czwartek, 20 czerwca 2013

16. Zawsze, gdy myślisz, że wszystko będzie dobrze, coś się komplikuje...

Minęło kilka dni. Ciężkich dni i dla Diany i dla Nathana. Każde z nich musiało sobie uświadomić co tak naprawdę czuje i do kogo to czuje...
-Nathan! Już cztery dni minęły! Weź się za siebie! Ja idę na trening. Jak wrócę ma być już wszystko załatwione. Jesteś Sanchez, a nie jakaś pindzia...
Ten to wie jak podnieś brata na duchu... Ale jakby nie było, zadziałało...
Usłyszała stukanie u drzwi. W jej głowie tysiące myśli i ta jedna, wymarzona- Nathan.
Otworzyła. To był on. Nic nie powiedziała, tylko otworzyła drzwi i usiadła na kanapie.
-Diana...
Zaczął.
-Dziś już powiem to co myślę. Już się nie boję odrzucenia. Wszystko przemyślałem i teraz wiem już wszystko. Te cztery dni bez Ciebie były udręką! Ja nie mogę bez Ciebie żyć...
Mówił siadając obok dziewczyny.
-Ale nie wiem kim dla Ciebie jestem i to mnie przerasta. Ta niewiedza jest okropna... Diana, czy ty mnie choć trochę lubisz? Czy jestem dla Ciebie ważny?
Spytał łapiąc dziewczynę za ręce.
-Od zawsze byłeś dla mnie ważny. Potem, nagle, niepostrzeżenie stałeś się najważniejszy. Miałam dużo czasu na przemyślenie wszystkiego. Teraz już wiem. Lubię Cię bardziej, niż to sobie zaplanowałam...
Skończyła mówić. Nie chciała mówić dalej. Wiedziała jakich dwóch słów wyczekuje Nathan. Nie mogła ich wypowiedzieć...
-Jak Cię teraz pocałuję, nie nakrzyczysz na mnie?
Nie usłyszał odpowiedzi. Ujrzał tylko lekki uśmiech na twarzy Diany. Rozmarzyli się w czułym pocałunku, który wydawał się nie mieć końca.
Zupełnie inaczej funkcjonuje się ze świadomością, że ktoś Cię kocha. Zupełnie inaczej żyje się, jeśli ma się dla kogo.
-Teraz już będzie wszystko dobrze?
Spytał z nadzieją w oczach ściskając ręce dziewczyny.
-Chciałabym. Ale słowa niczego nie zapewnią. Trzeba je zamieniać w czyny.
Spędzili miłe popołudnie w swoim towarzystwie. Już nie jako przyjaciele, a jako para. Żadne z nich nie spodziewało się takiego przebiegu sytuacji...
Gdy Nathan i Diana spędzali pierwsze chwile razem, Alexis przybył na stadion.
-Siemasz stary!
Krzyknął Alba, gdy tylko ujrzał przyjaciela.
-Albiątko! Żyjesz! Jaka szkoda...
-Co się w ogóle nie odzywałeś przez te dni? Telefon Ci wcięło?
Spytał przebierając się do treningu.
-Nie miałem czasu. Matka do mnie zadzwoniła, że mam do domu przyjechać. I siedziałem tam. A tak poza tym , to ile można patrzeć na Twoją paszczę?
-No wiesz? Odkupiłeś telewizor Cescowi?
Gdy skończył mówić to zdanie, to szatni wszedł Fabregas.
-Nie odkupił. Ba! Nawet tego nie posprzątał!
-Fabsiu, Fabsiu... Mówiłem, że kupię to kupię. Nie martw się.
-I jeszcze Dianie telefon...
-Wiem.
Nie długo potem, wszyscy Barcelonistas biegali wokół boiska.
-Gerard, to kiedy możemy wpraszać się na imprezę?
Zaczął Alexis.
-Jaką imprezę?
-No tatą zostajesz, nie?
-No tak.
-No, to kiedy?
-Na pewno nie za tydzień.
-A na kiedy ma termin?
-Ostatni tydzień stycznia.
-Ej, Pique! Sanchez! Nie gadać!
Wrzasnął Tito.

***

-Halo? Laura? No nie uwierzysz!
Zaczęła, gdy przyjaciółka odebrała telefon. Wieczór musiała spędzać samotnie, ponieważ Nathan poszedł do lekarza, a Alexis nadal nie wrócił z treningu.
-...
-Mam kogoś... Zakochałam się!
Krzyknęła do słuchawki.
-...
-Tak, znasz... To Nathan...
-...
-Miałam go tylko polubić. A zakochałam się do granic własnych możliwości. Nawet nie wiedziałam, że tak potrafię...
-...
-On jest najlepszą rzeczą, jaka mnie spotkała w ostatnich miesiącach. Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa!
-...
-I chyba nie było nic wspanialszego od tego jak na mnie patrzył... Te jego czekoladowe oczy... Laura!? Ja się naprawdę zakochałam!
-...
-Dobra, dosyć o mnie. Jak układa Ci się z Filipem?
-...
-Cieszę się. Abyście byli jak najdłużej razem...

***

Chyba nikt nie lubi chodzić do lekarza. Jest tam tak ponuro i cicho...
Siedząc w korytarzu i czekając na swoją kolej, Nathan usłyszał dzwoniący telefon.
-Tak, słucham.
Zaczął.
-...
-Gina? Dla...
Nie pozwoliła mu dokończyć zdania.
-...
-Dobrze. Jeśli to takie ważne. Przy fontannie?
-...
Nie odzywała się przez prawie pięć miesięcy, a teraz tak jej się śpieszy. Trudno, musiał iść.
Lekarz nie powiedział mu niczego, czego sam nie wiedział. Zwykłe przeziębienie, ale oczywiście tonę leków przypisał.
Krocząc parkiem i kierując się w stronę umówionego miejsca zastanawiał się co się stało. Bo musiało się coś stać. Głoś Giny nie był taki jaki znał. Mówiła szybko i niewyraźnie. Jakby się czegoś bała.
Dochodząc do fontanny ujrzał siedzącą na niej Ginę.
-Cześć.
Powiedział na powitanie i usiadł obok. Nie wyglądała jak zwykle. Jej krótkie, praktycznie nic nie przysłaniające spódniczki zamieniły się w spodnie, skąpe bluzeczki zamieniła na luźny sweter, a buty na wysokiej szpilce na adidasy. Jeżeli ktoś zobaczyłby jej zdjęcie z przed kilku miesięcy, a teraz nie poznałby jej.
-Dobrze, że tak szybko przyszedłeś.
Odpowiedziała.
-O czym chciałaś porozmawiać?
-Jak Ci się układa?
Chciała zmienić temat.
-Słyszałam, że jesteś z Dianą... Dobrze, że przynajmniej Tobie się układa.
-Gina? Czy to na pewno ty? Od kiedy ty przejmujesz się czyimś szczęściem?
-Przepraszam Cię Nathan. Przepraszam za wszystko. Ja się zmieniłam. Naprawdę.
-Czyżby? A co jest tego powodem?
Spytał ironicznym tonem.
-Bo ja... Znaczy ty...
Zaczęła się jąkać.
-Wyduś to z siebie. Nie mam za dużo czasu.
-Ja jestem... Będziemy mieli dziecko.
Powiedziała spuszczając głowę w dół.
-Co ty powiedziałaś? Bo chyba się przesłyszałem.
Powiedział nie wierząc własnym uszom.
-Jestem w ciąży idioto! Będziesz ojcem!
Krzyknęła na niego powstrzymując łzy.
Nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Siedział z szeroko otwartymi oczami i patrzył na Ginę. ~Ojcem? Ja?!~ Przechodziło mu przez myśl. Siedzieli w ciszy przez bliskie dziesięć minut. Było słychać tylko szlochanie Giny. Tą męczącą ciszę przerwała Gina wstając z fontanny.
-To ja już chyba pójdę...
-I to wszystko? Tak po prostu?
Spytał zdziwiony.
-Chciałam żebyś wiedział. Masz do tego prawo. Nie potrzebuje Twojej pomocy, poradzę sobie sama.
Czy to jest ta sama dziewczyna? Kiedyś zrobiłaby wszystko by się wzbogacić, teraz gdy ma szanse znów zbliżyć się do Sanchezów i "brać" ich pieniądze ona odpuszcza. Czy jest szczera?
-Gina. Skoro to jest moje dziecko, będę je utrzymywał, o to nie musisz się martwić.
Nic mu nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się lekko i odeszła. Zniknęła za pniami drzew.
Gina nie należała do osób bogatych, ale też nie mogła narzekać na biedę. Mieszkała razem z siostrą na obrzeżach miasta. Jej siostra Victoria była taka sama jak Gina. Nie przejmowała się uczuciami innych. Były jak siostry bliźniaczki, chodź dzieliły je trzy lata.
-Powiedziałaś mu?
Zaczęła Victoria, gdy ujrzała wchodzącą siostrę.
-Tak. Uwierzył jak głupi w to, że nie chce jego pieniędzy.
Mówiła siadając obok siostry na kanapie.
-Ale chyba zachował się jak mężczyzna i zaproponował Ci pomoc?
-Tak, Nathan to świetny chłopak. Wiedziałam z kim sobie dziecko zrobić.
-Ale Gina, to na pewno jego dziecko?
-Tak. Na sto procent. Jutro go odwiedzę, pokarzę zdjęcie naszego dziecka i ustalę szczegóły.
-Tylko pamiętaj. Wyciągaj od niego jak najwięcej.
-No pewnie! Już jutro wezmę pieniądze. Potrzebuję nowe buty.
Gina jednak nic się nie zmieniła. Nadal była zimną, myślącą tylko o sobie kobietą.

***

-Gdzieś był cały wieczór?
Spytał Alexis, ujrzawszy swojego brata.
-Nie mam ochoty na rozmowy...
-Diana pytała się o Ciebie. Chyba chce porozmawiać. Ma większe jaja od Ciebie, skoro pierwsza chce rozmawiać z Tobą. Byłeś wogóle u niej? Masz w ogóle w planie pójść do niej?
-Alex, z nami wszystko dobrze. Idź do niej jak chcesz, ja nie mam nastroju...
Zniknął w swoim pokoju. Zamknął się i w samotności chciał rozmyślać nad swoim życiem. Tym teraźniejszym i tym w przyszłości.
 Alexis poszedł porozmawiać z Dianą. Chodź było już po dwudziestej pierwszej nie miał żadnych skrupułów, by ją odwiedzić.
-Diaaana!
Krzyknął wchodząc do mieszkania numer 12.
Wszedł do pokoju Diany. Leżała na łóżku i oglądała telewizję.
-Siema.
Powiedział i położył się obok dziewczyny.
-Nathan jest w domu?
Spytała.
-Jest, ale jakiś dziwny. Przyszedł i poszedł do siebie do pokoju. Wiesz gdzie on był?
-U lekarza był. Źle się dziś czuł.
-Czyli w końcu ze sobą rozmawiacie? Wszystko w porządku?
-Nawet bardzo dobrym.
Powiedziała z uśmiechem na twarzy.
-To znaczy, że...?
-Tak. Jesteśmy razem.
-Huurra! No nareszcie! Już myślałem, że ten debil nigdy się o to Ciebie nie spyta.
-Co masz na myśli?
-No on już dawno chciał się Ciebie o to spytać...
-Dawno czyli kiedy?
-Ja to zauważyłem na Twoich urodzinach, że coś więcej do Ciebie czuje niż zwykłą sympatię. Wygadał mi się na moich urodzinach co tak naprawdę to Ciebie czuje. Długo mu zeszło z tym...
-Dobrze, że w końcu się odważył...
Rozmawiali jeszcze przez kilka godzin. Rozmawiali, aż Diana zasnęła. Dzień czwartego stycznia zapamięta na zawsze.

***

Dzień zaczął się normalnie. Nathan przemyślał sobie wszystko dokładnie i wiedział, że chce być ojcem dla tego dziecka. Dziś zachowywał się już całkiem normalnie. Razem z Alexisem jedli śniadanie, gdy do ich mieszkania weszła Diana.
-Cześć wam!
Powiedziała i podeszła do chłopaków.
-Cześć Skarbie.
Odpowiedział Nathan i dostał czułego całusa w policzek. Usiadła pomiędzy Nathanem, a Alexisem.
-Cieszę się, że wam się udało.
Zaczął Alexis.
-My też.
Odparła Diana.
-Jak było u lekarza? Co Ci powiedział?
Dopowiedziała.
-Zwykłe przeziębienie, ale przepisał mi kilkanaście leków.
-Ej, słuchajcie! Dziś jest otwarty trening, może się wybierzecie?
Spytał Alexis.
-Czemu nie, prawda Nathan?
-No nie wiem... Jeszcze źle się czuje, wolę zostać w domu.
-To ja pójdę, a sobie odpoczniesz, dobrze?
-Dobra, dobra! To chodź Diana.
Powiedział Alexis i zabrał torbę treningową i kurtkę. Wyszli z mieszkania. W tym samym momencie, Gina wchodziła do kamienicy, ale widząc Alexisa z Dianą, schowała się za drzewem. ~No ładnie... Zdradza Nathana z Alexisem...~ Myślała przyglądając się tym dwojgu. Gdy odjechali, weszła do kamienicy.
-Cześć, mogę wejść?
Spytała, gdy ujrzała Nathana. Usiedli razem na kanapie.
-Chcesz coś do picia?
-Nie, dziękuję.
Powiedziała i wręczyła chłopakowi kopertę.
-Co to?
Spytał zdziwiony.
-Otwórz.
Otworzył kopertę powoli i dokładnie. Gdy wyjął z niej kartkę, nie mógł uwierzyć. Pierwszy raz zobaczył swoje dziecko.
 -To nasz syn.
Powiedziała Gina widząc zdziwioną minę Nathana.
-Syn? To chłopak?
-Tak. Przynajmniej tak mówi lekarz. Jest zdrowy i prawidłowo się rozwija. Termin mam na 18 maja.
-Będę miał syna...
Powtarzał pod nosem.
-Cieszysz się?
Spytała niepewnie.
-Czy się cieszę? Oczywiście, że tak! Tylko mam taką prośbę. Mogłabyś tego nie mówić mojemu bratu? Sam chcę mu to powiedzieć.
-Nie ma sprawy. Tylko Nathan, jest pewien problem...
-Tak?
-Chciałbym się spytać, czy pożyczysz mi pieniądze... Potrzebuję na wizytę u lekarza...
-Jeszcze się pytasz?
Powiedział i wyciągnął dwie stówy z portfela. Nie swojego, Alexisa. ~Nie zauważy~ Myślał wyciągając pieniądze.

***

-Jeju, ile tutaj jest ludzi...
Pomyślała Diana widząc prawie pełną trybunę na stadionie.
-No wiesz, bilety były za darmo więc jest duże zainteresowanie.
Odpowiedział Alexis.
-To ty tu zaczekaj jak możesz, ja pójdę się przebrać i zaraz do Ciebie przyjdę.
-Dobra, nie śpiesz się. Albo wiesz co, lepiej się pośpiesz. Jak masz siedzieć godzinę przed lusterkiem jak dziś rano, to ja dziękuję.
-Wiesz Dianuś, trzeba podkreślić moją urodę.
Odszedł. Została sama. Czemu tak często jej to się zdarza?
Siedząc na ławce rezerwowych myślała o Nathanie. Gwiazdki nie muszą już spadać, czterolistne koniczynki mogą zwiędnąć, konie schować swoje podkowy, a porcelanowe słonie opuścić swoje trąby, ona ma już swoje szczęście, bo jeżeli dwoje ludzi jest sobie pisanych, w końcu się odnajdą. Czy to już to? Czy już zawsze będą wracać do jednego domu. Zasypiać i budzić się w jednym łóżku. Jeść śniadanie w jednej kuchni. Parzyć sobie nawzajem kawę po nieprzespanej nocy. Dawać sobie całusa przed wyjściem. Dzwonić do siebie tysiące razy, gdy będą osobno, a potem znów wracać do siebie? Czy już zawsze tak będzie? Czy Nathan będzie tą osobą, bez której nie będzie mogła się obejść? Czy bez niego jej życie nie będzie miało sensu? Czy dzięki niemu poczuje, że naprawdę żyje? Czy on pomoże jej zrozumieć co to jest miłość? Tego by chciała...
-Cześć Diana!
Powiedział Villa, siadając obok brunetki.
-Cześć.
Odpowiedziała.
-Co tak sama siedzisz? Gdzie Alexisa zgubiłaś?
-Alex poszedł do szatni i zostawił mnie samą.
-A Nathan?
-Nathan chory, w łóżku leży. A ty masz jakąś sprawę do mnie, czy tak bezinteresownie do mnie podszedłeś?
-No pewnie, że bezinteresownie.
Powiedział i spuścił wzrok w dół.
-Mów co chciałeś.
Zauważyła, że coś kręci.
-Bo, mam prośbę. Mogłabyś zająć się moimi córkami?
-David...
Przerwał jej.
-No proszę. Musiałem je wziąć. Patricia w ósmym miesiącu jest i nie da rady biegać za dwójką dzieci.
-David...
Znów to samo.
-Odwdzięczę Ci się. Będę Ci wdzięczny do końca życia.
-David...
-Widziałaś jak dziewczynki Cię bardzo polubiły. Jak jesteśmy w domu to Olaya cały czas się pyta kiedy będzie mogła się z Tobą pobawić.
-David, czy dasz mi dokończyć?
Spytał nieco uniesionym głosem Diana.
-No, mów.
-Od początku chciałam Ci powiedzieć, że nie ma sprawy, ale ty mi nie dałeś dojść do słowa.
-Naprawdę? Zajmiesz się nimi?
-No pewnie. Na czas treningu?
-No, nie bardzo...
-Jak nie bardzo?
Zdziwiła się.
-Posiedzisz z nimi cały dzień? Ja dziś będę robił pokoik dla syna i wiesz, nie zapanuję nad wszystkim.
-David, David... Narobiłeś sobie dzieci, a teraz ich nie umiesz upilnować? Na szczęcie Diana jest na posterunku! Gdzie one są?
-Ratujesz mi życie dziewczyno!
We dwoje poszli po córki Villi. Były one w szatni. Olaya była na rękach Victora, a właściwie nie na rękach. Victor podrzucał ją w powietrze. Ale to dziecko się śmiało... A Zaida z kolei układała włosy Puyolowi. Oj, było co układać.
-No w końcu David.
Powiedział trener i wziął swojego zawodnika na bok.
-David. Stadion to nie przedszkole. Masz urocze córki, wszyscy je lubimy, ale ich przesiadywanie na stadionie nie jest dobrym pomysłem. Tutaj nie ma nikogo, kto mógłby się nimi zająć. Dziś jeszcze mogą tutaj zostać, ale więcej ich tu nie bierz, jak nie będziesz mógł ich pilnować...
Mówił Tito.
-A jak będę miał dla nich opiekę? Wiesz w jakiej jestem sytuacji. Patricia ledwo co chodzi, nie upilnuje ich. Muszą być ze mną.
-Jeżeli ktoś w czasie treningu pilnowałby ich, to nie ma problemu. Ale nie mogą nikomu przeszkadzać.
-Dobrze, obiecuję.
-Cieszę się. A teraz idź na murawę.
We dwoje wyszli z szatni.
W tym samym czasie Diana z córkami Davida poszła na stołówkę.
-Diana, ty dziś z nami będziesz?
Spytała Zaida jedząc zupę.
-Tak i właśnie chciałam się was spytać, co byście chciały robić? Macie jakieś zachcianki?
Spytała Diana. Nic nie odpowiadały. Zaida zajęła się dalszym jedzeniem, a Olaya siedziała i patrzyła się na Dianę z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Ja to bim ciała ziobacić psia.
Powiedziała ucieszona Olaya.
-Psa?
Spytała zdziwiona.
-Nio.
Odpowiedziała.
-Tata nam mówił, że kupi nam psa.
-Tak mówił? Spytam się go. Będziemy mogły pójść pooglądać.
-Taak!
Krzyknęły we dwie.
Gdy dzieci Villi kończyły jeść pierwsze danie, Alexis i David zrobili sobie przerwę w treningu.
-Alex, posłuchaj. Mogę zostawić z Dianą moje dzieci?
Spytał nieco przestraszony.
-Ty się mnie pytasz? Chyba jej powinieneś, nieprawdaż?
-Jej już się pytałem, ale nie o to chodzi. Będzie potrafiła się nimi zająć? Czy w ogóle ma czas? Lepiej ją znasz ode mnie, powinieneś lepiej wiedzieć...
-Powiem Ci tak. Lepiej nie mogłeś trafić. Jak byliśmy u mnie na święta, to sama ogarniała czwórkę dzieci. Jej możesz zaufać. A co do wolnego czasu, to ma. Nie pracuje więc może.
-Dobra, chciałem się upewnić, bo tak z nienacka ją o to poprosiłem...
Po zjedzeniu drugiego dania we trzy zeszły na murawę. Diana siedząc na ławce rezerwowych trzymała na kolanach Olayę, która rysowała prezent dla taty, a Zaida tańczyła przy linii boiska.
-Diana lubisz tańczyć?
Powiedziała Zaida robiąc piruet.
-Lubię, ale nie za dobrze mi to wychodzi.
-Przecież to jest łatwe...
Podsumowała wszystko, po czym usiadła obok swojej opiekunki.
-Co to jest, Olayo?
Spytała Diana pokazując na rysunek dziewczynki.
-Naś pies.
Psem tego nie można było nazwać. Raczej różową plamą z niebieskimi nogami.
Chwilę po tym starsza siostra też wzięła się za rysowanie.
-Ładne?
Powiedziała po kilku minutach.
-A kto to?
Spytała Diana.
-To jest mój tata, moja mama, ja, Olaya i mój braciszek.
Mówiła pokazując
-A ta osoba tu obok Ciebie?
Spytała.
-To jesteś ty.
Powiedziała ucieszona.
Dziecko, które Cię praktycznie w ogóle nie zna tak bardzo się do Ciebie przywiązuje, że aż maluję Cię na portrecie swojej rodziny. Czy to nie cudowne? Czy dzieci to nie wspaniałe istoty?
-Aje tu duzio judzi...
Powiedziała Olaya patrząc na pełne trybuny.
-To dziś jest mecz?
-Nie Zaido, trening otwarty.
Po kilkunastu minutach to dziewczyn podbiegł spocony David.
-I jak się bawicie?
Spytał, gdy inni jeszcze trenowali.
-Dobrze, ale trochę nudno...
Powiedziała Zaida.
-O, to Diana możesz je gdzieś zabrać. Ja wieczorem po nie pojadę.
-No dobrze, ale...
-Chodź dam Ci ich rzeczy. Nie, nie mogę... Idź do szatni i weź ich torbę. Jest obok mojej szafki. Taka różowo biała. One Ci pokażą.
-Villa!!
Usłyszeli wszyscy krzyk trenera. Oznaczał on tylko jedno "Wracaj mi tu leniu jeden!" Szybko wrócił do ćwiczącej grupy.
Villątka z Dianą poszły do szatni. Po wzięciu torby wyszły ze stadionu.
Diana nie wiedziała, gdzie zabrać dzieci, więc postanowiła wziąć je do siebie do domu.
Dała im kredki i kartki papieru, żeby miały jakieś zajęcie.
-Zaida, popilnujesz przez chwile siostry? Ja pójdę tutaj na przeciwko. Zostawię drzwi otwarte, jak coś to krzycz.
Powiedziała i poszła do "swojego chłopaka".
-Śpisz?
Powiedziała uchylając drzwi.
-Nie, oglądam.
Wyszeptał patrząc na Dianę. Położyła się obok niego wtulając swoją głowę w jego ciało.
-Tęskniłam za Tobą.
Powiedziała.
-Czemu zostawiłaś otwarte drzwi?
Wydawał się zmieniać specjalnie temat.
-Są u mnie córki Davida. Poprosił mnie żebym się nimi zajęła.
-Rozumiem. To nici z moich planów...
-A co takiego zaplanowałeś?
-Niespodzianka. Ale będę musiał zrealizować ją innego dnia.
-Już nie mogę się doczekać.
Powiedziała i pocałowała go czule.
-Dobra, to odpoczywaj sobie, ja pójdę do dziewczyn. Odwiedzę Cię jeszcze wieczorem.
-Pa skarbie.
Wyszła.

***

Jak się później okazało, David naprawdę chciał kupić córkom psa, ale nie teraz. Teraz miał na głowie troje dzieci. Pies był mu najmniej potrzebny. Ale z pomysłu na zakup psa ucieszył się Alexis. Razem z Dianą i córkami swojego kolegi z drużyny wybrali się do schroniska. Sanchez już dawno chciał sobie kupić psa. Uwielbiał zwierzaki.
-Ale śliczne!
Krzyknęła Zaida gdy tylko ujrzała psy w koszykach.
Długo wybierali odpowiedniego psa dla Alexisa. Największą uwagę przykuła suczka Goldena Retrivera, która biegała za swoim ogonem.
-Ma ona dwa miesiące i jest w stu procentach zdrowa.
Powiedziała pani z obsługi widząca zainteresowanie u Alexisa.
Alexisowi nie trzeba było drugi raz powtarzać tak nakręcił się na tego psa, że zrobiłby wszystko by go mieć.
Po kupieniu zwierzaka przyszła pora na wszystkie akcesoria. Miseczki, jedzonko, posłania, smycze, obroże czy witaminy. Kupił wszystko. Ta wyprawa po sklepach najbardziej podobała się Zaidzie. Biegała od sklepu do sklepu i pakowała do koszyka wszystko co jej się spodobało. Udało jej się też namówić Alexisa na zakupy dla niej i dla siostry. Spódniczki, bluzeczki czy buciki. Alexis nie oszczędzał. Sam bardzo lubił dzieci, a że nie miał swoich, chciał wydać na nie. Nie zapomniał też o Dianie i o sobie. We dwoje urządzili pokaz mody dla Zaidy i Olayi.  Bardzo dużo czasu spędzili w sklepie, tak samo dużo kupili. Po zjedzeniu kolacji mogli udać się do domu. Dzieci Davida zasnęły na rękach w drodze do samochodu. Spały jak aniołki całą drogę. Nie tylko one. Piesek również.
-Dziękuję Alexis.
Powiedziała Diana, gdy byli już prawię pod domem Davida.
-Dziękujesz? Za co?
-Jak to za co? Za wszystko! Widziałeś jakie one były zadowolone. To dzięki tobie. Sama nie wiem co bym z nimi robiła...
-Oj tam. Na pewno byś coś wymyśliła. A właśnie. Podoba Ci się ten dom?
 Spytał się zatrzymując się obok wielkiego białego domu.
-Jest śliczny. Kogo?
-Jeszcze niczyj, ale mam na niego ochotę.
-Chcesz się przeprowadzić?
-No wiesz, teraz będzie nas troje w domu, ten pies potrzebuje miejsca.
-I mnie tak zostawisz?
Powiedziała smutno
-Jeszcze nie teraz. Na razie nie mam kasy.
Kilka minut później byli już pod domem Davida. Gdy zadzwonili, im oczom ukazał się David i jego ciężarna żona.
-Cześć wam.
Powiedziała Patricia całując najpierw Dianę, a później Alexisa. Wyglądała kwitnąco. Ciąża jej naprawdę służy.
Sanchez razem z Daviedem zanieśli dzieci do łóżka, a Diana i Patricia usiadły w salonie.
-Dziękuję Ci Diana za dzisiejszy dzień. Dziękuję Ci za zajęcie się moimi dziećmi. Widzisz, ja ledwo już chodzę, a David musiał zrobić pokoik dla małego. Jesteś Aniołem, że nie odmówiłaś.
-Patti, zawsze możecie na mnie liczyć. Macie wspaniałe dzieci. Zajmowanie się nimi to sama przyjemność. Jak nie będziecie mieli ich z kim zostawić, to wiecie gdzie mieszkam. Zawsze je miło przyjmę.
-Diana! No po prostu jesteś wspaniała!
Powiedziała i przytuliła się do brunetki.
Niedługo potem wraz z Alexisem wracała do domu.
-Jak ją nazwiesz?
Spytała się Diana patrząc na śpiącego psa na jej kolanach.
 -Lea? Albo Rossi?
-Lea? Chyba śmieszny jesteś Rossi już lepsze.
-To wymyśl inne.
-Nurisse? Albo Mistey? Lub Cassie?
-Jeszcze spytam Nathana.
Gdy dojechali do domu była już dwudziesta pierwsza. Alexis wszedł tak, by jego brat nie widział co trzyma w ręce.
-Patrz kto dołączył do naszej rodziny!
Krzyknął ucieszony pokazując suczkę.
-Alex... Na co nam ten pies?
-To nie pies. To dziewczynka. Ładna prawda?
Dorzucił.
-Sanchez... Na co nam pies?
-Weź już skończ. Też ją pokochasz. Teraz ją potrzymaj, ja zaraz przyjdę.
Wybiegł z domu.
-No cześć mała.
Powiedział Nathan głaszcząc psa.
Alexis i Diana za kilka minut przyszli z pełnymi torbami. Połowę z tych rzeczy rozpakowali, resztę nie.
Gdy można było spokojnie usiąść, postanowili wymyślić imię dla nowego lokatora.
-Mistey czy Cassie?
Powiedziała Diana.
-Oba jakieś takie...
-To wymyśl lepsze.
-Nie wiem...
Siedzieli długo i wymyślali imię, ale żadne im nie pasowało.
-Mam!
Krzyknęła Diana.
-Sunny!
-O, Sunny ładne.
Zgodzili się wszyscy. Od dziś nowym współlokatorem Sanchezów jest Sunny!

17 komentarzy:

  1. świetny rozdział ;) wiedziałam, że jeszcze ta Gina namiesza :/ fajnie, że są ze sobą i, że Alexis ma psa :D pisz szybko następny :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz ;p Postaram się dodać jak najszybciej.

      Usuń
  2. Nie lubię tej Giny... Fałszywa sucz. Mam nadzieję, że nie zepsuje ona związku Diany z Nathanem.
    Też mam Goldena Retrivera, najlepsza rasa, ever!
    Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczegółów zdradzać nie będę :p. Ale nie zawiedziesz się.
      Dzięki za komentarz.

      Usuń
  3. Świetny rozdział ;) Cieszę się, że Dianie i Nathanowi się ułożyło :p. Teraz niech tylko Alexis kogoś sobie znajdzie i będzie idealnie :d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alexis jest mój, mój i tylko mój :P Z nikim innym nie będzie, haha ^^.

      Usuń
  4. I oczywiście informuj mnie o nowym rozdziale :>

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawie piszesz. Naprawdę. Nie jestem specjalnie fanką Barcelony, ale chyba nie o to tutaj chodzi. Twój styl pisania bardzo mi odpowiada. Cała fabuła, opisy, wszystko jest świetne :). Informuj mnie o nowym rozdziale, czekam z niecierpliwieniem. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie :>. Dziękuję za komentarz. Dobrze, będę informowała.

      Usuń
  6. Świetne ! *_*. A mega wielkim plusem tego opowiadania jest to, że często pojawia się tutaj Jordi! Kocham Albę! <3
    Od dziś będę częstym gościem tego bloga, bardzo wciągające to opowiadanie :>. Czekam na więcej. Dodawaj szybko! ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uwielbiam Jordiego :P Dlatego często tu się pojawia. Bardzo się cieszę. Nowy rozdział już niedługo.

      Usuń
  7. zapraszam na nowy somos-tan-felices.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. świetny rozdział :* a ten piesek *-* :) zapraszam do siebie milosc-w-barcelonie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo ciekawie piszesz. Naprawdę nadajesz się to tego.
    Życzę dalszej weny :D

    OdpowiedzUsuń