Piątek rano. Dzisiejszy dzień, jest wolny od treningów, więc można się zupełnie zrelaksować. Alex już pojechał z Ricardo wypełnić swój plan.
Stanął przed drzwiami i czekał na Dianę.
-Gotowa?
Spytał, gdy tylko ukazała mu się zaspana jeszcze Diana.
-Gotowa? Na co?
Powiedziała i położyła się na kanapie.
-Jak to na co? Zabieram Cię na wycieczkę?
-Wycieczkę...?
-Idź się ubrać i wyjeżdżamy.
Nie musiał jej powtarzać tego dwa razy. Za kilkanaście minut wyszła ubrana w prześliczną, pomarańczową sukienkę i kurtkę. Wyglądała zabójczo, co od razu zauważył Nathan.
- Łał, Diana...
-Dziękuję. Idziemy?
Torby były już w bagażniku. Teraz pozostało tylko bezpieczne dojechanie na miejsce.
-Gdzie my właściwie jedziemy?
Zaczęła Diana.
-Zobaczysz.
***
-Jesteśmy na miejscu!
Powiedział Nathan, gdy wysiedli z samochodu.
-Boże, Nathan... Gdzieś ty mnie wywiózł?
Spytała, gdy wysiadła z samochodu.
-Jesteśmy kawałek za Barceloną...
-Tak, kawałek. Może i spałam połowę drogi, ale wiem, że jesteśmy daleko. Dziadek będzie się martwił...
-Nie będzie. Zadzwonimy do niego.
Uspokoiła się. Choć na chwilę. Podeszli pod domek. Phi, dom! Był piękny. Można się domyśleć, że Alex maczał w tym palce...
Było tu naprawdę ślicznie. Świeże powietrze, dźwięk fal obijających się o skały i widok pięknych gór. A o tej porze roku jest tu bardzo cicho i spokojnie.
-Chodźmy na plaże.
Zaproponował Nathan, który właśnie kończył jeść obiad.
Droga na plażę był dość długa. Mieli czas by porozmawiać.
-Mhm, nie mówiłeś, że jedziemy w chłodniejsze miejsce. Ubrałabym się cieplej.
-Już nie narzekaj.
Powiedział i objął dziewczynę w pasie.
-Cieplej?
Skąd ja to znam... Nie jest ani trochę oryginalny...
-Bywało cieplej.
Doszli na plaże. To był dopiero widok. Po bokach widać wysokie góry, a w środku rozlewa się woda...
-Pięknie tu.
Powiedziała siadając na brzegu.
-Chciałem, żeby Ci się podobało...
***
-Tak, tak... Możesz przyjść z Shak... Nie ma problemu. Tak? To świetnie.
-...
-Prezent? Chłopaki Ci nie powiedzieli? Jutro będziemy go robić. Więc się dowiesz.
-...
-Ok. Do zobaczenia.
Goście zaproszeni, prezent się tworzy. Alex biega od sklepu do sklepu by wszystko co potrzebne kupić.
-Alexis, a maszyna do baniek się nada?
Spytał Jordi.
-Alba! Ty geniuszu!
Wrzasnął Alexis i już pakował urządzenie.
-Już nie mogę doczekać się jutrzejszej imprezy!
Mówił, gdy płacił za wszystko.
-Które ona ma te urodziny w ogóle? Wiesz, żeby nie było, że na torcie będzie napisane "Z okazji 13 urodzin", bo może się trochę zdziwić...
-Nie narzekaj. Będzie szczęśliwa, że ją odmłodziliśmy.
-Ej, mieliśmy zamówić tort!
Wrzasnął Jordi, który przeglądał kartki z zakupami.
-Rilaaks, sami zrobimy.
No to ładnie? Alex i Jordi w kuchni? Przecież z tego nic dobrego nie wyjdzie...
-Nie, bo jeszcze otruje się dziewczyna w dniu urodzin... A mamy miejsce na imprezę?
-Jest kilka opcji...
-A jaka jest najlepsza?
-No...Twój dom.
-Co?!
-No, Twój dom.
-Co?!
-Kuźwa Alba! Ogłuchłeś?
-Co?!
-Albiątko ty moje...
Zaczął Alexis podchodząc i obejmując jedną ręką przyjaciela.
-Wiem, że lubisz Dianę... Chcesz jej złamać serce?
Mały szantażyk jeszcze nikomu nic nie zrobił. Cóż, Alexis miał ten dar przekonywania. Nie musiał mocno się wysilać. Po kilkunastu minutach byli już przed domem Jordiego.
Alba nie oszczędzał. Lubił mieć i wydawać pieniądze. Lubił otaczać się drogimi i ładnymi rzeczami. Nic więc dziwnego, że jego dom był najpiękniejszy w okolicy.
Mieszkał razem ze swoją młodszą siostrą- Rafaelą, która aktualnie pomieszkuje w Paryżu.
***
Dom na przyjęcie był już przyszykowany. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Jutro tylko coś do jedzenia i można zaczynać zabawę. Robieniem tortu zajął Cesc Fabregas. Miał on prawdziwą smykałkę do gotowania.
Miłość do kuchni zaszczepiła w nim jego mama. Oj, co to z tego wyjdzie?
-Dobra, Alba na dziś wystarczy. Teraz możesz iść mi coś ugotować.
-Chyba zwariowałeś! W ogóle co ty jeszcze u mnie robisz? Nie masz własnego domu?
-Nie mam. A co? Boisz się, że coś znajdę?
Po wypowiedzeniu tych słów zaczął biegać po domu i szukał. Sam nie wiedział czego, ale szukał.
-Sanchez ty kretynie!
Wrzasnął Alba widząc Alexisa siedzącego w szafie i przeglądającego kieszenie w ciuchach.
-Wyłaź z tej szafy!
-Dobra, dobra, ale coś znalazłem.
-Co niby?
-No, patyczek od lizaka, jakieś kartki i nie uwierzysz...
Jordiemu aż serce podeszło do gardła. Nie był on grzecznym chłopakiem. Zresztą, kiedyś zanim zaczęli się przyjaźnić coś się wydarzyło... Nie chciałby, żeby Alex się o tym dowiedział.
-Pięć euro!
Wrzasnął ucieszony Sanchez wychodząc z szafy. Jordi mógł w spokoju odetchnąć. Długo trwało wypraszanie Alexisa. Oj długo... W końcu po dwóch, czy trzech godzinach raczył pójść do domu. Oczywiście nie obeszło się od kolacji i gry w Fifę.
***
-Nie jesteś zmęczona?
-Może trochę, ale tu jest tak przyjemnie.
Mówiła, patrząc się na chłopaka.
Pogoda była śliczna. Gwiazdy i księżyc oświetlały noc. Choć nieprzyjemny wiatr dawał się we znaki, miło było po prostu poleżeć i nic nie robić.
-O której jutro jedziemy?
Spytała.
-A co? Nie podoba Ci się tutaj?
-Nie o to chodzi. Tu jest bardzo ładnie, ale wiesz... Jutro...
Nie chciał pokazać dziewczynie, że pamięta o jej urodzinach. Ba! że o nich wie.
-Jutro jest sobota, chyba nie masz planów?
-Nie, nie mam...
Powiedziała smutna i wstała kierując się do domu.
Mówią, że kobieta zmienną jest. Ale zachowanie Nevárez to już przesada... Ni stąd ni zowąd zniknęła. Było to dziwne nie tylko dla Nathana, który został w tej sytuacji sam, ale też dla Diany. Nie wiedziała dlaczego tak się zachowała.
Nie czekała na Nathana. Przebrała się i położyła spać.
~Niby uważa się za mojego przyjaciela, a nawet nie wie kiedy mam urodziny... Dokładnie tak jak Laura i Filip... Przecież kilometry miały nic nie zmienić...~ Te słowa były ostatnimi o jakich pomyślała w wieku dziewiętnastu lat...
Witaj dwójko z przodu!
zapraszam na 1 http://fyaltdnmoto.blogspot.com/2013/05/one.html :):) Pozdrowienai i życzę weny:*
OdpowiedzUsuń