Następne dwa dni minęły we Wrocławiu spokojnie. Nie było już wielkich imprez czy wpadek. Po prostu minęły w miłej, przyjaznej atmosferze. Niestety i ona, zresztą jak wszystko musiała się skończyć.Nie można mieć wszystkiego na raz. Coś kończy się, żeby coś mogło trwać. Taka już jest kolej rzeczy, nie można tego zmienić, choć bardzo by się chciało...
Droga na lotnisko była męcząca dla wszystkich. Diana znów musiała zostawić dwójkę swoich przyjaciół. Najchętniej zabrałaby ich ze sobą, ale to nie było takie łatwe. Musiała wybierać między nimi, a wszystkim co ma w Hiszpanii. Dawno już podjęła decyzje, ale jeszcze nie do końca jest do niej przyzwyczajona. Cierpi...
-To kiedy się widzimy?
Zaczął Filip.
-Pierwsza okazja to chyba twoje urodziny, nieprawda?
Dodała Diana.
-To za dwa tygodnie... Będzie chciało wam się znów przyjeżdżać?
-To co? Na moje?
-Tak lepiej!
Uściski, uściski, uściski... Po kilku minutach siedzieli już w wygodnych fotelach.
-I jak Ci się Wrocław podobał?
Zaczęła Diana.
-Było w porządku.
Nic więcej nie powiedział. Oczywiście, odpowiadał na jej pytania, ale jednym, czy dwoma słowami. Jakby bał się wracać do domu...
Na Barcelońskim lotnisku nie czekał na nich nikt. Deja vu?
W mieszkaniu nie było ani Alexisa, ani Ricardo. Trening?
***
Pedro siedział na trawie i obgryzał paznokcie jakby się czymś martwił. Gdy większość poszła się przebrać i umyć po treningu, on został i siedział. Siedział sam, aż nie dołączył się od niego Alexis, który za karę musiał zbierać piłki po treningu.
-Co jest Pedrito?
Zaczął rozbawiony.
-Weź, ten trener jest nienormalny! Za to, że chodziłem za nim i udawałem go kazał mi po was sprzątać! Czy to jest sprawiedliwe?
-Alexis... To jest Twój największy problem?
-Właśnie nie! Zgubiłem brata!
-Jak zgubiłeś?
Spytał zdziwiony.
-No normalnie. Pojechałem do Chile i zostawiłem go tutaj, wracam a go nie ma! Zostawił tylko kartkę "Wracamy za kilka dni". Kto tak robi?
-Z Dianą pewnie pojechał. Jej też dawno nie widziałem...
Mówił nadal smutny.
-Ty, Rodgriquez! Co Ci się dzieje? Cały dzień taki siedzisz... Umarł ktoś?
Spytał siadając obok.
-Wręcz przeciwnie... Carolina niedługo rodzi... Wiesz o co chodzi...
-Wiem! Cykor Cię obleciał! Zrobiłeś sobie dziecko teraz je wychowuj! Nie ma czego się bać. Będzie dobrze.
-Dzięki...
-A teraz idź się umyć, bo śmierdzisz jak zdechły kot!
Krzyknął i uderzył kolegę lekko w ramię.
-Sanchez! Zbieraj mi te piłki leniu!
Wrzasnął na Alexisa Tito, który właśnie wyszedł z szatni.
Nie mógł nic zrobić. Poszedł sprzątać piłki.
***
-..
-Dobrze, nie ma sprawy.
-..
-O! To jeszcze lepiej! Dziękuję i do zobaczenia.
Powiedziała Diana i odłożyła telefon.
-Kto dzwonił?
Spytał Nathan, gdy Diana usiadła obok niego.
-Patti. Ma jakąś sprawę. Pewnie o dzieci chodzi.
-Znowu mnie zostawisz?
Powiedział smutny.
-Będziesz miał wieczór dla siebie. Za jakieś dwadzieścia minut przyjedzie po mnie David. Tak więc pójdę się przygotować. Do wieczora.
Powiedziała i przytuliła się do Nathana, po czym wyszła z mieszkania. Niedługo potem, pod jej domem był już David.
-Siemasz Diana!
Powiedział całując Dianę w policzek.
-Cześć. Jak po treningu?
-Dobrze, dobrze. Twój dziadek kazał mi przekazać, że będzie w domu jutro...
-A gdzież on znowu pojechał?!
Spytała zdziwiona.
-Nie spowiada mi się... Alexis będzie wiedział, ale on wróci później...
-A to czemu?
I zaczął opowiadać całą historię o Tito i Sanchezie. Akurat skończył, gdy byli pod domem.
-Diana!!!
Krzyknęła Zaida, gdy tylko w drzwiach jej domu pokazała się dziewczyna. Dziecko tak bardzo przyzwyczaiło się do Diany, że traktowało jej jak swoją siostrę. Po kilku uściskach z Zaidą, Diana i David poszli do salonu, w który była Patricia i ich młodsza dwójka dzieci.
-Cześć Patti.
Powiedziała i usiadła obok.
Rozmawiali długo i praktycznie o niczym.
-Właściwie, to do czego jestem wam potrzebna?
Spytała po kilkudziesięciu minutach.
-Nie chodzi o nic specjalnego. Zaida chciała Cię zobaczyć... Jak nie było Cię przez te kilka dni cały czas o Tobie mówiła, ja nie wiem jak ty to robisz...
-Dokładnie.
Wtrącił się David.
-Zaida była raczej ostrożna i powoli przywiązywała się do ludzi, a tu zna Cię niedługo, a tak się do Ciebie przywiązała...
Dokończył.
-Miło mi to słyszeć. To może ja pójdę do nich...
Już chwilę potem Diana siedziała w piaskownicy z Zaidą i Olayą, a David ze swoją małżonką i synem wybrali się na spacer. W końcu mogli odpocząć od wiecznego wrzasku. Niech Luca śpi jak najdłużej!
***
W domu Sanchezów powiało nudą... Nathan zamulał przed telewizorem, a Alexis przeglądał różne strony dzwoniąc co chwilę do różnych osób.
-Sanchez! Skończ że gadać! Ja tu próbuje zasnąć...
Krzyknął Nathan.
-Cii...
Odpowiedział i mówił przez telefon dalej. Trochę to trwało nim skończył, a gdy już to nastąpiło usiadł zadowolony obok brata.
-Słuchaj młody!
Krzyknął ucieszony.
-Nie uważasz, że ten dom jest za mały na nas troje?
-Troje?
Spytał zdziwiony.
-No ja, ty i Sunny.
Powiedział głaszcząc psa.
-Wiesz, ona nie będzie zawsze taka mała... Potrzebuje dużo miejsca.
-I co z tego? To Twój pies...
-Więc postanowiłem kupić nowy, większy dom!
Powiedział ucieszony i klasnął w ręce.
-Co?!
Miał nadzieje, że źle zrozumiał.
-No...Dom. Taki wiesz, kilka ścian, pokoi, okien...
-Alex... Na co nam dom? Przecież mamy gdzie mieszkać...
Długo trwało przekonywanie Nathana do nowego domu, ale w końcu się udało. Wybrali się we dwoje do ich przyszłego domu. Nie duży i nie mały, biały, dwupiętrowy z basenem. Ogród w sam raz dla Sunny. Alexisowi nie trzeba było nic więcej mówić. Jak najszybciej chciał podpisać umowę i przelać pieniądze. Plusem tego "zamku" była lokalizacja. Zaraz obok mieszkał Jordi- najlepszy kumpel Alexisa, kawałek dalej Pique, Puyol i David. Cała dzielnica słynęła z tego, że zamieszkuje ją mnóstwo piłkarzy.
-I co? Podoba się?
Powiedział Alexis, gdy pani, która oprowadzała ich po domu poszła podpisać umowę.
-Lepsze niż to mieszkanie w centrum, to na pewno.
-Idź sobie wybrać pokój. Są trzy na górze i jeden na dole. Tylko wybij sobie z głowy ten, który ma okno na dom Alby. Już mam pomysł na uprzykszanie mu życia!
Powiedział z chytrym śmiechem i zatarł ręce.
-Dobrze panie Sanchez.
Powiedziała wysoka brunetka ubrana w czarną spódnicę do kolan i koronkową bluzkę zapiętą na ostatni guzik.
-Wszystkie formalności są już załatwione, pozostaje już tylko się wprowadzać!
-Dziękujemy pani bardzo.
Powiedział Alexis.
Klucze lśniły już w rękach Alexisa. Wreszcie czuł się jak u siebie w domu. Esta es mi casa!
***
Tak to się dzieje jak zostaje się samej w domu z dwójką rozwydrzonych dzieci, a w dodatku nie swoich! Olaya z Zaidą były wszędzie. Raz pływały w basenie, a już za pięć sekund rzucały się poduszkami w sypialni rodziców. Ledwo, bo ledwo, ale Diana dawała sobie jakoś radę. Próbowała być świetną panią domu, ale nie za dobrze jej do wychodziło. Dziewczynki bałaganiły, ona za nimi chodziła i sprzątała. Taka rola opiekunki...
Jej udrękę zaprzestało pojawienie się rodziców małych diabłów.
Oj, ma gardziołko ten David, ma... Jak wrzasnął na swoje córki to od razu pobiegły do swojego pokoju. Ale tej sytuacji nie były same plusy. Przez krzyk obudził się Luca. David za karę musiał sam go usypiać. Nie umiał tego nie umiał...
David sam z synem w sypialni, Olaya z Zaidą w salonie oglądające bajki, a Diana z Patricią na tarasie popijające latte. Czegoż chcieć więcej?
-A, Diana jak tam Twoje sprawy sercowe?
Spytała pani Villa.
-Dobrze, narzekać nie mogę. Od prawie czterech miesięcy jestem z Nathanem... Jak na razie wszystko w porządku i mam nadzieję, że już tak zostanie.
-Zapamiętaj, powinno cieszyć się chwilą, a nie martwić, że kiedyś przeminie...
Słowa Patrici głęboko utknęły w sercu Diany. Będą one już na zawsze przy niej. A zawsze to nie jest takie zwykłe słowo, zawsze to obietnica.
-Mamo, a Diana może zostać u nas na noc?
Spytała Zaida wchodząc na kolana Patrici. Obie panie to pytanie bardzo zdziwiło.
-Nie skarbie, Diana ma swój dom, musi iść, bo będą się o nią martwić...
-To wyślemy list, albo zadzwonimy. Mamo proszę..!
-Zaida! Diana nie może. Jutro przyjdzie.
-Przyjdziesz?!
Spytała z iskierkami w oczach patrząc na Dianę.
-Oczywiście, że przyjdę.
Powiedziała. Niedługo potem wyszła z domu Villów i udała się autobusem do domu.
W drodze do domu zadzwonił do niej telefon.
-...
-Dziadek? Właśnie wracam do domu... David mi mówił, że nie będzie Cię do jutra w domu. Gdzie ty jesteś?!
Spytała zdziwiona i oburzona.
-...
-Gdzie? Chyba sobie żartujesz? Ja tutaj sama siedzie w domu, a ty na Karaiby żeś sobie pojechał? A ja? Mnie nie potrzebujesz?
-..
-Dobra. Poradzę sobie sama. Baw się dobrze!
Powiedziała i rozłączyła się. Niedorzeczne! Wyjechać na Karaiby i nikomu nic nie powiedzieć? Czysty egoizm!
Całą drogę do domu myślała o dziadku. ~Już mnie nie kocha? Już mu się znudziłam?~ przemykało jej przez myśl. Wkładając klucz w zamek usłyszała śmiechy w domu Alexisa. Nie chciała im przeszkadzać. Grzecznie weszła do mieszkania.
Gdy Diana szykowała sobie kolacje, w mieszkaniu numer 10 trwała żywa konwersacja o wyższości Beyonce nad Rihanną. Zwolennikiem Rihanny był Pedro, a za Beyonce w ogień skoczyłby Alba.
W mieszkaniu przebywało równe pięć i pół osoby plus pies. A dokładniej: Sunny, Alexis, Nathan, Alba, Pedro ze swoją dziewczyną Caroliną. A tą połówką było ich jeszcze nienarodzone dziecko.
-Te! Alba! Ta Twoja Beyonce to jedna wielka sztuczna dupa jest!
Mówił Pedro nabijając się z kolegi.
-Tak?! A Rihanna śpiewa tylko z playbacku! A w dodatku ma krzywy ryj!
Dopowiedział Alba.
-A Beyonce ma tak szerokie biodra, że musi mieć drzwi robione na wymiar!
Dorzucił Rodriquez.
Sprzeczki trwały bardzo długo. W ogóle skąd oni te rzeczy wiedzą?
Gdy Alexis pokazywał Carolinie sztuczki jakie nauczył Sunny, a Pedro z Albą nadal się kłócili do mieszkania weszła Diana.
-O! Dianuś! Cześć mała!
Krzyknął Pedro, który jakby zapomniał o swojej Rihannie.
-Cześć wam. Chyba nie przeszkadzam, prawda?
Powiedziała nieco nieśmiało.
-Nie skąd, siadaj.
Zaproponował Alba i zrobił miejsce obok siebie.
-To jest Caroline, chyba jeszcze jej nie znasz...
Powiedział Pedro.
-Znamy, znamy. Poznałyśmy się na ostatnim meczu.
Spędzili cały wieczór w bardzo miłej atmosferze. Caroline i Diana bardzo się polubiły i rozmawiały niemal cały czas. Nie ma co się dziwić, ponieważ Pedro i Alba oddali się swojej przyjemności, którą nagrywał Nathan, a Alexis trenował Sunny. Jakby tak spojrzeć na to z boku, to można by pomyśleć tylko jedno- "dom wariatów!".
-Na kiedy masz termin?
Spytała Diana, gdy całe towarzystwo powoli zbierało się do wyjścia.
-Mam na piątego kwietnia, ale mam nadzieję, że urodzę szybciej... Nie mam już siły się ruszać...
Wyglądała naprawdę potężnie. Ona drobna, chudziutka blondyneczka , a musi dźwigać taki ciężar. Jak wchodziła do pokoju, najpierw było widać jej wielki brzuch. Tak, to będzie duuże dziecko...
Około godziny dwudziestej drugiej rozeszli się wszyscy. Nathan sprzątał po imprezie, bo przegrał zakład z Alexisem, a zwycięzca wraz z Dianą i Sunny siedzieli na kanapie.
-Wiesz jeszcze Ci nie mówiliśmy...
Zaczął Sanchez.
-Przeprowadzamy się!
Powiedział żywo i radośnie.
-Co?! Gdzie?!
Spytała zdziwiona i nieco przerażona.
-No tu niedaleko... Zaraz obok Davida... Miałem Ci powiedzieć wcześniej, ale jakoś tak...
-To już definitywnie?
Spytała z nadzieją w oczach.
-Tak, dziś podpisałem umowę. Tu mam kluczę. Jutro przyjeżdża firma dekoracyjna...
-I tak mnie samą zostawicie? A co z tym mieszkaniem?
-Zawsze możesz zamieszkać z nami. Pokój jest zarezerwowany specjalnie dla Ciebie! A tutaj to chyba będzie puste stało... Zobaczymy.
-Nie mogę... Chciałabym, ale wiesz Ricardo... Szkoda. Naprawdę szkoda.
Bała się, że zostanie sama. Bała się, że odsunie się od Alexisa, a czego bardziej, od Nathana. Nie chciała tego. Bała się bardzo się bała.
***
Firma dekoracyjna pracowała w domu Alexisa od samego rana. W końcu musiała skończyć do wieczora. Ah, ten Alexis. Nie mógł długo czekać. Cierpliwość nie była jego mocną stroną.
Dziś był dzień wolny od treningów, więc Sanchez mógł własno ocznie nadzorować prace w jego domu. Towarzyszył mu przy tym Alba. Nathan, jak to Nathan. Zniknął gdzieś gdy Diana wyszła do dzieci Davida.
Krążyli od pokoju do pokoju i patrzyli czy wszystko idzie zgodnie z planem. Tu obraz krzywo, tam źle ułożone poduszki, Alba wypatrzył wszystko. Wczuł się tak, jakby co najmniej to jego dom urządzali.
-A te krzesła będą tak krzywo stały?!
Spytał oburzony wchodząc do jadalni.
-Proszę pana, ale...
-Żadne ale! Układać mi to tu! Migiem!
Nie dał sobie wytłumaczyć niczego. Jak Alba się wciągnął to nie mógł przestać. Cóż taki już był.
-Oj, Alexis, Alexis... Jakiś ty patałachów zatrudnił! Nic nie potrafią, nic!
Powiedział widząc przyjaciela, który siedział na huśtawce.
-A co robią źle?
Spytał zdziwiony.
-Co?! Ty się jeszcze pytasz co?! Wszystko! Zaczynając od brudnych okien, a kończąc na źle dobranych kolorach firanek do mebli! Jedna wielka masakra!
Krzyczał przejęty. Po Alexisie spływało to jak po kaczce. Uśmiechał się tylko i przytakiwał.
-Widzę, że Cię Twój dom w ogóle nie obchodzi. Ja się tym zajmę...
Powiedział i poszedł do ludzi pracujących w domu Sancheza. Tak ich poukładał, tak naprostował, że pracowali jak w zegarku!
-Gotowe!
Krzyknął Alba po kilku godzinach morderczego krzyczenia na innych. Dom Alexisa wyglądał imponująco, a wszystko za sprawą nikogo innego jak Jordiego! Brawo Alba.
-No, to można zapraszać na parapetówkę!
Powiedział ucieszony Alexis zamykając drzwi za firmą dekoracyjną.
Nie zdążył skończyć tego zdania, a już wziął się za dzwonienie do wszystkich znajomych.
-Aaalababaaaaa!!!
Krzyknął Alexis po kilkunastu minutach. Jordi w tym czasie przygotowywał obiad. Właściwie to obiadem tego nie można nazwać. Na talerzu położył liść sałaty, wokół niego kilka ziarenek winogron, a na sałacie położył kilka plasterków pomidora i ogórka. Pychaa!
-Co to ma być?!
Spytał zdziwony Sanchez widząc "to coś".
-Jak to co?! Un plato lleno de golosinas!
Wykrzyczał zadowolony Alba jedząc winogrono.
-Głupi jesteś Alababa!
Jak Jordi nie lubił jak ktoś mówi do niego "Alababa", Sanchez bardzo dobrze o tym wiedział, lubił tym słowem denerwować swojego przyjaciela.
-Nie mów tak do mnie Sanchez!
-Cii Alababa, jedz lepiej to coś... Jak skończysz, to pójdziemy do Davida po Dianę, a później do Pedro.
-Po co do Pedro? I na co nam tam Diana?
Spytał zdziwiony.
-Ty nic nie rozumiesz... Pedro chce trochę odpocząć od życia codziennego, wiesz ciągłe narzekania Caroliny nawet mi przeszkadzają. A że Diana i Carr się polubiły, to porobią coś razem. Taka mała wymiana. Pedro za Dianę.
-Ty, dobre! To chodźmy!
-Tylko trzeba będzie wyrwać Dianę ze szponów Davida...
Wspólnie ruszyli dom dom Davida. Odkąd się przeprowadzili mieli dosłownie sto metrów do domu Davida czy Pedro.
Po pięciu minutach byli pod bramą Villów.
-Tak?
Usłyszeli miły głos dochodzący z domofonu.
-Patricia? Tu Alex!
-O, Sanchi, wchodź!
Powiedziała jeszcze weselej.
W domu Davida jak nigdy panował spokój. Zaida jako ośmiolatka połowę swojego przyszłego życia spędzi w szkole. W najgorszym budynku jaki może być... Diana razem z Olayą i Lucem poszła po nią. Ten David naprawdę się ustawił. Narobił sobie dzieciaków, którymi nie musi się zajmować. Wystarczy telefon, a już ma opiekę. I to jaką opiekę!
-Co tam u Ciebie Davidos?
Spytał Alexis siadając obok Villi.
-Jak widać. Siedzę, grzeję się na słońcu, wszystko w najlepszym porządku!
Powiedział zadowolony.
-My po Dianę.
Dopowiedział Jordi.
-Jak po Dianę?
Spytała zdziwiona Patricia, która wnosiła na taras przekąski. Patricia to prawdziwa pani domu. Uwielbiała gości, uwielbiała o nich dbać. A w dodatku robiła to z gracją i pięknem.
-Noo... Jest nam bardzo potrzebna!
Powiedział Jordi.
-Bez niej nie przeżyjemy! A chyba nie chcesz, żebyśmy pomarli?
Spytał z przerażoną miną Alexis.
-Nie! No co ty! Szkoda byłoby takiego ciasteczka!
Powiedziała ze śmiechem Patricia.
-Patti?!
Wtrącił się oburzony David.
-No co? Mówię co widzę!
Całą rozmowę przerwała wchodząca do domu Diana z wózkiem, dwójką dzieci u boku i kilkoma torbami zaczepionymi na rączkach od wózka Luci.
-Jesteśmy!
Krzyknęła odkładając torby do kuchni i wyciągając Lucę. Chwilę potem stała już między Jordim i Patricią.
-A co wy tutaj robicie?
Spytała widząc Jordiego i Alexisa.
-My przyszliśmy Cię zabrać. Ubieraj czapeczkę i wychodzimy!
Krzyknął Alexis wstając z krzesła.
-Jezu, Sanchez... Pracuję w odróżnieniu od Ciebie.
-Właśnie!
Powiedziała Olaya.
-Diana idzie pobawić się ze mną.
-Kotku, Diana na dziś skończyła pracę. Jutro przyjdzie.
-Mogę iść?
Spytała Diana.
-Pytasz się czy możesz? Pewnie, że możesz. Jest w końcu szesnasta. Do jutra.
Żeby Diana mogła w spokoju wyjść z domu, David musiał zabrać córki na piętro do ich pokoju. Inaczej nie wypuściłyby dziewczyny z domu.
***
Pedro i Carolina to wspaniała para. Znają się już bardzo długo i pasują do siebie w stu procentach. Od teraz, gdy spodziewają się swojego pierwszego dziecka jest jeszcze lepiej. Pedro bardziej dba o swoje największe szczęście, a Carolina dzięki temu promienieje. Ciąża jej służy, lecz zrobiła się bardzo wygodna...
-Pedro...!
Krzyknęła Carolina leżąc na kanapie i oglądając telewizje.
-Tak?
-Proszę, możesz mi podać tą poduszkę?
Powiedziała i wskazała na rzecz leżąca zaraz pod jej ręką.
-Carolina! Czy ty nie przesadzasz? Ciąża to nie choroba! Możesz sobie sama to wziąć!
Krzyknął zdenerwowany.
-Czy ty chcesz, żeby matka Twojego dziecka się przemęczała? Chcesz tego? Chcesz?
Spytała z poirytowaniem.
-Ale to leży kilka centymetrów od Ciebie! Nie przesadzaj!
-Pedro! Bo jak wybuchnę, a wiesz, że to dziecku nie służy!
Krzyknęła.
-Matko Katalońska!
Powiedział i podał jej poduszkę. W tym samym czasie do drzwi zapukała banda przyjaciół.
-Hoola!!!
Krzyknął Alexis wchodząc do domu Rodriqueza.
-Cześć! Wchodźcie.
Powiedział Pedro i wskazał na fotele w salonie.
-Ona już wie?
Spytał delikatnie Pedro Alexisa, gdy Jordi i Diana poszli do salonu.
-Ups, zapomniałem jej powiedzieć... Sorry Pedro...
-Alex! Jak się umawialiśmy?
-Dobra, powiem jej teraz.
Po skończeniu zdania zabrał Dianę z pokoju.
-Diśka, jest sprawa. Zostaniesz na jakąś godzinę z Caroliną?
-Co?! A wy gdzie idziecie?
-Wiesz... Pedro chciałby trochę odpocząć... A nie chce żeby ona została sama... No proszę Cię...
-Dobra, nie ma sprawy.
Wrócili do salonu. Po kilku próbach namawiania Caroliny, by pozwoliła Pedo iść z kolegami na piwo w końcu się zgodziła. We troje wyszli z domu i poszli wsiną dal.
Przyszła pani Rodriquez i przyszła pani Sanchez wybrały się na spacer po domu tej pierwszej. Jako, że Diana była u Pedro drugi raz, a nigdy nie miała okazji pooglądać domu była zachwycona, gdy Carolina chciała jej wszystko pokazać. Po obejrzeniu sypialni i siłowni Carolina otworzyła białe, oklejone w zabawne zwierzaczki drzwi. Ten pokój był zarezerwowany dla ich syna. Już niedługo będzie przy nich.
Piękne, białe meble idealnie komponowały się z jasno zielonymi ścianami. Pokój wspaniały. Perfekcyjny dla niemowlaka.
-Potrzebuję jeszcze tylko kilka ciuszków...
Powiedziała Carolina zaglądając do komody.
-To może wybierzemy się na zakupy?
To był świetny pomysł. Idealny by się nieco odprężyć i zapomnieć o wszystkim. Poza tym świetnie można spędzić razem czas.
Wybrały się do najlepszego dziecięcego sklepu w mieście. Body, śpioszki, buciki, czapeczki, było tu dosłownie wszystko. Oddały się najlepszej przyjemności jaka może być- schooping.
***
Tak łatwo wydaje się pieniądze, a tak trudno je zarobić. Ale jaką radość niosą ze sobą. Ktoś powiedział, że pieniądze szczęścia nie dają. Ale chyba lepiej jest płakać w czerwonym, sportowym ferrari niż na rowerze. Tak tylko rozmyślam...
Dochodziła dwudziesta pierwsza. Alexis, Jordi i Pedro nadal włóczyli się po mieście. Pedro raz na piętnaście minut dzwonił i pytał się czy wszystko w porządku. W końcu Carolina za kilka dni ma rodzić... Za kilka...
-Czuć?
Zaczęła Diana.
-Chcesz?
Położyła obie ręce na brzuchu ciężarnej. Ruchy maleństwa było można wyczuć idealnie. To wspaniałe przeżycie nosić pod swoim sercem takiego szkraba przez dziewięć miesięcy.
-Diana ty chyba jesteś bardzo blisko z Alexisem i Nathanem, prawda? Nie żebym się wtrącała, ale znam już długo obojga i Alexis nigdy tak bardzo do nikogo się nie przywiązywał. Owszem. W jego życiu ciągle pojawiały się nowe osoby, ale tak szybko jak się pojawiły, to znikały. Z tobą jest inaczej. Tak długo z nimi jesteś. Widać, że jesteś dla nich cholernie ważna...
-Wiesz... Ja sama nie wiem jak to się stało... Wszystko dzięki mojemu dziadkowi. Gdyby nie on nie poznałabym Alexisa ani Nathana. Jestem mu za to strasznie wdzięczna! A co to przywiązania się Sanchezów do mnie, to uważam, że po prostu mamy podobnie zryte banie, a wiesz głupi się przyciągają. Zawsze chciałam mieć starszego brata, Alexis mi to załatwił.
-A między Tobą, a Alexem nigdy nic nie było? Zawsze wolałaś Nathana?
-Carolina...
-No przepraszam, ale wiesz... Wszyscy wokół się zastanawiają dlaczego Natt?!
-Wszyscy?
Spytała zdziwiona.
-Zawsze jak było jakieś spotkanie, czy coś to ty byłaś zawsze na pierwszym miejscu. Ciebie polubili wszyscy, nawet Xavi, który raczej starannie dobiera sobie przyjaciół. I wszyscy zastanawiali się co ma Nathan, a czego nie ma Alex...
-Ale obiecujesz, że nikomu nie powiesz?
Spytała z nadzieją w oczach.
-Przyrzekam!
-Bo wiesz...
Zaczęła.
-Ja w Alexisie kochałam się odkąd pamiętam. Plakat na ścianie, zdjęcia w szafkach, koszulka z jego nazwiskiem. Wszędzie ten głupi Sanchez. Zawsze był moim oczkiem w głowie. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam widząc go, ale po kolei. Pierwszego poznałam Nathana. Był normalny, naturalny. Nie przechwalał się, że ma sławnego brata, wręcz przeciwnie, nic mi o nim nie mówił. Przyznam, Nathan podobał mi się od początku, ale nic więcej. Nie chciałam się z nikim wiązać. Później poznałam Alexisa. Z nim nie mogłam normalnie rozmawiać. Po kilku miesiącach znajomości, chciałam czegoś więcej. Jak zebrałam się na odwagę, żeby mu o tym powiedzieć on uznał mnie za "siostrę"... Wiesz jak ja się wtedy poczułam?! Odrzucona?! Gorsza?!
Zaczęła wyliczać.
-Nie łatwo było mi uznać go za "brata", ale dało się. A z Nathanem to wyszło właściwie tak z niczego. Był sylwester. Ja się napiłam, a wiesz co alkohol robi z ludźmi. Zaczęłam dobierać się do Nathana. Rano obudziłam się w jego objęciach. Do niczego nie doszło. Później mieliśmy najgorsze kilka dni w naszej znajomości. Na szczęście wszystko się naprawiło i jesteśmy już razem ponad 4 miesiące. Mam nadzieję, że to ten jedyny.
Skończyła swoją wypowiedź. Było widać, że to wszystko było jej potrzebne. Chciała to z siebie wyrzucić.
Siedziały razem przez długi czas. Za oknem było już całkiem ciemno, ale nadal ciepło.
-Chcesz coś do picia?
Powiedziała Carolina i wstała z kanapy.
-Tak, może sok pomarańczowy.
-Dobrze.
Powiedziała i zrobiła kilka kroków do przodu. Nagle złapała się za brzuch i ugięła lekko nogi.
-Boże! Carolina! Nic Ci nie jest?!
Spytała przerażona Diana łapiąc lecącą na podłogę ciężarną.
-Ja, ja chyba...
Mówiła jąkając się.
-Zawieź mnie do szpitala!
Powiedziała już całkiem wyraźnie.
Jak dobrze, że Diana ma prawo jazdy, a Alexis zostawił samochód na podjeździe Pedro.
Nie łatwo było wejść Carolinie to sportowego samochodu. Jeszcze trudniej było prowadzić go Dianie.
-Halo?
Powiedziała dzwoniąc przez telefon.
-Pedro? Carolina rodzi!
-..
-Tak! Rodzi! Przyjeżdżaj do szpitala! My już jesteśmy!
Krzyczała zatrzymując samochód.
***
-Jedzie?
Spytała przerażonym głosem Carolina, gdy wieźli ją na salę.
Nie usłyszała odpowiedzi. Zobaczyła tylko jeszcze bardziej przerażonego niż ona Pedro, który biegł korytarzem jak oszalały. Za nim leniwie wlekli się Jordi i Alexis.
-Jestem kochanie, nie bój się.
Mówił trzymając dziewczynę za rękę. We dwoje weszli na porodówkę. Niedługo wyjdą we troje!
-Gdzieście byli?!
Spytała Diana siadając między Alexisem, a Jordim.
-Tu i tam...
Powiedział Jordi.
-Wyście coś pili?!
Spytała zdenerwowana.
-My?! Gdzieżby! Ani kropelki!
Zaprzeczył Alexis.
Dalszą część poródu siedzieli w ciszy. Jeśli ciszą można nazwać korytarz, który wypełniały krzyki Caroliny. Czemu poród musi aż tak boleć?
Po półtorej godzinie z sali porodowej wyszedł cały blady Pedro. Wyglądał jak zombie! Wielkie podkrążone oczy, biała cera i biały fartuch. Wyszedł powoli z sali. Był niedostępny dla nikogo. Usiadł gdzieś naprzeciwko zniecierpliwionych oczekujących i siedział. Nic nie mówił. Po prostu siedział.
-Ty, Pedro, wszystko gra?
Spytał Jordi podchodząc do chłopaka. Zrobił tak samo Alexis. Diana korzystając z zamieszania weszła na salę do Caroliny. Leżała w łóżku i trzymała coś owiniętego w koc.
-Chodź.
Powiedziała widząc wyłaniającą się zza rogu dziewczynę.
-Wszystko dobrze?
Spytała podchodząc.
-Tak. Jest idealny.
Powiedziała odsłaniając twarz małemu Pedrito.
-Jaki on śliczny!
Niedługo potem trzymała tą kruszynkę na rękach. To takie wspaniałe czuć to dziecko, widzieć jak leniwie i powoli kręci główką.
-To będzie Bryan.
Powiedziała Carolina widząc zafascynowaną Dianę.
-A gdzie jest Pedro?
Spytała.
-Na korytarzu. Zawołam go.
Oddała syna i poszła po ojca tego cudu.
Nareszcie wrócił do żywych. Tańczył razem z Alexisem na korytarzu, a Jordi aż złapał się za głowę widząc to coś.
-Ej! Dziecko Ci się urodziło, a ty sobie potańcówkę urządzasz? Wstydziłbyś się!
Dosłownie pięć sekund później byli już przy Carolinie i Bryanie. Był taki malutki, taki śliczny. Perfekcyjny.
Bryan Rodriquez Martin urodzony 4 kwietnia 2013r.
I znów jest mój Jordi *_*.
OdpowiedzUsuńTak go stworzyłaś, taki dobrałaś mu charakter, że po prostu go uwielbiam! Jest najlepszy! Chciałbym, żeby był taki naprawdę, taki zabawny, dowcipny.
A ta akcja w nowym domu Alexisa, mmm... Był taki stanowczy i męski, KOCHAM TO!
Rozdział prześwietny. Czekam na więcej. :)
Dzięki za komentarz :) Cieszę się, że Ci się podoba.
UsuńGdy przeczytałam tytuł rozdziału, byłam pewna, że chodzi o dziecko Nathana, niestety zawiodłam się. Jestem ciekawa, czy to dziecko jest naprawdę jego, i czy wszystko między nimi będzie dobrze :)
OdpowiedzUsuńFajnie by było, gdyby Diana została matką chrzestną Bryana :>
Ogólnie to świetne. Czekam na nowy.
Już we wcześniejszym rozdziale, było wspomniane, że to dziecko Nathana, raczej nic nie powinno się zmienić :)
UsuńDzięki za komentarz.
Fajny rozdział :> Czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńTeż myślałam, że będzie chodziło o dziecko Nathana, ale jak widzę lubisz zaskakiwać :] Ogólnie to rozdział fajny :))
OdpowiedzUsuńCzasem mi się zdarza :3
UsuńCzytając ten fragment o kłótni Jordiego i Pedro nie wyrabiałam ze śmiechu :D Rihanna ma krzywy ryj, a Beyonce ma tak szerokie biodra, że musi robić drzwi na wymiar! Po prostu płakałam ze śmiechu!
OdpowiedzUsuńIdealny rozdział. Nie mogę się doczekać, jak będzie więcej o dziecku Nathana... Jestem bardzo ciekawa jak to wszystko się potoczy :>
Czekam na więcej.
Haha, cieszę się, że się spodobało, starałam się :)
UsuńDzięki za komentarz.
Ciekawe. Nie wpadłabym na to, że chodzi o dziecko Pedro. Byłam przekonana, że dowiem się czegoś o tacie Nathanie :>
OdpowiedzUsuńCzekam na następny. Dodawaj szybko.
Już niedługo się dowiesz ;D
Usuńświetny rozdział mały Brayan aww *-* !!!
OdpowiedzUsuń;D. Dzięki za komentarz.
UsuńSerdecznie zapraszam na moje nowe opowiadania o FCB:
OdpowiedzUsuńhttp://moje-zycie-w-barcelonie.blogspot.com/
http://milosc-i-fcb.blogspot.com/
Licze na komentarze:)
Na pewno zajrzę :D
UsuńRozdział 1 na http://estar-9-contigo.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapraszam ;)
zapraszam na nowy rozdział! ;3
OdpowiedzUsuńhttp://forever-hyhy.blogspot.com/2013/06/2.html pozdrawiam ;*
Poczytam :3
UsuńŚwietne! Powiedz mi, jak ty to robisz? Co rozdział to lepszy! Skąd ty te wszystkie pomysły bierzesz? Jesteś niesamowita! *_* Ten blog, to opowiadanie jest niesamowite!
OdpowiedzUsuńOgólnie to śmiem stwierdzić, że Nathan jest głupi. Był z jedną, zrobił jej dziecko, później z drugą. Dobrze, że chce pomóc Ginie, ale dlaczego okłamuje Dianę? Jeszcze skończy się tym, że ją zostawi... Albo zdradzi! A tego nie chcemy...
Czekam na więcej :D
Oh, dziękuję za jakże pozytywny komentarz :)
UsuńSkąd biorę pomysł? Eh.. Same przychodzą, nie potrafię wytłumaczyć :3
Co to Nathana, to każdy sądzi inaczej. On ogólnie jest taki... inny :)
Dzięki raz jeszcze.
http://toniesenfcbarcelona.blogspot.com/2013/06/rozdzia-7.html zapraszam
OdpowiedzUsuń