Jedna dziewczyna i pięcioro chłopaków. Czy to mogło się dobrze skończyć? Biorąc pod uwagę jeszcze to, że Ci chłopcy nie są normalni...
Pogoda nie była za wyborna. Cały dzień padał deszcz. Niebo było zachmurzone, a wiatr uginał drzewa. W taką pogodę najchętniej nie wychodziłoby się z łóżka.
-Widzicie, tylko przyjechaliście i pogoda się zepsuła!
Mówił Alexis.
-Tak to sobie tłumacz. Po prostu Hiszpania jest beznadziejna i dlatego taką pogodę macie.
Dodał Reus.
-Głupi jesteś.
Zakończył Alexis.
Całe przed południe i po południe spędzili w salonie na nic nie robieniu. Nawet nie było gdzie pojechać w taką pogodę...
-Śpiewamy na karaoke?
Zaproponował Leo widząc sprzęt to tej gry.
-Ty, Bittencourt, umiesz w ogóle śpiewać?
Spytał Nathan.
-Nie umie! Muszę go słuchać codziennie jak bierze prysznic!
Mówił Moritz.
-Zamknij się! Śpiewamy!
Zakończył Leo i podłączył mikrofony do odtwarzacza.
Dobrali się w pary. Leo-Moritz, Reus-Alexis, Nathan-Diana. Zapowiada się ciekawie.
Pierwszy utwór, Adele- Rolling in the deep.
Matko Katalońska, jak oni wyli... Przecież po przesłuchaniu tego, od razu można udać się do lekarza, na operacje słuchu, albo nie! Na wymazywanie pamięci. Nie wiem czy robią takie zabiegi, ale w ich przypadku jest on konieczny!
Z duetu Bittencourt-Leitner wygrał ten pierwszy. Może głosu on nie miał, ale idealnie trafiał w dźwięki. Poza tym, on śpiewał, nie to co Moritz. Cały czas się śmiał i gadał coś po niemiecku do mikrofonu.
-Co Reusu śpiewamy?
Spytał się Sanchez.
-Biebera!
Marco słynął z tego, że ten nastoletni wokalista jest wszechobecny w jego życiu. Wszędzie. Czy to trening, podróż samochodem, lub kąpiel. Wszędzie ten Bieber.
-Kogo?! Kto to jest?
Spytał się Alexis.
-Sanchi, Biebera nie znasz?
Spytała Diana.
-Przecież to jest najlepszy wokalista we wszechświecie!
Mówiła. Dało się wyczuć, że był to sarkazm.
-Zaśpiewajmy "Baby"!
Krzyczał zadowolony Marco i już włączał daną piosenkę.
"Śpiew" Biebara plus wycie Marco równa się dziki szał Alexisa. Gdy usłyszał to stękanie dochodzące z telewizora i przejęcie w jak najlepszym wykonaniu tego dzieła Reusa, omal nie umarł ze śmiechu. Tarzał się po podłodze jak jakiś zwierz! Zresztą nie tylko on, przyłączyli się do niego wszyscy. Nikt nie mógł powstrzymać śmiechu słysząc "to coś", bo śpiewem na pewno nie da się tego nazwać.
Ku zdziwieniu wszystkim, wygrał Alexis. Jak?! Przecież on się śmiał cały czas, a nie śpiewał. Fakt, ale jego śmiech trafiał w rytm dużo lepiej niż wycie Marco.
Ostatni duet, Nathan i Diana.
Wybrali piosenkę Shakiry "Addicted to you". Piosenka, która odnosi się do ich aktualnego stanu. Po prostu uzależnili się od siebie.
Nathan od zawsze lubił muzykę. Już jako dziecko brał udział w różnych konkursach. Muzyka była jego wielką pasją. Nie widząc czemu, wybrał piłkę. A może nie on ją wybrał, tylko ktoś to za niego wybrał? Może ten wypadek naprowadził jego życie na właściwy tor? Może na pierwszym miejscu w jego życiu ma być muzyka, nie sport?
Diana z kolei nie umiała śpiewać. Ale nie do takiego stopnia jak Reus, bez przesady. Fałszowała, ale dało radę się tego słuchać.
Nathan śpiewał prawie jak zawodowy piosenkarz. Wszyscy byli pod ogromnym wrażeniem. Wygrał bezapelacyjnie.
-Wow, Nathan... Nieźle śpiewasz!
Zaczął Leo.
-Dzięki. Starałem się.
Dopowiedział ze śmiechem.
-Za piękne to, to nie było.
Dodał Moritz z poirytowaniem.
-A Tobie o co chodzi?
Dodał nieco wkurzony Nathan.
-O nic. Wyrażam swoje zdanie.
Dodał i wyszedł z salonu. Udał się na piętro, gdzie spał razem z Leo i Reusem.
-O co mu chodzi?
Spytał Nathan.
Przez dłuższą chwilę nikt mu nie odpowiedział. Aż...
-Ja chyba wiem...
Powiedział po cichu Leo.
-Więc?
Spytał.
-Nie mogę powiedzieć. Obiecałem.
Odpowiedział i wybrał kolejną piosenkę.
-Teraz Nathan śpiewasz ze mną! Jedyny jesteś godnym mnie przeciwnikiem.
Odpowiedział ze śmiechem.
Korzystając z zamieszania, które wywołał Marco kłócąc się, że on jest najlepszym piosenkarzem z nich wszystkich, Diana poszła do pokoju Moritza.
-Nie przeszkadzam?
Powiedziała otwierając drzwi.
Piłkarz leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit.
-Wejdź.
Powiedział i usiadł na łóżku.
-Co tak szybko uciekłeś?
Spytała siadając obok.
-Nie mogłem już znieść tych fałszów.
Odpowiedział ze śmiechem.
-Fakt. Kariery w tym kierunku oni nie zrobią. Może Nathan...
-Właśnie Nathan...
Dodał po cichu.
Zignorowała to. Wiedziała, czuła, że coś jest na rzeczy. Nie chciała drążyć tego tematu.
-Co u Ciebie? Znalazłeś sobie kogoś?
Pytała zmieniając temat.
-Co u mnie tak? Pomimo tego, że moje serce jest złamane na pół, a ta dziewczyna nie robi sobie z tego większego halo, nawet nie wie, co tak naprawdę to niej czuje, to wszystko jest w porządku.
Odpowiedział z ironią w głosie.
Nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć. Wiedziała, że mówi o niej. Wiedziała, że go zraniła.
-Może wystarczy, że jej wszystko powiesz. Samą prawdę. Bez owijania w bawełnę. Prosto z mostu. Powiedz jej wszystko co czujesz. Nie obiecuję, że będzie dobrze, ale na pewno będzie lepiej niż jest...
Mówiła.
-A co ja miałbym jej powiedzieć?
Dobrze wiedział, że ona już się domyśliła, że wszystko wie. Mimo tego, nadal bał się jej to powiedzieć. Właściwie co powiedzieć?
-No... Tak zwyczajnie. Ale najpierw zastanów się, czy ta wiadomość nie zniszczy wam życia. Może osobno będzie wam lepiej? Może do siebie nie pasujecie? Może ona do Ciebie nic nie czuje?
Mówiła.
-Diana...Jesteś szczęśliwa?
Spytał.
Nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć. Była szczęśliwa, ale...
-Chyba tak... Mam wspaniałego chłopaka, dziadka... Mam do kogo wracać wieczorami. Jestem szczęśliwa...
Skończyła.
-Ja nie jestem. Odkąd wyjechałaś z Dortmundu, nie było dnia, kiedy bym o Tobie nie myślał. Diana, ja nie wiem jak ty to robisz. Nie mogę o Tobie zapomnieć. Wiem, że nic z tego nie będzie... Że masz Nathana, mimo tego nadal mam nadzieję, nadal Cię pragnę... Nadal... Nadal kocham...
Powiedział.
Siedziała i patrzyła się w jego ciemne oczy jak zahipnotyzowana. Nie wiedziała co ma powiedzieć.
-Przepraszam... Ten przyjazd tutaj to był mój pomysł. Musiałem Cię znów zobaczyć, musiałem sobie wszystko wyjaśnić, musiałem się upewnić.
Powiedział.
-Mo...
Zaczęła.
-Nic z tego nie będzie. To, co zdarzyło się w Dortmundzie nie powinno mieć miejsca. Wiesz jak wtedy było... To co stało się w Dortmundzie, niech w Dortmundzie zostanie...
Zakończyła.
-Ja tak nie potrafię... Przepraszam...
Dodał.
-Ułatwię Ci to. Widzisz mnie ostatni raz.
Powiedziała i wstała z łóżka.
-Nie każę Ci zapomnieć, chcę byś był szczęśliwy, ale ja nie jestem Twoim szczęściem.
Dodała.
-Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
Dodała i wyszła z pokoju.
Nie chciał, by tak to się skończyło... Ale nie miał odwagi by ją zatrzymać.
Pożegnała się ze wszystkimi i wyszła z pretekstem pomocy dziadkowi w pracach domowych.
***
Wszystkich zdziwiła wiadomość, że Diana tak nagle musi wyjść. Nagle jak nagle, trzy dni jej w domu nie było. Chyba czas najwyższy.
Weszła do mieszkania. Ku jej ogromnemu zdziwieniu Ricardo nie czytał gazety. Owszem, siedział na swoim ukochanym fotelu, ale na kolanach trzymał coś znacznie większego niż kilka kartek.
-Cześć dziadku! Jak się czujesz?
Spytała wchodząc do mieszkania.
-Disia... Dobrze. Dawno Cię nie widziałem.
Powiedział.
-Wiem, musiałam pomóc Nathanowi. Wiesz, ta noga. A jeszcze wczoraj przyjechali do nich znajomi z Dortmundu.
-To dlaczego z nimi nie jesteś? Nie lubią Cię?
Pytał.
-Nie o to chodzi... Tak wyszło, ale nie chcę o tym rozmawiać.
Powiedziała.
-Co robisz?
Spytała zmieniając temat.
-Chcę choć przez chwilę poczuć się jak dawniej i powspominać jak to kiedyś było wspaniale...
Powiedział.
Diana chcąc poczuć się jak kiedyś usiadła obok niego.
Na kolanach Ricardo spoczywał wielki album ze zdjęciami. Byli tam wszyscy, bez wyjątku.
Miło jest czasem otworzyć album i powspominać. Popatrzeć na twarze, których już nie widzimy na co dzień. Poczuć, że choć przez chwilę są z nami.
-Jesteś bardzo do niej podobna...
Powiedział Ricardo patrząc się na jego ślubne zdjęcie.
-Brakuje mi jej...
Dodał po chwili.
-Brakuje mi jej głosu, zapachu. Brakuje mi tego, że gdy budzę się codziennie rano, nikt już nie całuje mnie w czoło i nie mówi, że piękny dzień przed nami. Ciągle mam nadzieję, że zmęczony wrócę do domu, a ona będzie stała w kuchni i będzie gotowała w swoim różowym fartuszku ciasto czekoladowe, które tak uwielbiałem.
Mówił, a łza w jego oku stawała się coraz bardziej widoczna.
-Mam nadzieję, że jest jej dobrze. Że jest szczęśliwa. Że kiedyś się jeszcze spotkamy.
Dodał przewrócił na następną stronę.
Przez następne kilka minut oglądali tylko zdjęcia Rica z Basią. Z czasem zaczęły pojawiać się dzieci tych dwojga. Najstarszy Vincent, Santiago i Emanuelle.
Im dalej, tym więcej twarzy się pojawiało. Zaczęli we dwoje, gdyby nie nieodłączna część ludzkiego życia było by ich dziesięcioro... A jest sześcioro...
-Nie mogę uwierzyć, że ich przy mnie nie ma...
Mówiła patrząc na zdjęcie rodziców.
-Ja też wnusiu... Tak bardzo chciałbym, by nadal tu byli...
-Wiesz, że nawet się z nimi nie pożegnałam?
Spytała.
-Tak bardzo chciałabym cofnąć czas...
***
Nie każdy ładnie wychodzi na zdjęciach. Niektórzy mimo wielu staraniom nadal wyglądają beznadziejnie(?).
W domu Sanchezów postanowili zrobić sobie kilka fotek, by pochwalić się całemu światu jacy to oni są śliczni.
Zdjęcia grupowe, pojedyncze. Każdy ochoczo pozował.
Po kilkudziesięciu minutach, gdy zdjęcia były już wrzucone do internetu, usiedli i w spokoju rozmawiali. Już tylko rozmawiali.
-Kiedy wracacie?
Spytał się Nathan. Jemu ich towarzystwo nie pod pasowało do końca, a szczególnie jednej osoby...
-Jutro rano odjeżdżamy. Chcemy jeszcze zahaczyć o Francję w drodze powrotnej. Leo chce zobaczyć wieże Eiffla.
Dodał Reus.
-Ale odwiedzicie nas jeszcze kiedyś?
Dodał Alexis.
-Nie, nie! Zapomnij! Teraz to wy przyjeżdżacie do Dortmundu!
Powiedział Leo.
-Też prawda...
Dodał Alexis.
Spędzili wieczór na rozmowach. Ale wiedzieli, że muszą wcześnie położyć się spać. Rano czeka ich długa podróż. Dlaczego właściwie nie polecieli samolotem? Szybciej, bezpieczniej, wygodniej, taniej. Ale przecież to Niemcy, oni są dziwni.
***
-Diana nie przyjedzie się pożegnać?
Spytał się Leo.
Stali wszyscy razem przed domem Sanchezów i czekali, aż Marco posprząta bałagan, który zostawił w łazience. Ręczniki porozrzucane po całej łazience, woda dosłownie wszędzie, pasta do zębów na sedesie. Czy on mył zęby w kiblu?!
-Nie przyjedzie.
Dodał Mo, który już siedział w samochodzie.
-Jak nie? A ty skąd to wiesz?
Dodał Alexis.
-Rozmawiałem z nią wczoraj. Nie przyjedzie. Chyba się wczoraj żegnała, nie?
Powiedział.
-Niby tak... Ale tak głupio się zachowała...
Dodał Leo
Głupio nie głupio, wyboru nie miała. On już powinien o tym dobrze wiedzieć. Mo wszystko mu wypaplał.
Po kilku minutach byli już w komplecie. Mogli ruszać.
-Chyba nigdy jeszcze nie musiałem sprzątać będąc w gościach...
Powiedział Reus.
-Trzeba było nie brudzić! Jedźcie już lepiej, bo będę kazał wam też posprzątać w sypialni... Czysto to tam nie jest.
Dodał.
Ależ to był szantaż! Chcąc nie chcąc odjechał. Szerokiej drogi!
Świetne!
OdpowiedzUsuńAczkolwiek mało o Borussii :P Ogólnie to tacy mało wyraziści ci Borussen, ale to tylko moje zdanie :)
Czekam na więcej.
Mało wyraziści, tzn? :)
UsuńDzięki za komentarz.
To znaczy tacy... noo... nie wiem jak to powiedzieć :P
UsuńTacy nijacy po prostu :)
Mało mówią, znaczy nie, mówią, ale są tacy jakby bez charakteru.
UsuńAle to tylko moje zdanie :)
UsuńJuż sobie wyobrażam, jak musieli fałszować ;p Od samego myślenia mnie uszy bolą. :)
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział fajny, choć krótki.
Myślałam, że będzie choć jedna scena z zazdrosnym Nathanem i zakochanym Moritzem w roli głównej, ale tak też może być.
Trochę szkoda mi tego Mo... Obrzucone uczucie to coś okropnego...
Ale i tak bardzo mi się podoba :)
Haha :)
UsuńWiesz, miałam taką w planach, ale jakoś nie wplotłam jej w to opowiadanie :)
Znowu z biednych Borussen zrobiłaś takich niepełnosprytnych! :P Ale przynajmniej żyją...
OdpowiedzUsuńRozdział krótki, ale bardzo mi się podoba :D Kolejny bitte :)
Żyją, póki co :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział.
OdpowiedzUsuńTroszkę szkoda mi Mo... Widać, że Diana jest dla niego ważna, a ona nic sobie z tego nie robi. Z drugiej strony ją rozumiem. Ma kochającego chłopaka, jest szczęśliwa. Całe to szczęście przerywa ON wchodzący z brudnymi buciorami w jej życie. Właściwie to dobrze zrobiła spławiając go :)
Czekam na więcej.
Też uważam, że dobrze zrobiła, ja bym tak samo postąpiła, więc tak też napisałam :P
UsuńDzięki za komentarz.
Fajne ;p
OdpowiedzUsuńUwielbiam to po prostu! *_*
I czekam na więcej.
Dzięki za komentarz :)
UsuńBardzo fajne :)
OdpowiedzUsuńWe wcześniejszym rozdziale dałaś tytuł "Niepowodzeń część pierwsza", będzie więcej? Kiedy? Lubię czytać i czyimś nieszczęściu :)
Czekam na więcej. :P
Będzie więcej, będzie. Już niedługo :)
UsuńA moje Bartrusia nadal nie ma... ;c Będę płakać z tego powodu ;(
OdpowiedzUsuńA tak poważnie to fajny rozdział.
Czekam na więcej :)
Haha ;)
UsuńNie płacz... bo ja też będę płakać...
A Bartra się pojawi, nie bój się :P
To będziemy płakały raaazem... :c
UsuńTak?! :D To świetnie, już się doczekać nie mogę :)
Dobra, płaczmy :)
UsuńNie mogę uwierzyć, że dopiero teraz trafiłam na tego bloga. Jest świetny! I tak często się David pojawia... Jego córki wprost uwielbiam! :P
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej.
Tak, Davidos się często pojawia :)
UsuńDzięki za komentarz.