wtorek, 4 czerwca 2013

11. Nigdy nie zaznasz prawdziwego szczęścia.

Nie wszystko co robimy jest godne pochwały. Nie wszystko co robimy jest przemyślane i zaplanowane. Nie wszytko co robimy sami pochwalamy.  Nie wszystko co robimy jest z własnej woli. Czasem ktoś nas do czegoś zmusza, czasem przegramy jakiś głupi zakład, a czasem nasz duma nie chce zostać urażona i po prostu jesteśmy zmuszeni zrobić coś, czego wcale nie chcemy. A czasem wystarczy kilka butelek napojów procentowych, a już człowiek robi głupstwa, o których po trzeźwu nawet by nie pomyślał. W tym "wyjątkowym" stanie człowiek jest w stanie zrobić wszystko. Dosłownie wszystko...

***

Otworzyła oczy. Rozejrzała się po pokoju. Syf! Brud! Ogólna rozpierducha! Ciuchy, piłki, majtki. Hola! Hola! Czyje majtki? JEJ! Chcąc się upewnić zajrzała pod kołdrę. Jej ciało było kompletnie nagie! Kto to zrobił?
-Cześć kochanie...
Usłyszała niski, przyjemny głos. Odwróciła się. Jego ciemne, lśniące oczy wpatrywały się w nią jak w obrazek. Jakby była najpiękniejszą kobietą na ziemi.
Leżała obok niego i ani drgnęła. Nie wiedziała co mu odpowiedzieć. Nie musiała nic mówić. Poczuła ciepłe usta na swoich.
-Jak się spało?
Spytał.
-Jak się spało? Moritz?! Co my robimy?
Spytała zła i wstała z łóżka.
-Tak, teraz dużo lepiej.
Powiedział zadowolony z siebie. Nim Dianie przypomniało się, że jest naga, brunet zdążył jej się dokładnie przyjrzeć.
Jak najszybciej wróciła do łóżka i przykryła się po samą szyję.
-Nie udawaj, że się mnie wstydzisz. Nie pamiętasz jak mówiłaś, że mnie kochasz i chcesz mi urodzić troje dzieci?
Mówił uśmiechnięty.
-Ty się dobrze czujesz?!
Spytała zła.
Nagle kompletna zmiana nastroju. Jakby ktoś inny w nią wstąpił. Czasem już tak jest, że nasze nastawienie zmienia się diametralnie. Nie koniecznie na lepsze, ale się zmiana.
-Przepraszam. Tak, pamiętam. Kocham Cię.
Odpowiedziała i przytuliła się do chłopaka.
-Od teraz wszytko będzie dobrze? Mogę mówić, że jesteś moją dziewczyną?
Pytał.
-Kocham Cię Mo.
Powiedziała i czule pocałowała "swojego chłopaka".
Całą miłosną sielankę przerwały otwierające się drzwi.
-Co się tutaj wyprawia?!
Spytał Alexis wchodzący do pokoju. Wszystko było by normalne, gdyby nie to, że miał przefarbowane na blond włosy, a jego zazwyczaj modne ciuchy, zamieniły się na różową falbaniastą sukienkę. Co on na siebie włożył?
Żadne mu nie odpowiedziało. Leżeli wtuleni w siebie i nie wiedzieli co powiedzieć.
-Odpowiecie mi? Diana?! Zdradzasz mnie?!
Spytał zły i ściągnął kołdrę z kochanków.
-AAAWWRR!
Wrzasnął.
-Zdradzasz mnie! I to z kim? Z nim?! DIANA!!!
Wydarł się jeszcze głośniej.
-Ale... Alexis...
Mówiła przez płacz.
-O nie! Nikt nie będzie doprowadzał do płaczu mojej dziewczyny!
Wykrzyczał Leitner i wstając z łóżka zaczął popychać Sancheza.
-Moritz! Alexis! Przestańcie!
Wrzeszczała przez płacz Diana. Chciała temu zaprzestać. Chciała ich rozdzielić, ale coś jakby przywiązało ją do łóżka. Nie była w stanie wstać.
-Zapamiętaj! Nigdy! Nigdy nie pozwolę, żeby Diana przez Ciebie płakała! Żeby przez kogokolwiek płakała!
Krzyczał Moritz uderzając w twarz Alexisa.
-A ja nie pozwolę, żeby była z takim idiotą jak ty!
Powiedział Alexis. Tym razem, to on był atakującym. Przewrócił Moritza na podłogę. Ten upadając rozbił głowę o kant stołu. Upadł martwy na podłogę. Alexis albo tego nie widział, albo nie chciał widzieć. W ten czy inny sposób nadal bił Moritza. Chciał pokazać kto jest lepszy.
-Alexis! Zostaw go!
Krzyczała Diana płacząc na łóżku.
W końcu miała w sobie na tyle siły, by wstać z łóżka.  Podbiegając do martwego Moritza nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Krew była wszędzie. Teraz również na jej rękach. Nie wiedziała co ma robić. Nic nie wiedziała.
-Tak będzie dla wszystkich lepiej.
Zaczął Alexis patrząc na płaczącą Dianę.
-Raz na zawsze zniknie z naszego życia.
Dokończył.
-Jesteś nienormalny! Nie chcę Cię znać!
Krzyczała na niego.
-Nie? A wczoraj jeszcze mówiłaś, że mnie kochasz. Nie pamiętasz?
Pytał. Znów to samo. Znów diametralna zmiana nastroju. Zmiana patrzenia na świat. Teraz nie Moritz był najważniejszy. Nie, nie... On mógł już nie żyć. Ups... Przecież nie żyje...
Teraz najważniejszy był Alexis. Tylko on.
-Przepraszam, że na Ciebie krzyczałam. Wiem, źle się zachowałam. Przebaczysz mi?
Pytała ze złami w oczach podchodząc do chłopaka.
-Tak. Kocham Cię Diana.
-Ja Ciebie też kocham.
Odpowiedziała i czule pocałowała Chilijczyka.
-Co tutaj się wyprawia?!
Wparował do pokoju Nathan. Tak Nathan. Ten sam, który powinien być teraz z Hiszpanii.
-Nathan? Co ty tutaj robisz?
-Co ja tutaj robię? Ty mi wytłumacz! Co ty tutaj robisz z nim?
Pytał zły.
-Co się tutaj dzieje?
Spytał Moritz.
-Mo?! Ty żyjesz?
Spytała ucieszona Diana. Przecież jeszcze przed chwilą leżał cały we krwi z rozwaloną  głową. Nie oddychał! On nie żył! Co się tutaj dzieje?!
Stała sama po jednej stronie pokoju. Po drugiej kolejno Moritz, Nathan i Alexis. Patrzyli się na nią swoimi ciemnymi oczami.
-Ja nic nie rozumiem...
Zaczęła.
W tym momencie pokój zamienił się w jedną czarną przestrzeń. Nie było tu nic, poza czworgiem ludzi. Nic nie widzieli. Było ciemno. Zimno. Przerażająco!
-Alexis...?!
Pytała przestraszona. Nie wiedziała gdzie jest. Nie wiedziała co robić. Bała się.
-Moritz...?!
Znów to samo. Żadnego odzewu.
-Natt...?!
Nikt nie odpowiedział. Była przerażona. Nie wiedziała co z nią teraz się stanie.
-Chodź tutaj moje dziecko.
Odpowiedział jej głos. Aż podskoczyła ze szczęścia. Nie jest sama!
W tym momencie zrobiło się jasno. Jasność tak raziła w oczy, że nie można było tego wytrzymać. Rażący promień zamienił się w parzący! Zaczął parzyć ją po całym ciele. Czuła ból. Ból, który był dopiero początkiem jej cierpień. Krzyczała, wiła się z bólu.
-Diana?!
Usłyszała głos. Znany jej głos. Głos, którego tak bardzo jej brakowało przez kilka dni.
-Dziadku?
Wyjąkała ostatkiem sił.
-Jestem tutaj. Chodź za moim głosem...
Mówił.
Nie miała sił. Musiała.
Co krok dalej czuła się lepiej. Jakby bliskość dziadka sprawiała, że czuła się lepiej, bezpieczniej. Szła za głosem. Cały czas po omacku. Ale nie bała się. On ją prowadził...
-Dziadku?!
Spytała gdy jej oczom ukazał się piękny, różany ogród.
Ogród, który już gdzieś kiedyś widziała, ogród, który sprawiał, że stawała się szczęśliwa i od razu uśmiech gościł na jej twarzy.
Ogród ten był idealny! Drzewa, krzewy, kwiaty... Czuła się wspaniale. Ból już całkiem uleciał z jej małego ciała.
-Diana?!
Usłyszała znów głos. Dochodził zza jej pleców.
Niepewnie odwracając się ujrzała dziadka. Stał ubrany w białą koszulę i białe spodnie. Wyglądał niczym anioł. On był aniołem. Jej Aniołem Stróżem.
-Diana posłuchaj.
Zaczął.
-Nie zawsze życie układa nam się tak, jak byśmy chcieli. Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Ale pamiętaj. Nie wolno się poddawać. Nie wolno zwątpić w swoje siły. Jeżeli ty zwątpisz w siebie, wszyscy, wszyscy bez wyjątku będą uważali Cię za słabą. A ty nie jesteś słaba. Jesteś wyjątkowa. Wyjątkowa i bardzo silna. Przeszłaś przez tak wiele. Mimo tylu niepowodzeń i porażek, nadal jesteś uśmiechnięta. Nadal jesteś pozytywnie nastawiona do świata. Do świata, przez którego tak dużo wycierpiałaś.
Mówił do wnuczki wycierając jej łzy spływające po policzku.
-Diana, obiecaj mi, że będziesz silna. Nie dla mnie, nie dla przyjaciół. Dla siebie. Bo to jest twoje życie, nie kogoś innego. Ty sobie nie dasz rady, ono się rozpadnie. Pamiętaj o tym.
Kiwnęła głową patrząc wprost w oczy dziadka.
-W życiu zawsze jest kilka dróg do wyboru. I niezależnie od tego, jak dobrze byś wybrała, zawsze będziesz się zastanawiała nad tym, jak wyglądało by twoje życie, gdybyś wybrała inaczej. Musisz kierować się rozumem. Ale też sercem. Wiem, to nie jest łatwe. Czasem jedno podpowiada coś, co jest rozsądniejsze, a drugie to, dzięki czemu będziesz bardziej szczęśliwa. Wybór między jednym, a drugim jest bardzo trudny. Ale pamiętasz? Jesteś silna, dasz radę.
Wtuliła się w ciepłe ciało dziadka. Jego słowa już zawsze będą w jej sercu. Jej pękniętym od dawna sercu.
-Kocham Cię dziadku...
Wyszeptała. Ricardo zniknął. Został po nim tylko lśniący pył...
Nagle cały ogród zaczął wirować. Zaczęła kręcić się razem z nim. Wpadła w okropny wir.  Wir, z którego nie było ucieczki.
Znalazła się znów w ciemnym pomieszczeniu. Znów nic nie widziała. Znów czuła ból. Ból, który powoli narastał.
-Diana?!
Usłyszała głos. Bała się odpowiedzieć. Stała i czekała.
Nagle w pokoju zaczęło robić się jaśniej. Zaczęły wyłaniać się trzy postacie.
-Alexis?!
Spytała.
-Moritz?! Nathan?!
Spytała szczęśliwa. Choć ból coraz bardziej wdawał się we znaki, ona była szczęśliwa. Znów miała ich przy sobie.
-Posłuchaj. Teraz nie będzie łatwo.
Zaczął Alexis.
-Musisz dokonać wyboru.
Dokończył Moritz.
-O czym wy mówicie? Jakiego wyboru? Chodźcie do mnie i będzie wszystko dobrze.
Odpowiedziała.
-I  znowu to samo!
Powiedział Alexis.
-Znów chcesz, żeby wszytko było tak jak ty chcesz. Zawsze, zawsze wszystko musi być po twojej myśli. Ty zawsze jesteś najważniejsza.
-Ale... Alex... Ja...
Wyjąkała.
-Nie Diana. Nie. Taka jest prawda. Pogódź się z tym.
Skończył.

Stała cała zapłakana w rogu pokoju. Na przeciwko niej stało trzech mężczyzn. Przyglądali jej się cały czas. Ale ich oczy nie były normalne. Były wypełnione złością, nienawiścią, czernią.
-Wybieraj.
Zaczął Nathan.
-Co mam wybierać? Między czym?!
Spytała.
-Między nami. W twoim życiu nie może być trzech mężczyzn jednocześnie.
Dopowiedział Leitner.
-O czym wy mówicie?!
Wrzasnęła. Chcąc im się lepiej przyjrzeć podeszła bliżej. Stała dosłownie kilka metrów od nich. Chodź wiedziała, że to oni, nie poznawała ich. Czasem już tak jest, że chociaż kogoś bardzo dobrze znasz, to go nie poznajesz. Tak po prostu...
-Jak ja mam między wami wybierać?! Wszyscy jesteście moimi przyjaciółmi... Nie umiem!
Krzyczała.
Całą trójka stała niewzruszona. Kamienna twarz. Wzrok zawieszony wysoko w górze, ręce spuszczone wolno wzdłuż ciała, usta opuszczone w dół. To nie byli prawdziwi oni...
-Ja, Nathan, czy Moritz? Wybieraj. Nie mamy czasu.
Mówił Alexis.
-Alex... Sanchi...
Powiedziała.
-O co wam chodzi? Ja nic nie rozumiem...
-Ja, Nathan czy Moritz?
Powtórzył.
-Alex...
-Dobrze, skoro nie chcesz. Miło było Cię poznać. Pamiętaj, że kocham Cię, zawsze kochałem i nigdy nie przestanę.
Powiedział. Po wypowiedzeniu ostatniego słowa zamienił się w pył. Taki sam, w jaki kilka chwil wcześniej zamienił się Ricardo.
-Alex!!!
Krzyknęła Diana podbiegając w miejsce, w którym stał Alexis.
-Wybieraj.
Powiedział Moritz.
-Ja czy on.
Dokończył Nathan.
-Nie chcę żadnego z was! Znikajcie! Zostawcie mnie w spokoju!
Wrzasnęła i schowała twarz w swoje ręce. Ona płakała, oni zniknęli. Znów była sama. Była sama, a tego tak bardzo nie lubiła.
Jej zapłakane oczy po kilku chwilach zaczęły ją piec. Tak piec, jak jeszcze nigdy wcześniej!
Ból, który zaczął przechodzić przez jej ciało był nie do wytrzymania. Znów czuła to samo.
-Nigdy nie zaznasz prawdziwego szczęścia.
Te słowa były ostatnimi jakie usłyszała. Było z nią coraz gorzej. Krzyczała, biła się po całym ciele, wyrywała włosy z bólu. Nie wytrzymała. Ból był większy. Nigdy już nie będzie szczęśliwa.

***

-Co ona tak się drze?
Spytał się Leo siedzący przy stole.
-Może weszła na wagę i pokazała więcej niż myślała?
Odpowiedział Alexis.
-Głupi jesteś! Może trzeba tam wejść?
Zaproponował Jordi.
Krzyki Diany wypełniały całe mieszkanie. Dlaczego nikt nie wpadł na to, by wcześniej sprawdzić co jej się dzieje? Przecież wszystko mogło się przez ten czas wydarzyć.
-Dobra, pójdę do niej...
Powiedział Alexis i wstał od stołu. Delikatnie otwierając drzwi wszedł do pokoju. Pokoju Moritza.
-Diana?!
Powiedział przestraszony i podbiegł do łóżka, na którym "spała" Diana.
Jej krzyki były tak głośne, takie przerażające, że Alexis nie wiedział co ma zrobić. Diana wierciła się na łóżku, biła się po własnym ciele. Jakby wstąpił w nią demon!
-Diana! Diana! Obudź się!
Krzyczał do niej Alexis łapiąc ją za ramiona.
Nagle otworzyła oczy. Były całe czerwone i przepełnione łzami. Gwałtownie podniosła się  i usiadła na wprost przerażonego Alexisa. Bał się bardziej niż ona sama. Jego mina sama w sobie była przerażająca! Usta otwarte, przekrzywione lekko w lewo, oczy wytrzeszczone najbardziej jak się da. Wyglądał niczym Özil!
-Już dobrze? Uspokoiłaś się?
Pytał Alexis patrząc na nią.
Dziewczyna mu nie odpowiedziała. Tylko rzuciła mu się na szyję i mocno przytuliła. Bała się, że naprawdę go straciła. Bała się, że już więcej go nie zobaczy. Bała się, że wszystko się skończyło. Teraz się dopiero zacznie...
-Co Ci jest? Dianuś?
Pytał.
-Jestem przy tobie. Już się nie bój...
Mówił głaszcząc ją po ciemnych włosach.
-Chodź. Ubierz się. pomaluj i przyjdź do nas.
Powiedział i po pocałowaniu ją w czoło podszedł do drzwi.
-Jestem tuż obok. Nie bój się.
Powiedział i wyszedł z pokoju.
Znów została sama. Znów tysiące myśli w jej głowie. To był tylko sen. Na szczęście to był tylko sen. Ale sen, który już zawsze zostanie w jej pamięci. Nigdy nie zaznasz prawdziwego szczęścia, te słowa bardziej sprawdzą się w jej życiu, niż może sobie wyobrazić...

***

-I co z nią?
Zaczął Leo, gdy Alexis wrócił do salonu. Całe posiedzenie przeniosło się na wielką kanapę w salonie. Byli wszyscy prócz Pedro i Moritza. Ten pierwszy jeszcze nie doszedł do siebie po  wczorajszym wieczorze...
-Miała zły sen. Już w porządku. Ale proszę, nie pytajcie jej o to. Jest cała roztrzęsiona.
Odpowiedział i położył się na kanapę.
Po kilku minutach do salonu weszła Diana. Nie wyglądała normalnie. Po jej pięknym, szczerym uśmiechu nie było śladu. Była bardzo smutna. Przygnębiona.
Siadając obok Alexisa napiła się szklanki mleka.
-To co, dziś już nas opuszczacie?
Zaczął Bittencourt.

-Jak trzeba to trzeba. Ale chyba macie nas już dość, nieprawdaż?
Spytał Tello.
-Oj, nie było tak źle.
Odpowiedział.
-Sądząc po twoich podkrążonych oczach i jeszcze pijanym sposobie myślenia, można stwierdzić, że nasze odwiedziny na długo zapamiętasz?
Powiedziała Diana. Nareszcie na jej twarzy pojawił się uśmiech.
Po chwili atmosfera całkiem się rozluźniła.
-Alexis, weź się przesuń... Nie mam tu miejsca! Nie możesz usiąść?!
Powiedział Jordi, który siedział na skrawku kanapy.
-Najważniejsze w życiu to nie upaść, dlatego leżę!
Powiedział ze śmiechem Sanchez.

***

Dochodziła czternasta. Ich siedmioosobowa grupa nadal nie była w komplecie. Moritz zaginął w akcji, a Pedro umiera w łóżku. Temu panu więcej nie polewamy...
-Pójdę go obudzić. Niedługo jedziemy.
Powiedział Alexis i leniwie podniósł się z kanapy.
Pedro spał w pokoju gościnnym. Wyglądał tak niewinnie z zamkniętymi oczami, tak słodko... Ale to nie przeszkadzało Alexisowi, by zgotować mu "mile" powitanie.
-Wstaaaaaaawać!
Wydarł się Alexis do ucha Rodriqueza i zrzucił go z łóżka.
-Do jasnej cholery! Sanchez!
Wydarł się jeszcze głośniej leżąc na podłodze.
-Pora wstawać śpiąca królewno, słonko już dawno świeci nad Dortmundem.
Powiedział i wyszedł z pokoju.
-Zabiję go kiedyś, zabiję...
Powtarzał wściekły Pedro wstając z podłogi.

***

Po wspólnym zjedzeniu obiadu i obejrzeniu po raz setny filmu o psie grającym w piłkę nożną, Leo zaczął martwić się o swojego przyjaciela. Korzystając z ogólnego zamieszania w domu, wykręcił jego numer.
-Mo?! Gdzie ty jesteś?
Zaczął mówić do słuchawki.
-...
-To wracaj do domu! Ile można biegać?
Mówił i rozłączył się.
Gdyby ktokolwiek wszedł teraz do tego mieszkania, sam by się zgłosił do psychiatryka, myśląc, że ma omamy i widzi na tym świecie samych idiotów!
Sanchez na podłodze, a na nim Pedro, bo Alexis znów zaczął mówić o fascynacji Pedro mężczyznami.
Tello rozmawiający przez telefon ze swoją dziewczyną, był najnormalniejszy, ale też nie do końca. Wyszedł na balkon i przy rozmowie robił na zmianę brzuszki i przysiady. Diana z Jordim postanowiła sprawdzić, które z nich lepiej skacze na skakance. Na środku salonu, zaraz obok telewizora urządzili zawody. Cóż z tego, że skakanka zahaczała o żyrandol, co z tego, że potłukli już dwa wazony, jeśli właściciel nic nie mówi, to czemu mają przestawać? No czemu?
-Nigdy już ich nie wpuszczę do domu, nigdy.
Powiedział Leo, gdy spojrzał na to wszystko co dzieje się w jego domu.
-Za jakie grzechy?!

***

Gdy otocznie nieco się uspokoiło i można było usłyszeć swoje myśli,  do domu wrócił Moritz. Wyglądał tak samo, jak w dzień, kiedy poznał ta zgraję wariatów.
-O! Jesteś!
Zaczął Leo widząc swojego przyjaciela.
-Lepiej późno niż wcale. Za dwie godziny odlatujemy!
Dopowiedział Alexis.
Moritz był bardzo zmieszany, jakby bał się spojrzeć w oczy komukolwiek. Jak najszybciej chciał się zamknąć w łazience, pod pretekstem kąpieli.
-Kto tam jest?
Spytał.
W tym momencie z łazienki wyszła Diana. Ich spojrzenia spotkały się. Ten strach, ten ból znów wrócił. Jakby znów śniła na jawie.
-Przepraszam...
Powiedział i zamknął się w łazience.
-On jest jakiś dziwny.
Powiedział Alexis, gdy Diana usiadła obok niego.
-Powiedz no, coś ty mu wczoraj zrobiła?
Zaczął.
-Ja?!
Spytała zdziwiona.
-No, ty z nim wczoraj wróciłaś. Pedro nie mam co pytać, bo on nadal nie kontaktuje.
Powiedział i wskazał na Pedro, który oglądał swoje brwi w butelce po piwie.
-Ja mu nic nie zrobiłam. On sam z siebie jest dziwny. Kto jak kto, ale ty Leo powinieneś to potwierdzić.
-No... Zaprzeczyć nie mogę.
-Ale i tak Pedro jest najdziwniejszy!
Podsumował wszystko Alba.

***

Moritz nie siedział długo w łazience. Wręcz przeciwnie, wyszedł po chwili, ale nie odzywał się ani słowem. Odpowiadał tylko na pytania pojedynczymi słowami.
-Chodźmy na rowery!
Wrzasnął Jordi.
-Jordi lubi jeździć na rowerach.
Mówił kiwając głową w dół i w górę.
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Wszyscy byli za!
Już po kilku minutach siedzieli na rowerach gotowi do drogi. Leo zaproponował trasę wokół lasu, który jest jednym z ładniejszych miejsc w tej okolicy. Oczywiście zaraz po stadionie.
Alexis na samym przodzie, za nim Jordi z Tello, Leo z Moritzem a na końcu wlókł się Pedro, któremu towarzyszyła Diana.
-Dobrze się już czujesz?
Zaczęła.
-Tak. Dobrze. To świeże powietrze dobrze mi zrobi.
Odpowiedział.
Jeździli różnymi szlakami przez kilkadziesiąt minut. Ale każdemu prędzej czy później znudzi się takie jeżdżenie. Jej znudziło się prędzej.
-Ej, słuchajcie..
Zaczęła Diana.
-Zatrzymajmy się na trochę. Nie mam takiej kondycji jak wy...
Mówiła. Prawda. Oni nawet nie czuli zmęczenia, a Dianie nogi już odmawiały posłuszeństwa.
Cóż mieli zrobić? Zatrzymali się na jednym z wzniesień i odpoczywali wygrzewając się na słońcu, które dziś się nie oszczędzało.
-Tello, wiesz jak się czuje Hiszpan wrzucony do rowu z wodą?
Zaczął Jordi. Alexis już widział jego szyderczy uśmiech na twarzy, doskonale wiedział co knuje.
-Nie, jak?
Odpowiedział.
-Zła odpowiedź!
Krzyknął Alexis i wrzucił Cristiana do rowu z wodą. Zimną wodą.
-To już wiesz!
Krzyknął ucieszony i przybił piątkę Jordiemu.
-SANCHEEEZ!!!
Wrzasnął Tello i wychodząc z rowu zaczął biec za Alexisem.
Wszyscy mieli wielki ubaw z przemoczonego Tello. Wszyscy poza Moritzem, który siedział pod drzewem oddalonym o kilka metrów od całej grupki.
-Cześć...
Powiedziała Diana podchodząc do niego.
-Mogę się przyłączyć?
Spytała. Po chwili już siedziała obok niego.
Musiała z nim porozmawiać. Musiała wszystko wyjaśnić. Musiała się upewnić. Możliwe jest, że już więcej go nie zobaczy. Nie można zaczynać nowego rozdziału, gdy poprzedni jest jeszcze nie skończony.
-Co dziś taki smutny jesteś?
Zaczęła.
-Nie musisz udawać. Jesteśmy sami.
Odpowiedział.
-Chciałem porozmawiać z tobą o tym, co się wczoraj stało, ale nie miałem odwagi. Nie wiedziałem jak zacząć...
Mówił.
Wiedziała, że takie owijanie w bawełnę do niczego nie doprowadzi. Można czaić się całe życie, ale wygrywają tylko konkretni. Taka też chciała być.
-Czujesz coś do mnie?
Spytała prosto z mostu patrząc na chłopaka.
Nie dało się nie zauważyć jego rumieńców na twarzy, jego zakłopotanych oczu i nerwowego przełykania śliny. Denerwował się. Bardzo się denerwował.
-Czujesz?  Czy nie?
Pytała. Sama nie wiedziała, skąd ma w sobie tyle siły, by bez najmniejszego wzruszenia mówić do niego takie rzeczy. Rzeczy, które zawsze trudno przechodziły jej przez gardło.
-Diana... Ja sam nie wiem...
Wyjąkał.
-Mo... Proszę Cię. Nie komplikuj tego. Powiedz, że nic do mnie nie czujesz. Że to była tylko jednorazowa akcja. Że nie byłeś wczoraj sobą.
Mówiła. On nie miał nawet zamiaru jej przerywać. Wpatrywał się w nią tak samo jak wczoraj. Jak w obrazek.
-Ja nie byłam. To nie byłam ja. Byłam pijana. Nie chciałam żeby to tak wyszło...
Mówiła. On nadal przyglądał się jej.
-Mo?! Powiesz coś wreszcie?!
Spytała nieco głośniej.
-Przepraszam za tamto i za to.
Powiedział.
-Za to? Za...
Nie zdążyła skończyć zdania. Usta zablokował jej Leitner swoimi. Znów czułą ten przeszywający ją ból w całym ciele, ale nie mogła, nie chciała by przestawał. Chciała, żeby to trwało wiecznie.
-Za to przepraszam.
Powiedział, gdy oderwał swoje usta od jej.
-Musiałem sprawdzić.
Dopowiedział. Diana cały czas była w szoku, ale nie dała tego poznać po sobie.
-I co? Dowiedziałeś się czy coś do mnie czujesz?
"Tak", "nie", "nie", "tak". Nie wiedział co powiedzieć. Bał się tego powiedzieć. A właściwie nie bał się powiedzieć. Bał się tego, co usłyszy od niej po wypowiedzeniu tego jednego słowa. Może byłoby łatwiej, gdyby mówiła to lżejszym, przyjemniejszym tonem? Diana przez cały czas była poważna i stanowcza. Jak nigdy.
-Nie.
Odpowiedział po pewnej chwili. Kłamał.
-Cieszę się, że sobie wszystko wyjaśniliśmy. Potraktujmy to jako wakacyjną przygodę. Nikt się o tym nie dowie.
Powiedziała już z uśmiechem na twarzy Diana.
-Tak... Nikt się nie dowie...
Powiedział ze sztucznym uśmiechem i odwrócił wzrok.
-Reus!!!
Usłyszeli krzyk Leo. Zaraz potem ujrzeli wysokiego blondyna przytulającego się do Leo.
-Jaki zbieg okoliczności!
Mówił.
-Pamiętasz, to są Alexis, Jordi, Pedro...
Mówił.
-Tak, pewnie. Hola!
Dorzucił po hiszpańsku.
-A tam pod kocem leży Tello. Trochę się zmoczył chłopak.
Dopowiedział Leo.
-A to jest...
Powiedział.
-Diana.
Odpowiedziała podając dłoń blondynowi.
-Miło mi Cię poznać.
Powiedział z przyjaznym uśmiechem na twarzy Marco.
Chłopcy nie byli by sobą, gdyby nie zaproponowali rewanżowego meczu Borussia-Barcelona.
Składy wyrównane, można grać.
Alexis-Pedro-Jordi kontra Marco-Leo-Moritz. Mecz wyglądał bardzo ciekawie. Nawet nie mówię już o tym, że grali bez bramkarza, ba! oni nie mieli bramek! Ustawili rowery i bramka gotowa! Za to piłki nie musieli długo szukać. Marco zawsze ma przy sobie chociaż jedną. Dobra. Piłkarze są, bramki są, piłka jest... Sędzia! Jest. Diana robiła za sędzinę. Nie wszystkim się to spodobało, gdyż sędzia darzy większą sympatią jeden ze klubów, ale cóż. Lepszy taki niż żaden.
Pierwszy gwizdek i zaczęli!
Piłkarze biegali po boisku, Diana udawała, że sędziuje, a Tello był odpowiedzialny za doping. Matko Katalońska jak on się darł! Wydzierał swoje gardło tak głośno, że czasem był głośniejszy niż gwizdek! Na przemian Vamos Barca i HEJA BVB, z czym to pierwsze było śpiewane dużo częściej i głośniej.
Jako, że grali bez bramkarzy, a bramki były dość duże (większe niż standardowe) to piłka do "siatki" wpadała co chwilę. Po dwóch minutach było już 17-18. Chyba. Sędzia zawsze może popełnić błąd w liczeniu goli, w szczególności jeśli jest ich tak dużo.
-Moritzzz!!! Tutaj! Podaj!
Krzyczał Marco stojąc niemal w bramce Barcelony.
Ostatnia akcja. Barcelona prowadzi jednym golem. Przy piłce Borussia.
Moritz chciał się popisać świetnym podaniem wprost pod nogi Marco. Udało mu się. Piłka idealnie ułożyła się pod nogami pomocnika. Wystarczyło już tylko umieścić ją w "siatce". Ale od czego w drużynie Mistrzów Hiszpanii jest niejaki Jordi Alba?
Jednym wspaniałym wślizgiem zabrał piłkę Marco, ale też przy okazji przejechał butem po jego nogach. Blondyn chcąc lub nie chcąc padł na trawę i zaczął zwijać się z "bólu".
-Karny! Karny!
Krzyczał Leo.
Musiała wskazać na jedenasty metr. Fakt, najpierw musiała odmierzyć te jedenaście metrów. Robiła to ponad dziesięć razy, ponieważ zawsze komuś coś nie pasowało. Gdy w końcu wszystko było gotowe, do piłki podszedł Moritz.
To była ostatnia akcja. Strzela, remis, nie przegrywają. Presja jaka na nim ciążyła była ogromna. Tak, pamiętam, że grają gdzieś w środku lasu, bramka jest zrobiona z rowerów, a składy są po trzy osoby. Ale karny to karny! Zawsze jet stresujący, szczególnie jeśli od tego zależy los twojej drużyny. Ba! Twojego życia!
Na bramce Alexis. Przy piłce Moritz. Co z tego będzie?
Wszyscy tylko czekają, aż Diana gwizdnie, a ona na przekór wszystkim zaczęła wiązać buty. Ach te kobiety...
-Gwizdnie w końcu?
Spytał się po cichu Pedro.
-Nie wiem. Robi to specjalnie.
Odpowiedział mu Jordi.
Najbardziej ze wszystkich denerwował się Moritz. Stał i patrzył prosto w środek bramki.
I Gwizdek! Mo głęboko odetchnął i wziął rozbieg.
-Hej, Moritz!
Krzyknęła Diana przyjmując wyzywającą pozycję i podwinęła lekko koszulkę do góry. Chciała jak najskuteczniej rozproszyć chłopaka.
Udało jej się. Kopnął tak nieudolnie, że Alexis, choć bramkarz z niego beznadziejny bez najmniejszego problemu złapał piłkę.
Wyraz twarzy Leitnera był niesamowity! Stał taki zrezygnowany, zawiedziony, ale jednocześnie zadowolony.
-Moritz sieroto!
Wrzasnął Reus podchodząc do chłopaka.
-Ona mnie rozproszyła!
Powiedział wskazując na Dianę.
-Ja?!
Spytała poprawiając koszulkę.
-Cycki mi pokazywała!
Mówił z uśmiechem na twarzy.
-Śmieszny jesteś Mo. Koniec meczu! Wygrywa Barcelona!
Krzyknęła. I zaczęły się uściski. Wszyscy ze wszystkimi. Nawet wciągnęli do tego graczy Borussii. Wszyscy byli szczęśliwi i radośni. Mimo patałacha Moritza. Cóż, w końcu zobaczył cycki. Niestrzelenie karnego zostało mu wybaczone.

***

-Odwiedzicie nas jeszcze kiedyś?
Zaczął Leo gdy stali przed drzwiami prowadzącymi do samolotu.
-Niedoczekanie wasze.
Odpowiedział Alexis. Leo nie zrozumiał. Odebrał to bardzo negatywnie. Już chciał odpowiedzieć coś
Sanchezowi, ale ten był szybszy.
-Wiecie gdzie jest Hiszpania? Tam nas znajdziecie.
Odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
-Czyli nie masz mi nic za złe?
Spytał się Moritz. Stali nieco z boku, chciał pobyć z nią ostatni raz sam na sam.
-No co ty! Przeze mnie nie strzeliłeś karnego, ty powinieneś być zły.
Powiedziała uśmiechnięta.
-Ale jaki fajny powód był niestrzelenia tego karnego.
Odpowiedział.
-Chodź tutaj do mnie.
Powiedział i przytulił dziewczynę mocno do siebie. Ostatni raz chciał być blisko niej. Ostatni.
-Diana! Chodź.
Spojrzała w jego oczy. Były smutne i zawiedzione.
-To do zobaczenia w Barcelonie.
Powiedziała i czule pocałowała chłopaka w policzek.
Pożegnania są najgorszą częścią wyjazdu. Zawsze, zawsze tak samo bolą.
-Cześć Leo. Pilnuj tego wariata.
Powiedziała i po wskazaniu na Mo przytuliła bruneta.
-A mam inny wybór?
Odpowiedział ze śmiechem.
Podeszła do Reusa. Nie znała go długo, fakt, w ogóle go nie znała, ale bardzo polubiła.
-To...
Zaczęła.
-Do zobaczenia.
Odpowiedział i przytulił brunetkę.
-Diana! Chodź że no!
Krzyknął Alexis stojący już w korytarzu prowadzącym do samolotu.
-Miło było Cię poznać.
Odpowiedziała i poszła za Alexisem.
Ostatnim co zobaczyła z Dortmundzie, była ta trójka.
Bardzo oryginalna i wesoła trójka.
Dlaczego najlepsze przyjaźnie są zawsze we troje? Może żeby przy zakupie pizzy składać się po mniej? Nie wiem, w każdym bądź razie taka przyjaźń jest wspaniała.

3 komentarze:

  1. świetny rozdział ten sen, nigdy nie chciałabym mieć takiego. Mam nadzieje, że wreszcie się jej ułoży i mam nadzieje, że z Alexisem :) pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Woow! O.o
    Czytając ten rozdział, nie raz nie wiedziałam co myśleć, szczególnie o tym śnie...
    Zaczynam czytać i naprawdę myślałam, że Diana i Mo będą razem, a później ten trup, później jednak nie... Dziewczyno! Doprowadzisz mnie do szału!
    Przyznam, że szkoda mi Moritza... Chciałbym, żeby był z Dianą i stał się główną postacią :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Im dłużej pisałam o Mo, to też robiło mi się go szkoda... Bardzo go lubię, ale cóż... Tak wyszło ;>

      Usuń