
-Przepraszam.
Powiedziała.
-Moje życie jest beznadziejne! Ja jestem beznadziejna!
Zaczęła prawie krzycząc.
-Tracę wszystkich, wszystkich, którzy cokolwiek dla mnie znaczą! Dziadka zabiłam ja! To przeze mnie go tutaj nie ma! To przeze mnie! Gdybym bardziej uważała, byłby teraz przy mnie! Nathan odszedł też przeze mnie! Przecież nie zdradził mnie! On tylko bał się mojej reakcji. To dziecko... To nie jego wina! To moja wina! Rodzice też! Ja nalegałam by przyjechali! Nie żyją i to tylko moja wina! Teraz ty, ty będziesz sam, bo JA wyjeżdżam. Ja wszystko psuję, ja jestem najgorsza, nieudana. Jestem do niczego!
Mówiła, ba! krzyczała, a po jej policzkach łzy lały się strumieniami.
Alexis patrząc na jej zapłakaną twarz nie mógł powstrzymać się od łez. Tak bardzo ją kochał, cierpiał razem z nią.
-Diana...
Powiedział.
-Nie Alex, nie! Lepiej byłoby, gdybym tutaj w ogóle nie przyjeżdżała! To była pomyłka! Gdybym nie ja, to wszystko by się nie wydarzyło. Żylibyście spokojnie, wszystko psuję...Ja jestem pomyłką...
Mówiła.
Nie mógł patrzeć na jej smutek. Nie mógł...
Z impetem zbliżył swoje ciało do jej. Chciał spróbować...
Ich usta zetknęły się. W końcu!
-Co ty robisz?!
Spytała ze zdziwieniem  odrywając się od ust Sancheza.
Nie odpowiedział jej nic. Czekał i patrzył.
-Alex...
Powiedziała delikatnym tonem głosu.
-Ja nie jestem tą odpowiednią... Ja tylko ranię ludzi... Proszę Cię, nie komplikuj jeszcze bardziej. Nie chcę jeszcze Ciebie zranić... Przepraszam Alex...
Powiedziała i wstała z kanapy.
-Zostań ze mną...
Powiedział smutnym tonem głosu.
-To nie ma sensu. Nie pasuję tutaj... Przepraszam Cię.

***

Zasnęli w osobnych pokojach. W osobnych łóżkach, z tą samą myślą i tym samym smutkiem i pustką w sercu. Oboje chcieli tego samego. Chcieli być szczęśliwi, ale szczęście dla nich było zupełnie inne. A może nie?

*__________*

I mamy przedostatni rozdział... Taki smutny i wgl... ;c A smutek staje się jeszcze większy, gdy przypomnę sobie o tym:
:( Gdy tylko o tym pomyślę, jakoś od razu chce mi się płakać... Jak? Dlaczego? David...
Dlatego nie warto przywiązywać się do piłkarzy. Wszystko ma swój początek i koniec, oni też odchodzą, pojawiają się nowi... ALE DLACZEGO DAVID?
Najsmutniejsza wiadomość wczorajszego dnia, ba! tygodnia!
Dziękujemy za wszystko, zawsze będziesz w sercach Cules.
Illa Illa Illa Villa  Maravilla ! <3





niedziela, 7 lipca 2013

23. Niepowodzeń część druga. Punkt kulminacyjny.

                                                                                                                trzy miesiące później...

Ten kto kłamie, nie uświadamia sobie, jak wielkiego zadania się podejmuje, bo będzie musiał wymyślić jeszcze dwadzieścia innych kłamstw, by podtrzymać to jedno. A czy ten trud jest konieczny? Nie łatwiej jest powiedzieć od razu prawdę, a nie kręcić niepotrzebnie i pogrążać się tylko w tym wszystkim? Przecież kłamstwo prędzej czy później i tak wyjdzie na jaw. Na co ta cała dziecinada?

***

Wychodzę do kolegi, jadę do lekarza, umówiłem się z Alexisem, mam próbę, muszę i tyle. To tylko nieliczne z wykrętów jakie stosował Nathan, by wyrwać się z domu. Gdy jego noga do końca wyzdrowiała, robił wszystko, by nie siedzieć w domu.
Z Alexisem i Rafaelą nic nie wyszło. Wyjechała do Stanów i tyle ją Hiszpania widziała. Za to przez ten czas Jordi nie próżnował.
 Któregoś ciepłego czerwcowego dnia do domu Sanchezów przyprowadził piękną Mellisę. Idealnie wkomponowała się w ich życie. No bo przecież Jordi i Alexis prowadzą wspólne życie.

***

-Alex! Ja wychodzę!
Krzyknął Nathan i otworzył drzwi wejściowe.
-Zaczekaj!
Odpowiedział i podszedł do brata.
-Gdzie idziesz?
Spytał zamykając drzwi.
-Przecież nie muszę Ci się spowiadać. Idę to idę, wrócę jak będę.
Odpowiedział i złapał za klamkę.
-Gdzie idziesz?
Powiedział głośniej.
-Tylko się upokarzasz. Nie Twoja sprawa gdzie idę, co robię i z kim robię.
-Nathan. Jesteś moim bratem, martwię się Ciebie.
-Niepotrzebnie.
-Diana u mnie była. Ona naprawdę się o Ciebie martwi. Jesteś cały czas nieobecny. Co się dzieje?
-Skoro jej ze mną jest tak źle, to może powinna być z Tobą? Tak dobrze się dogadujecie.
-Nathan!
Krzyknął na niego Alexis.
-Zamknij się!
Powiedział i wyszedł z domu.
Co z nim się dzieje? Nigdy taki nie był. Poszedł i nawet się nie odwrócił.

***

-O, Nathan. Cześć.
Powiedziała Gina, gdy ujrzała u drzwi swojego mieszkania Nathana.
-Eloy właśnie zasnął, więc możemy spokojnie porozmawiać.
Powiedziała.
Eloy rósł jak na drożdżach.
Był bardzo podobny do Nathana. Miał jego oczy. Duże, brązowe i lśniące. Jego włoski stawały się coraz ciemniejsze i gęstsze. Był tak śliczny, że nikt nie mógł mu się oprzeć.
-Co u Ciebie słychać?
Spytała się przygotowując obiad dla syna.
-Szkoda gadać...
Powiedział kładąc się na łóżku.
Czekała, aż zacznie mówić. Gina znała go wystarczająco, by wiedzieć czy coś jest na rzeczy.
-Alexis coś podejrzewa... Dziś pytał się mnie gdzie wychodzę...
-Nie chcesz by wiedział o Eloyu? Wstydzisz się go?
Spytała siadając obok niego.
-Nie, Gina to nie tak. Ja kocham tego małego, w końcu to mój syn, ale on tego nie zrozumie. Wiesz jaki on jest...
-Wiem. I rozumiem Cię. W dodatku jesteś z tą Dianą...
Nie odpowiedział jej tylko spojrzał w jej oczy.
-Wiesz, teraz wy jesteście dla mnie najważniejsi.
Powiedział. Nie potrzebowała nic więcej. Przybliżyła się do bruneta i zaczęła go namiętnie całować. Wszystko powróciło. Bo miłość nigdy nie odchodzi. Ona częściowo zanika, by powrócić dojrzalsza, trwalsza i piękniejsza.
-Gina, ja nie powinienem...
Powiedział przerywając pocałunek.
-Czego Diana nie zobaczy, to Diany nie zaboli...
Powiedziała i zaczęła ściągać koszulkę z Nathana.

***

-Alex? A co ty tutaj robisz?
Spytała, gdy ujrzała chłopaka w korytarzu swojego mieszkania.
-Mogę wejść?
-Pewnie, chodź.
W mieszkaniu był dziadek Diany, Olaya, Zaida i Luca. Ricardo układał z Olayą i Zadią puzzle, a Luca spał w łóżeczku, które David specjalnie zakupił dla swojego syna.
-Wujek!
Powiedziała Zaida i przytuliła się do nóg Sancheza.
-Dzień dobry panie Ricardo.
-Dobry, dobry.
Odpowiedział i wrócił do układania puzzli.
Alexis i Diana zamknęli się w sypialni Nevárez. Alex siadając na łóżku zaczął bawić się swoimi palcami u rąk. Robił tak zawsze jak się denerwował. Diana od razu to zauważyła.
-Co się stało?
Spytała i otworzyła drzwi balkonowe.
-To ja powinienem spytać co się stało. Nie zauważyłaś niczego dziwnego?
-O co Ci chodzi?
Spytała zdezorientowana i usiadła obok przyjaciela.
-O Nathana. Z nim jest coś nie tak...
-Wydaje Ci się. Po prostu dorósł, zmienił się.
-Diana, ale brakuje mi go. Wolałem go takim jakim był. A nie to coś czym jest teraz.
-Alex. Ale nikt nigdy nie podporządkuje się Tobie. Nikt nigdy nie będzie dla Ciebie idealny. Nikt nigdy nie da Ci sto procent prawdziwego siebie. Zapamiętaj.
-Ty jesteś dla mnie idealna...
Powiedział patrząc jej w oczy.
-Ale...
Powiedziała z zakłopotaniem.
-Przepraszam. Nie powinienem. Ja może już pójdę...
Powiedział i wyszedł z pokoju Diany.
Dziewczyna siedziała i nie mogła uwierzyć w to co się stało. W to co usłyszała.
Przecież to był, ba! jest jej brat. Starszy brat Alexis... Nikt więcej.

***

Alexis zawiedziony wrócił do domu. Nie chciał by to co powiedział, kiedykolwiek ujrzało światło dzienne. Nie chciał niszczyć związku swojego brata. Widział jak jest bardzo szczęśliwy. Jak ona jest szczęśliwa. Dlaczego to życie musi tak się komplikować? Dlaczego nigdy nic nie idzie po naszej myśli.
Musiał odpocząć. Zarezerwował bilet do Chile. Chciał znów być w domu. Chciał być przy kimś kto go kocha. Najgorsza miłość to miłość nieodwzajemniona. A jeszcze gorsza jest ta, o której nie możesz nikomu powiedzieć, bo wszystko runie. Taka była miłość Alexisa...
Nie mógł znaleźć wystarczającej ilości pieniędzy w swoim portfelu, więc poszedł do tego "na czarną godzinę". Był pusty. Kompletnie. Domyślił się, że to Nathan.
Choć był załamany, jego dowcip nadal się trzymał. Alex był osobą, której on nigdy nie opuszcza.
Wchodząc do pokoju z zamiarem zabrania Nathanowi pieniędzy ujrzał białą kopertę w szufladzie. Chcąc nie chcąc zajrzał do niej. Zdjęcie USG i podpis "To Twoje dziecko. Gina", które ujrzał sprawiło, że aż usiadł na łóżku.
"To Twoje dziecko". Kogo? Nathana? Nie, Nathan to przecież dziecko. Jak dziecko może mieć dziecko?
Chwile trwało nim doszedł do siebie. Automatycznie wyjazd do domu zszedł na drugi tor, teraz musiał porozmawiać z bratem.
-Nathan?
Powiedział do słuchawki, gdy usłyszał głos brata.
-...
-Możesz przyjść do domu?
-...
-Nathan, powiem prosto z mostu. Masz dziecko?!
Alexis nie należał do osób, które owijają w bawełnę. Mówił prosto to co myślał.
Nathan nic mu nie odpowiedział. Tylko milczał.
-Nathan! Jak ty to sobie wyobrażasz? A Diana?
Znów nic nie odpowiedział. Rozłączył się i wyłączył telefon.

***

Przyszła pora na oddanie dzieci pod opiekę rodziców. Po zapięciu dzieci w samochodzie mogła ruszyć do domu Davida. Ricardo w tym czasie pojechał na Camp Nou porozmawiać z Tito.
-Diana! Może wejdziesz na chwilę?
Spytała się Patricia, gdy wyciągała syna z fotelika.
-Nie, trochę się śpieszę. Chciałabym jeszcze porozmawiać z Alexisem. Jutro przyjdę, to porozmawiamy.
-Dobrze. Dziękuję.
Odpowiedziała i zamknęła drzwi.
Nie była pewna czy dobrze robi jadąc do Alexisa. Ale musiała sobie wszystko wyjaśnić. Nie mogła zostawić tego tak jak jest.
-Alex...
Powiedziała nieśmiało wchodząc do jego domu.
-Jestem na górze!
Powiedział leżąc na swoim łóżku.
-O czym tak myślisz?
Powiedziała siadając obok niego.
-O wszystkim. O mnie, o Nathanie, o Tobie. O tym jak to teraz wszystko się ułoży...
-Ja właśnie chciałam o tym porozmawiać. O tym co powiedziałeś u mnie w domu.
Mówiła niepewnie.
-Nic takiego nie powiedziałem. Powiedziałem tylko prawdę.
-Ale ja chcę, żeby między nami wszystko było w porządku, tak jak dawniej.
-Diana, teraz już nic nie będzie tak jak zawsze....
-Co masz na myśli?
Spytała.
-Nie ja powinienem Ci tego mówić, tylko Natt...
-Alex!
Powiedziała stanowczo.
-Chcesz znać prawdę? Dobrze, powiem Ci, bo jeśli on przez tyle czasu nie potrafił, to teraz też tego nie zrobi.
Wyszedł z pokoju.
W jej głowie tysiące myśli. O co mu może chodzić? Nathan jej nie kocha? Robił to wszystko dla zabawy? Ale to co zobaczyła przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
-Otwórz.
Powiedział wręczając kopertę.
To zdjęcie i ten napis. Siedziała jak trup. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Czy płakać, czy płakać jeszcze głośniej?
-Ale...
Wydusiła z siebie.
-Właśnie się dowiedziałem, że jestem wujkiem, fajnie, nie? Ty to chyba ciocia dla tego dziecka.
-Ale... To nie może być prawda. Ty mi to robisz specjalnie!
Wykrzyczała na niego.
-Co?!
-Jesteś zazdrosny! Wymyśliłeś sobie to wszystko! Chcesz skłócić mnie i Nathana! Wiesz, że jest dla mnie bardzo ważny, nie możesz pogodzić się z tym, że jest ważniejszy od Ciebie!
Krzyczała na niego gniotąc zdjęcie.
-Diana, co ty wygadujesz!?
Dziwił się.
-Już Cię przejrzałam Alex! Jak byłeś dla mnie kimś więcej niż przyjacielem, ty tego nie umiałeś zauważyć! Teraz wybacz! Nic dla mnie nie znaczysz! I jeszcze chcesz zrujnować moje życie! Nie podejrzewałabym Cię o to! Jesteś bardzo fałszywy!
Krzyczała powstrzymując płacz.
W końcu nie mogła. Wybiegła z domu ze zdjęciem w ręku i odjechała przed siebie.
Alexis został sam. Nie wiedział co ma myśleć. Co robić. Nie wiedział czy mówiła to naprawdę, czy ona tak naprawdę sądzi. Nikt nic nie wiedział.

***

Jechała cała roztrzęsiona. Nie wiedziała komu wierzyć. Alexisowi i jakby nie było twardym dowodom, czy swojej ufności do Nathana. Przecież on ją kochał. Tyle razy jej to mówił, ale najwyraźniej słowa to za mało.
Jechała w stronę centrum miasta. Chciała spotkać Nathana. Chciała wszystko wyjaśnić. Chciała usłyszeć, że to co mówił Alexis to nieprawda. Myliła się. Przejeżdżając jedną z ulic Barcelony zatrzymały ją światła. Rozejrzała się na boki. To co zauważyła, sprawiło, że łzy natychmiast podpłynęły jej do oczu.
 Zauważyła szczęśliwą rodzinę. Ojciec prowadził wózek i razem z matką szczęśliwie spoglądali na maleństwo w środku. Tą rodziną była rodzina Nathana.
Nie patrząc już na nic nacisnęła gaz do końca, jak to tylko możliwe i pojechała środkiem zatłoczonej ulicy.
Nigdy nie należy robić niczego we złości, a już bardziej prowadzić samochód.
Była załamana. Wiedziała, że w tym jednym momencie jej życie runęło. Widziała, że to koniec. Są takie rzeczy, które wolałbyś, żeby nigdy się nie wydarzyły, ale musisz je zaakceptować. Rzeczy, których nie chcesz znać, ale musisz się ich nauczyć. I są też takie osoby, bez których nie możesz żyć, ale musisz pozwolić im odejść. Musiała...
Nie patrzyła już gdzie jedzie, nie patrzyła jak jedzie. Patrzyła tylko na zgniecione zdjęcie w swojej ręce. Spojrzała na drogę. Było za późno.
Zderzenia nie dało się uniknąć. Wjechała prosto w tył samochodu stojącego na skrzyżowaniu. Ostatnim co pamięta jest widok tego dziecka, dziecka, które było Nathana.

***

-Czy pani mnie słyszy? Halo? Czy pani mnie słyszy?
Słyszała głosy, niewyraźne i ciche, ale słyszała. Nic więcej nie pamięta.
Wielki zamieszanie. Wypadek, do którego doszło zdarzył się na jednej z głównych ulic Barcelony. Pół miasta stało w korku. Kierowcy samochodu, w którego wjechała nie dało się uratować. Mężczyzna, chcąc zapanować nad samochodem wjechał w kamienice. Nie zostało nic. Zginął na miejscu. Ratownicy nawet nie podejmowali akcji ratunkowej. Ciało mężczyzny było zmasakrowane. Jechał bez pasów. Głową uderzył w kierownice i całą sobie rozciął. Dwa nieszczęścia w jednym...

***

Alexis od dwudziestu minut próbował dodzwonić się do Diany. Bezskutecznie. Nie wiedział, czy ma do niej pojechać. Chciał ją tylko usłyszeć.
Gdy wychodził z domu, by do niej pojechać, zadzwonił do niego telefon. "Diana"
-Halo? Dianuś? Nareszcie odebrałaś!
Powiedział odbierając telefon. Nie był to jednaj głos przyjaciółki. Tylko obcego mężczyzny.
-...
-Co?! Gdzie?!
Krzyczał do słuchawki przestraszony.
-...
-Zaraz będę!
Krzyczał wsiadając do samochodu. Lekarz powiedział mu, że Diana miała wypadek i leży w stanie ciężkim. Diana dla Alexisa była bardzo, bardzo ważna. Musiał tam jechać.
Jadąc zadzwonił do brata. On też musiał wiedzieć.
-Nathan? Nie rozłączaj się!
Krzyczał gdy brat odebrał telefon.
-...
-Diana miała wypadek! Leży w stanie ciężkim! Przyjeżdżaj do tego szpitala, w którym ty byłeś!
Krzyczał i odłożył telefon.

***

-Gdzie ona jest?
Wparował do szpitala jak huragan. Biegał jak opętany od sali do sali. Nikt nie wiedział jak mu pomóc. Po ponad dziesięciu minutach znalazł się pod salą operacyjną numer 117. Nic nie słyszał. Nawet własnych myśli. Był sparaliżowany. Nie myślał, nie mówił, nie ruszał się. Umarł z przerażenia.
Z sali nie było słychać żadnych głosów, żadnych krzyków. Kompletna cisza.
Przerwał to wszystko wbiegający Nathan.
-Gdzie ona jest? Żyje?
Spytał się zmęczony.
Alexis spojrzał na niego z kamienną twarzą. Dało się zauważyć, że jest wściekły.
Największą ochotę miał na przyłożenie bratu, tak by nauczył się szanować kobiety. Zrobiłby to, gdyby nie lekarz wychodzący z sali, a za nim łóżko, na którym leżała Diana.
Nathan pobiegł za Dianą i pielęgniarkami, to i tak nic mu nie dało.
Alexis został przy lekarzu.
-Wszystko w porządku?
Spytał przerażony.
-Miała dużo szczęścia. Jest tylko potłuczona i ma złamaną rękę. To nic w porównaniu z tym, co powinno jej się stać. Jest wielką szczęściarą.
-Tak się cieszę!
Powiedział oddychając ciężko.
-Proszę jej o tym nie mówić, nie można jej teraz martwić. Ale powinien pan o tym wiedzieć. W wypadku, który spowodowała zginął mężczyzna. Nic nie mogliśmy zrobić. Jechał bez pasów..
Mówił.
-Kto to był?
Spytał.
-Prawdopodobnie będzie to kolejna zła wiadomość.
Powiedział. Alexis nie wiedział co myśleć.
-Miał tak samo na nazwisko jak poszkodowana. Ricardo Nevárez, 65 lat.
Zaniemówił.
-Mogę do niej wejść?
Spytał. Nie wiedział co odpowiedzieć lekarzowi.
-Sala numer 104.
Poszedł pod wskazaną salę. Na krześle siedział załamany Nathan.
-Byłeś u niej?
Spytał.
-Nie.
Odpowiedział.
-I słusznie.
Powiedział i wszedł do sali zamykając za sobą drzwi.
Ujrzał leżącą z zamkniętymi oczami Dianę. Siadając obok niej, odgarnął jej włosy z czoła. Uśmiechnęła się.
-Słyszysz mnie?
Powiedział. Nie odpowiedziała mu, chodź dokładnie wszystko słyszała.
-Diana...
Wyszeptał i złapał ją za rękę.
Serce podeszło jej do gardła. Otworzyła oczy. Ujrzała siedzącego nad nią Alexisa.
-Jak dobrze żyjesz.
Powiedział i puścił jej rękę.
-Tak... Szkoda...
Wyszeptała. Wszystko ją bolało. Zaczynając od głowy, a kończąc na palcach u nóg. Ale najgorzej czuło się jej serce. Czasem po prostu brak słów, by powiedzieć jak beznadziejnie się czuje. Jak bardzo chciałoby się przespać ten czas. Jak bardzo by się chciało ominąć ten czas. Nie cierpieć.
-Nathan tutaj jest?
Wyszeptała. Pewne rzeczy nigdy nie umierają. Mogą jedynie ucichnąć, ale nigdy nie umierają. Teraz po prostu nie ma najmniejszego sensu, a może ma? Może nadal jest to najważniejsze w całym tym beznadziejnym życiu, tylko nie chcemy dopuścić do siebie tej myśli?
-Na korytarzu. Zawołać go?
-Nie.
Powiedziała stanowczo.
-Chcę zostać sama. Mój dziadek wie?
Spytała.
-Zadzwonię do niego. Odpoczywaj. Ja przy Tobie będę. Zawsze. Pamiętaj.
Powiedział. Nie chciał jej tego mówić. Nie chciał jej jeszcze bardziej załamywać. Ona i tak wystarczająco się dziś wycierpiała.

czwartek, 4 lipca 2013

22. Wszystko obrało właściwy tor.

Następne dwa tygodnie minęły w Barcelonie nim ktokolwiek się spostrzegł. Nathan stawał się coraz bardziej samodzielny. Już pogodził się ze swoim nowym życiem.
Alexis uległ namowom Jordiego i postanowił wziąć Rafaelę na "randkę". Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Diana z kolei nie zrobiła nic niezwykłego przez te dwa tygodnie. Sumiennie zajmowała się dziećmi Davida i Patrici, przez co ta dwójka nie wyobraża sobie życia bez niej.
Życie Ricarda prze te dwa tygodnie wyglądało mniej więcej tak Barcelona-Madryt, Madryt-Barcelona. Cały czas był w drodze.
W sobotnie popołudnie Diana miała wolne. Postanowiła je spędzić z Nathanem. Dzięki jego wytrwałości, sile i szybkiemu powrotu do zdrowia, mógł już bez problemu chodzić o kulach. Wybrali się na spacer po okolicy.
-Nie boli Cię?
Spytała się Diana, gdy dochodzili na plażę.
-Nie. Wszystko w porządku.
Odpowiedział i usiadł na ławce.
Końcówka maja to wspaniały czas w Barcelonie. Pogoda robi się wyborna, przez co jest tu wiele więcej ciekawych ludzi. Warto nawiązywać nowe znajomości.
Gdy Diana i Nathan spędzali miłe chwile razem, Alexis robił drobne poprawki przed spotkaniem z Rafaelą.
Rafaela jest młodszą siostrą Jordiego.
Ma dwadzieścia dwa lata. Zawsze była oczkiem w głowie Jordiego, w końcu ma tylko jedną siostrę. Rafaela jest aktorką. Pierwszy raz stała przed kamerą jak miała trzy lata. Od tamtej pory wystąpiła w ponad trzydziestu filmach, serialach i reklamach. Przez ostatnie cztery lata mieszkała we Francji. Francję uważa za swój drugi dom. Jest bardzo miła i kulturalna. Nie to co Jordi. Są zupełnie inni, uzupełniają się. On wybuchowy, nie panuje nad tym co mówi, ona poukładana, elegancka. Zawsze trzy razy coś przemyśli zanim coś powie.
~Dobra, może być.~ Pomyślał i wyszedł z domu. U Jordiego był za trzy minuty. Wystarczyło przejść przez dziurę w płocie, którą ostatnio zrobili, by mieć do siebie jeszcze bliżej.
-Jestem w łazience!
Krzyknął Jordi, gdy usłyszał wchodzącego Alexisa.
Sanchez nie byłby sobą, gdyby nie poszedł do kolegi. Wchodząc, ujrzał siedzącego na podłodze Jordiego, w całych przemoczonych ciuchach, z jakąś mazią na rękach i twarzy i z młotkiem w ręku.
-Alba?! Co ty robisz?
Spytał się widząc to coś.
-A wiesz, tak sobie tutaj siedę i rozmyślam.
Powiedział ironicznie.
-Zlew mi się kretynie zepsuł!
Krzyknął na niego.
-Dobra, spokojnie. Gdzie Raff?
Spytał się i wyszedł z łazienki.
-Była u siebie w pokoju.
Nie czekając długo zapukał do pokoju blondynki i wszedł.
Leżała na łóżku i słuchała muzyki. Wyglądała tak niewinnie, wręcz dziecinnie.
Widząc wchodzącego Sancheza wyciągnęła słuchawki z uszu i usiadła na łóżku zaciągając sukienkę na kolana.
-Cześć mała.
Powiedział i usiadł na krześle naprzeciw jej łóżka.
Nie odpowiedziała tylko założyła włosy za ucho.
-Gotowa?
Kontynuował.
Przytaknęła i wzięła torebkę. Wychodząc z pokoju pocałowała brata w policzek i wyszła z domu.
-Kiedy wróciłaś z Paryża?
Pytał się Alexis, gdy kroczyli uliczką.
-Dwa tygodnie temu. Za trzy dni znów wyjeżdżam.
Odpowiedziała nie patrząc na niego.
-Też do Francji?
Pytał.
-Nie. Teraz zaproponowali mi występ na Broadwayu. Wyjeżdżam na pół roku, minimum.
-Do Stanów jedziesz? Fajnie. Tam jeszcze nie byłem.
Mówił.
-Gdzie właściwie idziemy?
Spytała gdy chodzili po Barcelonie.
-Wiesz, sam nie wiem. Nie miałem czasu niczego zaplanować. Nie jesteś chyba zła?
-Nie.
Odpowiedziała bez uśmiechu.
Rafaela była bardzo nieufna dla innych ludzi. Wyglądała na taką, która nie chce spotykać nowych ludzi, tak też trochę było...

***

Spędzili miły dzień na plaży. Gdy robiło się już późno i czuli zmęczenie po całym dniu wrócili do domu.
-Skarbie, może coś obejrzymy?
Zaproponowała Diana włączając telewizor. Nathan w tym czasie nasypywał jedzenie dla Sunny.
-Czemu nie.
Po kilku minutach leżeli wtuleni w siebie na łóżku w pokoju Nathana z miską popcornu. Nathan wybrał horror. Film o kanibalach, którzy uciekli z zakładu psychiatrycznego i znęcają się na grupką przyjaciół. Niemożliwe, ale straszne, jak dla kogo.
Nathan cały film śmiał się, że tyle krwi nie ma w ciele ludzkim, a nerki i jelita tak nie wyglądają. Diana z kolei co chwila chowała twarz w koszulkę Nathana. Nie ze strachu. Z obrzydzenia. Zawsze odtrącało ją od takich widoków. Nawet nie może patrzeć na seriale chirurgiczne. Odtrąca ją to.
Może już tak jest, ba! musi być, że kobiety są bardziej delikatne i wrażliwe.
-No nie mów, że się boisz!
Zaśmiał się Nathan widząc Dianę wtuloną w jego koszulkę.
-Nie. Ale to jest obrzydliwe...
Wydukała.
-Przecież to jest bajka...
-Nathan, wyłącz to.
Prosiła go. Niedługo wytrzymał, gdy patrzyła na niego swoimi kocimi oczami. Wyłączył film i puścił cicho muzykę.
-Dużo przyjemniej.
Powiedziała i pocałowała chłopaka w policzek.
Zaczęli się namiętnie całować. Całować jak nigdy wcześniej. Nie trzeba było czekać długo na kolejny ruch Nathana. Subtelnym, powolnym ruchem dłoni ściągnął z Diany koszulkę. Nie muszę pisać co było dalej?

***

-Mam nadzieję, że choć trochę umiliłem Ci czas.
Powiedział Alexis, gdy odprowadził Rafaelę pod dom.
-Było to na pewno lepsze niż siedzenie w samotności i wkuwanie roli na pamięć.
Odpowiedziała.
-Do zobaczenia.
Dodała i posyłając uroczy uśmiech w stronę chłopaka weszła do domu. Przez te kilka godzin nie robili nic specjalnego. Chodzili po mieście, karmili kaczki, jedli ciastko. Miło spędzony dzień w towarzystwie miłej osoby.
Leniwie wszedł do domu. Sunny od razu rzuciła się na niego.
-Wróciłem!
Krzyknął ściągając skórzaną, czarną kurtkę i zawiesił ją na wieszaku obok szafy.
Nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Alexis to Alexis, wszedł bez pukania do pokoju brata. Myślał, że śpi.
Wparował do pokoju z pistoletem na wodę i zaczął psikać po bracie leżącym w łóżku, mówiąc przy tym jakieś słowa po francusku.
Gdy kołdra była już cała mokra, a Alexis prawie sikał ze śmiechu, spod przykrycia wyłoniła się głowa Nathana, a zaraz za nią Diany.
Sanchez stał jak wryty. Nie dało się nie zauważyć, że są nadzy. Nie wiedział, czy ma się śmiać, czy od razu wyjść.
Stał jeszcze przez chwile i patrzył na nich.
-Alex, wyjdziesz w końcu?!
Spytała zdenerwowana Diana zakrywając swoje ciało.
Nie odpowiedział tylko uśmiechnął się od ucha do ucha i wyszedł z pokoju.
 Nie mógł uwierzyć w to co widział. Uważał swojego brata za niedojrzałego szczyla, no, w końcu on zawsze był młodszy i głupszy. Dobrze wiedział jaki jest i co robi Nathan jak nikogo nie ma w domu, ale właśnie. Jak nikogo nie ma! Nigdy nie widział go w takiej sytuacji. Ale, przecież w końcu musi być ten pierwszy raz!
Siedział na kanapie w salonie z psem na kolanach. Czekał, aż któreś z kochasiów wyjdzie z pokoju. W końcu się doczekał.
Gdy miał już zbierać się do snu, jego oczom ukazała się Diana, która chwilę potem nalewała sobie sok do szklanki.
-I co tak się gapisz?!
Spytała z uśmiechem na twarzy siedząc przy stole.
Nie odpowiedział, tylko usiadł obok niej.
-I jak było?
Spytał śmiejąc się.
-Sanchez!
Krzyknęła z uśmiechem na niego i uderzyła go w ramię.
-Idę do siebie. Do zobaczenia.
Powiedziała i już chciała wychodzić z domu, gdy zatrzymał ją Alexis.
-Nie boisz się tak sama? Jest już prawie północ. Zostań jak chcesz. Nathan się ucieszy.
Powiedział uśmiechając się.
-Mówił Ci już ktoś, że jesteś głupi Sanchez?
Spytała i poszła do pokoju Nathana.

***

Noga Nathana goiła się bardzo szybko i prawidłowo. Dziś mają mu ściągać gips. Do szpitala pojechał razem z Dianą. W końcu pozwolił jej prowadzić. Fakt, nie miał innego wyjścia.
-Pan Nathan Sanchez...
Mówił lekarz czytając papiery Nathana.
Chilijczyk siedział na łóżku szpitalnym spięty, zdenerwowany i przestraszony. Bał się.
Diana z kolei siedziała na krześle przy biurku lekarza i przyglądała się wszystkiemu.
Po ogólnym zbadaniu stanu zdrowia pacjenta, pan Martines zaczął ściągać gips.
Noga po ściągnięciu gipsu nie wyglądała normalnie. Była wygięta lekko w prawą stronę i trochę spuchnięta. Lekarz uspokajał oboje, że po kilku dniach wszystko wróci do normalności. Założył jeszcze cztery opaski uciskowe kolejno na udzie, kolanie, łydce i na pięcie, by wszystko lepiej się goiło. Po wykupieniu maści i kremów udali się na Camp Nou do Alexisa.
Nathan mógł już prawie normalnie chodzić. Całą stopę mógł postawić na ziemi, ale tylko na parę chwil. Dlatego kule były mu bardzo potrzebne.
David umówił się z Dianą, że przywiezie swoją córkę na stadion i tam Diana będzie się nią zajmowała.
-Diana!
Krzyknęła Olaya i przytuliła się do Diany gdy tylko ujrzała wchodzącą dziewczynę do szatni.
-Cześć.
Powiedziała na przywitanie do wszystkich zgromadzonych w szatni.
Wszyscy chóralnie jej odpowiedzieli.
-I jak Nathan? Wszystko dobrze?
Spytał się Xavi.
-Tak. Już mogę normalnie chodzić, nie to co z tym gipsem.
Odpowiedział.
Chwilę potem piłkarze Barcelony biegali już po boisku. Diana z Nathanem siedzieli na ławce rezerwowych, a Olaya siedziała za Dianą i robiła jej warkoczyki.
-Co dziś będziemy robili?
Spytała się mała.
-A co byś kochanie chciała robić?
Odpowiedziała Diana.
-Może pójdziemy na basen?
Powiedziała z iskierkami w oczach.
I już plan na dzisiejszy dzień mieli. Spodobał się on wszystkim oprócz Nathanowi. W sumie nie ma się czego dziwić.
Po treningu Nathan z Alexisem wrócili do domu, a Diana poszła po starszą córkę Davida.
-Zaida, chcesz iść na basen?
Spytała się, gdy dochodzili do domu.
Odpowiedź była chyba wiadoma.
Po wzięciu pieniędzy od Davida na basen i wszystkich potrzebnych rzeczy do kąpieli pojechała z Olayą i Zaidą do Alexisa.
-Sanchi, jedziesz z nami na basen?
Spytała się otwierając drzwi.
Alexis leżał na kanapie i jadł dżem.
-Basen? No dobra. Poczekajcie.
Pobiegł na górę i zabrał, ręcznik, kąpielówki, okulary do nurkowania, balony i kilka kaczuszek do kąpieli.
-Alex, na co Ci to?
Spytała, gdy jechali do jej domu.
-Co?!
Spytał.
-No te żółte kaczki.
-Zawsze się z nimi kąpie.
Powiedział śmiejąc się.
Po wzięciu swoich rzeczy to znaczy tylko(!) stroju kąpielowego i ręcznika wreszcie mogli jechać na umówiony basen.

***

Nathan został sam. Siedząc z psem na tarasie i oglądając latające ptaki zadzwonił do niego telefon.
Nieznany numer.
-...
-Tak to ja. Kto mówi?
Pytał.
-...
-Dobrze, przyjadę. A coś się stało?
-...
-No dobrze. Która sala?
Pytał.
-...
-Będę za dwadzieścia minut.
Rozłączył się i zamówił taksówkę, która była już trzy minuty później pod jego domem.
Dzwoniąca kobieta powiedziała mu, że ważna dla niego osoba oczekuje go w szpitalu. Ta wiadomość go przeraziła, ale rozmówca uspokajał mówiąc, że wszystko jest w porządku.
Kilka minut później był już w szpitalu. Wszedł do umówionej sali. Ujrzał leżącą Ginę.
-Gina?! Coś się stało?
Spytał przestraszony siadając obok niej.
-Już wszystko dobrze. Chciałabym Ci kogoś przedstawić.
Powiedziała i wskazała na wózek szpitalny stojący obok jej łóżka.
 Niepewnie wstał z krzesła i stanął obok metalowego wózka.
Nie mógł oddychać. Nie mógł nic powiedzieć. Nie mógł myśleć. Stał i patrzył. Nic więcej.
Ujrzał maleństwo, kruszynkę coś tak małego czego jeszcze nie widział. To dziecko było idealne! To było jego dziecko.
-Nareszcie jest z nami.
Powiedziała Gina widząc zmieszanego Nathana. On jej nic nie odpowiedział.
-Możesz go wziąć na ręce.
Dopowiedziała. On nic. Stał i patrzył.
Gina musiała sama to zrobić. Wstała, wzięła syna na ręce i podała go Nathanowi.
-Nathan. To Twój syn.
Powiedziała.
Stał dalej jak wryty. Chłopiec leniwie pokręcił głową i otworzył swoje małe, zamglone oczy.
Nathanem drgnęło jak jego oczy i oczy dziecka spotkały się.
-To naprawdę on?
Wyjąkał.
-Tak. To nasz syn.
Odłożyli dziecko, które już za chwilę zasnęło.
Siedzieli sami w sali i rozmawiali.
-Podoba Ci się imię Eloy?
Spytał się Nathan.
-Eloy? Jest dla niego idealne.
Odpowiedziała ucieszona Gina.
Eloy, od dziś najwspanialsze dziecko na świecie!
Jak Nathan poradzi sobie z byciem ojcem? Czy on jest na to gotowy?

***

-Alexis... pójdziesz ze mną na zjeżdżalnie?
Spytała z niewinnym uśmiechem Zaida.
Nie mógł jej nie odmówić. Alexis to taki typ chłopaka, który nie oprze się żadnej kobiecie, czy nawet małej dziewczynce. Po prostu płeć piękna robi z nim co chce.
Wspaniale jest czasem poleżeć, zamknąć oczy i wyłączyć się kompletnie. Szczególnie po zwariowanym tygodniu. To jest idealne rozwiązanie.
Po dwugodzinnej kąpieli na basenie, Alexis jako przykładny wujek zabrał córki Davida i Dianę na gofry z bitą śmietaną.
Dziewczynki tak polubiły Alexisa, że zaczęły mówić do niego wujku. Alexisowi nie sprawiało to problemu. Wręcz przeciwnie. Ucieszył się, że one tak go polubiły.

***

Dzień skończył się bardzo szybko. Po oddaniu córek rodzicom przyszła pora na powrót do domu. U Alexisa w domu, Nathana nie było. Pomyślał, że jest u Diany. Alexis, który nie miał już ani siły, ani ochoty na jakiekolwiek wycieczki położył się i zasnął.
W mieszkaniu Navárezów był tylko Ricardo, ani śladu Nathana.
-Cześć skarbie.
Powiedziała, gdy usłyszała głos chłopaka w słuchawce.
-Gdzie jesteś? Chciałam się spotkać...
Powiedziała.
-...
-W domu? Byłam przed chwilą u Ciebie. Nie było Cię.
-...
-A, dobrze. To może ja przyjdę? Mam dla Ciebie niespodziankę...
Powiedziała z uśmiechem.
-...
-Nie? No dobrze. Do zobaczenia jutro.
Powiedziała smutno i odłożyła telefon.
Pierwszy raz jej czegokolwiek odmówił. Ale słyszała szczęście w jego głosie. Czuła, że jest szczęśliwy. Może ona nie jest już jego największym szczęściem?

*__________*

Taki nijaki rozdział :) Welcome Elooyy! haha ;P
Zapewne tego się nie spodziewaliście, choć nie, była wcześniej mowa o dziecku. Ale teraz was zaskoczę i tym samym zmartwię. Tego co wydarzy się w następnych trzech rozdziałach nikt się nie domyśli ;) Możecie zgadywać w komentarzach jeśli chcecie, odpowiem na wszystkie odpowiedzi :P A czym Was muszę zmartwić... Są to ostatnie trzy rozdziały tego opowiadania... Więcej nie będzie :)
To tyle, dziękuję za wszystkie komentarze. :)