piątek, 31 maja 2013

10. Wszystko wydawało się być idealnie.

 __________*__________

Taaa daaa! Tak, jest o Borussii, tak jest o Leło, nie, nie ma Rojsa ;) No, a tak na poważnie to mam nadzieję, że kiedyś mi się odpłacisz za te wpisy o BVB. Wiedz, że ja będę o tym pamiętała już zaawsze! Na poniedziałek do szkoły nie zapomnij o zapłacie ;) Miłego czytania. 
For Paulina M.

__________*__________


-Panie trenerze, możemy wziąć sobie dwa dni wolnego?
Spytał delikatnie Jordi Alba.
-My? My czyli kto?
Odpowiedział pytaniem. W tym momencie zza ściany wyłoniły się głowy. Kolejno Tello, Pedro i Alexisa. Były one tak szczęśliwe, tak uśmiechnięte, jakby już wiedziały o wolnych kilku dniach.
-No... My. Panie trenerze. Zgodzi się pan?
Kontynuował Alba. Ha! Ciekawe dlaczego jego wysłali na rozstrzał. Może dlatego, że reszta ambitnie potrafi walczyć o swoje cztery litery? Ha! Ha! Nie! Jordi po prostu nie potrafi grać w papier, kamień, nożyce.
Zawsze przegrywa. Tak też było i tym razem. Przegrał i musiał błagać Tito o wolne. A może błagać to za mocne słowo? On tylko grzecznie się spytał.
-No dobrze. Mogliście się spytać na miejscu w Barcelonie. Za dwadzieścia minut i tak ruszamy w drogę, chłopcy.
Powiedział patrząc się na nadal uśmiechnięte twarze Tello, Pedro i Sancheza.
-No właśnie panie, trenerze... Bo my byśmy chcieli zostać tutaj...


Wyjąkał Alba.
-Tutaj?! W Niemczech?!
Spytał zdziwiony Villanova.
Jordi tylko kiwnął głową.
-Zakochałeś się Jordi? A może Sanchez?
Powiedział i spojrzał na napastnika.
-Sanchi nie! On już ma kogoś!
Krzyknął Pedro śmiejąc się z kolegi.
-Nie powiem kto sypia z kolegami z drużyny!
Krzyknął głośniej i wskazał palcem raz na Tello, a raz na Rodriqueza. Alexis i Pedro zaczęli się "bić". Tak bić, oni raczej zaczęli uprawiać dziką i namiętną miłość jaka między nimi jest. Pedro wskoczył Alexisowi na plecy i owinął swoje ręce na jego szyi, a Alexis zaczął biegać po korytarzu i krzyczeć -Matko Katalońska! Mam węża boę na szyi! AAAAA!!!-
-Panowie!
Krzyknął Tito.
-Odpoczynek od was się każdemu przyda. Siedźcie tutaj ile chcecie. Tylko nie zapomnijcie o treningu w przyszłym tygodniu.
Powiedział, gdy Pedro zszedł z pleców Sancheza.
-Dobrze. Dziękujemy.
Podziękował Alba.
-Tak, miłego lotu!
Powiedział Tello.
-Mógłby mi trener wziąć z samolotu taką poduszkę? Tą co rozdają?
Spytał Alexis.
-Co?
-No trenerze, ja je kolekcjonuje. Mógłby trener?
Pytał dalej.
-Chłopcy pilnujcie go... Żeby się biedaczyna nie zgubił.
Powiedział i po poklepaniu Alexisa w ramię zszedł do autobusu.
-Ha! Ha! Zostajemy!
Krzyknął na całe gardło Pedro wchodząc do pokoju.
W pokoju czekała już na nich Diana.
-Czyli zostajemy?
Spytała otwierając szeroko swoje brązowe oczy.
-Owszem.
Opowiedział Alba zamykając za nimi wszystkimi drzwi. Torby całej piątki stały już zapakowane w rogu pokoju.
-Ej, chłopaki, ale ja nie jestem pewna czy Lena się ucieszy na wasz widok...
Zaczęła.
-Wszyscy się cieszą na nasz widok!
Powiedział Pedro.
-Tak! Ona będzie w niebo wzięta!
Dokończył Tello.
-A jak nie, to Sanchi oczaruje ją swoją osobą, będzie dobrze Dianuś, nie panikuj.
Dopowiedział Pedro.
-Tak, zostawcie wszystko mnie. Profesor Sanchez dopilnuje, by ta niewiasta była zadowolona.
Powiedział i w komiczny sposób poruszył brwiami.

***

Po wymeldowaniu się z hotelu razem z Leną, która właśnie skończyła pracę ruszyli w kierunku jej domu. A raczej w kierunku domu jej brata... Szkoda tylko, że nikt poza nią o tym nie wie...
-Lena, podobam Ci się?
Wyleciał z stąd ni zowąd Sanchez obejmując Lenę jedną ręką. Szli z przodu. Pedro, Diana i Tello trzymali się z tyłu. Lepiej nie przeszkadzać Alexisowi, który próbuje rozkochać w sobie jakąś dziewczynę.
-Wiesz, Alexis... Ja mam chłopaka.
Powiedziała ściągając jego rękę ze swojego ciała.
-Ja się nie pytam czy masz chłopaka, tylko czy ja Ci się podobam...
Mówił.
-Sanchi, daj jej spokój!
Powiedziała Diana wchodząc między Lenę, a Alexisa.
-Wiedz, że zepsułaś humor Sanchezowi...
Powiedział i spuścił wzrok w ziemię.
Dom Piszczków mieścił się niedaleko hotelu, w którym pracowała Lena.
-Sama w takim wielkim domu mieszkasz?
Spytał się Tello, gdy doszli pod dom Leny.
-No właśnie... Ja wam czegoś nie powiedziałam...
Mówiła spokojnie.
-Ale to nie moja wina!
Powiedziała prawie krzycząc.
-To wy się tak wprosiliście... Nie mieszkam sama. Mieszkam razem z bratem, jego żoną i córką.
-Ale...
Przerwała jej Diana.
-Chciałam wam powiedzieć, ale tak dużo gadacie, że nie miałam szans. Łukasz też nic nie wie.
Powiedziała spuszczając wzrok.
Stali jak wryci. Ani Tello, Pedro ani Alexis nie wiedzieli co powiedzieć. Czekali na reakcje Diany, no, w końcu to jej przyjaciółka...
-Przepraszamy w takim razie. Jakoś sobie poradzimy... Chłopaki, chodźcie.
Powiedziała i wzięła swoją walizkę w rękę.
W tym momencie z domu Leny wyszedł Łukasz trzymający córkę na rekach. Wszystkich wzrok spoczął na nim.
-Ooo! Łukasz!
Krzyknął Alexis i podszedł do mężczyzny. Wyglądało to dość dziwnie. Alexis zaczął przytulać dwudziestkę szóstkę i uderzać go lekko w ramię. Jak później wszyscy się dowiedzieli, Alexis i Łukasz bardzo polubili się w czasie meczu. Nawet wymienili się koszulkami. Łukasz jako wychowany i kulturalny mężczyzna zaprosił wszystkich do swojego domu. Zasiedli w salonie.
-Nieźle się urządziłeś.
Zaczął Alexis.
-To nie moja zasługa, tylko mojej żony.
Rozmawiali i popijali soczki przez blisko dwie godziny. Nikomu, nikomu nie przyszło do głowy, by powiedzieć Łukaszowi, że ta piątka przybłędów będzie spała w jego domu. A Łukasza nawet nie zdziwiły ich torby. No cóż, czasem tak bywa...
-Łuki, mogę na słówko?
Powiedziała Lena i wstała z kanapy. Zaraz po niej zrobił to Piszczek.
-Czegoś Ci nie powiedziałam...
Zaczęła.
On tylko czekał na jej kontynuację.
-Mamy wolne dwa pokoje? Oni nie mają gdzie spać, jedna noc. Obiecałam to Dianie...
-Do hotelu nie mogą pójść?
Spytał nieco zdenerwowany.
-Łukasz... A czy ty lubisz spać w hotelu? Oni chcieli poznać miasto... Zobaczyć jak się u nas żyje, a nie jak jest w hotelach.
Łukasz jej nic nie odpowiadał. Patrzył tylko na nią swoimi jasnymi oczami.
-Łuki... No proszę Cię...
-A Sara? Ona jest mała, potrzebuje spokoju, a widzisz, że z nimi to będzie niemożliwe?
Powiedział i wskazał na Barcelonistas w salonie. Diana trzymała Sarę na kolanach, Tello robił przedziwne miny i rozśmieszał dziewczynkę,a Pedro robił to samo co Cristian. Z kolei Jordi i Alexis puścili sobie muzykę i zaczęli tańczyć. EEEE MAKARENA!
-Dobra... Powiem im, że nie chcesz, by przespali się u nas.
Powiedziała i już chciała iść do salonu.
-A u Leo by nie mogli się przespać?
Spytał.
-Łukasz...
-Lena... Dzwoń do niego. Oni się ze sobą dogadają. A z Moritzem? Dzwoń, niech przyjadą, albo ja ich zawiozę.
Powiedział i już podawał komórkę siostrze.
-Łukasz no...
-Dzwoń!
Musiała. Gdy Leo usłyszał słowa -Cześć Leo, słuchaj, mógłbyś przenocować dziś moich znajomych?- od razu się zgodził. Bittencourt bardzo lubi spontaniczne i nieprzemyślane decyzje. Jednym z takich spontanów było zapytanie się Leny, czy zostanie jego dziewczyną, jak widać wyszło to obojgu na dobre.

***

Czasem spontaniczne akcje są o wiele lepsze niż te zaplanowane i przemyślane. Niosą ze sobą wiele ciekawych rozwiązań. Czasem z niczego powstaje coś idealnego, perfekcyjnego. Coś co może zostać z nami do końca życia.
Grupka przyjaciół z Barcelony po dowiedzeniu się o obrocie sytuacji zareagowali na nią bardzo pozytywnie. Od razu chcieli poznać chłopaka, u którego będą nocować.
Łukasz jak obiecał, bardzo chciał zawieść ich pod mieszkanie Bittencourta. Długo to trwało, ale w końcu Lena zgodziła się zostać w domu z Sarą.
Łukasz za kierownicą, Diana zaraz obok niego, a z tyłu istny burdel! Za kierowcą Tello, zgnieciony przez Pedro, obok Rodriqueza zasiadł Alba. A Alexis jak to Alexis, musiał zająć najlepsze miejsce. Położył się wzdłuż kumpli. Całą drogę spędził leżąc na kolanach przyjaciół.
-Ty masz tak zawsze?
Spytał się Łukasz, gdy dojechali pod dom Leo, a chłopaki zajęli się wyciąganiem walizek.
-Zawsze. Ale już się przyzwyczaiłam. Przyznam na początku było ciężko. Ale teraz nie zamieniłabym tego na nic innego!
Powiedziała zadowolona.
-Cieszę się, że jesteś szczęśliwa.
Dokończył i wyszedł z samochodu.
Leo miał mieszkanie na drugim piętrze. Ile dla Ciebie to minuta? Krótko prawda? Minuta przed komputerem mija niczym się obejrzysz, a w szkole dłuży się i dłuży... A z piątką mężczyzn w małej windzie? To najdłuższa minuta w życiu! Była tak długa, że Diana nie mogła złapać oddechu po wyjściu z windy. Czuła się w niej jak sardynka, ściśnięta z każdej strony.
DONG DONG!
Zabrzmiało w ich uszach. Po chwili zza drzwi wyłoniła się postać mężczyzny. Bardzo przystojnego mężczyzny.
Zaczął on rozmawiać po niemiecku z Łukaszem. Wyglądał na zadowolonego, a może tylko udawał?
-Wejdźcie do środka.
Dodał po angielsku i otworzył szerzej drzwi.
Mieszkanie niczego sobie. Duże. Trzy pokoje, kuchnia, łazienka, dodatkowo salon z balkonem i sala specjalna do gry w Fifę. Dlaczego każdy piłkarz gra w Fifę?
Jedynym minusem mieszkania było to, że było w nim brudno. Ubrania, buty i piłki leżały wszędzie. Ale Leo szybko to zauważył i zbierając wszystko co niepotrzebne wrzucił do jednego z pokoi.
-Dobra, to ja was zostawiam. Leo, pilnuj ich!
Powiedział Łukasz i wyszedł z mieszkania.

***

Po pierwszych zamienionych zdaniach atmosfera się rozluźniła. Siedzieli razem przy stole w salonie i czekali na współlokatora Leo.
-A ten twój kolega też piłkarz?
Zaczął Alba.
-Tak. Zaraz powinien być. Poszedł pobiegać.
Dopowiedział Leo. W tym momencie drzwi od mieszkania się otworzyły i pokazała im się postać mężczyzny. Czarne spodenki, szara bluzka z żółtym napisem i słuchawki w uszach. Brunet wyglądał oszałamiająco. A mokra koszulka tylko dodawała mu męskości. Wchodząc do mieszkania miał spuszczony wzrok w podłogę.
Wyciągnął słuchawki z uszu i spojrzał przed siebie. Jego mina była bezbłędna! Wyglądał jakby co najmniej zobaczył ducha!
-Eee...
 Zaczął skrępowany widząc bandę z Hiszpanii.
-Hola!
Krzyknął Alexis. Po wypowiedzeniu tego słowa wstał z kanapy i podchodząc do chłopaka podał mu rękę i poklepał po plecach. Mokrych plecach.
-Jestem Alexis. To jest Jordi, Diana, Pedro i Cristian.
Mówił pokazując po kolei na swoich przyjaciół.
-Dziś będziemy wam truć życie. Nie bój się jakoś wytrzymasz. Leo już się przyzwyczaił.
Powiedział i spojrzał na Leo.
Leitner stał i nic nie mówił. Właściwe to co miał powiedzieć? Dobrze, że tą niezręczną ciszę przerwał Sanchez.
-Idź się lepiej umyj, za bardzo intensywnie ćwiczyłeś.
Powiedział i zatykając nos wrócił na swoje miejsce obok Jordiego.
Zmieszany i zdziwiony całą sytuacją Leitner wszedł do łazienki.
-Tak, to właśnie był Mo.
Powiedział Leo.

***

-Od dawna jesteś z Leną?
Zaczęła Diana.
To była jedyna wolna chwila odkąd jest w mieszkaniu Bittencourta. Zgraja Hiszpanów plus jeden Chilijczyk postanowiła urządzić sobie zawody w grę w Fifę, dlaczego mnie to nie dziwi?
Diana została z Leo w salonie, Leitner nadal w łazience, a reszta zdziera gardła w pokoju obok.
-Nie długo. Kilka miesięcy. Nic Ci nie mówiła? Myślałem, że się przyjaźnicie...
Powiedział patrząc w oczy brunetki.
-Przyjaźnimy to może za dużo powiedziane... Po prostu bardzo się lubimy, ale to chyba nie przyjaźń, sama nie wiem.
Powiedziała z uśmiechem na twarzy.
-Pójdę do chłopaków.
Powiedział i wstał z kanapy udając się do pokoju obok.
Już chciała zrobić do samo. Wstała z kanapy i przechodząc obok drzwi od łazienki chciała pójść do pokoju obok. Niestety, jej szczęście życiowe znów ją zawiodło. Pech chciał, że w tym samym momencie Leitner otwierał drzwi od łazienki. Jedno mocniejsze szarpnięcie, a Dianę już bolało ramię.
Moritz widząc leżącą na podłodze dziewczynę zaczął mówić różne słowa po niemiecku. Można było zauważyć, że się przejął. Już chciał dzwonić na pogotowie, bo szybkim ruchem ręki wyciągnął telefon z kieszeni.
-Spokojnie, nic mi nie jest...
Wyszeptała Diana podnosząc się z podłogi.
-To dobrze, bo już się bałem...
Mówił drapiąc się po głowie.
-My się wcześniej nie widzieliśmy?
Spytał.
-Chyba nie...
Odpowiedziała.
-To ty! Ty mnie zmieszałaś z błotem na stadionie! Myślałaś pewnie, że nie rozumiem?
Pytał z uśmiechem na twarzy.
-Ja... Ja... To ty gadałeś cały czas coś po niemiecku! Nie moja wina...
Odpowiedziała. Po wymienieniu kilku zdań doszli do porozumienia.

***

Wspaniały wieczór. Siedzisz w pokoju. Sama. No, nie do końca sama. Ty plus sześciu mężczyzn. You know what I mean? ^^.
-Wyjdźmy stąd.
Powiedziała Diana patrząc na to wszystko co dzieje się w mieszkaniu Bittencourta. Alexis leżący na podłodze i robiący brzuszki, Jordi, Leo i Pedro grający w karty, a Tello z Moritzem postanowili sprawdzić, który z nich ma lepiej umięśniony brzuch. Stali przy kominku z podwiniętymi koszulkami do góry i sprzeczali się, którego brzuch jest lepszy.
-Ha! Ha! Z czym ty do ludzi wychodzisz?
Zaczął śmiać się Cristian.
-Ja?! Lepiej spójrz na swój obwisły i odstający brzuch! Nie ma czym się chwalić!
Odpowiedział mu pewny siebie Leitner.
-Spytajmy się ich.
Powiedział Cristian i spojrzał na przyjaciół.
-Ej! Kto ma lepszy brzuch? Wiem, że ja, wszyscy to wiemy, ale on nie może przyjąć tego do wiadomości. Pomóżcie mu w tym.
Mówił.
-Tak, tak Tello. Cicho siedź. Kto ma lepszy?
Dodał Mo.
Zapanowała niezręczna cisza. Było słychać liczenie Alexisa przy kolejnym brzuszku: dziewięćdziesiąt trzy, dziewięćdziesiąt cztery...
-Ja się nie znam.
Rzucił jako pierwszy Alba.
-Nie znam się na męskich brzuchach. Wole patrzeć na płeć przeciwną.
Dodał.
Automatycznie wszystkie oczy zostały zwrócone na Dianę, która czytała gazetę. Wyjrzała zza niej i przerażonym wzrokiem spojrzała na chłopaków.
-Co się tak na mnie patrzycie...?
Dodała niepewnie.
-Jest sprawa.
Dodał Leitner.
-Kto ma lepszy brzuch? Ja czy ten grubas?
Mówił pokazując na Tello.
Stali nad Dianą i patrzyli na nią swoimi kocimi oczami, jakby od niej zależało ich życie. W pewnym sensie zależało. Przecież nikt nie chciał przegrać. Każdy był pewny swego. Każdy kochał swój brzuch.
Po prawej stronie zaraz przed oczyma brzuch Cristiana, po lewej Moritza.
-Wiecie...
Powiedziała i odepchnęła ich lekko od siebie.
Nie wiedziała jak ma ubrać w słowa to, co myśli. Oni mogli by się ubrać!
-Wiecie...
Powtórzyła.
-Tak, to już wiemy. Ale kto ma lepszy. Tak, wiem, że ja. Musisz to tylko powiedzieć.
Powiedział Cristian.
-Wiecie...
Powtórzyła po raz kolejny.
-Czekajcie, czekajcie...
Powiedział Alexis wstając z podłogi. Stanął między Moritzem, a Cristianem i podwinął swoją koszulkę do góry.
-I na co te sprzeczki? Mamy zwycięzcę!
Powiedział zadowolony i zakrył brzuch.
-Tak, Alexis ma najlepszy.
Powiedziała zadowolona Diana, że nie musi wybierać między Tello, a Mo. Ten Alexis to jednak przydaje się czasem. Czasem, bo czasem, ale jak już jest potrzebny, to zawsze pomoże. Tak też było i tym razem. Diana wykręcała by się przed wskazaniem któregokolwiek z nich dopóki by sami nie odpuścili. Alexis zawsze ma to wyczucie czasu.

***

Po kolejnych kilku namowach Diany całą grupą wyszli z mieszkania. Zaufali Moritzowi, który powiedział, że zna świetne miejsce, gdzie można się wyluzować i zabawić.
Po kilkunastu minutach byli przed budynkiem.
-Bar ze striptizem?
Spytała zdziwiona Diana, gdy weszli do środka.
-Mówiłem, że będzie fajnie.
Powiedział i objął ją Moritz.
-Tak, chyba dla was...
Odpowiedziała. Wspólnie usiedli do jednego ze stolików. Po zamówieniu i wypiciu kilku kolejek, Diana dała się przekonać, że ten bar, to jednak fajne miejsce.
-Założę się, że nie umiesz tak tańczyć...
Zaczął Leitner. Siedział najbliżej Diany, wiedział, że nikt poza nią nie usłyszał jego pytania. Poza tym, wszyscy byli zajęci gapieniem się na tancerki.
-Ja nie umiem? Proszę Cię!
Powiedziała Diana i machnęła ręką. Wiedziała, że po wypiciu kilku kieliszków, można ją nakłonić do wszystkiego. Tego się najbardziej bała.
-To pokaż co potrafisz.
Mówił Leitner z szyderczym uśmiechem. Dało się zauważyć, że Diana bardzo mu się podobała. Po co by ją do tego nakłaniał, skoro by tak nie było? Musiał mieć jakieś ukryte intencje...
-Śmieszny jesteś. Nie wyjdę tam. Ty wyjdź! Pokaż jaki jesteś wspaniały!
Rzuciła, żeby się odczepił. Takiego przebiegu sytuacji się nie spodziewała! Brunet dopił drinka i wskoczył na parkiet. Stał gdzieś między tańczącymi dziewczynami i zaczął kręcić się w podobny sposób. Znów jej oczom ukazał się jego idealnie wyrzeźbiony brzuch.
-Dajesz Leitner! Kręcisz tyłkiem!
Krzyczeli na zmianę Alba i Pedro. Mieli świetny ubaw z wyczynów Leitnera. Komórki poszły w ruch, już zdjęcia zrobione. Oj, Mo będzie musiał się z tego gorzko tłumaczyć...
Po kilku minutach ponętnego kręcenia tyłkiem Moritz został na scenie w samych bokserkach.
-Dajesz Moritz! Ściągasz!
Krzyczała Diana. Diana, która miała największą frajdę z tańca Moritza.
Niestety, Leitner aż tak odważny nie jest, żeby przed salą pełną mężczyzn ściągnąć majtki. Zbierając swoje rzeczy z parkietu wrócił do stolika.
-Brawo Leitner! Masz bardzo zgrabny tyłek!
Wyleciał Leo.
-Tak, Leo, ty nie udawaj, że wcześniej go nie widziałeś!
Odpowiedział Alexis.
-Przecież mieszkacie razem. Sami... Któż wie, co wy tam robicie...
Mówił.
-Zamknij się Sanchez!
Odpowiedział.
Z całego zamieszania skorzystał Leitner.
-No, Dianuś, teraz ty.
Powiedział zakładając koszulkę.
-Nie, nie mój drogi. Ja nie powiedziałam, że wyjdę po Tobie. Przykro mi, dziś nie pooglądasz mego ciałka!
Powiedziała zadowolona z siebie.

***

Kolejna kolejka i kolejna... Niektórzy zaczęli już odlatywać. Niektórzy czyli na przykład Pedro. Miał najsłabszą głowę ze wszystkich.
-Ja go odprowadzę.
Powiedział Leitner biorąc Pedro pod rękę. Miał nadzieję, że ktoś mu pomoże. Przeliczył się. Cristian i Alexis byli zajęci podrywaniem jakiejś tancerki, a Alba i Leo zacięcie rozmawiali. Gdyby tylko ktoś im przerwał, byłoby z nim źle, oj źle...
Wyszedł z baru. Pedro cały czas mamrotał coś pod nosem.
-Moritz! Zaczekaj!
Krzyknęła Diana wychodząc z baru.
-O, jednak ktoś mi dotrzyma towarzystwa?
Spytał.
-Jednak tak.
Opowiedziała i złapała Pedro z drugiej strony.
Po kilku chwilach byli już pod mieszkaniem Leo. Po dramatycznej jeździe w windzie i jeszcze gorszym położeniu Pedro do łóżka mogli odsapnąć.
-Masz jeszcze siłę?
Spytał się Leitner wyciągając z lodówki butelkę wódki. Zaprzeczyć nie mogła, zawsze ulega.

***

Cóż alkohol robi z ludźmi...
-Jesteś taka piękna...
Zaczął zalany w trzy dupy Moritz.
-Taka piękna...
Powtarzał. Diana tylko siedziała i śmiała się pod nosem z głupstw wygadywanych przez Moritza.
-Twoje oczy są niebieskie i ładne...
Niebieskie? Jakie niebieskie? Daltonista się znalazł...
-Chyba brązowe chciałeś powiedzieć.
Dodała Diana.
-Tak, brązowe, przecież mówię.
Odpowiedział.
-Chodź, pomogę Ci pójść do łóżka.
Powiedziała i wstała z kanapy. Zrobił to też Mo. Łapiąc go w pasie, zaczęła prowadzić do pokoju.
-Jesteś taka...
Mówił leżąc już na łóżku.
-Tak, piękna, wiem.
Odpowiedziała i pomogła mu ściągnąć koszulkę.
Gdy chciała rzucić koszulkę na podłogę, poczuła ręce na swoim ciele.
-Dlaczego nie chciałaś zatańczyć?
Mówił, jakby kompletnie wytrzeźwiał.
-Udawałeś?
Odpowiedziała widząc znaczne polepszenie się stanu bruneta.
-Dlaczego nie chciałaś tańczyć?

Pytał dalej.
-Bo nie.
Odpowiedziała. Poczuła ciepłe ręce na swoim ciele. Nie wiedziała co ma robić. Czy krzyczeć, czy uciekać, a może pozwolić na dalszy przebieg sytuacji? Gdyby nie te wypite procenty, wszystko skończyło by się inaczej.
Spojrzeli w swoje oczy. Oboje czuli to samo.
Ich usta zetknęły się. Wszystko wydawało się być idealnie.

czwartek, 23 maja 2013

9. Ależ tu kuźwa żółto!

 __________*___________

Do Pauliny: Tak więc jak obiecałam jest ;p. Masz, czytaj i podniecaj się. Nie wiem jak dałam się namówić...

 ___________*__________

Mecze w Lidze Mistrzów są zawsze najważniejsze, najbardziej wyczekane. Po prostu najlepsze. Jak sama nazwa wskazuje, jest to liga najlepszych. Tu nie ma prawa być drużyna, która nie potrafi grać dobrego, widowiskowego futbolu.
Barcelona sześć lat z rzędu grała w półfinale w tych rozgrywkach. Czy tak będzie i tym razem? Ale przecież zanim ktokolwiek pomyśli o półfinałach czy broń Boże finale, najpierw trzeba przejść fazę grupową. Nie zawsze jest ona łatwa. Źle, ona nigdy nie jest łatwa.
-Słuchaj, wracamy za trzy dni. Nie rozwal domu, chcę mieć do czego wracać.
Mówił Alexis chowając ostatnie rzeczy do walizki.
-Spoko, spoko Alex. Wszystko będzie perfecto!
Wykrzyczał zadowolony Nathan.
-Czemu ty nie chcesz z nami jechać?
Spytał się.
-Co ja będę robił tam z Dianą? Widać, że woli Ciebie, ja wam przeszkadzać nie będę, a poza tym przyda mi się wolny dom.
-Jeszcze z tą Giną jesteś?
-Nadal i nie zamierzam tego zmieniać.
-Natt, wiesz jakie jest moje zdanie o tym?
-Wiem, ale to moje życie. Sam będę za nie decydował. Tobie nic do tego.
-Tylko później z płaczem do mnie nie przychodź.
Powiedział i po lekkim uderzeniu brata w policzek wyszedł z domu. Zawsze tak robili jak rozstawali się na dłuższy czas.

***

Walizki zapakowane, tyłki wygodnie usadzone w fotelach, samolot w powietrzu, muzyka w uszach. Czego chcieć więcej?
-Diana, byłaś kiedyś w Niemczech?
Spytał się Alexis wyciągając Dianie słuchawkę z uszu.
-Byłam. A co? Boisz się?
Spytała z uśmiechem na twarzy.
-Trochę. Tam ponoć są obrzydliwe kobiety... I przerażający mężczyźni. A jak jakaś obleśna baba zacznie mnie przytulać? Co ja wtedy zrobię?
Spytał przerażony.
-Wiesz... Zawsze możesz powiedzieć, że na przykład Jordi jest smaczniejszy... Będzie on miał problem.
Powiedziała i wskazała na śpiącego za nią Albę.
-Ale... Tak! Jak ta baba zje Albę, to wreszcie będę miał święty spokój! Pomożesz mi taką godżillę znaleźć?
Spytał patrząc się na nią kocimi oczami.
-Oj Sanchi, Sanchi...
Podsumowała wszystko kręcąc głową.
Gdy gracze Barcelony lecą na jakiś mecz, zawsze jest bardzo wesoło. Z tyłu samolotu słychać śpiewy Fabregasa z Thiago i Pedro. Victor robi sobie zdjęcia z Tello, które już za kilka chwil będą na portalach społecznościowych, a Xavi jak to Xavi. Śpi. On zawsze śpi.

***

Po wylądowaniu samolotu na lotnisku w Dortmundzie, wszyscy piłkarze w wyjątkiem trzech poszło do swoich pokoi.
-Trener nie będzie zły, że nie poszliście do hotelu?
-Dianuś...
Zaczął Tello obejmując dziewczynę jedną ręką.
-Bez ryzyka nie ma zabawy...
-Tak Tello! Pokazałeś to śpiąc z Pedro w jednej wannie!
Już do końca życia jemu i Pedro będą wypominali tą pamiętną noc. Biedni chłopcy...
Jak okazało się po kilku minutach Alexis, Jordi i Tello mieli jedną, wspaniałą i cudowną tradycję.

Zawsze jak byli w jakimś mieście musieli, musieli zrobić sobie zdjęcie w toi-toi!
-Nareszcie!
Wykrzyczał Alexis i podbiegł do plastikowej toalety.
Zrobił to samo Jordi, a Cristian został przy Dianie, która nie wiedziała czy ma się śmiać czy płakać.
-Tello! Chodź tutaj! Musimy sobie fotę strzelić!
Powiedział Jordi, który już przybrał pozę do zdjęcia.
Diana stała i patrzyła na tych debili(bo jak ich inaczej nazwać?) jak robią sobie zdjęcia.
Wyglądali jak banda niedorozwojów. Wyobrażasz sobie, biegniesz za potrzebą do publicznego toi toi, otwierasz a tam Alexis, Tello i Jordi robią sobie zdjęcia z papierem toaletowym w ręku? Ha! Już wyobrażam sobie Twoją minę...
-Ej! Dianka! Dawaj do nas!
Krzyknął Tello wychodząc z toalety.
-Nie, nie! Ja się od was nie przyznaje.
Jak dobrze, że jest w mieście, w którym nikt jej nie zna. Nie musi się wstydzić. Wyjedzie, zapomni, wszystko wróci do normy.

***

Po dwóch godzinach wrócili do hotelu. Gdy tylko weszli na korytarz, nie dało się nie zauważyć gdzie podziewa się reszta Barcelonistas.
W pokoju Thiago, Xaviego i Davida rozgrywał się turniej. Około szesnastu mężczyzn zgromadzonych w pokoju grało w Fifę.
-O!O!O! Ja też chcę!
Wrzasnął Alexis i podbiegł do wolnego pada. Dopadł się do niego niczym lew.
Korzystając z tego, że nikt nie widzi, wyciągnęła z kurtki Alexisa kluczyk i weszła do pokoju.
Jedno łóżko, drugie łóżko, trzecie łóżko, gdzie jest kurde czwarte łóżko?! Świetnie, Alexis zapomniał powiedzieć komukolwiek, że nie będzie sam.
Chcąc lub nie chcąc musiała coś z tym zrobić.
Lubiła rozmawiać z nowo poznanymi ludźmi, no ale nie po niemiecku! Ani trochę nie znała tego języka. Czyste zero.
-Dzień dobry.
Wydusiła z siebie w okropnym języku. Recepcjonistka podniosła delikatnie głowę.

-Lena?!
Spytała zdziwiona.
-Diana?! Co ty tutaj robisz?!
Spytała jeszcze bardziej zaszokowana całą sytuacją i wychodząc zza lady przytuliła dziewczynę.
Lena to dawna przyjaciółka Diany. Poznały się w podstawówce. Tylko ona, jako jedyna była przy niej przez najgorsze lata w jej życiu. W czasie gimnazjum. Ich drogi rozeszły się w drugiej klasie liceum. A dokładniej...
Lena i Laura nigdy się nie lubiły. Ba! To mało powiedziane, one jak tylko słyszały imię tej drugiej osoby wpadały w szał. Lena w gimnazjum chciała chronić Dianę przed Laurą. Ale gdy w liceum się zaprzyjaźniły, nikt tego nie mógł pojąć.
Gdy Diana zaczęła bardziej "zajmować się" Laurą, Lena by zrobić na złość przyjaciółce rozkochała w sobie jej przyjaciela- Filipa. Mimo tylu przykrości i niepowodzeń, te dwie rozstały się w zgodzie. Do dziś utrzymywały ze sobą kontakt, ale już nigdy nie było jak tak kiedyś...
-Mogłabyś załatwić mi jeden pokój?
Spytała się, gdy została uwolniona z objęć dziewczyny.
-A masz zarezerwowany?
-Przyjechałam razem z piłkarzami Barcelony, tylko Alexis zapomniał zaznaczyć, że ja też jadę... I nie mam łóżka.
-Diana, Diana... Ty zawsze pakujesz się w kłopoty.
Trzymaj, tylko nikomu nie mów.
Powiedziała i wręczyła klucz przyjaciółce.

***

Mecz miał zacząć się o dwudziestej czterdzieści pięć. Więc jeszcze trzy godziny.
Te kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem każdy piłkarz lubi się wyciszyć, uspokoić, wyluzować... Ale nie Dani Alves! Ten nigdy nie jest spokojny. Założył sobie słuchawki na uszy, puścił najgłośniej muzykę i chodził po korytarzu już dobre dwadzieścia minut. Przynajmniej nikomu nie przeszkadzał.
-Cześć...
Usłyszała przyjemny głos dochodzący z przedpokoju. Była to Lena.
-Nie przeszkadzam?
-Nie, skąd. Siadaj. Właśnie szykuję się na mecz.
Powiedziała, gdy malowała rzęsy.
-Też idziesz?
Spytała się podchodząc bliżej.
-Ja bym nie poszła? Głównie po to tutaj przyjechałam.
Powiedziała ze śmiechem.
-Twój brat będzie dziś grał?
-Tak, z tego co wiem to tak.
-Dawno się z nim nie widziałam, może spotkamy się po meczu, lub jutro?
Spytała.
-Czemu nie! Już teraz zapraszam Cię do naszego mieszkania. Łukasz się ucieszy. Stęsknił się za Tobą.
-Ja za nim też.
Dianie Łukasz się zawsze podobał. Zawsze był uśmiechnięty. Nigdy nie opuszczał go dobry humor.
-Ja muszę iść do domu.
Powiedziała Lena.
-Dziś chyba za opiekunkę będę robiła...
Powiedziała zrezygnowana.
-To Łukasz... On...?
-Czy ma dziecko? Tak. Sarę. Ma prawie trzy lata. Nie mów, że nie wiedziałaś...
Powiedziała.
Nie wiedziała. Nie miała pojęcia, że Łukasz z kimkolwiek jest. On był jej pierwszą wielką miłością. Nigdy nie myślała, że to wszystko tak się potoczy...

***

-Diana idziesz?!
Wrzasnął Alexis stojąc przy drzwiach od pokoju brunetki.
-Tak, idę... Nie krzycz na mnie!
Tym razem to ona wrzasnęła.
-Nie unoś na mnie głosu, bo w hotelu zostaniesz! Pamiętaj kto Cię tu przywiózł!
-Dobra. Przepraszam.
Powiedziała i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi.
Autobus, w którym siedzieli pozostali zawodnicy czekał już tylko na Alexisa i Dianę. Oj trener nie będzie zadowolony...

***

Gdy wszyscy piłkarze weszli do szatni, by przygotować się do rozgrzewki, Diana z Alexisem i Tello wybrała się na zwiedzanie stadionu.
-Ale tu kuźwa żółto!
Krzyknął przejęty Alexis widząc całą okazałość Westfalenstadion.
-Byliście tu kiedyś?
Spytała Diana.
We dwoje pokręcili przecząco głową.
-Sanchez! Tello! Przebierać mi się! Moja cierpliwość się kończy!
Wrzasnął Tito.

***

Nie wiedziała co ma robić. Gdzie pójść, co robić. Czuła się o wiele mniej komfortowo niż na Camp Nou. To nie było to samo...
Spacerowała od drzwi do drzwi, od korytarza do korytarza. Do szatni wejść nie mogła. Tito i tak miał już dość podwyższone ciśnienie.
W głowie cały czas miała Łukasza. Tego samego Łukasza, który jeszcze cztery lata temu był dla niej wszystkim. Teraz nawet nie wiedziała, że ma dziecko.
-Lena?! Gdzie jesteś?
Powiedziała do słuchawki telefonu, gdy usłyszała głos przyjaciółki.
-...
-Dobrze. Idę.
Powiedziała i poszła w stronę szatni gospodarzy.
Gdy tylko wyszła zza korytarza ujrzała przyjaciółkę. Lecz nie wyglądała tak jak w hotelu. Jej rozpuszczone i delikatnie falowane włosy zostały spięte w kucyka. Szara sukienka zamieniona na czarne, obcisłe rurki i meczową koszulkę Borussii, a delikatny makijaż na ostry i wyzywający.
-Jej, Lena... Coś ty z sobą zrobiła?
Spytała podchodząc do dziewczyny.
-Poprawiłam nieco swój wygląd.
Dodała. Gdy przyzwyczaiła się do wyglądu przyjaciółki, drzwi od szatni się otworzyły i po kolei zaczęli z niej wychodzić piłkarze BVB.
Szli w skupieniu, prawie nie rozglądając się na boki.
-Zaraz tu przyjdzie Łukasz.
Powiedziała i zaczęła machać ręką do brata.
Omal nie eksplodowała! O Łukaszu nigdy nie zapomniała, zawsze miała go w sercu, już zawsze tam pozostanie. A zawsze to nie takie zwykłe słowo, zawsze to obietnica.

Był coraz bliżej. Już widziała jego blond grzywę wyłaniającą się zza ściany. Już widziała ten szczery i pogodny uśmiech. Cały Łukasz.
-Łuki!
Krzyknęła Lena przytulając brata.
-Poznajesz?
Spytała.
Stał chwilę zmieszany. Nie wiedział co powiedzieć. Nie wiedział jak zareaguje na jego słowa. Jedyne co wiedział, to to, że ją zranił. Bardzo ją zranił.
-Łukasz? Powiesz coś?
Pytała, gdy blondyn stał z wlepionymi ślepiami w Dianę.
-Tak... Diana... Cześć.
Wyjąkał.
-Miło mi Cię znów widzieć Łukasz!
Powiedziała z uśmiechem na twarzy. Już dawno zapomniała o tym, co stało się cztery lata temu. Już dawno mu wybaczyła. Szkoda, że on o tym nie wiedział...
-Muszę iść...
Wyjąkał i poszedł na murawę rozgrzać się.
-Co mu? Nigdy nie był taki...
Powiedziała Diana spuszczając głowę w dół.
-Chyba nie ucieszył się, że tu przyjechałam...
Dokończyła.
-Co ty wygadujesz?! Bardzo się ucieszył! Aż zaniemówił na Twój widok... Zobaczysz, rozkręci się! Choć na murawę.
Powiedziała i ciągnąc przyjaciółkę na boisko ruszyła w jego stronę.

***

Jeden mecz, jedno miasto, jeden stadion, dwie drużyny. Jak to się wszystko skończy? Ktoś będzie pokrzywdzony...
Sędzia zaczął mecz równo za piętnaście dwudziesta pierwsza. Wraz z jego gwizdkiem serca wszystkich Cules zaczęły bić mocniej. Dwudziestu dwóch mężczyzn biegało po boisku i dawało z siebie wszystko. Ale piłka nożna to nie tylko bezmyślne bieganie za piłką. Piłka nożna jest jak narkotyk. Raz spróbujesz, nie możesz przestać. Piłka jest nałogiem, ale pozytywnym nałogiem. Grając w piłkę oddajesz w to całe swoje serce, całą swoją duszę, całego siebie. To wspaniałe mieć coś, co kochasz, coś co sprawia Ci przyjemność. Piłka nożna to nie jest zwykły sport. Piłka nożna to magia.

***

-Jaki wynik obstawiasz?
Spytała się Lena. Siedziały na trybunie vipów. Wszędzie mężczyźni w garniturach i kobiety w pięknych długich sukniach i w szpilkach. Kto normalny ubiera się tak na mecz? Dobra, wiem, prezesi...
-Pozytywny!
Powiedziała. Odpowiedź idealna. Ani nie obraziła Leny, ani nie zwątpiła w siły i możliwości Barcelony.
-Mówię Ci! Borussia wygra!
Powiedziała pewna swego. Ale przecież babcia mówiła, "nie chwal dnia przed zachodem słońca" i miała rację. Ledwo Lena skończyła mówić zdanie, a już Weidenfeller był zmuszony wyciągnąć piłkę z siatki.
-Leo!!!
Krzyknęła na całe gardło Diana wstając z krzesła. Tak krzyczała i podskakiwała, że wszyscy się na nią patrzyli. Właściwie nie ma co się dziwić, wszyscy tu byli za BVB.
Lionel Messi, zdobywca pierwszej bramki na Westfalenstadion i miejmy nadzieję nie ostatniej.
-To był wypadek... Zwykłe nieporozumienie przy pracy...
Mówiła Lena machając prawą ręką.
-Bramki nie padają przez przypadek.
Barcelona słynie z tego, że ma dziurawą obronę. Tak też było i w 34 minucie. Jedno jest pewne. Barca potrzebuje dobrego obrońcy a nawet dwóch!
Marco Reus zrobił Bartrę i Marschelano jak chciał. Valdes nie miał nic do powiedzenia. Piłka idealnie wpadła w prawe okienko bramki.
-Goooool!
Krzyczała tym razem Lena. Diana nie chciała tego komentować. Wiedziała, że strata bramki to wina obrońców. Ona już sobie z Bartrą porozmawia. Oj biedny Marc, biedny...
Gracze Borussii i Barcelony schodzili do szatni niezadowoleni. Remis ich nie zaspokajał. Obie drużyny miały ambicje na więcej.
-Sanchez!
Krzyknęła gdy chłopak wchodził do szatni.
Spojrzał na nią. Jego wyraz twarzy zdradzał, że nie jest zadowolony.
-Co taki smutny?
Spytała podchodząc do niego.
-Jesteś na tym samym meczu? Remisujemy...
-Ale nie przegrywamy. Będzie dobrze. Zagrasz w drugiej połowie?
Spytała.
-Tak. Trener powiedział, że wpuści mnie zaraz na początku.
-Mam nadzieję, że coś strzelisz.
Powiedziała i mocno przytuliła przyjaciela.
-To na szczęście.

***

Druga połowa. Kolejne czterdzieści pięć minut gry. Wspaniałej gry. Tak jak Alexis mówił, wszedł zaraz po pierwszym gwizdku sędziego. Ale nawet to nie uchroniło Barcelonistas na stratę bramki. Kolejnej bramki. Znów Reus. Bramka nieco inna niż poprzednia. Wielkie zamieszanie w polu karnym FcB. Marco tylko wystawił nogę.
-HEJA BVB!
Wrzasnęła jak opętana Lena, a wraz z nią cały stadion.
-Nie przyzwyczajaj się.
Powiedziałaby coś więcej, ale co kibic może powiedzieć w takiej sytuacji? Prawda, zawsze można było zwalić wszystko na sędziów...
Nie minęły dwie minuty, a na Westfalenstadion znów cieszyła się nieliczna grupka fanów Blaugrany, a uszczęśliwił ich Alexis Sanchez!
Diana nie krzyknęła widząc cieszącego się Sancheza. Radowała się w środku. Wiedziała, że ten mecz nie jest jeszcze wygrany...
Przez następne dwadzieścia minut mecz był bardzo wyrównany i szybki. Od bramki do bramki. Akcja za akcją... Tylko bramek brak.
-Myślisz, że tak się skończy?
Spytała Diana.
-Na pewno nie! Borussia jeszcze strzeli i wygra, zobaczysz!
Powiedziała ucieszona. Powtórka z rozrywki. I to podwójna! Znów Sanchez! Gra dziś idealnie!
-Alex!!!
Wykrzyczała Diana widząc piłkę w siatce. Alexis miał kolejną niespodziankę dla Diany. Podchodząc do trybuny, na której siedziała ściągnął koszulkę i pokazał biały podkoszulek, na którym było napisane "Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!". Najlepszy prezent ever!
-Wiedziałaś o tym?
Spytała Lena po kilku minutach.
-O tym napisie? Nie miałam pojęcia!
Powiedziała ucieszona.
-Też bym chciała mieć takiego przyjaciela...
Ostatnie pięć minut meczu. Wynik 2-3. Pozytywnie. Lecz nie na długo. W 91 minucie karnego za faul na Lewandowskim podyktował sędzia. Podszedł do niego Kuba Błaszczykowski.
Serce podeszło jej do gardła. Nie tylko jej, całemu Westfalenstadion. Trafi? Nie trafi? Obroni? Nie obroni? Wygrana? Remis? Dlaczego karne są takie stresujące?!
-I gooooooooooooooooooooooooooool
Rozbrzmiało z ust komentatorów. Mamy remis.
-Oł yeah! Oł yeah!
Śpiewała i tańczyła Lena na swoim krześle. Diana tak była zajęta patrzeniem na Lenę, że nie zauważyła ostatniej meczowej akcji. Do piłki dopadł się Leo Messi szybkim podaniem dograł do Fabregasa. Fabregas wykonał kilka szybkich ruchów i kopnął na bramkę. W locie, piłka odbiła się jeszcze od Alexisa i wpadła do bramki. 3-4? Nie... Bo przecież od czego są sędziowie? Chorągiewka w górze. Spalony.
-Jaki spalony? Nie było spalonego!
Kłócił się Carles podchodząc do sędziego. Ten nie zważając na okoliczności wskazał na rozpoczęcie gry od bramki. Weidenfeller wykopał piłkę, a sędzia zakończył spotkanie. 3-3.

***

Remis nikogo nie zadowala. Remis to beznadziejny rezultat meczu. Remis. Co to w ogóle jest remis?
-Idę do Łukasza. Zejdź na murawę jak chcesz.
Powiedziała Lena i poszła w stronę szatni BVB.
Diana wiedziała, że do szatni Barcy nie ma co wchodzić. Teraz każdy z piłkarzy lubił sobie wszystko przemyśleć, uspokoić się.
Weszła na murawę. Nie było prawie nikogo. Ostatni ludzie wychodzili ze stadionu, ktoś sprzątał piłki.
Położyła się na murawie. Chciała odpocząć.
Gdy Diana leżała i odpoczywała, w szatni zaczęły się żywsze rozmowy.
-Remis nie jest zły...
Zaczął Alba.
-Na pewno lepiej niż porażka.
Dorzucił Villa.
-No co ty Davidku nie powiesz?
Odpowiedział mu.
-Widział ktoś Sancheza? Trzeba mu pogratulować!
Wykrzyczał Pique.
-Był przy swojej szafce.
Odpowiedział Iniesta. Był, siedział na stołku i patrzył się przed siebie.
-Sanchi! Chłopie!
 Powiedział Pique klepiąc kolegę po ramieniu.
-Świetne spotkanie! Ta druga bramka była prześliczna!
Mówił.
-Dzięki. Ale czwartego gola ja zepsułem...
-Sanchi, nie użalaj się nad sobą. Było dobrze.
Powiedział Puyol, a przecież zdanie kapitana jest najważniejsze.

***

Leniwie podniosła się z murawy. Chciała wracać do hotelu.
Drzwi od szatni były nadal zamknięte. Stała w korytarzu i czekała. Właściwie dlaczego? Miała klucze od pokoju. Może nie chciała wracać sama?
Stojąc pod jedną ze ścian mijało ją wielu ludzi. Nikt się nie odezwał, aż do czasu...
-Cześć.
Powiedział po niemiecku wysoki brunet. To było chyba jedyne słowo jakie rozumiała. Odpowiedziała mu tym samym.
Ten na jej odpowiedź rzucił wiązanką dziwnych i niewyraźnych słów, których za Chiny nie mogła rozszyfrować.
-Nie rozumiem Cię.
Powiedziała po angielsku.
-Mogłem się domyśleć. Fajna koszulka.
Powiedział po tym samym języku.
-Najlepszej drużyny na świecie.
Odpowiedziała.
-Jestem Moritz.
Mówiąc podał rękę.
-Diana.
-Jesteś dziewczyną któregoś z nich?
Wskazał na drzwi od szatni.
-Nie, nie jestem. Jestem przyjaciółką.
-Taak... Przyjaciółką!
Wybuch drwiącym śmiechem.
-Ale jesteś miły! Cześć.
 Powiedziała i odeszła kilka kroków dalej. Znów zaczął mówić coś po niemiecku, nic nie rozumiała. Chciała odwdzięczyć się ty samym i rzuciła wiązankę niemiłych słów po hiszpańsku w stronę bruneta.
-Wiesz, dzięki, że tak o mnie myślisz.
Powiedział i zniknął jej z oczu.
~ Kurde! On to zrozumiał!~ Powiedziała zdziwiona.

***

Po dwóch, czy trzech godzinach wróciła do hotelu. Razem z wszystkimi Barcelonistas. Większość z nich zaszyła się w swoich pokojach.
-Ile tu jeszcze będziemy?
Spytała Diana leżąc na łóżku.
-Do jutra wieczorem.
Odpowiedział. W pokoju oprócz Diany i Alexisa był jeszcze Jordi, Bartra i Pedro, którzy grali w karty.
-To przedstawię Cię mojej przyjaciółce.
Odpowiedziała.
-Bartra! Nie ma! Oszukujesz!
Wrzasnął na pół hotelu Jordi.
-Nie prawda! Ja jestem bardzo honorowym człowiekiem. Nigdy nikogo nie oszukałem!
Zaczął się przemądrzać jaki to on jest a jaki nie jest. Z całej tej sytuacji skorzystał Pedro, który "delikatnie" wymienił sobie karty na lepsze.
Gdy się uspokoili, przyłączyła się do rozmowy Diana.
-Ty! Barta! Czemu się za piłką nie biega?
Spytała z uśmiechem na twarzy.
-Za szybka była.
Odpowiedział.
-Zresztą ten blondas tak zraził mnie swoimi jasnymi włosami, że omal nie umarłem! Na prawdę! Trzy razy się powstrzymywałem, żeby nie umrzeć. Ale pomyślałem sobie, że drużyna nie przeżyje bez takiego wspaniałego obrońcy jak ja, a już w szczególności te wszystkie piękne kobiety, które tylko czekają na mnie. Nie, nie mógłbym im tego zrobić.
Powiedział kiwając głową w prawo i lewo.
-Mówił Ci już ktoś, że jesteś głupi?
Spytała rzucając w niego poduszką.
Oj, to nie był dobry pomysł. Jeden jej ruch, a cała czwórka rzuciła się w bitwę na poduszki. Cały pokój był w pierzu. Ale czegoż się nie robi dla dobrej zabawy? No czego?

sobota, 18 maja 2013

8. Zamknij się Sanchez!

Gubienie różnych rzeczy jest naturalne. Każdy, każdy gubi różne przedmioty, które prędzej czy później znajduje. Ale czy normalne jest gubienie człowieka? Przecież człowiek nie ma czterech centymetrów wysokości. Nie da się tak po prostu go zgubić, zakładając, że niedawno jeszcze tu był. Właśnie, zakładając.
-Co jeśli jej coś się stało?
Spytała przerażona Laura.
-Co się miało stać?
-No, właśnie. Pewnie poszła po bułki czy coś.
-Tak kurde bułki! Ty sam jesteś bułką Alexis!
-No wiesz? Przecież nie mam tak okrągłego brzucha?
Powiedział i zaczął przyglądać się swojej "bułce".
-Dobra, słuchajcie. Musimy jej lepiej poszukać. Ja zadzwonię do jej dziadka, a wy popytajcie sąsiadów.
Zaproponował Nathan, który nie zastanawiając się wyciągnął telefon i wykręcił numer.
-Tak... Po policje jeszcze zadzwońcie...
Powiedział Alex przekręcając się na drugi bok.
-Hallo? Pan Ricardo?
-...
-Prawda. Przepraszam, że nie pokoje, ale chciałem się spytać czy Diana jest w domu?
-...
-Nie, nic się nie stało. Po prostu...
-...
-Nie, nie trzeba. O, już się znalazła.
-...
-Spała w drugim pokoju. Przepraszam, że przeszkadzałem.
Tak. Nie ma co. Radzenie sobie w trudnych sytuacjach ten chłopak opanował do perfekcji. Sąsiedzi nic nie widzieli i wiedzieli. No po prostu brak człowieka!
Tak naprawdę zniknięciem dziewczyny przejęła się tylko Laura i Nathan. Pozostali piłkarze wraz z Filipem pływali w basenie, Alexis nadal spał, a Laura z Nathanem biegali od kąta do kąta szukając zaginionej.
-Nathan, a jeśli jej coś się stało?
Spytała drżącym głosem blondynka...
-Już nie wymyślaj. A w ogóle, to widziałaś dziś Davida i Thiago?
-Wybacz, ale ja was nie znam. Wiem, że jesteście sławni, ale ja tego kompletnie nie czuje. Jak dla mnie to sławny jest Michael Jackson, a nie jakiś David i Thiago... Nawet nie wiem jak oni wyglądają...
Cóż Laura kompletnie nie interesowała się piłką nożną. Dało się zauważyć.
Przeszukali cały dom i podwórko. Sprawdzili każdy najmniejszy kąt. Oprócz jednego...
Wchodząc do garażu, im oczom ukazał się uroczy widok. Na podłodze, zaraz obok szafki na narzędzia leżała Diana razem z Thiago i Davidem.

Nie było by w tym nic uroczego, gdy nie byli oblani cali kolorową farbą.
 -Boże! Dianuś, ty żyjesz!
Wrzasnęła Laura podchodząc do przyjaciółki. W tym momencie cała Trójca Święta przebudziła się.
-Wiesz jak ja się martwiłam? Co ty w ogóle masz na sobie? Czemu jesteś cała brudna?
Powiedziała i spojrzała na brudne od farby ubrania Diany.
-Ja... Nie wiem...
Wyjąkała ledwo żywa.
-No, Dianuś. Jak się czujesz jako dwudziestolatka?
Powiedział Nathan, który pomagał wstać kolegom.
-Zamknij się Sanchez!
Powiedziała już nieco żywiej.
Całą piątką poszli do ogrodu. Thiago z Davidem, od razu wskoczyli do basenu. Tak samo zrobił Nathan. Diana z Laurą usiadły na rogu basenu.
-Diana!
Krzyknął Alexis.
-Jednak żyjesz. Jaka szkoda...
-Co proszę?
-Nic. Powiedziałem, że dobrze. A co ci się stało? Słoń cię osmarkał?
-HaHa, Alex, słoń.... Widziałeś kiedyś tu słonia?
Wtrącił się Pedro.
-Nie, ale nie wiadomo co w domu trzyma Alba. Kiedyś znalazłem u niego lalki barbie, więc słoń też mógł u niego zawitać...
-Alex! Miałeś nie mówić!
Krzyknął Alba.
-Ups...
Chłopcy zaczęli się sprzeczać i śmiać. Z całego zamieszania skorzystała Diana, która znów zniknęła.
-Co masz taki zły humor?
Powiedziała Laura widząc przebierającą się przyjaciółkę.
-Spójrz jak ja wyglądam... Jeszcze głowa mnie boli.
-Przesadzasz...

***

Po godzinie piętnastej, dom Alby stał pusty, ale to nie znaczy, że czysty. Na poniedziałek zamówił sprzątaczkę, dziś miał zamiar się odprężyć.
-I jak Disiu, podobały Ci się urodzinki?
Spytał Ricardo w czasie jedzenia obiadu.
-To ty wiedziałeś, że oni szykują mi niespodziankę i nic nie powiedziałeś? Jeszcze mi powiedz, że o przyjeździe Laury z Filipem też wiedziałeś...
-Wiedział, wiedział.
Wtrącił się Filip.
Zadzwonił dzwonek u drzwi. Nie był to nikt nieznajomy, ponieważ nie minęły trzy sekundy, a już Alexis był w środku.
-Jedziemy wszyscy na plażę! Dawać, dawać. Nie obijać się! Pan, panie Ricardo też jedzie. Szybko, szybko, bo Alexis nie ma czasu!
Wykrzyczał i zaczął sprzątać po obiedzie.
Nie dało mu się wytłumaczyć, że jest się zmęczonym, albo po prostu nie ma się ochoty. On już miał to zaplanowane i musiał swój plan zrealizować.
Końcówka sierpnia to jedne z ostatnich dni, w których turyści jeszcze bywają w Hiszpanii. Ale to nie znaczy, że później jest zimno. Po prostu koniec wakacji.
Dzisiejsza plaża nie była oblężona. Oczywiście, znalazło się kilka osób, które widząc Sancheza piszczały w niebo głosy i prosiły o autografy.
-On ma tak zawsze?
Pytała Laura leżąc na leżaku i przyglądając się Alexisowi w swoim żywiole.
-Bywa. Ale on to lubi.
-Może też tak będę miała...
-O co chodzi? Czegoś nie wiem?
 -Patrz!
Powiedziała i rzuciła Dianie gazetę na kolana.
-To ty? Co ty robisz na okładce?
Spytała zdziwiona.
-Reklamuje najbrzydszą twarz we wszechświecie.
Wtrącił się Filip.
-Filip, baranie ty! Zamknij się!
Wykrzyczała.
-Wygrałam sprawę. Moją pierwszą sprawę. Wybroniłam kobietę, którą manipulował mąż. I zrobili ze mną wywiad, jako obrończynię praw kobiet. I tak jakoś...
-A dali ją na okładkę, bo nikogo innego nie było!
-Filip, daj jej spokój...
-No co? Mówię prawdę.
-Dobra, mnie to już nie rusza. Idę sobie poderwać jakiegoś przystojnego Hiszpana.
Powiedziała i poszła "na łowy".
-A już z Kacprem nie jest?
-No co ty?! Trzy tygodnie wytrzymali.
-A Tobie jak się układa?
-Pytasz czy mam kogoś?
Kiwnęła głową.
-Mam. Ma na imię scena. I na razie mi wystarcza.
W tym samym czasie Nathan i Alexis grali w siatkówkę.
-Myślisz, że między nimi jest coś więcej niż przyjaźń?
Zaczął Alexis.
-A co? Zazdrosny?
-Nie, tak się zastanawiam.
-Nie wiem. Może.

***

Laura nie potrzebuje dużo czasu, by oczarować wybranego mężczyznę.

 Po kilkunastu minutach pływała już w objęciach przystojnego bruneta. George to Amerykanin, który przyjechał do Hiszpanii na wakacje.
-Patrz, jak ona sobie radzi...
Powiedziała smutno Diana.
-Też bym tak chciała.
-To na co czekasz? Idź do kogoś i już.
-Głupi? Ja bym tak nie mogła...
Diana nie była jak Laura. Były jak ogień i woda, jak Tom i Jerry, jak Kubuś Puchatek i Prosiaczek. Całkiem inne, ale bez siebie nie mogły by funkcjonować.
 Dzień się skończył, ale nie skończyły się wspomnienia, które zostają w sercach na zawsze. Najwspanialsze wspomnienia to te, które jeśli tylko o nich pomyślisz, uśmiech na twojej twarzy pojawia się automatycznie.
To był dobry dzień. Jeden z tych, które chowa się do pudełka na dnie szuflady i wyciąga, kiedy jest naprawdę źle.

czwartek, 16 maja 2013

7. Ona jest bardziej nienormalna niż myślałem!

Urodziny to wspaniały dzień dla każdego. Każdy chciałby by był on najwspanialszym, być obsypywanym prezentami i miłymi słowami. A najgorsze, co może zdarzyć się w urodziny to bycie samotnym. Nie moc podzielenia się tą wiadomością z kimkolwiek...
Przebudziła się z myślą~Ale ja jestem stara...~ Typowe.
Leniwie podniosła się z łóżka. Kiedyś, jak była nastolatką, obmyśliła plan na dwudzieste urodziny. Miała swój dwudziestoletni ideał. Praktycznie nic się z niego nie sprawdziło. Chciała być niezależna i podróżować po świecie. To po części jej się udało. Chciał mieć chłopaka, takiego na zawsze i dobrą pracę. Ależ to życie bywa niesprawiedliwe...
Wychodząc z pokoju, zobaczyła kartkę na półce. Widniał na niej napis "Wyszedłem umyć samochód. Śniadanie masz na stole, Nathan." Liczyła jeszcze na napis "Wszystkiego najlepszego!", ale to było najwidoczniej ponad jego siły... Idąc korytarzem przeżyła szok! Wielki bukiet róż leżał na podłodze i aż uśmiechał się do niej.

Uwielbiała kwiaty, zresztą prawie jak każda kobieta. A fakt, że Nathan pamiętał o jej urodzinach wprowadził ją w fantastyczny nastrój. Od razu chciała go odnaleźć. Ale nie było to takie łatwe. Na podwórku go nie było.
Zjadła śniadanie i doprowadziła się do lepszego wyglądu.

***

-Wróciłem.
Usłyszała głos gdy pakowała swoje rzeczy do plecaka.
-Cześć.
Powiedział opierając się o futrynę.
-Skąd wiedziałeś, że mam urodziny? Przecież Ci nie mówiłam...
-Nie musiałaś. Jestem wszechmogący. Podobał się?
-Czy się podobał? Bardzo!
Powiedziała i przytuliła się do chłopaka.
-Moja stara dupa.
 -Dziękuję Ci głupku.

***

-Fabs, zrobiłeś tego torta?
-...
-Dobra, to dawaj na trening. Zrobimy od razu ten prezent...
-...
-Głupi? Przecież jak z nim przyjdziesz, to chłopaki go zjedzą. Zostaw go w domu, później podjedziemy.
-...
Alexis jak chce, to potrafi być dokładny i sumienny. Tak wkręcił się w urządzanie przyjęcia, że chyba zmieni fach. Od dziś będzie urządzał imprezy.
Ricardo od rana był w domu Jordiego i nadzorował prace w kuchni. Przecież przyjęcie bez przekąsek, to nie to samo. Nie wspominając już o napojach alkoholowych.
Dobrze się stało, że w dzień urodzin Diany jest trening. Mogą w spokoju zrobić prezent dla niej.
A nie był to byle jaki prezent kupiony w pierwszym lepszym sklepie. Chłopcy z drużyny zrobili go własnoręcznie.
Każdy, bez wyjątku zrobił sobie zdjęcie i podpisał je. Również wpisał się do zeszytu, który Alexis delikatnie wykradł z szuflady Diany. Ponad to, Alexis zarządził zrobienie wielkiej antyramy ze zdjęciami. Znalazły się na niej zdjęcia z sesji, inne zdjęcia piłkarzy i Diany a dodatkowo zdjęcia Rica i Laury z Filipem.
-Alexis, masz ty jakiś młotek?
Spytał Jordi próbujący przybić antyramę do ściany.
-Odsuń się. Zrób miejsce fachowcowi.
Powiedział i dumnym krokiem odebrał przyjacielowi szklaną rzecz.
Trzeba przyznać, że przybicie tego do ściany mu wyszło. Zdjęcia wyglądały wspaniale.
-Tak. Mam ten talent.
Mówił drapiąc się po brodzie.
-Ty? Nie rozśmieszaj mnie. Dobra, idę do domu. Ty doprowadź się do porządku, bo jeszcze śmierdzisz po treningu.
-Ja?! Ja śmierdzę?! Śmieszny jesteś! Lepiej już idź, bo jak na Ciebie patrzę, to wymiotować mi się chce.
-Nara debilu.
-Spadaj kretynie.
Tak. Tak zazwyczaj się do siebie odzywali. Ale takie wyzwiska upewniały ich tylko w tym, że są przyjaciółmi. Byli. Najlepszymi przyjaciółmi.


***

-Nathan! Jak długo mam na Ciebie czekać?
Krzyknęła siedząc w samochodzie.
-Tak. Już jedziemy...
-...
-Nie. Niczego się nie domyśla...
-...
-Do nas? A nie lepiej od razu do Jordiego?
-...
-No dobra.
-...
-Dobrze. Będziemy za jakieś półtorej godziny.
Odłożył telefon i podszedł do samochodu.
-No chyba nie!
Powiedział, gdy ujrzał siedzącą za kierownicą Dianę.

-Nie będziesz prowadziła. Ty w ogóle to potrafisz?
-Oczywiście, że potrafię. Proszę, pozwól mi...
 -Ty chcesz nas pozabijać w dzień swoich urodzin? Przesiadaj się obok.
Powiedział stanowczo.
-Dobra. Ale wiedz, że popsułeś humor jubilatce!
Krzyknęła i z udawanym fochem usiadła na miejscu pasażera.
Droga do domu trwała mniej więcej tyle ile powiedział Nathan. Przed godziną siedemnastą byli już pod drzwiami mieszkania. Diana poszła do siebie, a Nathan do siebie.
-O, Disiu! Wróciłaś.
Krzyknął na powitanie Ricardo, który właśnie przyrządzał kolacje.
-Cześć dziadku. Co gotujesz?
-Nic specjalnego. Chcesz zjeść?
-Nie. Dziękuję.
-O matko katalońska! Prawie bym zapomniał!
Powiedział uniesionym głosem i podbiegł do pokoju. Wrócił po chwili z małym pudełkiem.
-Wszystkiego najlepszego dziecko moje.
-Dziadku, pamiętałeś...
Powiedziała i rzuciła się w objęcia dziadka.
Błękitne jak niebo pudełko skrywało prawdziwy skarb. W środku włożone były srebrne kolczyki. Takie, jakie Diana przeglądała kilka dni temu na wystawie.
-Są śliczne. Dziękuję.
W tym samym czasie Nathan jadł kolacje wraz z bratem.
-Jak ją tam zabierzemy?
Zaczął młodszy.
-No szybko. Coś tam wymyśle na poczekaniu i jakoś pójdzie.
-Ale przecież zobaczy, że jesteśmy inaczej ubrani... Bo chyba nie pójdziesz tak, jak wyglądasz teraz.
Alex spojrzał po sobie. Wyglądał mniej więcej tak: szare, za duże dresowe spodnie, zielona koszulka i rozczochrane włosy.
-No przecież nie wyglądam źle...
W tym samym momencie u Nevárezów...
-Było pyszne dziadku. Dziękuję.
Wchodząc do swojego pokoju niemal nie zemdlała. Wielka, kolorowa antyrama ze zdjęciami wisiała nad jej biurkiem. Nie mogła się nadziwić. Byli tam wszyscy najważniejsi dla niej ludzie. Dziadek, Laura, Filip, Alexis i cała reszta z Barcy.
-Dziadku? Czy to...
-Nie. Idź do nich.
Ricardo jakby czytał w jej myślach. Nie musiała nic mówić, a on i tak wiedział o co chodzi...
Do mieszkania Sanchezów weszła jak do siebie. Zamykając za sobą drzwi ujrzała zdziwionych Alexisa i Nathana.
-Mówiłem, że przyjdzie.
Powiedział zadowolony Alex.
-Kto to zrobił?
Spytała. Odpowiedzi nie usłyszała, tylko ujrzała uśmiech na twarzy Alexisa.
-Awr, dziękuję Ci głupku!
Powiedziała i przytuliła sąsiada.
-Pamiętałeś...
Zaczęła.
-Jakbym mógł nie pamiętać. W końcu jestem Sanchez.
-Tak. Ale jakby nie było, to nie chodzi się po czyimś mieszkaniu. A w dodatku jak jeszcze nie ma właściciela...
Powiedziała nieco złym tonem głosu...
-Ale Diana...
Powiedział i zrobił minkę słodkiego szczeniaczka.

Był w tym naprawdę dobry. Jedno takie spojrzenie i wszystkim kobietom miękły nogi...
-Dobra, już się nie gniewam. Ale obiecaj, że co roku będziesz mi robił takie prezenty.
-Ba! Będą jeszcze lepsze...
-Dobra Diana. Jest sprawa.
Zaczął Nathan.
-Tak?
-Bo jedziemy dziś na impreze. Do Jordiego. I jest problem z kierowcą...
-Przecież mówiłeś, że nie umiem jeździć...
~Boże, co za idiota~ Pomyślał Alexis chowając twarz w dłonie.
-Nie o to mi chodziło...
Nieudolnie, ale próbował się wykręcić...
-I co? Wy pojedziecie się bawić, a ja moje urodziny spędzę sama przed telewizorem? I jeszcze mam was wozić? Dobre, dobre...
-Możesz jechać z nami.
Dorzucił.
-Dzięki, nie będę się wpraszała...
-Wszystko żeś zepsuł!
Powiedział do brata Alexis, gdy Diana kierowała się do wyjścia.
-Dianuś, czekaj. Jemu nie o to chodziło. Zresztą wiesz, on jest niedorozwinięty i nie wie o wszystkim. Jordi Ciebie też zapraszał.
-Serio?
Spytała z nadzieją w oczach Diana.
-Tak. Jak chcesz to zadzwoń do niego.
-No dobra.
Wzięła telefon od Alexisa i wykręciła numer do Alby.
-Halo? Jordi? Z tej strony Diana. Słuchaj. Chłopcy się sprzeczaj, bo nie wiedzą kiedy ty robisz tą imprezę... Chcieli się spytać kiedy dokładnie ona jest i kto jest zaproszony. A wiesz jacy oni są, sami nie zadzwonią.
Jakby się zmówili. Alexis, Nathan i Jordi aż sikali ze śmiechu, ale ten ostatni nie dał tego po sobie poznać.
-...
-Dobrze, powiem im. Będziemy około dwudziestej.
-...
Odłożyła telefon i usiadła obok chłopaków, którzy doprowadzali się do normalności...
-Już. Faktycznie. Przepraszam.
-Spokojnie... Dobra. To teraz idź się jakoś ładnie ubrać i w ogóle i niedługo wychodzimy.
-Ok.
Zniknęła ucieszona za jasnymi drzwiami.
-Ty, stary! Co to było?!
-Ona jest bardziej nienormalna niż myślałem!
Tak. Przez następne dwadzieścia minut Diana była obiektem drwin.
Alexis to facet, który musi mieć wszystko na swoim miejscu. Szczególnie, jeśli gdzieś wychodzi. Nawet jeśli zarost nie zdążył odrosnąć on i tak go goli...

Trzeba przyznać. Wygląda zabójczo w samym ręczniku i z pianką na twarzy. Następnie idealny strój, fryzura i dodatki. Ledwo zdążył zapiąć zamek od spodni, a już słyszał głos Diany i Nathana dochodzący z korytarza.
-Ile on może siedzieć w łazience?
Spytała zniecierpliwiona Diana.
-Oj długo. Dziś to i tak się pośpieszył.
-Nareszcie!
Krzyknęła widząc wychodzącego z mieszkania Alexisa.
-Ładnie?
-Ładnie, ale strasznie długo.
Mówiła wsiadając do samochodu.
-Ale taki wygląd potrzebuje czasu. To nie jest tak hop siup!

***

-Dobra, chłopaki. Oni zaraz tutaj będą. Pamiętacie co mówił Alexis?
-Tak, ale nie teraz.
-Czy ja Ci by nie przeszkadzam?
-No właśnie tak.
Wtrącił się Song.
 -Co wy właściwie robicie?
spytał Jordi.
-No... Robimy kanapeczki.
Powiedział Thiago.
-Kurde! Chłopaki! Oni zaraz tu będą!
-Dobra, tejken izi, tejken izi...
Powtórzył Bartra.
Jordi biegał od kąta do kąta, sprawdzając czy wszystko jest na swoim miejscu. Oj, nie było. Gerard obściskiwał się w łazience z Shakirą, Fabregas cały czas rozmawiał przez telefon z Daniellą o tym czyja kolej jest mycia naczyń, a Puyol wraz z Iniestą zajęli się smażeniem kiełbasek i skrzydełek. Pachniało wybornie!
Jakby tego było mało, nasi napastnicy, postanowili zabawić się w żąglerów. Podrzucali do góry wszystko co zdołali wziąć w ręce. Pedro, przez przypadek zaczął żąglować swoją komórką. A, że nie szło mu to najlepiej, wylądowała ona w szklance z sokiem.
Cały ten cyrk przerwał Dani Alves, który tego wieczora postanowił być szpiegiem. Był ubrany w czarny kombinezon, a maska, którą miał na twarzy, kompletnie przysłaniała mu pole widzenia.
-Przyjechali! Już tutaj są!

Wrzasnął, jakby co najmniej zobaczył Beyonce w bieliźnie.
 -Szybko! Wszyscy tak jak mówiłem!
Powiedział Jordi.
Gdy do salonu weszli kolejno Diana, Nathan i Alexis, wszystko wyglądało jak zwyczajna domówka. No, może po za biegającymi z bandażami Cristianem i Valdesem, którzy chcieli zrobić mumię z Iniesty.
-Cześć wam!
Powiedział na przywitanie Alexis. Wszyscy chóralnie mu odpowiedzieli. Przez pierwsze trzydzieści minut, nic się nie działo. Wszyscy zachowywali się normalnie. O ile to słowo można użyć w stosunku do Barcelonistas...
-Dobra, Cesc. Dawaj to swoje dzieło.
Powiedział Alexis.
Cóż to było za szczęście! Matko Katalońska jak on się ucieszył! Jak najszybciej pobiegł do kuchni i na wózek wpakował tort.
 Nagle w salonie zrobiło się ciemno(dzięki szpiegowi, który zgasił światło) i cicho. Wszyscy wiedzieli o co chodzi, tylko nie Diana. Muzyka została ściszona, a zza ściany było słychać śpiew Fabregasa. Oj, głosu to on nie miał...
W tym momnecie zza roku wyszedł Fabs z tortem. Wszyscy, jakby się umówili, zaczęli robić zdjęcia. Diana, widząc podjeżdżający tort niemal się nie rozpłakała.
-Alex, to... Jak? Ale...
Zaczęła się jąkać mówiąc do Alexisa.
-Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki.
Tak tez zrobiła. Pewnie chcielibyście wiedzieć o czym pomyślała? Ale przecież życzeń się nie mówi, bo się nie spełnią...
-Wszystkiego najlepszego Dianuś!
Jako pierwszy życzenia złożył Pan Szpieg. On wszędzie musiał być pierwszy. Przez długie dwadzieścia minut była obściskiwana i całowana przez piłkarzy. Przyszła pora na tort. Oczywiście szef kuchni Fabregas pierwszy dorwał się do noża. Sobie ukroił największy kawałek, bo przecież on go zrobił.

***

Maszyna do robienia baniek to był strzał w dziesiątkę. Niby zwykłe bańki, a potrafią sprawić taką przyjemność.
 Alkohol i dobra zabawa potrafią uderzyć do głowy. Przykładem tego byli Gerard i Shakira. Leżeli już prawie nadzy i kompletnie pijani na trawie, tuż obok basenu.
-Shakira, ja chce mieć dziecko...
Zaczął mamroczyć Pique.
-To bierz się do roboty!
Powiedziała i przyssała się do obrońcy.
Widząc całą scenę Pedro, postanowił się przyłączył. Położył się na Shakirze i zrobił tak zwaną "kanapkę".
-Pedro! Złaź z nas!
Krzyknął wściekły Pique, który już miał nadzieję na bycie ojcem.
-Ale ja jestem taki samotny... Mogę się przyłączyć?
-Pedro! Ja tutaj się duszę!
Powiedziała cichym głosem Isabel, po czym sturlała się z ciała Pique.
W tym samym czasie, gdzieś u Alby w domy, odbywał się konkurs na jak najdłuższe powiedzenia słowa "gol".
-Zobaczycie, wygram.
Chwalił się Alexis. Jego gol trwało jakieś trzynaście sekund. Mistrzem w tej dyscyplinie okazał się nie kto inny jak kapitan. Powalił wszystkich na kolana krzycząc ponad dwadzieścia sekund.
-Łał, Carlos. Niezłe masz gardziołko!
Powiedział zdziwiony Xavi.
-Trenowało się. Na was. Zawsze muszę na was krzyczeć.

***

-I jak Ci się podoba?
-Wiedziałeś o wszystkim?
-Byłem współpomysłodawcą tego przedsięwzięcia.

Powiedział dumny Nathan.
-Dziękuję Ci. Dziękuję wszystkim.
Dorzuciła.
-Ale podoba Ci się?
-Czy mi się podoba? Tu jest idealnie!
-Cieszę się, że Ci się podoba.
 Po tych słowach czule pocałowała chłopaka w policzek. Coś zaiskrzyło. Może będzie to coś poważnego? A może jutro o wszystkim zapomną?

***

-Diana. Mamy dla Ciebie jeszcze dwie niespodzianki.
Powiedział Alexis.
-Połowę z pierwszej już widziałaś u siebie w pokoju. Tu jest część druga.
Powiedział i wręczył dziewczynie uzupełniony zeszyt i resztę zdjęć i kilka koszulek. Dziewczyna odwdzięczyła się czułym pocałunkiem w policzek.
-A druga, czeka za drzwiami.
-Gdzie?
-No idź, otwórz drzwi.
~Czy on mi kupił samochód?~ Myślała otwierając drzwi.
-AAAA!!!
Wrzasnęła jak opętana. Za drzwiami ujrzała stojących Laurę i Filipa!
-Diana! Czemu się drzesz?!
Krzyknęła Laura.
-Co wy tu robicie?
Powiedziała i rzuciła się w objęcia przyjaciół.
-My byśmy na Twoje urodziny nie przyszli? Taka impreza miała by nas ominąć?
-Jezu, jak ja was kocham!
Po tych słowach razem weszli do domu.
-Co tak późno jesteście? Przecież już północ dochodzi...
-Laurze zachciało się kupić kilka ciuchów...
-Nie prawda! To ty poszedłeś za jakimiś Hiszpankami...
~Wróciło...~ Pomyślała z uśmiechem na twarzy.

***

Tańcząca w samej bieliźnie Laura to najmniejszy problem. Zachciało jej się urządzić stripteez. A gromada piłkarzy wlepiała w nią ślepia jak w obrazek. Gerard i Shakira stwierdzili, że w takich warunkach nigdy nie doczekają się potomka i wrócili do domu wtaczać swój plan w życie. Alexis i kilku innych piłkarzy pływało w basenie. Na golasa(!) Stwierdzili, że nie mają się czego wstydzić, a wręcz przeciwnie. Niech inni podziwiają ich ciałka. Cesc już dawno wrócił do domu, bo przecież Daniella sama nie będzie zasypiała. A Busquets z Thiago i Villą postanowili tańczyć dzikie tańce... Widzisz i nie grzmisz?
 -Nathan, widziałeś Filipa?
Spytała się Diana, gdy tylko dopchała się do Nathana, który stał tuż przy nogach tańczącej Laury.
-Nie, znaczy tak. Ale nie. Może jutro.
-Co?!
Co on wygaduje? Może jutro? Temu panu podziękujemy.
Szukała Filipa przez dobre dwadzieścia minut. Przecież nie mógł się rozpłynąć...
-Alexis, zabierz mi z przed nosa tę dupę!
Wrzasnął Tello, który leżał na materacu.
-Czekaj, muszę się podrapać... Ty się nigdy nie drapiesz po dupie?
Spytał oburzony.
-Owszem, ale nie przy ludziach!
Krzyknął.

***

O godzinie 5:42 zapanowała kompletna cisza... Słychać było tylko pluskanie wody w basenie i włączony telewizor. Dobra, chrapanie Puyola przekraczało wszystko. Jak można tak głośno chrapać?
Jakby ktoś teraz wszedł do tego domu, przeżyłby zawał serca. Tuż przy drzwiach wejściowych spał Alves z jakimiś pluszakami, na kanapie leżeli Bartra i Adriano. W kuchni został się Puyol. Jeszcze z widelcem w ręku, a w basenie nadal był Alexis, Tello, Pedro i Valdes. Jordi? Jordi? Gdzie jest Jordi? Aa tu jest! Jordi położył się spać do własnego łóżka. Razem z Laurą, Xavim i dziewczyną Xaviego. Gdzie by się nie spojrzało, można było ujrzeć pijanego człowieka.
O godzinie jedenastej powoli zaczęli ożywać.
-Gdzie ja mam do cholery majtki!
Wykrzyczał Alexis, gdy zorientował się, że jest kompletnie nagi.
-Ty, piękna, nie krzycz tak. Ja na jakiś spałem...
Powiedział zaspanym głosem Pedro rzucając majtki w stronę nagiego Alexisa.
Powoli życie wracało również w środku budynku.
-Mmm, ale masz sexi ciałko.
Powiedziała Laura, która właśnie otworzyła oczy.
-Ćwiczę.
Powiedział Jordi.
Po około dwóch godzinach większość już poszła do swoich domów, a Ci którzy zostali usiedli wspólnie w salonie.
Alexis, Nathan, Laura, Alba, Tello, Filip, Pedro siedzieli i popijali soczki. Dziś już tylko soczki.
-Hej, Dianka i jak Ci się urodziny podobały?
Powiedział jeszcze zaspany Alexis.
-Hej, Sanchez. Jej tu nie ma.
Powiedział Tello.
-Jak nie?
-No normalnie!
Dopowiedziała Laura. Wszyscy, wszyscy po za Alexisem poszli szukać Diany. Sanchez nie miał na to siły.
Po kolei wracali. Żaden nie miał dobrej wiadomości.
-Przepadła...

Powiedział Alexis tak jak Sid w "Epoce Lodowcowej".

środa, 15 maja 2013

6. Przecież kilometry miały nic nie zmienić...

Piątek rano. Dzisiejszy dzień, jest wolny od treningów, więc można się zupełnie zrelaksować. Alex już pojechał z Ricardo wypełnić swój plan.
Stanął przed drzwiami i czekał na Dianę.
-Gotowa?
Spytał, gdy tylko ukazała mu się zaspana jeszcze Diana.
-Gotowa? Na co?
Powiedziała i położyła się na kanapie.
-Jak to na co? Zabieram Cię na wycieczkę?
-Wycieczkę...?
-Idź się ubrać i wyjeżdżamy.
Nie musiał jej powtarzać tego dwa razy. Za kilkanaście minut wyszła ubrana w prześliczną, pomarańczową sukienkę i kurtkę. Wyglądała zabójczo, co od razu zauważył Nathan.

- Łał, Diana...
-Dziękuję. Idziemy?
Torby były już w bagażniku. Teraz pozostało tylko bezpieczne dojechanie na miejsce.
-Gdzie my właściwie jedziemy?
Zaczęła Diana.
-Zobaczysz.

***

-Jesteśmy na miejscu!
Powiedział Nathan, gdy wysiedli z samochodu.
-Boże, Nathan... Gdzieś ty mnie wywiózł?
Spytała, gdy wysiadła z samochodu.
-Jesteśmy kawałek za Barceloną...
-Tak, kawałek. Może i spałam połowę drogi, ale wiem, że jesteśmy daleko. Dziadek będzie się martwił...
-Nie będzie. Zadzwonimy do niego.
Uspokoiła się. Choć na chwilę. Podeszli pod domek. Phi, dom! Był piękny. Można się domyśleć, że Alex maczał w tym palce...

Było tu naprawdę ślicznie. Świeże powietrze, dźwięk fal obijających się o skały i widok pięknych gór. A o tej porze roku jest tu bardzo cicho i spokojnie.
-Chodźmy na plaże.
Zaproponował Nathan, który właśnie kończył jeść obiad.
Droga na plażę był dość długa. Mieli czas by porozmawiać.
-Mhm, nie mówiłeś, że jedziemy w chłodniejsze miejsce. Ubrałabym się cieplej.
-Już nie narzekaj.
Powiedział i objął dziewczynę w pasie.
-Cieplej?
Skąd ja to znam... Nie jest ani trochę oryginalny...
-Bywało cieplej.
Doszli na plaże. To był dopiero widok. Po bokach widać wysokie góry, a w środku rozlewa się woda...

-Pięknie tu.
Powiedziała siadając na brzegu.
-Chciałem, żeby Ci się podobało...

***

-Tak, tak... Możesz przyjść z Shak... Nie ma problemu. Tak? To świetnie.
-...
-Prezent? Chłopaki Ci nie powiedzieli? Jutro będziemy go robić. Więc się dowiesz.
-...
-Ok. Do zobaczenia.
Goście zaproszeni, prezent się tworzy. Alex biega od sklepu do sklepu by wszystko co potrzebne kupić.
-Alexis, a maszyna do baniek się nada?
Spytał Jordi.
-Alba! Ty geniuszu!
Wrzasnął Alexis i już pakował urządzenie.
 -Już nie mogę doczekać się jutrzejszej imprezy!
Mówił, gdy płacił za wszystko.
-Które ona ma te urodziny w ogóle? Wiesz, żeby nie było, że na torcie będzie napisane "Z okazji 13 urodzin", bo może się trochę zdziwić...
-Nie narzekaj. Będzie szczęśliwa, że ją odmłodziliśmy.
-Ej, mieliśmy zamówić tort!
Wrzasnął Jordi, który przeglądał kartki z zakupami.
-Rilaaks, sami zrobimy.
No to ładnie? Alex i Jordi w kuchni? Przecież z tego nic dobrego nie wyjdzie...
-Nie, bo jeszcze otruje się dziewczyna w dniu urodzin... A mamy miejsce na imprezę?
-Jest kilka opcji...
-A jaka jest najlepsza?
-No...Twój dom.
-Co?!
-No, Twój dom.
-Co?!
-Kuźwa Alba! Ogłuchłeś?
-Co?!
-Albiątko ty moje...
Zaczął Alexis podchodząc i obejmując jedną ręką przyjaciela.
-Wiem, że lubisz Dianę... Chcesz jej złamać serce?
Mały szantażyk jeszcze nikomu nic nie zrobił. Cóż, Alexis miał ten dar przekonywania. Nie musiał mocno się wysilać. Po kilkunastu minutach byli już przed domem Jordiego.
 Alba nie oszczędzał. Lubił mieć i wydawać pieniądze. Lubił otaczać się drogimi i ładnymi rzeczami. Nic więc dziwnego, że jego dom był najpiękniejszy w okolicy.
Mieszkał razem ze swoją młodszą siostrą- Rafaelą, która aktualnie pomieszkuje w Paryżu.

***

Dom na przyjęcie był już przyszykowany. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Jutro tylko coś do jedzenia i można zaczynać zabawę. Robieniem tortu zajął Cesc Fabregas. Miał on prawdziwą smykałkę do gotowania.

Miłość do kuchni zaszczepiła w nim jego mama. Oj, co to z tego wyjdzie?
-Dobra, Alba na dziś wystarczy. Teraz możesz iść mi coś ugotować.
-Chyba zwariowałeś! W ogóle co ty jeszcze u mnie robisz? Nie masz własnego domu?
-Nie mam. A co? Boisz się, że coś znajdę?
Po wypowiedzeniu tych słów zaczął biegać po domu i szukał. Sam nie wiedział czego, ale szukał.
-Sanchez ty kretynie!
Wrzasnął Alba widząc Alexisa siedzącego w szafie i przeglądającego kieszenie w ciuchach.
-Wyłaź z tej szafy!
-Dobra, dobra, ale coś znalazłem.
-Co niby?
-No, patyczek od lizaka, jakieś kartki i nie uwierzysz...
Jordiemu aż serce podeszło do gardła. Nie był on grzecznym chłopakiem. Zresztą, kiedyś zanim zaczęli się przyjaźnić coś się wydarzyło... Nie chciałby, żeby Alex się o tym dowiedział.
-Pięć euro!
Wrzasnął ucieszony Sanchez wychodząc z szafy. Jordi mógł w spokoju odetchnąć. Długo trwało wypraszanie Alexisa. Oj długo... W końcu po dwóch, czy trzech godzinach raczył pójść do domu. Oczywiście nie obeszło się od kolacji i gry w Fifę.

***

-Nie jesteś zmęczona?
-Może trochę, ale tu jest tak przyjemnie.
Mówiła, patrząc się na chłopaka.
Pogoda była śliczna. Gwiazdy i księżyc oświetlały noc. Choć nieprzyjemny wiatr dawał się we znaki, miło było po prostu poleżeć i nic nie robić.
-O której jutro jedziemy?
Spytała.
-A co? Nie podoba Ci się tutaj?
-Nie o to chodzi. Tu jest bardzo ładnie, ale wiesz... Jutro...
Nie chciał pokazać dziewczynie, że pamięta o jej urodzinach. Ba! że o nich wie.
-Jutro jest sobota, chyba nie masz planów?
-Nie, nie mam...
Powiedziała smutna i wstała kierując się do domu.
 Mówią, że kobieta zmienną jest. Ale zachowanie Nevárez to już przesada... Ni stąd ni zowąd zniknęła. Było to dziwne nie tylko dla Nathana, który został w tej sytuacji sam, ale też dla Diany. Nie wiedziała dlaczego tak się zachowała.
Nie czekała na Nathana. Przebrała się i położyła spać.
~Niby uważa się za mojego przyjaciela, a nawet nie wie kiedy mam urodziny... Dokładnie tak jak Laura i Filip... Przecież kilometry miały nic nie zmienić...~ Te słowa były ostatnimi o jakich pomyślała w wieku dziewiętnastu lat...
Witaj dwójko z przodu!

wtorek, 14 maja 2013

5. Kto normalny ucieka od marzeń?

Tak to się dzieje, jak ma się słabą głowę. Wystarczy kilka butelek wódki, a człowieka już nie ma. Fakt, sportowcy nie mogą pić ze względu na pracę, ale bez przesady, żeby po trzech butelkach wódki na czterech dorosłych postawnych mężczyzn wszyscy odlecieli. Jakby oni zobaczyli Polaków. To by się dopiero zdziwili. Przecież statystyczny Polak(przynajmniej z mojego otoczenia) jest w stanie wypić do dwóch butelek i nic. A znane mi są takie przypadki. A oni? Niecała butelka i żegnaj Hiszpanio! Oj, muszą się poduczyć.

***

Dochodziła czternasta. Ricardo był już dawno w pracy. Cóż, musiał zrobić porządek w papierkach. To był jedyny minus jego pracy. Diana siedziała sama, nie ukrywając bardzo się nudziła. W tym momencie spotkały ją dwie najbardziej przez nią znienawidzone rzeczy. Nie dość, że się nudziła, to jeszcze w samotności. Humor poprawiał jej się, gdy przypominała sobie wczorajsze odwiedziny u Sanchezów. Zdjęcia goszczące w jej telefonie napełniały ją szczęściem. ~Chyba nic się nie stanie, jeśli ich odwiedzę... I pomogę się ogarnąć.~ Pomyślała. Długo nie trzeba było czekać. Wychodząc z domu wzięła ze sobą zupę, którą niedawno robiła. Zjedzenie, lub wypicie czegoś ciepłego w ich sytuacji jest świetnym rozwiązaniem. Choć nie była "przyjacielem rodziny" weszła do mieszkania bez większego wstydu. Lekko(żeby przypadkiem od hałasu skacowanych mężczyzn nie rozbolała głowa) zapukała do drzwi i weszła do środka. Praktycznie nic się nie zmieniło. Alex dalej na kanapie, a Jordi na podłodze. Cóż za słodki obrazek. Szybko odłożyła garnek z zupą i zrobiła kilka zdjęć. Siadając na fotelu, który stał naprzeciwko leżącego Alexisa zauważyła, że ten leniwie otwiera oczy.
-Cześć.
Powiedziała cicho i niepewnie. Przez myśl przechodziło jej najgorsze. Myślała, że Alexis nakrzyczy na nią, że jakby nie było, bez pytania weszła do jego mieszkania i perfidnie patrzy się na jego pół nagie ciało. Miał na sobie tylko krótkie zielone spodenki. Myliła się.
-Hola...
Odpowiedział leniwie, z lekko przymkniętymi oczami.
-Co tu robisz?
Spytał już z większą energią, ale nadal słabo go można było zrozumieć.
-Przyniosłam wam zupę. Pomyślałam, że przyda wam się to. Kaca pewnie macie niezłego...
-My? To kto tu jeszcze jest? Z tego co pamiętam Nathan wychodził...
-Nie wiesz? Kilka nagich dziewczyn leży u Ciebie w pokoju. I jeszcze Twoi rodzice tu są... Oj, nie będą zadowoleni...
-Co?!
Szybko usiadł na łóżku. Siedział jak wryty. Nie wiedział co ma powiedzieć. Jej słowa mogły wydawać mu się prawdziwe. Nic nie pamiętał.
-Co oni tu robią?... A ile jest tych dziewczyn? Ładne chociaż?
Spytał ze swoim uroczym uśmiechem.
-Tak. Jedna z nich ma bródkę i mięśnie. Mają na imię Jordi, Pedro i Cristian.
Nie zrozumiał. Myślał, że mówi prawdę. Kompletnie nie kontaktował.
-Ou, to tak samo jak moi koledzy z drużyny. Musiałem być naprawdę narąbany, że takie brzydkie sprowadziłem do domu... A co z tymi rodzicami? Skąd oni się tu wzięli? Nie pamiętam ich...
Położył ręce na głowie i spuścił ją w dół. Wydawał się naprawdę zamartwiać.
-Żartowałam głupku! Uwierzyłeś mi? Musiałeś serialnie nieźle się narąbać...
Powiedziała drwiącym głosem lekko śmiejąc się.
-Diana..? To... Ej! Ja nic nie rozumiem...
Powiedział jakby chciało mu się płakać. Położył się znów i dał sobie poduszkę na twarz.
-Nie sądziłam, że mi uwierzysz.
-Kto tu jest? Tylko tym razem mów prawdę.
Powiedział spod poduszki.
-Tak jak mówiłam. Pedro, Cristian i Jordi. Jordi śpi koło telewizora, a tych dwoje w łazience...
-Boże... Z kim ja się zadaję?
Musiało minąć kilka, dobra kilkadziesiąt minut zanim wszyscy czworo raczyli donieść się z miejsca swojego dzisiejszego spania. Chwilę po piętnastej wszyscy usiedli do stołu, by zjeść zupę.
-Taak. Tego potrzebowałem.
Powiedział Pedro zajadając się zupą.
-Zwłaszcza po tak bujnej nocy.
Dorzucił Alexis
-Co masz na myśli?
-No nie mów, że nie pamiętasz. Całą noc spędziłeś w wannie z Tello. Cały czas z Jordim słyszeliśmy te odgłosy... Mmm.
Zaśmiał się. Razem z nim Diana i Jordi.
-Tak, tak. Wszystko słyszeliśmy. I na przyszłość róbcie to trochę ciszej. Reszta chce spać.
Zarzucił Alba.
-Jesteście nienormalni! Ja z nim nie spałem!
Oburzył się Tello.
-Zdjęcia mówią co innego.
W tym momencie oczom Pedro i Tello ukazały się "słiit focie" Alexisa z nimi w roli głównej.
-Zabiję Cię Sanchez! Zabiję!
Krzyknął Tello kopiąc pod stołem Alexisa.
-Taaak! Lepiej zajmijcie się pielęgnacją waszego związku.
-Zabiję!
Powtórzył Cristian i już chciał wstać do Sancheza, gdy powstrzymała go Diana.
-Chłopaki, uspokójcie się. Przecież to tylko żarty.
-Dokładnie.
Dorzucił Alba. Po kilku minutach dalszych sprzeczkach zapanował spokój. Wszyscy żartowali i śmiali się.
-Więc Diana, jesteś wnuczką Ricardo?
Zaczął Pedro.
-Tak. Dziwnie się czuję, gdy tak wszyscy wiedzą kim jest mój dziadek...
-My też tak mamy. Moja siostra mi się skarży, że nie może w spokoju zrobić prawa jazdy, bo gdy widzą nazwisko :Alba: od razu "O Boże, Twój brat to Jordi? Załatw mi autograf!"
-Chciałabym być sławna. Ale chciałabym do tego dojść sama, a nie za sprawą dziadka...
-Narzekasz. Tak jest dobrze.
Podsumował wszystkich Alexis i włożył naczynia do zmywarki i rzucił się na kanapę. Leciał tak bezwładnie jakby był kłodą. Tak kłodą. Tak się najadł, a to tego nie bardzo jeszcze kontaktował, że był bardzo ociężały.
-Słuchajcie! Pique przesłał mi wczorajszy mecz! Oglądamy?
Krzyknął Alba, który nigdy nie rozstawał się z telefonem.
Nie minęły trzy minuty, a już na telewizorze widać było wchodzących na murawę mężczyzn. Wszyscy usiedli wygodnie. Alexis leżał na kanapie, Diana siedziała w jego nogach. Pedro i Tello zajęli białe puszyste fotele, a biedny Alba musiał siedzieć na podłodze.
-Alex! Weź się przesuń!
Powiedział oburzony patrząc na kolegę.
-Nie mogę! Umieram...
-Głuupek!
Krzyknął i znów spojrzał na telewizor.
-Czyż ja nie wyglądam przystojnie jak tak stoję zamyślony?
Spytał umierający robiąc podobną minę do tej, którą widzieli przed chwilą w telewizorze.
-Ty zawsze jesteś brzydki. Nawet jak masz torbę na gębie!
Odpowiedział Tello.
-Wiesz, ja przynajmniej nie sypiam z kolegami z drużyny. I to w wannie!
To Cristiana zagięło.
-Ty Alexis zawsze wyglądasz przystojnie.
Dorzuciła żartobliwie Diana.
-Ha! Jedyna, która ma pośród was dobry gust. Masz u mnie wielkiego plusa!
-HA,Ha! Diana, to żeś dorzuciła... Zawsze przystojny... Nie musisz mu się podlizywać jeśli chcesz autograf... On i tak Ci go da!
-No co... Takie jest moje zdanie.
Dodała nieco speszona.
-Cicho bądźcie! Zaraz będzie gol.
Wrzasnął na wszystkich Alba.
Cała akcja zaczęła się od stracenia piłki przez przeciwników przy połowie boiska. Piłkę przejął tutaj siedzący Alba, który prostopadłym podaniem dograł piłkę do Alexisa, który tuż przy końcowej linii boiska zdołał podać piłkę tuż pod nogi Leo Messiego, który bez najmniejszego problemu umieścił ją w siatce.
-Goool de la Meeeesii!
Wrzasnął Pedro!
-Asysta de la jaaaaa!
Krzyknął jeszcze głośniej Sanchez.
Wszyscy zaczęli się śmiać z głupoty(bo jak to inaczej nazwać?) Alexisa.
Pierwsza połowa skończyła się takim wynikiem.
-Hej, chodźcie wszyscy, zrobimy sobie fotę!
Zaproponował Alba. Nie minęła chwila jak on, Alex, Pedro i Tello byli gotowi do zdjęcia.
-A ty Diana nie chcesz foty na fejsbusia i twitterka?
Spytał smutny widząc Dianę siedzącą samą na kanapie.
-Nie chciałam się wpraszać.
Powiedziała, żeby się odczepił.
-Teraz jesteś jedną z nas. Nie ma już żadnych wykrętów. Już się od nas nie uwolnisz.
Dorzucił Pedro.
Po tych słowach podeszła do chłopaków i zrobiła sobie z nimi kilka zdjęć, które już kilka sekund później były na portalach społecznościowych. Za kilka sekund były już pierwsze komentarze.
-O, Pique skomentował. "O wy... Czemu mnie tam nie ma?"
-He, he cioota.
Dodał Tello.
Druga połowa się zaczęła. Zaczęła się od wielkiego buum! Ospała i niczego nie spodziewająca się obrona Barcy dostała po dupie. Błąd Mascherano sprawił, że piłka wpadła do siatki Victora Valdesa.
Choć wszyscy wiedzieli, że za kilka minut będzie kolejny gol, było widać smutek na ich twarzach. Może piłkarze tak mają? Choć wiedzą jaki będzie wynik meczu to i tak smucą się straconą bramką. Nie trzeba było czekać długo na odpowiedź ze strony gospodarzy. Piękne podanie od Iniesty wykorzystał Alexis. Sama bramka, nie była tak widowiskowa jak najpierw drybling, a później podanie Iniesty, ale sam fakt, że w końcu strzelił (!) sprawiała, że czuło się szczęście w sercu. Wszyscy zgromadzeni w pokoju tylko czekali na wybuch radości Alexisa, ale ku ich zdziwieniu ten siedział cicho.
-Sanchez! A Tobie co? Bramkę strzeliłeś!
-Widziałem.
Kto za nim nadąży? Z asysty cieszy się jak dziecko, gorzej, jak murzyn blaszką, a z gola nic. Nawet się nie uśmiechnął. Ach, ten Sanchez...
W sześćdziesiątej minucie rzut karny na gol zamienił David Villa. Chyba wszystkich zdziwiło to, że wykonywał go on, a nie Leo. Ale cóż. Trzeba dać szansę innym.
Pod koniec meczu do siatki przeciwników trafił Pique. Stały fragment gry. Rzut rożny i Pique jako jeden z najwyższych w drużynie i na boisku(192cm) wyskoczył do piłki, która już sekundę później była czwarty raz w siatce.
-Przydałby się taki wzrost...
-No, a nie ledwo metr siedemdziesiąt...
Dołączył się do użalania Pedro.
-He, he mi nie dużo brakuje!
Zaśmiał się Tello.
-Zamknij twarz Cris. Ty też wzrostem nie grzeszysz.
Dorzucił Alexis.
-No na pewno bardziej niż ty. Karzełku!
-Przestańcie się kłócić.
Powiedziała stanowczo Diana.
-Wzrost to byle co. Co ja mam powiedzieć? Ledwo mam 158cm. A nie narzekam. Jest mi dobrze tak jak jest.

Przestali się kłócić na temat wzrostu. Wyłączyli mecz i puścili cicho muzykę.
 -Więc, Diana. Od dawna kibicujesz Barcy?
-Barcy praktycznie odkąd pamiętam. Jak byłam mała i mieszkałam z dziadkiem to często grałam z nim w piłkę. Mówił mi wtedy o Barcelonie, Ronaldinho i tak to się zaczęło. Ale nigdy mi nie wspomniał, że on też zapisał się w historii klubu. To on nauczył mnie języka i miłości do Blaugrany. To dzięki niemu jestem tu gdzie jestem.
-Fajnie. Ronaldinho to był dopiero mistrz... Co on wyprawiał z piłką...
-Ale kibicuję też innej drużynie. W Polsce jest taki klub, WKS Śląsk Wrocław. Razem z moim przyjacielem jesteśmy fanatykami.
-Dobrze, że masz kogoś z kim możesz dzielić swoją pasję.
-Piłka nożna to moje życie.
-Nasze też.
Dorzucił Alexis.
Siedzieli jeszcze przez kilka godzin. Robiło się późno. Dochodziła 21.
-Ej, cały dzień u mnie przesiedzieliście.
Powiedział Alexis, który odkładał talerze po kolacji.
-Nawet nie zauważyłem kiedy ten czas zleciał...
Prawda. Każdy miewa takie dnie, kiedy nie wie kiedy ten czas zleciał... Tak było i tym razem.
-Ej, słuchajcie. Mam taką prośbę... Wiecie, że jestem fanką, a jak każda fanka chciałabym mieć autograf... Da się to załatwić?
Spytała nieco nieśmiale, gdy chłopcy zaczynali powoli się zbierać.
-Jeśli chodzi o mnie to nie ma problemu.
Dodał Rodriquez.
-Ok. To ja pójdę po zeszyt.
Weszła z mieszkania. Było puste. Zostawiła otwarte drzwi i weszła do pokoju. Wyciągnęła zeszyt cały poświęcony piłkarzom z Barcy. Każdy z nich miał osobną stronę ze zdjęciem i informacjami. Zeszyt ten robiła jeszcze w gimnazjum. Gimnazjum, które do dziś jest jej najgorszym wspomnieniem. Tylko ten zeszyt po tym okresie jej pozostał. Wszystko. Zdjęcia, numery telefonu znajomych, książki. Wszystko wyrzuciła. Nie chciała tego pamiętać. Gdy odwróciła się w stronę drzwi od pokoju, zobaczyła czterech mężczyzn.
-Przyszliśmy zobaczyć jak mieszkasz.
Powiedział Cristian.
-To ten zeszyt.
Powiedziała i wręczyła go w ręce Alby. Sama usiadła na łóżku i czekała na ich reakcje.
-Woow...
Powiedział Jordi, gdy przeglądał zeszyt.
-Sama to robiłaś?
-Tak jeszcze w gimnazjum. Do dziś go uzupełniam. Między innymi niedawno dodałam tam Twoją osobę Jordi.
Powiedziała i posłała uroczy uśmiech w stronę chłopaka.
Gdy Alba podpisywał swoje zdjęcie, reszta rozglądała się po pokoju.
-Twoim idolem jest Villa? Myślałem, że ja...
Powiedział zrezygnowany Alexis.
-Co? Chodzi Ci o koszulkę? Dostałam ją po meczu za to, że zajęłam się jego córkami. Widzicie, podpisał mi ją!
Powiedziała uradowana.
-Phi.. Też Ci mogę taką dać. Mam kilkanaście w szafie. Jutro będziesz mogła sobie wybrać.
-Trzymam Cię za słowo.
Nie długą chwilę potem chłopcy oddali zeszyt już z autografami i wyszli z mieszkania Diany.
Została sama. Ricardo przepadł, nie odzywał się cały dzień.~Może coś mu się stało?~ Przeszło jej przez myśl. Myliła się. Leżąc w cieplutkim łóżku usłyszała otwierające się drzwi.
-Disia...!
Powiedział lekko otwierając drzwi od jej pokoju.
-Śpisz?
-Nie, czekałam na Ciebie.
-Późno już. Idź spać.
-Gdzie byłeś?
-Porozmawiamy rano. Dobranoc.
-Dobranoc.
Zniknął za zamkniętymi drzwiami. Nie mogła zasnąć. Dręczyły ją myśli. Gdzie dziadek podziewał się cały dzień i czemu nie chce mi nic powiedzieć? Przyzwyczaiła się do tego, że nie mówią jej wszystkiego. Często była pomijana, niezauważalna. Głównie w szkole. Wcześniej wspominanym gimnazjum. Ale w domu też nie miała łatwo. Nie była tą ulubioną córką. Jej rodzice odkąd urodziła się ich młodsza córka Maja, jakby zapomnieli o Dianie. Maja była tą ładniejszą, mądrzejszą i słodszą córcią. Miała wszystko o co tylko poprosiła. Zawsze była ważniejsza. Nawet każdą głupią błachostką musiała wygrywać. Czy to tym, że zawsze siedziała w samochodzie na przednim siedzeniu czy, że zawsze jeździła na lepsze kolonie. Najbardziej w pamięci Diany pozostały wakacje, gdy miała czternaście lat. Maja miała dwanaście. Dziecko, pomyślałby każdy. Ale nie rodzice. Swoją ulubioną i ładniejszą córkę posłali do Włoch na kolonie jeździecką, a Diana dwa tygodnie spędziła u babci na wsi pomagając jej w pracach domowych. Nigdy tego nie wybaczyła swoim rodzicom. W tym okresie nie była pięknością. Nosiła aparat na zębach, okrągłe, duże okulary i niemodne, w ogóle nie pasujące do siebie ubrania. Sylwetkę miała idealną, ale przykrywała ją pod luźnymi swetrami. Do teraz wstydzi się swojego wyglądu. Była wyrzutkiem. Głównym powodem jej samotności był inny kolor skóry. Od zawsze miała ciemniejszą karnację od innych. Jako jedynej przyjęły się tak Hiszpańskie korzenie. Przez co nie miała koleżanek.. A z jej teraźniejszą przyjaciółką, Laurą nienawidziła się. To ona zrujnowała jej życie w gimnazjum. Laura była najbardziej lubiana w szkole. Była tą, za którą odwracali się wszyscy chłopcy w szkole. Kpiła sobie z Diany. Nie obchodziło jej to, że ona też ma uczucia. Uczucia, którym nie pozwalała ujrzeć światła dziennego. Płakała potajemnie. W samotności i ciemności. Wstydziła się tego.

***

Dopiero, gdy budzisz się sam w wielkim łóżku, zdajesz sobie sprawę, jak bardzo Ci kogoś brakuję. Jak bardzo chciałbyś mieć kogoś z kim zasypiałbyś i budziłbyś się każdej nocy i każdego dnia. Ta samotność zaczyna przytłaczać. Zaczyna rządzić Twoim życiem. Jak długo jeszcze pociągniesz?...

***

Lato to coś co tygryski lubią najbardziej!
Choć, już nie dużo go zostało nadal nie pozwalało o sobie zapomnieć. Był już drugi tydzień sierpnia, a słońce nie schodziło z nieba. Wręcz przeciwnie. Świeciło niemiłosiernie. Tak bardzo, że Alexis wraz z bratem i Dianą postanowili wybrać się nad wybrzeże.
Przez te dwa miesiące bardzo się od siebie zbliżyli. Już nie traktowali się na zasadzie gwiazda-fan, a jako najlepsi kumple. Gdy tylko lepiej się poznali, wiedzieli, że będą dla siebie ważni. Dianie z Nathanem też się polepszyło. Ale nie było między nimi czegoś niezwykłego.
-Gdzie Nathan? Ile można na niego czekać?
Spytała już znudzona Diana, siedząc w samochodzie.
-Mówił, że ma jakąś niespodziankę, czy coś...
Niespodziankę. Tak, niespodziankę... Siedząc zauważyli zbliżającego się Nathana, ale nie szedł sam. Obok niego szła skąpo ubrana brunetka.
-A ona nam po co?
 Powiedział wkurzony i zdziwiony Alexis, jak jeszcze nie doszli do auta.
-Cześć wam.
Powiedział Nathan wsiadając do samochodu. Obok niego zasiadła brunetka.
-Diana, pamiętasz to jest Gina.
-Gina, a tak. Pamiętam.
-Nathan, mogę na słówko?
Powiedział Alex i wysiadł z auta.
Nathan wiedział o co mu chodzi. Wszyscy doskonale wiedzieli, że Alex nie toleruje Giny i nie jest zadowolony ze związku brata.
-Po co ją wziąłeś?
Zaczął gdy tylko usłyszał trzask drzwi.
-Nie chciałem być sam, jak ty będziesz spędzać czas z Dianą...
-Nathan! Jedziemy we troje, nie we dwoje! Skąd Ci przyszło do głowy, że zapomnimy o Tobie?
-No nie wiem, a ostatni wypad na pizze?
-To była inna sytuacja... Wiesz co się stało.
-Wiem, ale jakoś nie wpadliście na to, żeby wziąć mnie ze sobą na stadion. Zostawiliście mnie w restauracji!
Kłócili się jeszcze dłuższą chwile.
Między czasie w samochodzie...
-Często tak się kłócą?
Nie usłyszała odpowiedzi.
-Znasz ich dłużej. Lepiej pewnie wiesz...
-Kłócą się odkąd ty tu jesteś.
Powiedziała z pogardą w głosie.
-Co proszę?
Powiedziała i aż zagotowała się wewnętrznie.
-Głucha?
Już miała ochotę rzucić się na dziewczynę. Zrobiła by to. Zrobiła by w stu procentach, gdyby nie otwierające się drzwi.
Ani Nathan, ani Alex nie odzywali się ani słowem. Jechali w milczeniu.

***

-Lubisz ją?
Spytała Diana, gdy wyciągali wszystkie torby z bagażnika. Nathan i Gina weszli już do domku przy plaży, który Alexis wypożyczył.
-Ginę? Nie. Nie będę tego ukrywał.
-To czemu pozwoliłeś jej jechać?
-Jestem tym tak samo zaskoczony jak ty. Nic nie wiedziałem.
Dom, w którym będą mieszkać przez następne kilka dni wyglądał jak z marzeń!

Piękny, dwupiętrowy z białymi ścianami i palmami wokół. Cud! W środku również. Choć do plaży jest dwadzieścia metrów, to w wielkim salonie jest basen z jaccuzi. Kuchnia z barem i łazienka z mini basenem, a nie wanną. Sześć sypialni, każda piękna i zadbana. Ściany w całym domu były białe, lub blado fioletowe, a wielkie okna dodawały uroku całemu budynkowi. Ogród był również. Z tyłu domu, była mała altanka z miejscem na grilla. Można było również skorzystać z placu zabaw. Ale najpiękniejszym ze wszystkiego był ocean. Piękna, błękitno niebieska tafla wody, która odbijała słońce sprawiała, że nie od razu chce się tu zostać. Na zawsze.
Nathan i Gina zniknęli. Może to i dobrze? Za nią i tak nikt nie przepadał...
Pokoje zostały "zaklepane".
Dochodziła trzynasta. Praktycznie samo południe, słońce świeciło niemiłosiernie, ale to nie przeszkodziło w kąpieli w morzu.
-Dianka, idziesz?
Usłyszała znajomy głos, gdy wiązała włosy w kitkę.
Alexis był już na plaży. Chciał jak najszybciej zanurzyć się w wodzie.
Po chwili już oboje pływali w morzu.
Jak dobrze jest mieć pełno kasy. Można bez problemu wynająć sobie kawałek plaży, tylko dla siebie. Tak też zrobił Sanchez. Dzięki jego pieniądzom cała czwórka mogła w spokoju wynająć, bez innych ludzi, bez paparazzich.

Plaża wynajęta przez Alexisa miała trzysta metrów długości i osiemdziesiąt szerokości. Była piękna i piaszczysta. Po prostu spełnienie marzeń.
  Pływanie w tak ciepłej i przejrzyście niebieskiej wodzie to istna rozkosz.
-Aaa!!! Alex! Puść mnie!
Krzyknęła, gdy chłopak złapał ją w biodrach i zaczął łaskotać.
-Nigdy! Teraz jesteś w szponach kapitana Sancheza! Już nigdy Cię nie wypuszczę huehueeu!
Powiedział niskim i przerażającym głosem.
Nie miała już siły się wyrywać. Ucieszyło ją to, że przestał ją łaskotać. Łaskotki miała straszne! Wystarczyło, że ktoś lekko ją połaskotał, a ona już sikała ze śmiechu.
Stanęli na przeciwko siebie. W takiej odległości, że czuła na swoim czole jego ciepły oddech, a rękami, które spoczywały na jego klatce piersiowej, mogła wyczuć bicie serca. Bała się spojrzeć w jego oczy...
-Co tam zobaczyłaś?
-Gdzie?
-No w wodzie. Cały czas masz głowę spuszczoną.
-Wydaje Ci się.
Powiedziała i odpłynęła od niego.~Co nie powiem to jest źle...~ Myślał Sanchez stojąc z założonymi rękami.
  Co ją ugryzło? Przecież jej marzenie było na wyciągnięcie ręki. Ba! Ona go dotykała! Kto normalny ucieka od marzeń? Marzenia są po to, żeby za nimi podążać i je spełniać, a nie uciekać. Alexis jest spełnieniem marzeń, a ona tak po prostu ucieka...
Za często ze sobą nie rozmawiali. Jakby bali się pogorszenia.

***

W tym samym czasie Nathan spacerował po plaży z Giną. Spędzili miłe chwile w zaciszu swojego pokoju, teraz przyszedł czas na odpoczynek na plaży.
-A ta Diana, to dziewczyna Alexisa?
Spytała podejrzliwie leżąc na leżaku.
-Nie. Nie są razem.
Odpowiedział.
-To dobrze. Nie pasują do siebie.
-A to czemu?
-Ona jest taka sztuczna i fałszywa. Za pewne kręci się wokół niego dla rozgłosu. Alexis powinien być czujny na takie dziewczyny. Zobaczycie, niedługo się na niej poznacie.
-Nie znasz jej. Nie osądzaj.
-Jesteś po jej stronie? Wierzysz jej?
Spytała oburzona i aż podniosła się z leżaka.
-Nie jestem po niczyjej stronie. Znam ją lepiej niż ty, wiem jaka jest.
-Nic nie wiesz! Jesteś nią zaślepiony! Wiesz co?! Skoro tak dobrze ją znasz, to idź do niej! Idź do tej paniusi. Zobaczysz, że woli Alexa od Ciebie!
Wykrzyczała wściekła i wstała z leżaka.
-Gina! Uspokój się!
-Tak, teraz to uspokój! Wiesz co? Zrywam z Tobą! Zapomnij, że się znaliśmy! I tak nic dla mnie nie znaczysz!
Wykrzyczała i poszła do domku przy plaży. "I tak nic dla mnie nie znaczysz" te słowa utknęły mu w głowie i trafiły prosto w serce. Nie kochał jej, ale była dla niego ważna. Nigdy by nie pomyślał, że usłyszy od kogokolwiek takie słowa. Załamał się...
Wściekła Gina poszła po swoje rzeczy. Ale nie była by sobą bez większego "halo". Znalazła w szafce ulubione spodnie Nathana. Pocięła je w najmniejsze kawałeczki i porozrzucała po łóżku. Zrobiła to samo z kilkoma innymi ciuchami. Wchodząc do pokoju zajętego przez Dianę, łza poleciała jej po policzku. ~Co ona ma, czego ja nie mam?~ Pytała samej siebie. Chciała się zemścić. W odróżnieniu od "kary" Nathana, Dianie zniszczyła wszystkie ciuchy. Wszystkie, bez wyjątku. Zadowalało ją to. Czuła satysfakcję.
Wyszła z domu. Na plaży ujrzała leżącego Alexisa i siedzącą obok niego Dianę. Przemknęła niemal nie zauważona. Zniknęła.
-A ona dokąd poszła?
Spytała Diana, kładąc się obok Alexa.
-Nie wiem, ale dobrze, że nie będę musiał dalej jej oglądać. Przyjdzie Natt, to się spytamy.

***

Przez granie w "prawda czy wyzwanie" można bardzo dobrze się poznać i również pośmiać. Alexis nigdy wcześniej nie grał w tą grę, ale po kilku wstępnym pytaniach załapał o co chodzi.
-Ok, więc moja kolej. Prawda, czy wyzwanie?
-Prawda.
Odpowiedział Alexis.
-Więc... Którego chłopaka z drużyny lubisz najbardziej, a którego nie koniecznie?
-Najbardziej szurnięty i ten z najbrzydszą paszczą to Alba. Po prostu uwielbiam tego czuba! Jest do mnie bardzo podobny, może dlatego. A jeśli chodzi o drugą część pytania, wolę zostawić Cię w niewiedzy...
-Ej! Nie ma tak! Jeśli nie odpowiesz musisz dać fanta.
-Fanta?
-Czyli coś co masz na sobie.
Alexis spojrzał na swoje ciało. Miał na sobie tylko kąpielówki, okulary i naszyjnik.
-Wisiorek może być?
-Niech Ci będzie... No, ja chcę wyzwanie!
Alexis słynął z tego, że miał oryginalne pomysły, ale tym razem przeszedł samego siebie.
-Zacznijmy od tego, czy się mnie wstydzisz? Czy Cię onieśmielam...
-Ale w jakim sensie?
-Odpowiedz.
-Nie. Raczej nie.
-Ok. A wiesz jak się medytuje?
-Medytuje?
Odpowiedziała i stanęła na równe nogi. Już chciała pokazać, gdy przerwał jej Alex.
-Masz medytować, ale nago.
-Co?!
-No, na golasa. Z cyckami na wierzchu!
Powiedział ucieszony.
-Ty jesteś nienormalny! Nie zrobię tego. Wolę dać fanta.
-Przypomnę Ci, że jeśli dasz fanta, to będziesz resztę gry siedziała bez stanika, lub majtek. A tak to tylko przez chwilę.
Posłał dziewczynie uroczy uśmiech. Już wiedział, że wygra.
-Ale nie podglądaj!

Powiedziała i podeszła do brzegu. Szybkim ruchem ręki ściągnęła strój i wypełniła zadanie.
  - Już mogę się ubrać?
Krzyknęła.
-Najpierw się odwróć!
-Wypchaj się!
Równie szybko jak się rozebrała, ubrała na siebie znów strój kąpielowy. Nieco speszona podeszła do Alexisa i usiadła obok.
-Może być?
Spytała.
-Może, ale było by lepiej, gdybyś pokazała się przodem.
-Niedoczekanie Twoje!
Powiedziała i poczuła, że robi się czerwona na twarzy. Chcąc to ukryć, położyła się na leżaku głową w poduszkę.
Mijały godziny. Diana i Alex poznawali się coraz bardziej. Nikt nie odważył się znów wziąć "wyzwania" . Diana wiedziała czego może spodziewać się po Alexisie, a Alex robił to na złość Dianie.
Około dziewiętnastej, postanowili wrócić do domku, by zjeść kolacje. Przy drzwiach spotkali Nathana. Leżał na hamaku.
Alexis wszedł do domu, by się odświeżyć i przygotować kolację.
-Cześć Natt. Gdzie cały dzień się podziewałeś?
Nie usłyszała odpowiedzi. Dobrze wiedziała, że coś się stało. Widziała smutek na twarzy Nathana.
-Widziałam Ginę... Wyjechała?
Spytała delikatnie.
-Nie chce o tym rozmawiać...
Powiedział i wszedł do domu.
-Żyj z takim, a umrzesz!
Powiedziała do siebie i poszła za chłopakiem.
Wchodząc do pokoju przeżył szok! Jego ulubione jeansy leżały rozdarte w najmniejsze kawałki! Humor pogorszył mu się jeszcze bardziej. Nie miał nawet siły posprzątać. Położył się i zasnął.
-Coś się dzieje z Nathanem...
Zaczęła Diana jedząc kolacje.
-Przejdzie mu.
-W ogóle się nim nie interesujesz! A jak coś się stało? Jak ona jest w ciąży?
-Ciąży? Czy ty się słyszysz?
-Wszystko by pasowało. On jest załamany, ona uciekła... Mówię Ci, będziesz wujkiem!
-Przecież Nathan nie... Ej, nie strasz mnie!
Powiedział przerażony i wstał od stołu.
-Tylko mówię co widzę...
Zjedli kolacje i razem usiedli przed telewizorem. Włączyli jakąś włoską telenowele. Jak w ogóle można to oglądać?
-Wiesz, mam za niedługo urodziny.
Zaczęła Diana.
-Tak? Szykuje się niezła impreza?
-Nie. Dziadek nawet nie wie kiedy one są... Także...
-A którego masz?
-22. Za tydzień.
Posłał dziewczynie szatański uśmiech i nic więcej nie powiedział.
Siedzieli i rozmawiali jeszcze dłuższą chwile. Aż zobaczyli, że wybiła 23. Postanowili się rozejść.
-Dobranoc.
Powiedziała Diana, otwierając drzwi od pokoju.
-AAAAAAAAAAA!!!!
Wrzasnęła, gdy otworzyła drzwi.
-Co się stało? Kto umarł?
Wleciał do pokoju Alexis, z widelcem w ręku. Musiał naprawdę się przestraszyć. Minę miał zabójczo śmieszną.
-Moje ciuchy... Wszystkie! One! Aaaaw.... Zabiję! Zabiję!
Krzyczała Diana i rozrzucała kawałki ciuchów.
-Po co sobie zepsułaś ubrania?
Spytał Alex. On już nic nie kontaktował.
-Alex!
Wrzasnęła.
-Idź lepiej spać.

***

-Diana nie schodzi na śniadanie?
Spytał Nathan. Polepszyło mu się od wczoraj. Jakby kompletnie zapomniał o Ginie. Przepłakał jedną noc, a dziś może już wyrywać kolejną dziewczynę.
-Nie wiem. Wczoraj rozdarła sobie ubrania. Może nie ma się w co ubrać.
-To ona je rozdarła?
-A ty skąd wiesz? Chyba tak, bo kto?
-To Gina. Moje też podarła. Serialnie jesteś tak głupi, że myślałeś, że sama sobie zepsuła ubrania?
-Ej! Nie jestem głupi!
-Jesteś, jesteś.
Już Alexis chciał zagiąć brata ciętą ripostą, ale głos Diany z góry zaprzepaścił jego marzenia.
-Chłopaki!?
Usłyszeli z góry. Im oczom ukazała się stojąca w samym ręczniku Diana.
-Dzień doberek!
Powiedział na przywitanie Alex.
-Cześć. Pożyczycie mi jakąś bluzkę? Bo ja tak jakby nie mam...
Nie minęła chwila, jak Alexis wyciągnął z torby koszulę.
Diana w porównaniu do Alexisa to kruszynka. On, umięśniony, ona chudzinka. W jego koszuli wyglądała jak w worku. Ale Diana to bardzo pomysłowa dziewczyna.  Z koszuli, zrobiła sukienkę.

Kiedyś ktoś powiedział, że kobieta z niczego potrafi zrobić trzy rzeczy. Ciasto, sałatkę i awanturę. Teraz do tego stwierdzenia dochodzi czwarta rzecz- sukienka.

***

Te cztery dni nad morzem minęły w mgnieniu oka. Nim ktokolwiek się spostrzegł Alexis i Nathan trenowali z kolegami Barcy, a Diana pomagała Davidowi w pilnowaniu dzieci. Ah, ten Villa. Narobił sobie dzieciaków, a teraz nie ma kto się nimi zajmować. A jeszcze trzecie w drodze...
Olaya to bardzo grzeczna dziewczynka. Przywiązuje się do ludzi jak mało jakie dziecko, a Dianę wręcz pokochała. Zaida była całkiem inna. Nie ufna, nieśmiała. Czegóż to dziecko musiało doświadczyć, że jest takie "dzikie" wobec innych ludzi.?

***

W czwartek, jak każdy czwartek drużyna Barcy, z drużyną B miała wspólny trening. Takie treningi były bardzo pomocne. Dużo dawały.
Diana cały trening przesiedziała z dziewczynkami na stadionie.
-Djaana, a ty jesteś źioną Ajeksisia?
-Żoną? Nie, ja jestem jego koleżanką.
-Ale tata nie pozwoliłby nas pilnować obcej osobie.
Powiedziała Zaida, która nareszcie się ożywiła.
-Ale ja nie jestem obca. Już długo znam waszego tatę i Alexisa..
-Tate Vijje!
Krzyknęła Olaya.
-Tak. Vijje. Właśnie. Chodźcie, już pewnie się przebrali.
Poszły do szatni. Ku ich zdziwieniu nikogo nie było. Szatnia była puściutka. Tak samo z murawą. Widać było tylko kilku ludzi zbierających ręczniki.
Dzieci już tak mają, że nie można spuszczać ich z wzroku. Nim Diana się spostrzegła, Olaya i Zaida już biegały za piłką. Nie ma co się dziwić. Miały to we krwi.

David to wspaniały piłkarz. Nie jest typem mięśniaka, który myśli, że jest nie wiadomo kim(tzw. CR7). On nie musiał uczyć się grać, on ma do tego talent. Napastnik kompletny, posiadający instynkt strzelecki, mocne uderzenie z obu nóg oraz szybkość. Jego atutem jest także, mimo stosunkowo niskiego wzrostu, gra w powietrzu oraz wyszkolenie techniczne, które jak sam stwierdził, wypracował w czasie gry w piłkę halową, którą to trenował podczas pobytu w Langreo.
Nie czekała długo i podbiegła do panien Villa.
-Zaida, Zaida i goool!
Zaczęła krzyczeć na cały głos, gdy Zaida strzeliła na pusta bramkę. Nie czekając długo podbiegła do dziewczynki i podniosła ją na ręce.
-Brawo! Grasz tak dobrze jak Twój tata.
-Tak? Tata mówi, że też mogę być piłkarzem..
-Możesz być kimkolwiek tylko zechcesz.
Odstawiła małą i poszły po Olayę.
Siedząc na ławce rezerwowych i patrząc jak pociechy Davida zajadającymi się bułkami, usłyszała dźwięk dzwoniącego telefonu. Na wyświetlaczu miała nieznany numer. Zazwyczaj nie odbiera takich telefonów, ale cóż...
-Halo?
Powiedziała niepewnie.
-...
-O, David. No właśnie zadaję sobie to samo pytanie. Ja jestem na boisku. Siedzę z dziewczynami na ławce.
-...
-Dobrze. Już idziemy.
Powiedziała i odłożyła telefon.
-Chodźcie do taty.
Powiedziała i wzięła Olayę na ręce. Weszły do szatni, tak jak kazał David. Był tam on, Alexis, Casc, którego nie miała okazji poznać wcześniej i Messi.
-Tatuś!
Powiedziała Zaida i przytuliła się do nóg ojca.
-Dziękuję Diana.
-Nie ma sprawy. Alexis, jedziesz do domu?
Spytała niepewnie.
-To ty, znaczy, wy? Wy mieszkacie razem? Alexis się nie chwalił, że ma taką ładną dziewczynę.
-Nie jesteśmy razem.
Wytłumaczyła od razu Diana.
-To sąsiadka.
Dorzucił Alexis.
-Taak, sąsiadka.
Zaśmiał się Messi.
-Śiąsiaćka. Śiąsiaćka Djaana.
Powiedziała Olaya, po której słowach wszyscy zaczęli się śmiać.
Korzystając z zamieszania, Alexis podszedł do Diany.
-W samochodzie powinien być już Nathan. Ja zaraz przyjdę.
Wyszła.
-Chodź tu do mnie skarbie!
Powiedział Alexis biorąc Olayę na ręce.
-Jak się dobrze spiszesz, sam będziesz mieć takie.
Dorzucił żartobliwie Messi.
-Leo! Ty lepiej sam idź do swego pierworodnego. O ile jest Twój!
Powiedział śmiejąc się Sanchez.
-Mówił Ci już ktoś, że jesteś głupi?
-Żeby to raz.
Wszyscy pożegnali się z najlepszym piłkarzem świata.
-Ale tak serio Alex, to nic Cię z nią nie łączy?
Zaczął Cesc zapinający spodnie.
-Nie. Na razie nie.
Zaśmiał się Alex.
-Lepiej bierz się za nią. Widziałem jak twój brat się na nią patrzy...
-Nathan?
-No chyba masz jednego brata.
-Wydawało Ci się.
Nie wydawało...
We troje, wraz z dziećmi podeszli do samochodu Villi. Pożegnanie nie trwało długo, gorzej ze sprzeczkami. Oj, oni mogli by cały dzień i noc kłócić się...
-A, Nathan... Jak tam z tobą i Giną? Dawno jej nie widziałam u Ciebie... W ogóle, tak uciekła...
-Gina to już przeszłość. Była chorobliwie zazdrosna i wymyślała coś, czego nie było.
-Na przykład? O co poszło?
-Nie o co, tylko o kogo. O Ciebie. Wymyśliła sobie, że ją z Tobą zdradzam.
-Co?
Powiedziała zaskoczona opierając głowę o fotel.
-Przecież...
-Wiem. Ale trudno. Sama to zaczęła. Ja jej zatrzymywać nie będę.
-Jak chcesz...
-Nie! Nie idź do niej! Dobrze się stało. Naprawdę.
~Dziwne... Najpierw pogadać z nim nie można, a teraz spływa to po nim...~
Nie minęła chwila, gdy do samochodu wszedł Alexis. Ale nie był sam. Obok Diany usiadł Cesc.
-My się chyba jeszcze nie znamy. Jestem Cesc.
Powiedział podając rękę dziewczynie.
-Diana.
Alexis zaproponował podwózkę Cescowi, któremu właśnie popsuł się samochód.
Dom Fabsa jest w dzielnicy, w której aż roi się od piłkarzy. Kilka domów dalej mieszka Pique z rodziną, kawałek dalej Iniesta, Puyol i jeszcze David. Jak ja bym chciała mieć takich sąsiadów!
-Może wejdziecie?
Spytał Fabs.
Wszyscy popatrzyli się na Dianę. Jakby to od niej zależało.
-Jak dla mnie możemy iść...
Powiedziała niepewnie.
-To wy idźcie, ja jadę do domu.
Dopowiedział Nathan.
We troje weszli do dużego, dwu piętrowego domu. Nathan już zniknął zabierając samochód.
-Jest Daniella?
Spytał Alexis, który wszedł do domu jakby był u siebie.
-Chyba nie ma. Daniell!! Dzieciaki!!
Krzyknął Cesc, gdy odłożył torbę.
-Napijecie się czegoś?
Powiedział. Nie usłyszał odpowiedzi, tylko zauważył nalewającego do trzech szklanek soku Alexisa.
-No co? Mam dwie ręce...
-Masz dzieci?
Spytała Diana chodząc za Cescem, który pokazywał jej dom.
-Biologicznie nie moje. Ale już niedługo.
-Będziesz tatą?
Powiedziała ucieszona. Prawdziwe "baby boom" w Barcelonie. Pinto, Valdes, Messi, Pique, Pedro i Cesc. Sami tatusiowie.
Usiedli wspólnie na tarasie. Widok był bardzo ładny. Basen, fontanna, huśtawki. Raj nie dom.
Siedzieli i popijali sok przez kilkanaście minut, gdy otworzyły się drzwi.
-Jesteśmy!
Krzyknęła Daniella wchodząc do domu.
-Jestem na tarasie.
Im oczom ukazała się starsza brunetka i dwoje dzieci. Dziewczynka i chłopiec. Ich matka nie wyglądała na zadowoloną gdy ujrzała Alexisa i  tą "przybłędę" jak ją później nazwała.
-Cześć Daniells.
Powiedział Alex na przywitanie.
-Cześć? Co wy tu robicie?
Powiedziała niemiłym tonem.
-Ja, my przepr...
-A ty przybłędo się nie odzywaj nieproszona. Cesc wyproś gości.
Powiedziała i poszła do swojego pokoju zabierając dzieci.
-Przepraszam was za nią... Nie wiem co się stało...
Powiedział odprowadzając przyjaciół do drzwi.
-Nic się nie stało. Po prostu następnym razem spotkamy się u mnie!
Powiedział uradowany Alex.
Już chciał wsiadać do samochodu, gdy przypomniał sobie, że Nathan nim pojechał...
-No świetnie. Przecież nie pojadę autobusem!
-Czemu nie?
Spytała Diana, gdy Cesc zniknął za drzwiami.
-Przecież jestem Sanchez. Wszyscy mnie kochają.
-Tak...
-Chodźmy do Davida. Ma u ciebie dług, więc nas podwiezie.
Minęło kilka minut, nim stanęli przed furtką do domu Villi.
-Tak?
Usłyszeli głos dochodzący z domofonu.
-Patricia? Tu Alexis. Jest David? W ogóle, możemy wejść?
-Oczywiście, wchodź.
David miał mniejszy dom niż Fabs. Nie był typem, który musi mieć najlepsze rzeczy materialne. Dla niego ważna była rodzina.
-Patti!
Powiedział Alex i przytulił kobietę.
-To jest Diana.
-Dzień dobry.
-Witaj kochana. Witaj.
Powiedziała i zaczęła całować na przywitanie dziewczynę.
-David jest na dworze z dziewczynkami. Idźcie do niego. Ja robię właśnie obiad.
-Djaana! Djaana!
Krzyknęła Olaya i podbiegła do Diany.
-Siemasz David! To znów my. Słuchaj, jest sprawa.
Gdy Alexis użalał się jaka to jest, a jaka to nie jest Daniella. Diana wraz z dziewczynami budowała zamki z piasku.
-Oczywiście, że was zawiozę. Dajcie mi tylko chwilę.
Zniknął za szklanymi drzwiami.
-Ooobiaad!!
Krzyknęła Patricia podając jedzenie do stołu.
Małe Villątka podbiegły niczym rasowy napastnik.
- Alexis, Daria! Chodźcie zjeść.
-Jestem Diana.
Powiedziała podchodząc do stołu.
-O, tak przepraszam.
-Maamo, to jest Djaana, nie Dajija... To juś nawet ja wjem...
-Przepraszam skarbie. No chodźcie jeść.
-Nie, dziękujemy. My właśnie wychodzimy.
-A ja się skuszę.
Diana robiła wszystko by już wrócić do domu, a temu zachciało się jeść. Oczywiście zanim zjadł, wybawił się z dziećmi i pożegnał z Patricią, minęły dobre dwie godziny. Wreszcie, około siedemnastej byli w domu.

***

-Tu masz ich numery. Ja jutro załatwię wszystko co jest potrzebne, a ty zaproś wszystkich. Tylko rób to tak, żeby się nie dowiedziała. Powiedz Nathanowi, żeby ją gdzieś zabrał, czy coś...
-Na dwa dni?
-Tak. Żeby niczego się nie dowiedziała...
-Ok. Do widzenia.
-Jutro o dziesiątej przy moim samochodzie.
Powiedział na pożegnanie.

***

-Dobra, zabiorę ją. Ale gdzie?
-No nie wiem... Może nad morze?
-Nie... Ile można w wodzie siedzieć?
-To gdzie?
Powtórzył Nathan.
-Możesz zabrać ją w góry...
-Ok. Żeby to wypaliło.
-Dobra, dzwonie do tych jej przyjaciół.

***

-Cześć. Z tej strony Alexis.
-...
-No Sanchez. Ale proszę, nie piszcz.
 Powiedział do słuchawki ze swoim uroczym uśmiechem. Dobrze wiedział, że jest popularny, że jego nazwisko jest znane, ale nie lubił się tym chwalić. W głębi serca nadal był tym nieśmiałym, cichym i spokojnym chłopcem z Tocopilli.
-...
-Miło. Słuchaj. Jest sprawa.
Rozmawiali o omawiali szczegóły przez blisko 30 minut.
-...
-Dobra. To do zobaczenia.

***

Fajnie jest mieć przy sobie osobę, która chce dla nas jak najlepiej. Chce byśmy byli szczęśliwi. Osoba, której nic nie musisz mówić, a ona i tak wie, co powinna zrobić. Taką osobą jest przyjaciel. Posiadanie przyjaciela sprawia, że życie nabiera barw i my, jesteśmy po prostu weselsi, szczęśliwsi. Ktoś kiedyś powiedział- kto nie ma przyjaciela, nie żyje...

__________*__________

Nie byłabym sobą, gdybym nie wstawiła kilku zdjęć ze wczorajszej fety. A oto one:





















A to moje ulubione ;)
Sanchi, Fabsiu i Leo <3















Mes que un club!