Miło jest wracać do miejsca, które się kocha. Jest jeszcze lepiej, gdy ktoś na nas czeka. W życiu najważniejsze to jest by mieć dla kogo żyć. Mając tą drugą osobę przy sobie życie jest łatwiejsze i przyjemniejsze. Tą drugą osobą niekoniecznie musi być Twój chłopak czy dziewczyna, a przyjaciel. Nie przyjaciel na chwilę, nie taki co jest z Tobą tylko wtedy, gdy jest dobrze, a przyjaciel, który mimo wszystkich niepowodzeń będzie z Tobą i we wszystkim Ci pomoże. Mieć prawdziwego przyjaciela jest lepsze niż wygranie milionów złotych. Bo przecież trzeba mieć z kim wydawać te pieniądze, nieprawdaż?
***
Podróż z Dortmundu do Barcelony nie trwała długo, jednakże Diana bardzo się wynudziła. Tello, Pedro i Jordi zajęli się grą w karty. A Alexis jak to Alexis, upatrzył sobie jakąś śliczną blondyneczkę i już tylko jej poświęcał czas.
-Ten pani chłopak nie jest idealny...
Powiedziała starsza pani siedząca niedaleko Diany.
Brunetka tylko przyglądała się kobiecie ze zdziwioną miną.
-Niby taki kochany i miły, a teraz zabawia jakąś inną.
Dokończyła.
-Ale to jest jego życie, niech robi co chce.
Dopowiedziała Diana i łapiąc za słuchawkę włożyła jedną do ucha.
-Nie jest pani zazdrosna? Chce się pani dzielić mężczyzną?
Pytała dalej starsza kobieta.
-Pani nie rozumie. Ja nie jestem z nim. Jest mi obojętne co robi. Jak dla mnie mógłby się umawiać ze wszystkimi.
Odpowiedziała od niechcenia i machnęła ręką. Dało się zauważyć, że ta rozmowa ją stresuje. Język jej się plątał, gdy mówiła "jest mi obojętny".
-Chyba jednak nie do końca... Mnie pani nie oszuka. Dobrze wiem co kryje się w pani sercu.
Mówiła kobieta.
-Niech pani się dobrze zastanowi co pani czuje i do kogo to pani czuje, nim będzie za późno.
Dopowiedziała i wlepiła swoje zielono-niebieskie oczy w szybę. Do końca lotu patrzyła się w jeden punkt.
Po kilku minutach samolot wylądował.
***
-To widzimy się za dwa dni na treningu.
Powiedział Alexis.
-Tak, do zobaczenia.
Dopowiedział Pedro.
Każde z nich poszło w swoją stronę. Każde z nich ma rodziny, ma obowiązki. Życie to nie tylko wieczne zabawy, podróże, mecze. Czasem trzeba przystopować i zająć się tym co ważniejsze. Rodziną na przykład.
Pedro niedługo zostanie ojcem. To są ostatnie chwile, kiedy może się wyszaleć, pobawić.
Tello jest podporządkowany jednej dziewczynie. Lorena całkiem zawładnęła życiem Tello, a on samowolnie jej się podporządkował. Jordi z kolei nie znalazł jeszcze swojej miłości, ale ma w domu coś gorszego... Młodszą siostrę! Biedny Jordi, biedny...
Tylko Alexis z całej czwórki żyje jak mu się podoba. Wraca do domu kiedy chce, nie musi się nikomu tłumaczyć, jest po prostu wolny i korzysta z życia. Ale czy takie życie ma sens? Gdy wracasz z długiej podróży nikt na Ciebie nie czeka. Co ranek budzisz się samotnie. Nie ma Cię kto przytulić, kto pocałować, kto doprowadzić do porządku. Ta druga osoba jest potrzebna.
***
-Podobało Ci się?
Spytał Alexis gdy wchodzili po schodach kamienicy.
-Było w porządku. Tylko mogłeś więcej bramek strzelić!
Zaśmiała się i podchodząc do drzwi włożyła klucz w drzwi.
-Ciekawie jakbyś ty zagrała. Hę? Ciekawe czy byłabyś taka mądra.
Odpowiedział otwierając drzwi.
-Ja nie jestem piłkarzem, wybacz.
Odpowiedziała i zniknęła za drzwiami.
Ricardo jak zwykle siedział i czytał gazetę.
-Cześć dziadku...
Powiedziała i przytuliła się do starszego mężczyzny.
-Disiu. Cieszę się, że wróciłaś. Jak było? Opowiadaj.
Powiedział przejęty odkładając gazetę.
I zaczęła się długa opowieść o Dortmundzie, o Moritzie, Leo, Reusie. Opowiadała, jak bardzo mile ją przyjęli, jak miło się czuła w towarzystwie tych chłopaków. Oczywiście ominęła pewien znaczący element, mianowicie noc z Leitnerem. Ale przecież nie wszyscy muszą o tym wiedzieć?
-A Cristian nie jest chory?
Spytał się, gdy Diana powiedziała o wrzuconym do rowu Cristianie.
-Nie, dziadku to jest silny facet, nigdy nie choruję. Co to dla niego zimna woda!
Powiedziała ze śmiechem.
***
Dochodziła dwudziesta. Diana nie widziała się od wrócenia do Barcelony z Alexisem, a tym bardziej z Nathanem. Zresztą jak to ona sądzi "Ja się prosić nie będę".
-Disiu, ja wychodzę.
Powiedział Ricardo wchodząc do pokoju wnuczki.
-Gdzie idziesz?
Spytała widząc dziadka. Nie wyglądał jak zawsze. Jego zazwyczaj rozczochrane włosy zamieniły się w ułożone, a jeansy i koszulę zamienił na czarne spodnie, białą koszulę i marynarkę.
-Mam spotkanie. Nie czekaj na mnie. Wrócę późno.
Odpowiedział i po pocałowaniu wnuczki w czoło wyszedł z mieszkania.
I jeszcze te jego perfumy! Tak rzadko je używa, tylko w wyjątkowych sytuacjach. Dziś ich użył.
Diana jeszcze do końca nie dorosła. Mimo, że nie ma już ośmiu lat, nadal czuje się jak dziecko. Szybko podbiegła do okna, chcąc zobaczyć dokąd jedzie Ric. Nic nowego się nie dowiedziała. Wsiadł w taksówkę i zniknął za murami budynków.
Położyła się znów na łóżko. Leżąc i patrząc w sufit, zastanawiała się co ma robić. Zasnęła.
***
Obudził ją wielki huk!
Huk był tak głośny, że aż podskoczyła na łóżku. Zaraz po grzmocie spadł ulewny deszcz. Pioruny rozświetlały zachmurzone niebo, deszcz obijał się o wszystko co napotkał na swojej drodze, a grzmoty były tak głośne, że wszystkie żyjące stworzenia pochowały się najgłębiej jak mogły.
Diana miała wielki lęk przed burzami. Już jako dziecko gdy tylko usłyszała choć jeden grzmot, biegła do pierwszej bliskiej osoby i mocno się do niej przytulała. Miała tak od zawsze . Strasznie się bała. ~ Nie wysiedzę tutaj sama...!~ Pomyślała patrząc na zegarek. Wskazywał dwudziestą pierwszą.
PUK! PUK!
Rozległo się na całym korytarzu.
-Diana, cześć.
Powiedział Nathan.
-Mogę u was trochę posiedzieć...?
Spytała zmieszana. Wyglądała na naprawdę przestraszoną. W ręku trzymała poduszkę i koc, jeej włosy były całkiem rozwalone, a oczy miała zaszklone od łez.
Nie odpowiedział, tylko wpuścił dziewczynę do środka. On zamknął drzwi, ona usiadła na kanapie.
-Chcesz coś do picia, jedzenia?
Spytał.
-Nie, już mi lepiej.
Powiedziała. Siedziała na kanapie z podkulonymi nogami, cała przykryta kocem, pod same zęby. Widać było tylko jej brązowe oczy.
-Sorry, że spytam... Co Ci się stało? Wyglądasz jakbyś się czegoś bała...
Mówił.
-Wiesz...
Zaczęła.
W tym momencie niebo rozjaśniło się, a już po chwili słychać było wielki, ogromny huk! Największy tej nocy.
Diana znów podskoczyła, tylko tym razem wydała z siebie przeraźliwy dźwięk.
-Ha!Ha! Diana! Ty się boisz burzy!
Powiedział śmiejąc się Nathan. Oj... Nie ładnie jest się z kogoś wyśmiewać.
Diana aż się zagotowała. Nie lubiła być powodem do drwin.
-Nie boję, po prostu... Zimno mi. Ale już lepiej.
Powiedziała i wstała z kanapy. Chciała pokazać się Nathanowi z jak najlepszej strony, mimo że nie była sobą.
-Widzisz, już jest dobrze.
Powiedziała stojąc obok Nathana.
I znów huk! Tak się przestraszyła, że nie kontrolowała nad swoimi ruchami. Gdy otrzeźwiała spostrzegła, że siedzi Nathanowi na kolanach. Ze strachu, aż przytuliła się do niego.
Spojrzała w jego oczy. Widziała, że śmieje się z niej. Nie mogła dalej zgrywać odważnej.
-Miałeś rację... Boję się burzy...
Odpowiedziała spuszczając wzrok.
Było to dla niej trudne. Zwykła burza, co to takiego? Kilka kropelek deszczu spadających z nieba, pioruny, grzmoty. Ale czasem taka zwykła rzecz jest przykrywką dla jakiejś dużo większej, poważniejszej. Tutaj nie chodziło tylko o burzę. Chodziło o coś znacznie gorszego...
-Nie bój się, jestem tutaj.
Powiedział i przytulił brunetkę widząc jej napływające łzy do oczu.
-Dziękuję...
Wyszeptała mu do ucha.
Siedzieli wtuleni w siebie kilka chwil. Wspaniałych chwil. Gdy doszło do nich to co robią, cala magia tej chwili prysła.
-Przepraszam.
Powiedziała i wstała z kolan Nathana.
Nic jej nie odpowiedział. Tylko się uśmiechnął.
-Jest Alexis?
Spytała.
-U siebie. Powiedz mu, że wychodzę.
Powiedział i po założeniu na siebie kurtki wyszedł z domu.
***
Alexis leżał na swoim łóżku i oglądał jakiś film. Jakieś biegające roboty, latające samochody. Cały świat z maszyn.
-Lubisz coś takiego?
Spytała wchodząc do pokoju.
-Nie. Ale chce wiedzieć co będzie w przyszłości.
Odpowiedział.
-Ale wiesz, że to jest nieprawda?
-Skąd wiesz? Może tak właśnie będzie? Nikt nie ma pewności.
Usiadła na łóżku obok niego i spojrzała w telewizor.
-Nie, to jest bzdura.
Odpowiedziała.
-Nie znasz się. Gdzie Natt?
Spytał.
-Wyszedł.
-W taką pogodę? Chyba chory chce być...
-Najwyraźniej.
Odpowiedziała spuszczając głowę w dół.
-A Tobie co się dzieje?
Spytał patrząc na brunetkę.
-Nie. Wszystko w porządku. Oglądaj film, ja już pójdę.
Powiedziała i wstała z kanapy.
-O nie, nie, nie. Nigdzie nie pójdziesz, do póki nie powiesz mi co się stało.
-Nic się nie stało...
Powiedziała i wykręcając się posłała sztuczny uśmiech w stronę Alexisa.
-No przecież widzę.
Prawdziwy przyjaciel, to taki, który zawsze wie, jak jest coś nie tak. Który zawsze pomoże. Smutek nie zawsze od razu można zauważyć. Czasem ukrywa się on pod sztucznym uśmiechem. Przecież usta mogą się śmiać, to oczy zawsze zdradzą wszystko.
-Mów co się stało. Coś z Nathanem?
Pytał.
-Nie. Alexis, ja nie chcę o tym gadać...
Mówiła.
-No dobra, ale szybko się ode mnie nie uwolnisz.
-Będę już szła. Dobranoc.
Powiedziała i wstała z łóżka.
-Dobranoc...
***
Pomyśleć, że już minęło dziewięć miesięcy odkąd przyleciała do Barcelony. Czas leci nie ubłagalnie. Dla każdego jest go za mało, każdy narzeka.
Jesień to chyba najgorsza pora roku. W Polsce wieczne deszcze, niska temperatura, po prostu ideał! A w dodatku szkoła... Jak dobrze, że już się skończyła.
Listopad to taki nijaki miesiąc. Ani nie jest ciepło, ani zimno. Taki cały szary, bury, nie wiadomo komu potrzebny.
-Alex...
Zaczęła Diana.
-No...
Mówił. Już wiedział, że coś kombinuje.
-Bo... Patrz jakie nudy są. Mam pewien pomysł!
Powiedziała zadowolona.
-Nie. To jest głupi pomysł.
Zaprzeczył.
-Ej, ty go nawet nie usłyszałeś...
Powiedziała i zrobiła smutną minę.
-Umiem czytać Ci w myślach. Zapomnij.
Odpowiedział.
-No, Alex... Proszę!
Powiedziała i zaczęła dźgać Alexisa w brzuch.
-Pamiętasz? Mnie to nie rusza.
Powiedział zadowolony.
-Ani dźganie, ani łaskotki. Nic!
To nie jest człowiek! Jak można nie mieć łaskotek? Jak dźganie może nie przeszkadzać? Alexis, ty żyjesz?!
-To nie.
Powiedziała i odwracając się na pięcie podeszła do drzwi wyjściowych.
Bardzo dobrze wiedział o co jej chodzi. Zdążył ją poznać na tyle, że doskonale wiedział co kombinuje. Wiedział ,że teraz tylko czeka, aż on spyta się o co chodzi. Nie spytał.
-Wychodzę...
Mówiła łapiąc za klamkę. Nie chciała wyjść. Bardzo, bardzo chciała, by jej plan wtoczył się w życie.
-To cześć.
Powiedział z uśmiechem na twarzy.
Nacisnęła na klamkę.
Taka zabawa była codziennością u tych dwojga. Standard rodzinny.
Wyszła z mieszkania.
~U! Serio wyszła...~ Pomyślał zdziwiony.
Nie minęła chwila, a Diana już bywa z powrotem w mieszkaniu Sanchezów.
-Alex no! Chodź ze mną!
Mówiła.
-Gdzie?
Spytał.
-Na zakupy...
-Na zakupy chcesz iść?!
Spytał zdziwiony.
-A ty myślałeś, że gdzie?
-Sam nie wiem. No dobra, to ubieraj się.
-Dziękuję!
Powiedziała zadowolona i wybiegła z mieszkania. Po chwili była już gotowa.
***
Pojechali do jednego z większych centrów handlowych w Barcelonie.
Diana doskonale wiedziała, że teraz jest wyprzedaż ciuchów letnich, a i jakieś zimowe da radę kupić taniej.
Jak weszła do jednego sklepu, tak nie mogła wyjść. Przymierzała wszystko! Bluzki, spodnie, buty, wszystko musiała dotknąć.
Alexis długo wytrzymywał. Nawet bardzo. Przez pierwszą godzinę chodził za Dianą, pomagał wybierać, nawet sam sobie coś kupił. Ale ile można chodzić za kobietą, które wpadła w wir zakupów?
-Będę...
Mówił, lecz nie dokończył. Stwierdził, że nie ma sensu. Ona i tak nie słucha.
Usiadł gdzieś w rogu sklepu i siedział czekając na cud...
Po pierwszej godzinie przestał liczyć czas. Nawet tego mu się odechciało. Chyba zasnął...
***
-Alex... Aluś... Aluuuusiuu!
Mówiła do leżącego na kanapie piłkarza.
-Wstawaj. Środek dnia, a ty śpisz.
Mówiła. Po prawie trzech godzinach raczyła wrócić do Sancheza.
Po wydaniu fortuny w centrum mogli wrócić do domu.
-Przyjdę później. Mam nadzieję, że nie jesteś zły?
Mówiła.
-nie jestem. Bardzo wygodną kanapę mieli, więc było dobrze.
Odpowiedział i wszedł do mieszkania. Diana zrobiła to samo.
Wchodząc ujrzała siedzącego przy stole dziadka i jakąś obcą postać.
-Disiu! Witaj!
Powiedział.
-Dzień dobry...
Powiedziała do obcej osoby.
-Witaj Diana. Twój dziadek dużo mi o Tobie mówił.
Odpowiedziała kobieta.
-Dziadku...
Zaczęła Diana patrząc na Ricardo.
-Diana, to jest Manuela. Moja przyjaciółka.
Odpowiedział jej.
Przyjaciółka. Przyjaciółka. Jaka kurde przyjaciółka!? Przecież Ricardo nie może mieć przyjaciółki!
-Może usiądziesz z nami do stołu?
Zaproponowała niska kobieta. Była naprawdę niska. Ale bardzo ładna. Mimo tylu lat ile miała, jej włosy nadal były czarniawe, oczy mocno brązowe, a usta krwisto czerwone. Widać było, że dba o swój wygląd. Ubrania starannie dobrane, pasująca biżuteria. Prezentowała się bardzo dobrze.
Diana z grzeczności usiadła do stołu. Czuła sie nieswojo z tą kobietą przy stole. Dało się to zauważyć. Nie odezwała się ani słowem.
Siedziała przy stole i milczała dobre dwadzieścia minut. Nie wiedziała jak powiedzieć, że nie chce z nimi siedzieć. Wpadła na pomysł. Wyciągając z kieszeni telefon, włączyła piosenkę, którą ma na dzwonek w komórce.
-Halo?
Powiedziała i odeszła od stołu "odbierając" telefon.
-Tak, tak. Dobra. Już idę.
Mówiła dalej.
-Dziadku idę do Alexisa.
Powiedziała i nie czekając na odpowiedź wyszła z mieszkania.
W mieszkaniu Sanchezów panował jak zwykle bałagan. Ale ten aktualny to istny koszmar! Wszystko wszędzie tylko nie tam, gdzie powinno być. Co do licha w salonie robi gąbka i żel po prysznic? Kwiatki się tym myją?
-Nie zgadniecie!
Powiedziała siadając obok Alexisa.
-Wygrałaś w Totka!
Powiedział Nathan!
-Nie...
Zaprzeczyła.
-Wiem! Pojechałaś do Chin i spotkałaś mędrca, który powiedział Ci, że powinnaś zjeść kilogram bananów, ty to zrobiłaś i zamieniłaś się w małpę i szukasz jakiegoś wysokiego drzewa, bo żadne ZOO nie chce Cię przyjąć!
-Alex! Mówił Ci już ktoś, że jesteś głupi? I sam jesteś małpą! A nie! Ty jesteś baranem!
Krzyknęła za niego ze śmiechem.
-Boję się waszych dalszych pomysłów, więc wam powiem.
Zaczęła.
-Mój dziadek ma dziewczynę!
Powiedziała ucieszona. Sama nie widziała dlaczego, ale ucieszyła się, że Ricardo ma kogoś.
-Jak to ma dziewczynę?
Pytał Nathan.
-No normalnie. Manuela się nazywa. Jest u nas w mieszkaniu.
-Ha! Ha! Natt, ty nie masz nikogo, a Ric tak! Spójrz na siebie!
Śmiał się Alexis.
-Debilu przypomnę Ci, że ty też jesteś sam!
-Nie jestem sam kretynie! Tylko ty nei jesteś godny jej poznać.
Odpowiedział.
-Jej? Chyba GO! HAHA! Geju ty!
Śmiał się. W tym momencie Alexis rzucił się na brata i zaczęła się braterska miłość. Raz Alex na Nathanie, później Nathan na Alexisie. Ależ oni się kochają...
świetny rozdział czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńfajny rozdział
OdpowiedzUsuńbraterska miłość;d
wpadnij do mnie i wyraź swoją opinie w komentarzu
http://football-i-inne-imaginy.blogspot.com/
ją piernicze, czemu ja tu wcześniej nie trafiłam? no normalnie muszę Ci powiedzieć, że w niektórych momentach po prostu nie wyrabiałam ze śmiechu a bywały takie jak chociażby ten sen, że po prostu zamierałam nie wiedząc co mam myśleć. a właśnie tak już nawiązując - bo tyle chciałabym powiedzieć ale nie wiem od czego zacząć - to takszkoda mi trochę Mo (chociaż właściwie nie lubie jakoś szczególnie BVB) jest ewidentnie zainteresowany Dianą i to widać, tym bardziej w jego zachowaniu. Alexis natomiast - przynajmniej ją to tak odbieram - traktuje ją jak przyjaciółkę, siostrę. nie mniej jednak jestem ciekawa którego by wybrała, choć dla mnie wybór jest oczywisty.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ;>
zapraszam na nowy somos-tan-felices.blogspot.com pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńjest nowy rozdział :) http://toniesenfcbarcelona.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to już koniec przygód w Dortmundzie. Te trzy rozdziały czytało mi się najlepiej, wiadomy powód :) Bardzo bym chciała, by Święta Trójca BVB się jeszcze pojawiła :)
OdpowiedzUsuńNie jest wykluczone, że to koniec o Borussii. Zawsze przecież mogą wpaść na herbatkę :p
Usuń