czwartek, 16 maja 2013

7. Ona jest bardziej nienormalna niż myślałem!

Urodziny to wspaniały dzień dla każdego. Każdy chciałby by był on najwspanialszym, być obsypywanym prezentami i miłymi słowami. A najgorsze, co może zdarzyć się w urodziny to bycie samotnym. Nie moc podzielenia się tą wiadomością z kimkolwiek...
Przebudziła się z myślą~Ale ja jestem stara...~ Typowe.
Leniwie podniosła się z łóżka. Kiedyś, jak była nastolatką, obmyśliła plan na dwudzieste urodziny. Miała swój dwudziestoletni ideał. Praktycznie nic się z niego nie sprawdziło. Chciała być niezależna i podróżować po świecie. To po części jej się udało. Chciał mieć chłopaka, takiego na zawsze i dobrą pracę. Ależ to życie bywa niesprawiedliwe...
Wychodząc z pokoju, zobaczyła kartkę na półce. Widniał na niej napis "Wyszedłem umyć samochód. Śniadanie masz na stole, Nathan." Liczyła jeszcze na napis "Wszystkiego najlepszego!", ale to było najwidoczniej ponad jego siły... Idąc korytarzem przeżyła szok! Wielki bukiet róż leżał na podłodze i aż uśmiechał się do niej.

Uwielbiała kwiaty, zresztą prawie jak każda kobieta. A fakt, że Nathan pamiętał o jej urodzinach wprowadził ją w fantastyczny nastrój. Od razu chciała go odnaleźć. Ale nie było to takie łatwe. Na podwórku go nie było.
Zjadła śniadanie i doprowadziła się do lepszego wyglądu.

***

-Wróciłem.
Usłyszała głos gdy pakowała swoje rzeczy do plecaka.
-Cześć.
Powiedział opierając się o futrynę.
-Skąd wiedziałeś, że mam urodziny? Przecież Ci nie mówiłam...
-Nie musiałaś. Jestem wszechmogący. Podobał się?
-Czy się podobał? Bardzo!
Powiedziała i przytuliła się do chłopaka.
-Moja stara dupa.
 -Dziękuję Ci głupku.

***

-Fabs, zrobiłeś tego torta?
-...
-Dobra, to dawaj na trening. Zrobimy od razu ten prezent...
-...
-Głupi? Przecież jak z nim przyjdziesz, to chłopaki go zjedzą. Zostaw go w domu, później podjedziemy.
-...
Alexis jak chce, to potrafi być dokładny i sumienny. Tak wkręcił się w urządzanie przyjęcia, że chyba zmieni fach. Od dziś będzie urządzał imprezy.
Ricardo od rana był w domu Jordiego i nadzorował prace w kuchni. Przecież przyjęcie bez przekąsek, to nie to samo. Nie wspominając już o napojach alkoholowych.
Dobrze się stało, że w dzień urodzin Diany jest trening. Mogą w spokoju zrobić prezent dla niej.
A nie był to byle jaki prezent kupiony w pierwszym lepszym sklepie. Chłopcy z drużyny zrobili go własnoręcznie.
Każdy, bez wyjątku zrobił sobie zdjęcie i podpisał je. Również wpisał się do zeszytu, który Alexis delikatnie wykradł z szuflady Diany. Ponad to, Alexis zarządził zrobienie wielkiej antyramy ze zdjęciami. Znalazły się na niej zdjęcia z sesji, inne zdjęcia piłkarzy i Diany a dodatkowo zdjęcia Rica i Laury z Filipem.
-Alexis, masz ty jakiś młotek?
Spytał Jordi próbujący przybić antyramę do ściany.
-Odsuń się. Zrób miejsce fachowcowi.
Powiedział i dumnym krokiem odebrał przyjacielowi szklaną rzecz.
Trzeba przyznać, że przybicie tego do ściany mu wyszło. Zdjęcia wyglądały wspaniale.
-Tak. Mam ten talent.
Mówił drapiąc się po brodzie.
-Ty? Nie rozśmieszaj mnie. Dobra, idę do domu. Ty doprowadź się do porządku, bo jeszcze śmierdzisz po treningu.
-Ja?! Ja śmierdzę?! Śmieszny jesteś! Lepiej już idź, bo jak na Ciebie patrzę, to wymiotować mi się chce.
-Nara debilu.
-Spadaj kretynie.
Tak. Tak zazwyczaj się do siebie odzywali. Ale takie wyzwiska upewniały ich tylko w tym, że są przyjaciółmi. Byli. Najlepszymi przyjaciółmi.


***

-Nathan! Jak długo mam na Ciebie czekać?
Krzyknęła siedząc w samochodzie.
-Tak. Już jedziemy...
-...
-Nie. Niczego się nie domyśla...
-...
-Do nas? A nie lepiej od razu do Jordiego?
-...
-No dobra.
-...
-Dobrze. Będziemy za jakieś półtorej godziny.
Odłożył telefon i podszedł do samochodu.
-No chyba nie!
Powiedział, gdy ujrzał siedzącą za kierownicą Dianę.

-Nie będziesz prowadziła. Ty w ogóle to potrafisz?
-Oczywiście, że potrafię. Proszę, pozwól mi...
 -Ty chcesz nas pozabijać w dzień swoich urodzin? Przesiadaj się obok.
Powiedział stanowczo.
-Dobra. Ale wiedz, że popsułeś humor jubilatce!
Krzyknęła i z udawanym fochem usiadła na miejscu pasażera.
Droga do domu trwała mniej więcej tyle ile powiedział Nathan. Przed godziną siedemnastą byli już pod drzwiami mieszkania. Diana poszła do siebie, a Nathan do siebie.
-O, Disiu! Wróciłaś.
Krzyknął na powitanie Ricardo, który właśnie przyrządzał kolacje.
-Cześć dziadku. Co gotujesz?
-Nic specjalnego. Chcesz zjeść?
-Nie. Dziękuję.
-O matko katalońska! Prawie bym zapomniał!
Powiedział uniesionym głosem i podbiegł do pokoju. Wrócił po chwili z małym pudełkiem.
-Wszystkiego najlepszego dziecko moje.
-Dziadku, pamiętałeś...
Powiedziała i rzuciła się w objęcia dziadka.
Błękitne jak niebo pudełko skrywało prawdziwy skarb. W środku włożone były srebrne kolczyki. Takie, jakie Diana przeglądała kilka dni temu na wystawie.
-Są śliczne. Dziękuję.
W tym samym czasie Nathan jadł kolacje wraz z bratem.
-Jak ją tam zabierzemy?
Zaczął młodszy.
-No szybko. Coś tam wymyśle na poczekaniu i jakoś pójdzie.
-Ale przecież zobaczy, że jesteśmy inaczej ubrani... Bo chyba nie pójdziesz tak, jak wyglądasz teraz.
Alex spojrzał po sobie. Wyglądał mniej więcej tak: szare, za duże dresowe spodnie, zielona koszulka i rozczochrane włosy.
-No przecież nie wyglądam źle...
W tym samym momencie u Nevárezów...
-Było pyszne dziadku. Dziękuję.
Wchodząc do swojego pokoju niemal nie zemdlała. Wielka, kolorowa antyrama ze zdjęciami wisiała nad jej biurkiem. Nie mogła się nadziwić. Byli tam wszyscy najważniejsi dla niej ludzie. Dziadek, Laura, Filip, Alexis i cała reszta z Barcy.
-Dziadku? Czy to...
-Nie. Idź do nich.
Ricardo jakby czytał w jej myślach. Nie musiała nic mówić, a on i tak wiedział o co chodzi...
Do mieszkania Sanchezów weszła jak do siebie. Zamykając za sobą drzwi ujrzała zdziwionych Alexisa i Nathana.
-Mówiłem, że przyjdzie.
Powiedział zadowolony Alex.
-Kto to zrobił?
Spytała. Odpowiedzi nie usłyszała, tylko ujrzała uśmiech na twarzy Alexisa.
-Awr, dziękuję Ci głupku!
Powiedziała i przytuliła sąsiada.
-Pamiętałeś...
Zaczęła.
-Jakbym mógł nie pamiętać. W końcu jestem Sanchez.
-Tak. Ale jakby nie było, to nie chodzi się po czyimś mieszkaniu. A w dodatku jak jeszcze nie ma właściciela...
Powiedziała nieco złym tonem głosu...
-Ale Diana...
Powiedział i zrobił minkę słodkiego szczeniaczka.

Był w tym naprawdę dobry. Jedno takie spojrzenie i wszystkim kobietom miękły nogi...
-Dobra, już się nie gniewam. Ale obiecaj, że co roku będziesz mi robił takie prezenty.
-Ba! Będą jeszcze lepsze...
-Dobra Diana. Jest sprawa.
Zaczął Nathan.
-Tak?
-Bo jedziemy dziś na impreze. Do Jordiego. I jest problem z kierowcą...
-Przecież mówiłeś, że nie umiem jeździć...
~Boże, co za idiota~ Pomyślał Alexis chowając twarz w dłonie.
-Nie o to mi chodziło...
Nieudolnie, ale próbował się wykręcić...
-I co? Wy pojedziecie się bawić, a ja moje urodziny spędzę sama przed telewizorem? I jeszcze mam was wozić? Dobre, dobre...
-Możesz jechać z nami.
Dorzucił.
-Dzięki, nie będę się wpraszała...
-Wszystko żeś zepsuł!
Powiedział do brata Alexis, gdy Diana kierowała się do wyjścia.
-Dianuś, czekaj. Jemu nie o to chodziło. Zresztą wiesz, on jest niedorozwinięty i nie wie o wszystkim. Jordi Ciebie też zapraszał.
-Serio?
Spytała z nadzieją w oczach Diana.
-Tak. Jak chcesz to zadzwoń do niego.
-No dobra.
Wzięła telefon od Alexisa i wykręciła numer do Alby.
-Halo? Jordi? Z tej strony Diana. Słuchaj. Chłopcy się sprzeczaj, bo nie wiedzą kiedy ty robisz tą imprezę... Chcieli się spytać kiedy dokładnie ona jest i kto jest zaproszony. A wiesz jacy oni są, sami nie zadzwonią.
Jakby się zmówili. Alexis, Nathan i Jordi aż sikali ze śmiechu, ale ten ostatni nie dał tego po sobie poznać.
-...
-Dobrze, powiem im. Będziemy około dwudziestej.
-...
Odłożyła telefon i usiadła obok chłopaków, którzy doprowadzali się do normalności...
-Już. Faktycznie. Przepraszam.
-Spokojnie... Dobra. To teraz idź się jakoś ładnie ubrać i w ogóle i niedługo wychodzimy.
-Ok.
Zniknęła ucieszona za jasnymi drzwiami.
-Ty, stary! Co to było?!
-Ona jest bardziej nienormalna niż myślałem!
Tak. Przez następne dwadzieścia minut Diana była obiektem drwin.
Alexis to facet, który musi mieć wszystko na swoim miejscu. Szczególnie, jeśli gdzieś wychodzi. Nawet jeśli zarost nie zdążył odrosnąć on i tak go goli...

Trzeba przyznać. Wygląda zabójczo w samym ręczniku i z pianką na twarzy. Następnie idealny strój, fryzura i dodatki. Ledwo zdążył zapiąć zamek od spodni, a już słyszał głos Diany i Nathana dochodzący z korytarza.
-Ile on może siedzieć w łazience?
Spytała zniecierpliwiona Diana.
-Oj długo. Dziś to i tak się pośpieszył.
-Nareszcie!
Krzyknęła widząc wychodzącego z mieszkania Alexisa.
-Ładnie?
-Ładnie, ale strasznie długo.
Mówiła wsiadając do samochodu.
-Ale taki wygląd potrzebuje czasu. To nie jest tak hop siup!

***

-Dobra, chłopaki. Oni zaraz tutaj będą. Pamiętacie co mówił Alexis?
-Tak, ale nie teraz.
-Czy ja Ci by nie przeszkadzam?
-No właśnie tak.
Wtrącił się Song.
 -Co wy właściwie robicie?
spytał Jordi.
-No... Robimy kanapeczki.
Powiedział Thiago.
-Kurde! Chłopaki! Oni zaraz tu będą!
-Dobra, tejken izi, tejken izi...
Powtórzył Bartra.
Jordi biegał od kąta do kąta, sprawdzając czy wszystko jest na swoim miejscu. Oj, nie było. Gerard obściskiwał się w łazience z Shakirą, Fabregas cały czas rozmawiał przez telefon z Daniellą o tym czyja kolej jest mycia naczyń, a Puyol wraz z Iniestą zajęli się smażeniem kiełbasek i skrzydełek. Pachniało wybornie!
Jakby tego było mało, nasi napastnicy, postanowili zabawić się w żąglerów. Podrzucali do góry wszystko co zdołali wziąć w ręce. Pedro, przez przypadek zaczął żąglować swoją komórką. A, że nie szło mu to najlepiej, wylądowała ona w szklance z sokiem.
Cały ten cyrk przerwał Dani Alves, który tego wieczora postanowił być szpiegiem. Był ubrany w czarny kombinezon, a maska, którą miał na twarzy, kompletnie przysłaniała mu pole widzenia.
-Przyjechali! Już tutaj są!

Wrzasnął, jakby co najmniej zobaczył Beyonce w bieliźnie.
 -Szybko! Wszyscy tak jak mówiłem!
Powiedział Jordi.
Gdy do salonu weszli kolejno Diana, Nathan i Alexis, wszystko wyglądało jak zwyczajna domówka. No, może po za biegającymi z bandażami Cristianem i Valdesem, którzy chcieli zrobić mumię z Iniesty.
-Cześć wam!
Powiedział na przywitanie Alexis. Wszyscy chóralnie mu odpowiedzieli. Przez pierwsze trzydzieści minut, nic się nie działo. Wszyscy zachowywali się normalnie. O ile to słowo można użyć w stosunku do Barcelonistas...
-Dobra, Cesc. Dawaj to swoje dzieło.
Powiedział Alexis.
Cóż to było za szczęście! Matko Katalońska jak on się ucieszył! Jak najszybciej pobiegł do kuchni i na wózek wpakował tort.
 Nagle w salonie zrobiło się ciemno(dzięki szpiegowi, który zgasił światło) i cicho. Wszyscy wiedzieli o co chodzi, tylko nie Diana. Muzyka została ściszona, a zza ściany było słychać śpiew Fabregasa. Oj, głosu to on nie miał...
W tym momnecie zza roku wyszedł Fabs z tortem. Wszyscy, jakby się umówili, zaczęli robić zdjęcia. Diana, widząc podjeżdżający tort niemal się nie rozpłakała.
-Alex, to... Jak? Ale...
Zaczęła się jąkać mówiąc do Alexisa.
-Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki.
Tak tez zrobiła. Pewnie chcielibyście wiedzieć o czym pomyślała? Ale przecież życzeń się nie mówi, bo się nie spełnią...
-Wszystkiego najlepszego Dianuś!
Jako pierwszy życzenia złożył Pan Szpieg. On wszędzie musiał być pierwszy. Przez długie dwadzieścia minut była obściskiwana i całowana przez piłkarzy. Przyszła pora na tort. Oczywiście szef kuchni Fabregas pierwszy dorwał się do noża. Sobie ukroił największy kawałek, bo przecież on go zrobił.

***

Maszyna do robienia baniek to był strzał w dziesiątkę. Niby zwykłe bańki, a potrafią sprawić taką przyjemność.
 Alkohol i dobra zabawa potrafią uderzyć do głowy. Przykładem tego byli Gerard i Shakira. Leżeli już prawie nadzy i kompletnie pijani na trawie, tuż obok basenu.
-Shakira, ja chce mieć dziecko...
Zaczął mamroczyć Pique.
-To bierz się do roboty!
Powiedziała i przyssała się do obrońcy.
Widząc całą scenę Pedro, postanowił się przyłączył. Położył się na Shakirze i zrobił tak zwaną "kanapkę".
-Pedro! Złaź z nas!
Krzyknął wściekły Pique, który już miał nadzieję na bycie ojcem.
-Ale ja jestem taki samotny... Mogę się przyłączyć?
-Pedro! Ja tutaj się duszę!
Powiedziała cichym głosem Isabel, po czym sturlała się z ciała Pique.
W tym samym czasie, gdzieś u Alby w domy, odbywał się konkurs na jak najdłuższe powiedzenia słowa "gol".
-Zobaczycie, wygram.
Chwalił się Alexis. Jego gol trwało jakieś trzynaście sekund. Mistrzem w tej dyscyplinie okazał się nie kto inny jak kapitan. Powalił wszystkich na kolana krzycząc ponad dwadzieścia sekund.
-Łał, Carlos. Niezłe masz gardziołko!
Powiedział zdziwiony Xavi.
-Trenowało się. Na was. Zawsze muszę na was krzyczeć.

***

-I jak Ci się podoba?
-Wiedziałeś o wszystkim?
-Byłem współpomysłodawcą tego przedsięwzięcia.

Powiedział dumny Nathan.
-Dziękuję Ci. Dziękuję wszystkim.
Dorzuciła.
-Ale podoba Ci się?
-Czy mi się podoba? Tu jest idealnie!
-Cieszę się, że Ci się podoba.
 Po tych słowach czule pocałowała chłopaka w policzek. Coś zaiskrzyło. Może będzie to coś poważnego? A może jutro o wszystkim zapomną?

***

-Diana. Mamy dla Ciebie jeszcze dwie niespodzianki.
Powiedział Alexis.
-Połowę z pierwszej już widziałaś u siebie w pokoju. Tu jest część druga.
Powiedział i wręczył dziewczynie uzupełniony zeszyt i resztę zdjęć i kilka koszulek. Dziewczyna odwdzięczyła się czułym pocałunkiem w policzek.
-A druga, czeka za drzwiami.
-Gdzie?
-No idź, otwórz drzwi.
~Czy on mi kupił samochód?~ Myślała otwierając drzwi.
-AAAA!!!
Wrzasnęła jak opętana. Za drzwiami ujrzała stojących Laurę i Filipa!
-Diana! Czemu się drzesz?!
Krzyknęła Laura.
-Co wy tu robicie?
Powiedziała i rzuciła się w objęcia przyjaciół.
-My byśmy na Twoje urodziny nie przyszli? Taka impreza miała by nas ominąć?
-Jezu, jak ja was kocham!
Po tych słowach razem weszli do domu.
-Co tak późno jesteście? Przecież już północ dochodzi...
-Laurze zachciało się kupić kilka ciuchów...
-Nie prawda! To ty poszedłeś za jakimiś Hiszpankami...
~Wróciło...~ Pomyślała z uśmiechem na twarzy.

***

Tańcząca w samej bieliźnie Laura to najmniejszy problem. Zachciało jej się urządzić stripteez. A gromada piłkarzy wlepiała w nią ślepia jak w obrazek. Gerard i Shakira stwierdzili, że w takich warunkach nigdy nie doczekają się potomka i wrócili do domu wtaczać swój plan w życie. Alexis i kilku innych piłkarzy pływało w basenie. Na golasa(!) Stwierdzili, że nie mają się czego wstydzić, a wręcz przeciwnie. Niech inni podziwiają ich ciałka. Cesc już dawno wrócił do domu, bo przecież Daniella sama nie będzie zasypiała. A Busquets z Thiago i Villą postanowili tańczyć dzikie tańce... Widzisz i nie grzmisz?
 -Nathan, widziałeś Filipa?
Spytała się Diana, gdy tylko dopchała się do Nathana, który stał tuż przy nogach tańczącej Laury.
-Nie, znaczy tak. Ale nie. Może jutro.
-Co?!
Co on wygaduje? Może jutro? Temu panu podziękujemy.
Szukała Filipa przez dobre dwadzieścia minut. Przecież nie mógł się rozpłynąć...
-Alexis, zabierz mi z przed nosa tę dupę!
Wrzasnął Tello, który leżał na materacu.
-Czekaj, muszę się podrapać... Ty się nigdy nie drapiesz po dupie?
Spytał oburzony.
-Owszem, ale nie przy ludziach!
Krzyknął.

***

O godzinie 5:42 zapanowała kompletna cisza... Słychać było tylko pluskanie wody w basenie i włączony telewizor. Dobra, chrapanie Puyola przekraczało wszystko. Jak można tak głośno chrapać?
Jakby ktoś teraz wszedł do tego domu, przeżyłby zawał serca. Tuż przy drzwiach wejściowych spał Alves z jakimiś pluszakami, na kanapie leżeli Bartra i Adriano. W kuchni został się Puyol. Jeszcze z widelcem w ręku, a w basenie nadal był Alexis, Tello, Pedro i Valdes. Jordi? Jordi? Gdzie jest Jordi? Aa tu jest! Jordi położył się spać do własnego łóżka. Razem z Laurą, Xavim i dziewczyną Xaviego. Gdzie by się nie spojrzało, można było ujrzeć pijanego człowieka.
O godzinie jedenastej powoli zaczęli ożywać.
-Gdzie ja mam do cholery majtki!
Wykrzyczał Alexis, gdy zorientował się, że jest kompletnie nagi.
-Ty, piękna, nie krzycz tak. Ja na jakiś spałem...
Powiedział zaspanym głosem Pedro rzucając majtki w stronę nagiego Alexisa.
Powoli życie wracało również w środku budynku.
-Mmm, ale masz sexi ciałko.
Powiedziała Laura, która właśnie otworzyła oczy.
-Ćwiczę.
Powiedział Jordi.
Po około dwóch godzinach większość już poszła do swoich domów, a Ci którzy zostali usiedli wspólnie w salonie.
Alexis, Nathan, Laura, Alba, Tello, Filip, Pedro siedzieli i popijali soczki. Dziś już tylko soczki.
-Hej, Dianka i jak Ci się urodziny podobały?
Powiedział jeszcze zaspany Alexis.
-Hej, Sanchez. Jej tu nie ma.
Powiedział Tello.
-Jak nie?
-No normalnie!
Dopowiedziała Laura. Wszyscy, wszyscy po za Alexisem poszli szukać Diany. Sanchez nie miał na to siły.
Po kolei wracali. Żaden nie miał dobrej wiadomości.
-Przepadła...

Powiedział Alexis tak jak Sid w "Epoce Lodowcowej".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz