czwartek, 13 czerwca 2013

13. Czy jeżeli znam waszą rodzinę, jestem już jej częścią?

Czy w Hiszpanii istnieje pojęcie zima?
Nie. W Polsce biały puch to tradycja, na która z utęsknieniem czekają najmłodsi, ale starsi też czują radość na sercu widząc lecące z nieba śnieżynki.
W słonecznej Barcelonie, słońce i wysoka temperatura są przez cały rok. W czasie tak zwanej "zimy" temperatura sięgać może nawet 15 stopni Celsjusza. Tak więc zimą nie da się tego nazwać.

***

Okres przed Bożonarodzeniowy jest magiczny i wyczekany na każdym krańcu ziemi. Nie zaważając na to, czy jesteśmy w Ameryce, czy we Francji.
-Spakowałaś wszystko?
Usłyszała z korytarza. Nie wie jak dała się na to namówić. Może wiedziała, że jeśli nie pojedzie, pierwszy dzień świąt spędzi sama. (Ricardo, jak co roku odwiedza na święta córkę w Londynie). A spędzanie świąt w samotności, to koszmar! Te święta i cały czas noworoczny będzie zwariowany! Najpierw wycieczka do Chile, później Polska, a na końcu Londyn. Uff, czy ktoś nadąża?
-Więc Disiu, widzimy się...
-Dwudziestego siódmego.
Dopowiedziała w pośpiechu Diana.
-Tak... Tylko nie zapomnij o starym dziadku.
-No oczywiście, że nie! Jesteś wszystkim co mam!
Powiedziała i wpadła dziadkowi w ramiona.
-Diana, chodźże no...
-Idę!
We czworo pojechali na lotnisko. Oczywiście nie obeszło się bez głupich tekstów Alexisa, o tym jaki to on nie jest wspaniały.
Ricardo kierunek Londyn, reszta Tocopilla!
-Nie lubię latać...
Zaczęła Diana wlepiając oczy w podłogę.
-Latanie jest wspaniałe! Jest się tak wysoko, czuję się najważniejszy..
-Alex, weź już się uspokój. Zachowujesz się tak od swoich urodzin...
-Bo ufundowaliście mi taki prezent...
-Ale to nie znaczy, że jesteś najważniejszy.
Dopowiedziała Diana.
-No dobra. Już nie będę.
Faktycznie. Przestał się zachowywać jak zadufany w sobie chłoptaś. Ten prezent to jednak nie był dobry pomysł...

***

-Stresujesz się?
Spytał się Nathan otwierając powoli drzwi od ich rodzinnego domu.
Czy się stresuje? Ba! Ona umiera ze strachu! Bała się wszystkiego co mogło ją tam spotkać. Nie polubią jej? Powiedzą, że nie pasuje do ich "rodziny". Stwierdzą, że uczepiła się Alexisa jak rzep psiego ogona. W głowie miała same najczarniejsze scenariusze.
Dom niczym nie przypominał tego sprzed dwudziestu lat. Nawet znajdował się w innym miejscu.
 Rodzina Sanchezów nigdy nie należała do bogatych. Ubóstwo i prostota dominowała w ich życiu. Mały Alexis też nie miał łatwo. Pierwsze kroki w footballu stawiał na boso. Jego rodzina była tak biedna, że nie było jej stać na buty dla syna. Na szczęście wszystko się poprawiło i dziś Alexis choć w ten sposób może rodzicom podziękować za wszystko. To dzięki niemu jego rodzina wyszła na prostą. To dzięki niemu nie muszą martwić się o każdy kolejny dzień. Są po prostu szczęśliwi. A bycie szczęśliwym, jest najważniejszą wartością.
Alexis zgubił się gdzieś kilka domów wcześniej. Może przypomniała mu się stara miłość?
Stojąc na ganku, w domu było słychać głośne rozmowy i częste śmiechy.
-Ilu ich tam jest?
Spytała przerażona.
-No... Jeśli już są wszyscy to z dwadzieścia osób... No, może ze trzydzieści.
-Ile?!
-Mamy dużą rodzinę.
Trzydzieści? Duża? Chyba ogromna! Wyobrażasz sobie mieć w domu trzydzieści osób i gotować dla wszystkich, sprzątać... Ogarniać to wszystko?
Drzwi się otworzyły. Myślała, że ten moment nie nadejdzie nigdy. Bardzo chciała poznać rodzinę Alexisa, ale bała się.
-Nathan! Dziecko moje!
Krzyknęła piskliwym głosem niska pani z czarną czupryną na głowie. Typowa pani domu. Śliczne, czarne buciki, kolorowa spódnica do kolan, na której spoczywał biały fartuszek i beżowa, koronkowa bluzka. Nie zapominając oczywiście o biżuterii. Wielkie czerwone korale oplatały jej szyję.
-Mamo, dusisz mnie..
Wyjąkał z siebie chłopak ściskany przez kobietę.
-O, tak wybacz mi skarbie, ale tak dawno Cię nie widziałam. O, jak ty urosłeś i wyprzystojniałeś...
-Mamo...
-No co? Mówię co widzę...
W tym momencie wzrok starszej pani po czterdziestce zawędrował na drobne ciało Diany.
-A ta panienka, to kto?
-To jest Diana. Koleżanka.
-Diana Nevárez.
Przedstawiła się podając rękę.
-Taak, koleżanka.
Wtrąciła się dziewczyna stojąca przy schodach.
-Bethina! Ty od razu swoje?
Powiedział do blondynki.
-Chodź tu do mnie!
Powiedziała i wyciągnęła ręce do przodu.
I tak to się zaczęło. Po kolei, wszyscy ściskali i całowali Nathana i jego "koleżankę". Ta przyjemność wydawała się nie mieć końca. Babcie, ciocie, kuzyni... W tym domu byli wszyscy! A gdy w domu pojawiła się "gwiazda wieczoru" wszyscy automatycznie oblężyli ją. Dosłownie! Wiedzieli, że to jest rodzina i że nie wypada, ale cóż. Chęć dotknięcia wielkiego Alexisa jest większa...
-I jak?
Spytał się Nathan, widząc siedzącą na kanapie Dianę.
-Głośno i wesoło.
Odpowiedziała.
-Ostrzegałem. Ale mam nadzieję, że nie żałujesz, że z nami tu przyjechałaś...
-Nie, bardzo się cieszę.
 Odpowiedziała i spojrzała w ciemne oczy chłopaka.
-Kolację podano!
Usłyszeli głos dochodzący z jadalni, który przerwał tą miłą sytuację.
Cóż to był za widok. Wielki, drewniany stół, przy którym siedziało dokładanie dwadzieścia trzy osoby.
-Więc Dario, powiedz nam coś o sobie.
~Kolejna, co przekręca moje imię... Co w nim jest takiego trudnego?~ myślała, gdy wszystkie oczy były skierowane na nią. Poza jedną parą oczu. Wuj Nathana siedział na końcu stołu i zajadał się kawałkiem, ba! kawałem wielkiego mięsa i nie miał zamiaru zaprzestać. Był tym tak zajęty, że nie zauważył co się dzieję.
-Więc...
Zaczęła niepewnie.
-Jesteś bardzo ładna, od tego zacznij.
Zaproponowała dziewczynka siedząca naprzeciw Diany. Automatycznie się zawstydziła, co nie uszło uwadze innym.
-Mamo, daj jej spokój. Jest zmęczona podróżą...
Powiedział Nathan.
Przez resztę kolacji temat Diany zszedł na dalszy tor. Teraz (czemu mnie to nie dziwi) ważny był tylko Alexis. Diana widząc sprzątające kobiety postanowiła im pomóc.
Zanosząc talerze do kuchni nie obeszło się bez rozmów.
-Więc jesteś z Nathanem tak?
Spytała blondynka.
-Nie...
Odpowiedziała zmieszana.
-Z Alexisem?
-Nie. Nie jestem z żadnym z nich. Po prostu się przyjaźnimy.
-Nie możliwe. Moi bracia nigdy nie przyprowadzali do domu przyjaciółek.
-Jesteś ich siostrą? Bethina, czy Ivette?
-A jak myślisz?
Spytała podpierając się o krzesło.
-Bethina?
-Na pewno?
-Tak, bo masz jasne włosy. A Nathan mówił, że jedna z was ma jasne, a druga ciemne. Tylko nigdy nie mogłam zapamiętać, która to która...
-Jestem Bethina.
Powiedziała podając dłoń.
-Diana.
Zaczęła się rozmowa, a raczej przesłuchanie. Kiedy ich poznałaś? Jak ich poznałaś? Często spędzacie czas razem? Chciała wiedzieć wszystko. Taka już jest rola starszej siostry. Musi wiedzieć wszystko o wszystkich dziewczynach w życiu swoich braci.
 Nie łatwo jest być starszą siostrą...
-O, widzę, że już poznałaś swoją przyszłą szwagierkę.
Powiedział wysoki brunet widząc siedzące i rozmawiające dwie dziewczyny.
-Możesz wyjść? Ona nie będzie moją szwagierką! Ja nie będę miała szwagierki! Żadnej! Nigdy!
Wrzasnęła i trzaskając drzwiami wyszła z kuchni.
-Co jej się stało? Ona tak zawsze?
Spytała przestraszona.
-Tak. Jak tylko pojawi się jakaś dziewczyna w życiu jej braci.
-To jest chyba nienormalne, nie uważasz?
-Ona sobie tego nie da powiedzieć. Jest chorobliwie zazdrosna, czy to o Alexa czy Nathana. Po prostu chce mieć ich tylko dla siebie. Już nie jedną tak przestraszyła... Może dlatego oboje stąd uciekli...
-Przecież ja ich jej nie zabiorę... Nikt z nią nie rozmawiał?
-Żeby to raz... Jej tego nie wytłumaczysz.
Ciężka sprawa... Być ograniczanym przez własną siostrę... Gdy Diana ucinała sobie miła pogawędkę, Nathan próbował znaleźć wolny pokój, co w tej sytuacji nie było łatwe. Choć dom liczył prawie dziesięć sypialni i dwa salony, miejsc już nie było. Nawet wchodząc do swojego pokoju, zauważył czytającą bajkę ciocię Penelopę i jej dzieci, słodkie trojaczki Luciego, Marciego i Nildę. W końcu po długich poszukiwaniach znalazł "prawie" wolny pokój. Był w nim tylko Alexis.
-Gdzie Dianę zgubiłeś?
Spytał widząc ściągającego buty brata.
-Nie mam pojęcia. Tyle jest tu osób, że ledwo siebie odnajduję.
-Ty to masz dobrze. Ja raz sam siebie zgubiłem! Wiesz jak się przestraszyłem?
Powiedział z wielkimi oczami wyłączając laptopa.
-Może po nią pójdę?
-Nie, ty siedź. Ja pójdę. Ty za bardzo śmierdzisz. Idź się umyć.
Powiedział i wychodząc uderzył w ramię młodszego brata.
Poszukiwania nie trwały długo. O tej godzinie większość już spała. Została tylko najstarsza męska część na swoich jak co rocznych posiedzeniach na werandzie z cygarem w ustach.
Czasem, gdzieś między łazienką, a sypialnia przemknęła jedna z kuzynek.
-A ja Cię wszędzie szukam!
Powiedział Alex widząc Dianę.
-Jak widzisz, nic mi nie jest.
-To już ja ocenię. Choć. Udało mi się znaleźć w miarę wolny pokój.
-W miarę?
Powiedziała podejrzliwie.
-No, jest tam Nathan.
-To ja będę z wami spała?!
-No, wiesz. Jest około szesnastu łóżek w domu, a ludzi jakby więcej. Trzeba się po uciskać. Po za tym, w kupie raźniej.
Powiedział posyłając uroczy uśmiech w stronę dziewczyny.
Gdy zawitali w pokoju, Nathan rozmawiał z pewną dziewczyną.
-O, to ty jesteś Diana? Niech no Cię uściskam!
Powiedziała i przytuliła zaskoczoną dziewczynę.
-Jestem Ivette.
Powiedziała.
-Nasza młodsza siostra.
Dokończył Alexis kładąc się na łóżko.
-Mam nadzieję, że znajdziemy wspólny język, a teraz żegnam. Dobranoc życzę.
-Do rana!
Dorzucił Alex gdy Ivette wyszła.
-Ta siostra dużo przyjemniejsza.
Powiedziała wchodząc do łazienki.
Oh, co to była za noc. Diana między Nathanem, a Alexisem była dosłownie zgniatana. Jak nie noga Alexisa na jej ręce, to głowa Nathana na jej brzuchu. Po prostu cudowna noc!

***

-Mogę Ci zrobić zdjęcie?
-Teraz? Ogłupiałeś? Dopiero wstałam! Jak ja wyglądam?
-Bardzo ładnie.
Nie dała się dłużej prosić. Lubiła robić i pozować do zdjęć.
 -Śliczna!
Powiedział Nathan gdy spojrzał na wyświetlacz.
-Ee, mam za bardzo czerwone policzki...
Powiedziała smutno i schowała twarz w poduszkę.~Jesteś idealna...~ Przemknęło mu przez myśl.
-Co dziś robimy?
-No, dziś Wigilia... Ja pewnie będę biegać dom-sklep, sklep-dom jak co roku. A tak po za tym, to może Ci okolice pokaże?
-A nie trzeba będzie pomagać w kuchni?
-W kuchni? Chciałoby Ci się w trzydziestu stopniowym słońcu stać przy garach? Zresztą wystarczy tyle ile jest.
Po zjedzeniu śniadania Alexis jak co roku, jeździł wielkim samochodem po uliczkach Tocopilli i rozdawał dzieciom zabawki.
Ten chłopak ma naprawdę złote serce. On nie tylko mówi, że trzeba pomagać biednym. On te słowa zamienia w czyny. Dzieciaki, które zostały obdarowane przez niego, choć przez chwilę mogły poczuć się lepiej. Gdy po godzinie samochód był pusty, Alexis dołączył na plażę do Nathana, Ivette i Diany, którzy siedzieli wygrzewając się na piasku.
-U mnie o tej porze roku taka pogoda to tylko marzenie...
Zaczęła Diana.
-Przez cztery miesiące wszędzie jest śnieg. A co z tym idzie jest strasznie zimno...
-Zimno? Czyli ile? Piętnaście stopni?
Spytała się Ivette.
-Chyba na minusie. Czasem bywa, że odchodzi nawet do trzydziestu.
Dla Chilijczyków taka pogoda to tylko wyobrażenia. Oni przyzwyczajeni są do upałów i wiecznego słońca.
Czy siostry mogą być aż tak różne? Nie mówiąc nawet o wyglądzie, choć był diametralnie inny, tylko o charakterze. Z Bethiną nie dało się normalnie porozmawiać, a z Ivette? Jakby znała się z Dianą od zawsze! W mgnieniu oka złapały wspólny język i się zaprzyjaźniły.
-I to ma być obiad?
Spytała Diana widząc na swoim talerzu owoc.
-Tak. Dbamy o figury.
Dodał Alexis.
 -Ale sam owoc to troszkę za mało, nie sądzisz?
-Nie narzekaj! Ciesz się, że w ogóle coś dostałaś.
Powiedział i rzucił kawałkiem owocu w siedzącą naprzeciwko dziewczynę.
-Alex!
I zaczęła się wojna, którą szybko przerwał właściciel restauracji. Nawet nie zwracał uwagi, że Alexis to Alexis. Po prostu wszystkich wyprosił.

***

Kolacja na wigilijnym stole Sanchezów to dopiero coś. Choć nie było na niej nie wiadomo jak dużo dań, to trzeba przyznać. Przystrojenie stołu było śliczne. Wszystko zaczynając od serwetki, a kończąc na kwiatach było idealnie dobrane.
Gdy do stołu zasiedli wszyscy można było zacząć jeść.Sałatki, sałateczki, sałatkusie. Obecne! Wino lało się i lało... A spalony deser był zmorą wszystkich. Dziś pierwszy raz samodzielnie robiła go jedenastoletnia dziewczynka. Troszkę się nie udał... Ale przynajmniej pies się ucieszył. Mógł zjeść cały.
 Czas na prezenty! W mgnieniu oka pod choinkę zleciały się wszystkie dzieci obecne w domu, które równie szybko jak rozpakowały prezenty, wybiegły na ulice, by chwalić się drobiazgami.
-A to coś dla Ciebie.
Powiedział Nathan wręczając pudełeczko Dianie.
 -Nathan... Nie musiałeś...
Powiedziała widząc wisiorek.
-Też mam coś dla Ciebie.
Powiedziała i wręczyła chłopakowi nieco większe pudełko.
Otwierając ujrzał ramkę, a w niej zdjęcie jego i Diany.
-Tak żebyś nie zapomniał mnie przez te kilka dni.
Powiedziała widząc uśmiech na twarzy bruneta.
-Chodź tu do mnie!
Stanęli w gorącym uścisku.
-Ja też chcę! Też chcę!
Powiedział Alexis i niemal natychmiast przytulił oboje.
-Mam coś dla was, a mianowicie... Dla ciebie Danuś kolczyki, a dla ciebie Nathuś batona!
Powiedział i wręczył prezenty.
-Kolczyki? Alex, nie musiałeś...
-Batona? No mogłeś się bardziej wysilić...
Gdy po rodzinnym spacerze wszyscy wrócili do domu, Diana była już spakowana na jutrzejszy odlot.
-Szkoda, że musisz jechać...
Powiedziała Ivette siedząc nad leżącą dziewczyną.
-Ledwo się poznałyśmy...
-Też bym chciała zostać, ale muszę jechać do moich przyjaciół do Polski, a dwa dni później do Londynu.
-Dziewczyno, to ty w ogóle nie wypoczniesz...
-Wiem. Ale tak już jest jak prowadzi się międzynarodowe życie...
Źle jest wyjeżdżać z domu, ale źle jest także siedzieć w jednym miejscu i się nie spełniać. Trzeba dokonać wyboru. Albo inni, albo ja sam.

***

Pożegnania nie są łatwe. Są cholernie trudne. A jeszcze, jak żegnasz się z ważną dla Ciebie osobą. Nie ma wtedy różnicy, czy wyjeżdżasz na tydzień czy na zawsze. To zawsze boli.
-Więc...
Zaczął zmieszany Nathan.
-Wiem. Nie musisz nic mówić. Niedługo się znów widzimy.
-Mam nadzieję. Ej, ale sylwestra spędzasz już w Barcelonie?
-Obowiązkowo! Chciałbym się jeszcze pożegnać z Alexisem, ale teraz nie mam już na co liczyć...
-No nie bardzo...
Powiedział widząc brata, który nie może odpędzić się od fanek.
-Do zobaczenia.
-Dbaj o siebie.
Zniknęła za białymi drzwiami.
Gdy wreszcie po kilkunastu minutach zmordowany Alexis raczył dołączyć do Nathana Diana już była w powietrzu.
-A ona gdzie? Do łazienki poszła?
-Boże... Alexis...
-No co? To gdzie jest?
-Poleciała.
-Poleciała? Już? Tak bez pożegnania? Już ja z nią sobie porozmawiam jak wróci...

7 komentarzy:

  1. świetny rozdział czekam na więcej chciałabym żeby Diana była z Alexisem <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne *o*
    Zapraszam na 2 rozdział:
    http://amorenbarcelona.blogspot.com/2013/06/2-za-jakie-grzechy.html

    OdpowiedzUsuń
  3. prosiłaś o informowanie, a więc zapraszam na nowy część z Hummelsem
    http://football-i-inne-imaginy.blogspot.com/2013/06/23-mats-hummels-cz3.html ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam serdecznie na pierwszy rozdział na http://amores-perros-jugador.blogspot.com Liczę na komentarz i szczerą opinię! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dokładnie, być ograniczanym przez własną siostrę, to coś strasznego, coś o tym wiem...
    Uwielbiam Twoje opowiadanie. Jest takie... Prawdziwe.
    Bardzo bym chciała być na miejscu Diany :d.
    Informuj mnie na bieżąco.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiście, będę informowała. Dziękuję za wszystkie komentarze ^^

    OdpowiedzUsuń