trzy miesiące później...
Ten kto kłamie, nie uświadamia sobie, jak wielkiego zadania się podejmuje, bo będzie musiał wymyślić jeszcze dwadzieścia innych kłamstw, by podtrzymać to jedno. A czy ten trud jest konieczny? Nie łatwiej jest powiedzieć od razu prawdę, a nie kręcić niepotrzebnie i pogrążać się tylko w tym wszystkim? Przecież kłamstwo prędzej czy później i tak wyjdzie na jaw. Na co ta cała dziecinada?
***
Wychodzę do kolegi, jadę do lekarza, umówiłem się z Alexisem, mam próbę, muszę i tyle. To tylko nieliczne z wykrętów jakie stosował Nathan, by wyrwać się z domu. Gdy jego noga do końca wyzdrowiała, robił wszystko, by nie siedzieć w domu.
Z Alexisem i Rafaelą nic nie wyszło. Wyjechała do Stanów i tyle ją Hiszpania widziała. Za to przez ten czas Jordi nie próżnował.
Któregoś ciepłego czerwcowego dnia do domu Sanchezów przyprowadził piękną Mellisę. Idealnie wkomponowała się w ich życie. No bo przecież Jordi i Alexis prowadzą wspólne życie.
***
-Alex! Ja wychodzę!
Krzyknął Nathan i otworzył drzwi wejściowe.
-Zaczekaj!
Odpowiedział i podszedł do brata.
-Gdzie idziesz?
Spytał zamykając drzwi.
-Przecież nie muszę Ci się spowiadać. Idę to idę, wrócę jak będę.
Odpowiedział i złapał za klamkę.
-Gdzie idziesz?
Powiedział głośniej.
-Tylko się upokarzasz. Nie Twoja sprawa gdzie idę, co robię i z kim robię.
-Nathan. Jesteś moim bratem, martwię się Ciebie.
-Niepotrzebnie.
-Diana u mnie była. Ona naprawdę się o Ciebie martwi. Jesteś cały czas nieobecny. Co się dzieje?
-Skoro jej ze mną jest tak źle, to może powinna być z Tobą? Tak dobrze się dogadujecie.
-Nathan!
Krzyknął na niego Alexis.
-Zamknij się!
Powiedział i wyszedł z domu.
Co z nim się dzieje? Nigdy taki nie był. Poszedł i nawet się nie odwrócił.
***
-O, Nathan. Cześć.
Powiedziała Gina, gdy ujrzała u drzwi swojego mieszkania Nathana.
-Eloy właśnie zasnął, więc możemy spokojnie porozmawiać.
Powiedziała.
Eloy rósł jak na drożdżach.

Był bardzo podobny do Nathana. Miał jego oczy. Duże, brązowe i lśniące. Jego włoski stawały się coraz ciemniejsze i gęstsze. Był tak śliczny, że nikt nie mógł mu się oprzeć.
-Co u Ciebie słychać?
Spytała się przygotowując obiad dla syna.
-Szkoda gadać...
Powiedział kładąc się na łóżku.
Czekała, aż zacznie mówić. Gina znała go wystarczająco, by wiedzieć czy coś jest na rzeczy.
-Alexis coś podejrzewa... Dziś pytał się mnie gdzie wychodzę...
-Nie chcesz by wiedział o Eloyu? Wstydzisz się go?
Spytała siadając obok niego.
-Nie, Gina to nie tak. Ja kocham tego małego, w końcu to mój syn, ale on tego nie zrozumie. Wiesz jaki on jest...
-Wiem. I rozumiem Cię. W dodatku jesteś z tą Dianą...
Nie odpowiedział jej tylko spojrzał w jej oczy.
-Wiesz, teraz wy jesteście dla mnie najważniejsi.
Powiedział. Nie potrzebowała nic więcej. Przybliżyła się do bruneta i zaczęła go namiętnie całować. Wszystko powróciło. Bo miłość nigdy nie odchodzi. Ona częściowo zanika, by powrócić dojrzalsza, trwalsza i piękniejsza.
-Gina, ja nie powinienem...
Powiedział przerywając pocałunek.
-Czego Diana nie zobaczy, to Diany nie zaboli...
Powiedziała i zaczęła ściągać koszulkę z Nathana.
***
-Alex? A co ty tutaj robisz?
Spytała, gdy ujrzała chłopaka w korytarzu swojego mieszkania.
-Mogę wejść?
-Pewnie, chodź.
W mieszkaniu był dziadek Diany, Olaya, Zaida i Luca. Ricardo układał z Olayą i Zadią puzzle, a Luca spał w łóżeczku, które David specjalnie zakupił dla swojego syna.
-Wujek!
Powiedziała Zaida i przytuliła się do nóg Sancheza.
-Dzień dobry panie Ricardo.
-Dobry, dobry.
Odpowiedział i wrócił do układania puzzli.
Alexis i Diana zamknęli się w sypialni Nevárez. Alex siadając na łóżku zaczął bawić się swoimi palcami u rąk. Robił tak zawsze jak się denerwował. Diana od razu to zauważyła.
-Co się stało?
Spytała i otworzyła drzwi balkonowe.
-To ja powinienem spytać co się stało. Nie zauważyłaś niczego dziwnego?
-O co Ci chodzi?
Spytała zdezorientowana i usiadła obok przyjaciela.
-O Nathana. Z nim jest coś nie tak...
-Wydaje Ci się. Po prostu dorósł, zmienił się.
-Diana, ale brakuje mi go. Wolałem go takim jakim był. A nie to coś czym jest teraz.
-Alex. Ale nikt nigdy nie podporządkuje się Tobie. Nikt nigdy nie będzie dla Ciebie idealny. Nikt nigdy nie da Ci sto procent prawdziwego siebie. Zapamiętaj.
-Ty jesteś dla mnie idealna...
Powiedział patrząc jej w oczy.
-Ale...
Powiedziała z zakłopotaniem.
-Przepraszam. Nie powinienem. Ja może już pójdę...
Powiedział i wyszedł z pokoju Diany.
Dziewczyna siedziała i nie mogła uwierzyć w to co się stało. W to co usłyszała.
Przecież to był, ba! jest jej brat. Starszy brat Alexis... Nikt więcej.
***
Alexis zawiedziony wrócił do domu. Nie chciał by to co powiedział, kiedykolwiek ujrzało światło dzienne. Nie chciał niszczyć związku swojego brata. Widział jak jest bardzo szczęśliwy. Jak ona jest szczęśliwa. Dlaczego to życie musi tak się komplikować? Dlaczego nigdy nic nie idzie po naszej myśli.
Musiał odpocząć. Zarezerwował bilet do Chile. Chciał znów być w domu. Chciał być przy kimś kto go kocha. Najgorsza miłość to miłość nieodwzajemniona. A jeszcze gorsza jest ta, o której nie możesz nikomu powiedzieć, bo wszystko runie. Taka była miłość Alexisa...
Nie mógł znaleźć wystarczającej ilości pieniędzy w swoim portfelu, więc poszedł do tego "na czarną godzinę". Był pusty. Kompletnie. Domyślił się, że to Nathan.
Choć był załamany, jego dowcip nadal się trzymał. Alex był osobą, której on nigdy nie opuszcza.
Wchodząc do pokoju z zamiarem zabrania Nathanowi pieniędzy ujrzał białą kopertę w szufladzie. Chcąc nie chcąc zajrzał do niej. Zdjęcie USG i podpis "To Twoje dziecko. Gina", które ujrzał sprawiło, że aż usiadł na łóżku.
"To Twoje dziecko". Kogo? Nathana? Nie, Nathan to przecież dziecko. Jak dziecko może mieć dziecko?
Chwile trwało nim doszedł do siebie. Automatycznie wyjazd do domu zszedł na drugi tor, teraz musiał porozmawiać z bratem.
-Nathan?
Powiedział do słuchawki, gdy usłyszał głos brata.
-...
-Możesz przyjść do domu?
-...
-Nathan, powiem prosto z mostu. Masz dziecko?!
Alexis nie należał do osób, które owijają w bawełnę. Mówił prosto to co myślał.
Nathan nic mu nie odpowiedział. Tylko milczał.
-Nathan! Jak ty to sobie wyobrażasz? A Diana?
Znów nic nie odpowiedział. Rozłączył się i wyłączył telefon.
***
Przyszła pora na oddanie dzieci pod opiekę rodziców. Po zapięciu dzieci w samochodzie mogła ruszyć do domu Davida. Ricardo w tym czasie pojechał na Camp Nou porozmawiać z Tito.
-Diana! Może wejdziesz na chwilę?
Spytała się Patricia, gdy wyciągała syna z fotelika.
-Nie, trochę się śpieszę. Chciałabym jeszcze porozmawiać z Alexisem. Jutro przyjdę, to porozmawiamy.
-Dobrze. Dziękuję.
Odpowiedziała i zamknęła drzwi.
Nie była pewna czy dobrze robi jadąc do Alexisa. Ale musiała sobie wszystko wyjaśnić. Nie mogła zostawić tego tak jak jest.
-Alex...
Powiedziała nieśmiało wchodząc do jego domu.
-Jestem na górze!
Powiedział leżąc na swoim łóżku.
-O czym tak myślisz?
Powiedziała siadając obok niego.
-O wszystkim. O mnie, o Nathanie, o Tobie. O tym jak to teraz wszystko się ułoży...
-Ja właśnie chciałam o tym porozmawiać. O tym co powiedziałeś u mnie w domu.
Mówiła niepewnie.
-Nic takiego nie powiedziałem. Powiedziałem tylko prawdę.
-Ale ja chcę, żeby między nami wszystko było w porządku, tak jak dawniej.
-Diana, teraz już nic nie będzie tak jak zawsze....
-Co masz na myśli?
Spytała.
-Nie ja powinienem Ci tego mówić, tylko Natt...
-Alex!
Powiedziała stanowczo.
-Chcesz znać prawdę? Dobrze, powiem Ci, bo jeśli on przez tyle czasu nie potrafił, to teraz też tego nie zrobi.
Wyszedł z pokoju.
W jej głowie tysiące myśli. O co mu może chodzić? Nathan jej nie kocha? Robił to wszystko dla zabawy? Ale to co zobaczyła przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
-Otwórz.
Powiedział wręczając kopertę.
To zdjęcie i ten napis. Siedziała jak trup. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Czy płakać, czy płakać jeszcze głośniej?
-Ale...
Wydusiła z siebie.
-Właśnie się dowiedziałem, że jestem wujkiem, fajnie, nie? Ty to chyba ciocia dla tego dziecka.
-Ale... To nie może być prawda. Ty mi to robisz specjalnie!
Wykrzyczała na niego.
-Co?!
-Jesteś zazdrosny! Wymyśliłeś sobie to wszystko! Chcesz skłócić mnie i Nathana! Wiesz, że jest dla mnie bardzo ważny, nie możesz pogodzić się z tym, że jest ważniejszy od Ciebie!
Krzyczała na niego gniotąc zdjęcie.
-Diana, co ty wygadujesz!?
Dziwił się.
-Już Cię przejrzałam Alex! Jak byłeś dla mnie kimś więcej niż przyjacielem, ty tego nie umiałeś zauważyć! Teraz wybacz! Nic dla mnie nie znaczysz! I jeszcze chcesz zrujnować moje życie! Nie podejrzewałabym Cię o to! Jesteś bardzo fałszywy!
Krzyczała powstrzymując płacz.
W końcu nie mogła. Wybiegła z domu ze zdjęciem w ręku i odjechała przed siebie.
Alexis został sam. Nie wiedział co ma myśleć. Co robić. Nie wiedział czy mówiła to naprawdę, czy ona tak naprawdę sądzi. Nikt nic nie wiedział.
***
Jechała cała roztrzęsiona. Nie wiedziała komu wierzyć. Alexisowi i jakby nie było twardym dowodom, czy swojej ufności do Nathana. Przecież on ją kochał. Tyle razy jej to mówił, ale najwyraźniej słowa to za mało.
Jechała w stronę centrum miasta. Chciała spotkać Nathana. Chciała wszystko wyjaśnić. Chciała usłyszeć, że to co mówił Alexis to nieprawda. Myliła się. Przejeżdżając jedną z ulic Barcelony zatrzymały ją światła. Rozejrzała się na boki. To co zauważyła, sprawiło, że łzy natychmiast podpłynęły jej do oczu.
Zauważyła szczęśliwą rodzinę. Ojciec prowadził wózek i razem z matką szczęśliwie spoglądali na maleństwo w środku. Tą rodziną była rodzina Nathana.
Nie patrząc już na nic nacisnęła gaz do końca, jak to tylko możliwe i pojechała środkiem zatłoczonej ulicy.
Nigdy nie należy robić niczego we złości, a już bardziej prowadzić samochód.
Była załamana. Wiedziała, że w tym jednym momencie jej życie runęło. Widziała, że to koniec. Są takie rzeczy, które wolałbyś, żeby nigdy się nie wydarzyły, ale musisz je zaakceptować. Rzeczy, których nie chcesz znać, ale musisz się ich nauczyć. I są też takie osoby, bez których nie możesz żyć, ale musisz pozwolić im odejść. Musiała...
Nie patrzyła już gdzie jedzie, nie patrzyła jak jedzie. Patrzyła tylko na zgniecione zdjęcie w swojej ręce. Spojrzała na drogę. Było za późno.
Zderzenia nie dało się uniknąć. Wjechała prosto w tył samochodu stojącego na skrzyżowaniu. Ostatnim co pamięta jest widok tego dziecka, dziecka, które było Nathana.
***
-Czy pani mnie słyszy? Halo? Czy pani mnie słyszy?
Słyszała głosy, niewyraźne i ciche, ale słyszała. Nic więcej nie pamięta.
Wielki zamieszanie. Wypadek, do którego doszło zdarzył się na jednej z głównych ulic Barcelony. Pół miasta stało w korku. Kierowcy samochodu, w którego wjechała nie dało się uratować. Mężczyzna, chcąc zapanować nad samochodem wjechał w kamienice. Nie zostało nic. Zginął na miejscu. Ratownicy nawet nie podejmowali akcji ratunkowej. Ciało mężczyzny było zmasakrowane. Jechał bez pasów. Głową uderzył w kierownice i całą sobie rozciął. Dwa nieszczęścia w jednym...
***
Alexis od dwudziestu minut próbował dodzwonić się do Diany. Bezskutecznie. Nie wiedział, czy ma do niej pojechać. Chciał ją tylko usłyszeć.
Gdy wychodził z domu, by do niej pojechać, zadzwonił do niego telefon. "Diana"
-Halo? Dianuś? Nareszcie odebrałaś!
Powiedział odbierając telefon. Nie był to jednaj głos przyjaciółki. Tylko obcego mężczyzny.
-...
-Co?! Gdzie?!
Krzyczał do słuchawki przestraszony.
-...
-Zaraz będę!
Krzyczał wsiadając do samochodu. Lekarz powiedział mu, że Diana miała wypadek i leży w stanie ciężkim. Diana dla Alexisa była bardzo, bardzo ważna. Musiał tam jechać.
Jadąc zadzwonił do brata. On też musiał wiedzieć.
-Nathan? Nie rozłączaj się!
Krzyczał gdy brat odebrał telefon.
-...
-Diana miała wypadek! Leży w stanie ciężkim! Przyjeżdżaj do tego szpitala, w którym ty byłeś!
Krzyczał i odłożył telefon.
***
-Gdzie ona jest?
Wparował do szpitala jak huragan. Biegał jak opętany od sali do sali. Nikt nie wiedział jak mu pomóc. Po ponad dziesięciu minutach znalazł się pod salą operacyjną numer 117. Nic nie słyszał. Nawet własnych myśli. Był sparaliżowany. Nie myślał, nie mówił, nie ruszał się. Umarł z przerażenia.
Z sali nie było słychać żadnych głosów, żadnych krzyków. Kompletna cisza.
Przerwał to wszystko wbiegający Nathan.
-Gdzie ona jest? Żyje?
Spytał się zmęczony.
Alexis spojrzał na niego z kamienną twarzą. Dało się zauważyć, że jest wściekły.
Największą ochotę miał na przyłożenie bratu, tak by nauczył się szanować kobiety. Zrobiłby to, gdyby nie lekarz wychodzący z sali, a za nim łóżko, na którym leżała Diana.
Nathan pobiegł za Dianą i pielęgniarkami, to i tak nic mu nie dało.
Alexis został przy lekarzu.
-Wszystko w porządku?
Spytał przerażony.
-Miała dużo szczęścia. Jest tylko potłuczona i ma złamaną rękę. To nic w porównaniu z tym, co powinno jej się stać. Jest wielką szczęściarą.
-Tak się cieszę!
Powiedział oddychając ciężko.
-Proszę jej o tym nie mówić, nie można jej teraz martwić. Ale powinien pan o tym wiedzieć. W wypadku, który spowodowała zginął mężczyzna. Nic nie mogliśmy zrobić. Jechał bez pasów..
Mówił.
-Kto to był?
Spytał.
-Prawdopodobnie będzie to kolejna zła wiadomość.
Powiedział. Alexis nie wiedział co myśleć.
-Miał tak samo na nazwisko jak poszkodowana. Ricardo Nevárez, 65 lat.
Zaniemówił.
-Mogę do niej wejść?
Spytał. Nie wiedział co odpowiedzieć lekarzowi.
-Sala numer 104.
Poszedł pod wskazaną salę. Na krześle siedział załamany Nathan.
-Byłeś u niej?
Spytał.
-Nie.
Odpowiedział.
-I słusznie.
Powiedział i wszedł do sali zamykając za sobą drzwi.
Ujrzał leżącą z zamkniętymi oczami Dianę. Siadając obok niej, odgarnął jej włosy z czoła. Uśmiechnęła się.
-Słyszysz mnie?
Powiedział. Nie odpowiedziała mu, chodź dokładnie wszystko słyszała.
-Diana...
Wyszeptał i złapał ją za rękę.
Serce podeszło jej do gardła. Otworzyła oczy. Ujrzała siedzącego nad nią Alexisa.
-Jak dobrze żyjesz.
Powiedział i puścił jej rękę.
-Tak... Szkoda...
Wyszeptała. Wszystko ją bolało. Zaczynając od głowy, a kończąc na palcach u nóg. Ale najgorzej czuło się jej serce. Czasem po prostu brak słów, by powiedzieć jak beznadziejnie się czuje. Jak bardzo chciałoby się przespać ten czas. Jak bardzo by się chciało ominąć ten czas. Nie cierpieć.
-Nathan tutaj jest?
Wyszeptała. Pewne rzeczy nigdy nie umierają. Mogą jedynie ucichnąć, ale nigdy nie umierają. Teraz po prostu nie ma najmniejszego sensu, a może ma? Może nadal jest to najważniejsze w całym tym beznadziejnym życiu, tylko nie chcemy dopuścić do siebie tej myśli?
-Na korytarzu. Zawołać go?
-Nie.
Powiedziała stanowczo.
-Chcę zostać sama. Mój dziadek wie?
Spytała.
-Zadzwonię do niego. Odpoczywaj. Ja przy Tobie będę. Zawsze. Pamiętaj.
Powiedział. Nie chciał jej tego mówić. Nie chciał jej jeszcze bardziej załamywać. Ona i tak wystarczająco się dziś wycierpiała.