wtorek, 14 maja 2013

5. Kto normalny ucieka od marzeń?

Tak to się dzieje, jak ma się słabą głowę. Wystarczy kilka butelek wódki, a człowieka już nie ma. Fakt, sportowcy nie mogą pić ze względu na pracę, ale bez przesady, żeby po trzech butelkach wódki na czterech dorosłych postawnych mężczyzn wszyscy odlecieli. Jakby oni zobaczyli Polaków. To by się dopiero zdziwili. Przecież statystyczny Polak(przynajmniej z mojego otoczenia) jest w stanie wypić do dwóch butelek i nic. A znane mi są takie przypadki. A oni? Niecała butelka i żegnaj Hiszpanio! Oj, muszą się poduczyć.

***

Dochodziła czternasta. Ricardo był już dawno w pracy. Cóż, musiał zrobić porządek w papierkach. To był jedyny minus jego pracy. Diana siedziała sama, nie ukrywając bardzo się nudziła. W tym momencie spotkały ją dwie najbardziej przez nią znienawidzone rzeczy. Nie dość, że się nudziła, to jeszcze w samotności. Humor poprawiał jej się, gdy przypominała sobie wczorajsze odwiedziny u Sanchezów. Zdjęcia goszczące w jej telefonie napełniały ją szczęściem. ~Chyba nic się nie stanie, jeśli ich odwiedzę... I pomogę się ogarnąć.~ Pomyślała. Długo nie trzeba było czekać. Wychodząc z domu wzięła ze sobą zupę, którą niedawno robiła. Zjedzenie, lub wypicie czegoś ciepłego w ich sytuacji jest świetnym rozwiązaniem. Choć nie była "przyjacielem rodziny" weszła do mieszkania bez większego wstydu. Lekko(żeby przypadkiem od hałasu skacowanych mężczyzn nie rozbolała głowa) zapukała do drzwi i weszła do środka. Praktycznie nic się nie zmieniło. Alex dalej na kanapie, a Jordi na podłodze. Cóż za słodki obrazek. Szybko odłożyła garnek z zupą i zrobiła kilka zdjęć. Siadając na fotelu, który stał naprzeciwko leżącego Alexisa zauważyła, że ten leniwie otwiera oczy.
-Cześć.
Powiedziała cicho i niepewnie. Przez myśl przechodziło jej najgorsze. Myślała, że Alexis nakrzyczy na nią, że jakby nie było, bez pytania weszła do jego mieszkania i perfidnie patrzy się na jego pół nagie ciało. Miał na sobie tylko krótkie zielone spodenki. Myliła się.
-Hola...
Odpowiedział leniwie, z lekko przymkniętymi oczami.
-Co tu robisz?
Spytał już z większą energią, ale nadal słabo go można było zrozumieć.
-Przyniosłam wam zupę. Pomyślałam, że przyda wam się to. Kaca pewnie macie niezłego...
-My? To kto tu jeszcze jest? Z tego co pamiętam Nathan wychodził...
-Nie wiesz? Kilka nagich dziewczyn leży u Ciebie w pokoju. I jeszcze Twoi rodzice tu są... Oj, nie będą zadowoleni...
-Co?!
Szybko usiadł na łóżku. Siedział jak wryty. Nie wiedział co ma powiedzieć. Jej słowa mogły wydawać mu się prawdziwe. Nic nie pamiętał.
-Co oni tu robią?... A ile jest tych dziewczyn? Ładne chociaż?
Spytał ze swoim uroczym uśmiechem.
-Tak. Jedna z nich ma bródkę i mięśnie. Mają na imię Jordi, Pedro i Cristian.
Nie zrozumiał. Myślał, że mówi prawdę. Kompletnie nie kontaktował.
-Ou, to tak samo jak moi koledzy z drużyny. Musiałem być naprawdę narąbany, że takie brzydkie sprowadziłem do domu... A co z tymi rodzicami? Skąd oni się tu wzięli? Nie pamiętam ich...
Położył ręce na głowie i spuścił ją w dół. Wydawał się naprawdę zamartwiać.
-Żartowałam głupku! Uwierzyłeś mi? Musiałeś serialnie nieźle się narąbać...
Powiedziała drwiącym głosem lekko śmiejąc się.
-Diana..? To... Ej! Ja nic nie rozumiem...
Powiedział jakby chciało mu się płakać. Położył się znów i dał sobie poduszkę na twarz.
-Nie sądziłam, że mi uwierzysz.
-Kto tu jest? Tylko tym razem mów prawdę.
Powiedział spod poduszki.
-Tak jak mówiłam. Pedro, Cristian i Jordi. Jordi śpi koło telewizora, a tych dwoje w łazience...
-Boże... Z kim ja się zadaję?
Musiało minąć kilka, dobra kilkadziesiąt minut zanim wszyscy czworo raczyli donieść się z miejsca swojego dzisiejszego spania. Chwilę po piętnastej wszyscy usiedli do stołu, by zjeść zupę.
-Taak. Tego potrzebowałem.
Powiedział Pedro zajadając się zupą.
-Zwłaszcza po tak bujnej nocy.
Dorzucił Alexis
-Co masz na myśli?
-No nie mów, że nie pamiętasz. Całą noc spędziłeś w wannie z Tello. Cały czas z Jordim słyszeliśmy te odgłosy... Mmm.
Zaśmiał się. Razem z nim Diana i Jordi.
-Tak, tak. Wszystko słyszeliśmy. I na przyszłość róbcie to trochę ciszej. Reszta chce spać.
Zarzucił Alba.
-Jesteście nienormalni! Ja z nim nie spałem!
Oburzył się Tello.
-Zdjęcia mówią co innego.
W tym momencie oczom Pedro i Tello ukazały się "słiit focie" Alexisa z nimi w roli głównej.
-Zabiję Cię Sanchez! Zabiję!
Krzyknął Tello kopiąc pod stołem Alexisa.
-Taaak! Lepiej zajmijcie się pielęgnacją waszego związku.
-Zabiję!
Powtórzył Cristian i już chciał wstać do Sancheza, gdy powstrzymała go Diana.
-Chłopaki, uspokójcie się. Przecież to tylko żarty.
-Dokładnie.
Dorzucił Alba. Po kilku minutach dalszych sprzeczkach zapanował spokój. Wszyscy żartowali i śmiali się.
-Więc Diana, jesteś wnuczką Ricardo?
Zaczął Pedro.
-Tak. Dziwnie się czuję, gdy tak wszyscy wiedzą kim jest mój dziadek...
-My też tak mamy. Moja siostra mi się skarży, że nie może w spokoju zrobić prawa jazdy, bo gdy widzą nazwisko :Alba: od razu "O Boże, Twój brat to Jordi? Załatw mi autograf!"
-Chciałabym być sławna. Ale chciałabym do tego dojść sama, a nie za sprawą dziadka...
-Narzekasz. Tak jest dobrze.
Podsumował wszystkich Alexis i włożył naczynia do zmywarki i rzucił się na kanapę. Leciał tak bezwładnie jakby był kłodą. Tak kłodą. Tak się najadł, a to tego nie bardzo jeszcze kontaktował, że był bardzo ociężały.
-Słuchajcie! Pique przesłał mi wczorajszy mecz! Oglądamy?
Krzyknął Alba, który nigdy nie rozstawał się z telefonem.
Nie minęły trzy minuty, a już na telewizorze widać było wchodzących na murawę mężczyzn. Wszyscy usiedli wygodnie. Alexis leżał na kanapie, Diana siedziała w jego nogach. Pedro i Tello zajęli białe puszyste fotele, a biedny Alba musiał siedzieć na podłodze.
-Alex! Weź się przesuń!
Powiedział oburzony patrząc na kolegę.
-Nie mogę! Umieram...
-Głuupek!
Krzyknął i znów spojrzał na telewizor.
-Czyż ja nie wyglądam przystojnie jak tak stoję zamyślony?
Spytał umierający robiąc podobną minę do tej, którą widzieli przed chwilą w telewizorze.
-Ty zawsze jesteś brzydki. Nawet jak masz torbę na gębie!
Odpowiedział Tello.
-Wiesz, ja przynajmniej nie sypiam z kolegami z drużyny. I to w wannie!
To Cristiana zagięło.
-Ty Alexis zawsze wyglądasz przystojnie.
Dorzuciła żartobliwie Diana.
-Ha! Jedyna, która ma pośród was dobry gust. Masz u mnie wielkiego plusa!
-HA,Ha! Diana, to żeś dorzuciła... Zawsze przystojny... Nie musisz mu się podlizywać jeśli chcesz autograf... On i tak Ci go da!
-No co... Takie jest moje zdanie.
Dodała nieco speszona.
-Cicho bądźcie! Zaraz będzie gol.
Wrzasnął na wszystkich Alba.
Cała akcja zaczęła się od stracenia piłki przez przeciwników przy połowie boiska. Piłkę przejął tutaj siedzący Alba, który prostopadłym podaniem dograł piłkę do Alexisa, który tuż przy końcowej linii boiska zdołał podać piłkę tuż pod nogi Leo Messiego, który bez najmniejszego problemu umieścił ją w siatce.
-Goool de la Meeeesii!
Wrzasnął Pedro!
-Asysta de la jaaaaa!
Krzyknął jeszcze głośniej Sanchez.
Wszyscy zaczęli się śmiać z głupoty(bo jak to inaczej nazwać?) Alexisa.
Pierwsza połowa skończyła się takim wynikiem.
-Hej, chodźcie wszyscy, zrobimy sobie fotę!
Zaproponował Alba. Nie minęła chwila jak on, Alex, Pedro i Tello byli gotowi do zdjęcia.
-A ty Diana nie chcesz foty na fejsbusia i twitterka?
Spytał smutny widząc Dianę siedzącą samą na kanapie.
-Nie chciałam się wpraszać.
Powiedziała, żeby się odczepił.
-Teraz jesteś jedną z nas. Nie ma już żadnych wykrętów. Już się od nas nie uwolnisz.
Dorzucił Pedro.
Po tych słowach podeszła do chłopaków i zrobiła sobie z nimi kilka zdjęć, które już kilka sekund później były na portalach społecznościowych. Za kilka sekund były już pierwsze komentarze.
-O, Pique skomentował. "O wy... Czemu mnie tam nie ma?"
-He, he cioota.
Dodał Tello.
Druga połowa się zaczęła. Zaczęła się od wielkiego buum! Ospała i niczego nie spodziewająca się obrona Barcy dostała po dupie. Błąd Mascherano sprawił, że piłka wpadła do siatki Victora Valdesa.
Choć wszyscy wiedzieli, że za kilka minut będzie kolejny gol, było widać smutek na ich twarzach. Może piłkarze tak mają? Choć wiedzą jaki będzie wynik meczu to i tak smucą się straconą bramką. Nie trzeba było czekać długo na odpowiedź ze strony gospodarzy. Piękne podanie od Iniesty wykorzystał Alexis. Sama bramka, nie była tak widowiskowa jak najpierw drybling, a później podanie Iniesty, ale sam fakt, że w końcu strzelił (!) sprawiała, że czuło się szczęście w sercu. Wszyscy zgromadzeni w pokoju tylko czekali na wybuch radości Alexisa, ale ku ich zdziwieniu ten siedział cicho.
-Sanchez! A Tobie co? Bramkę strzeliłeś!
-Widziałem.
Kto za nim nadąży? Z asysty cieszy się jak dziecko, gorzej, jak murzyn blaszką, a z gola nic. Nawet się nie uśmiechnął. Ach, ten Sanchez...
W sześćdziesiątej minucie rzut karny na gol zamienił David Villa. Chyba wszystkich zdziwiło to, że wykonywał go on, a nie Leo. Ale cóż. Trzeba dać szansę innym.
Pod koniec meczu do siatki przeciwników trafił Pique. Stały fragment gry. Rzut rożny i Pique jako jeden z najwyższych w drużynie i na boisku(192cm) wyskoczył do piłki, która już sekundę później była czwarty raz w siatce.
-Przydałby się taki wzrost...
-No, a nie ledwo metr siedemdziesiąt...
Dołączył się do użalania Pedro.
-He, he mi nie dużo brakuje!
Zaśmiał się Tello.
-Zamknij twarz Cris. Ty też wzrostem nie grzeszysz.
Dorzucił Alexis.
-No na pewno bardziej niż ty. Karzełku!
-Przestańcie się kłócić.
Powiedziała stanowczo Diana.
-Wzrost to byle co. Co ja mam powiedzieć? Ledwo mam 158cm. A nie narzekam. Jest mi dobrze tak jak jest.

Przestali się kłócić na temat wzrostu. Wyłączyli mecz i puścili cicho muzykę.
 -Więc, Diana. Od dawna kibicujesz Barcy?
-Barcy praktycznie odkąd pamiętam. Jak byłam mała i mieszkałam z dziadkiem to często grałam z nim w piłkę. Mówił mi wtedy o Barcelonie, Ronaldinho i tak to się zaczęło. Ale nigdy mi nie wspomniał, że on też zapisał się w historii klubu. To on nauczył mnie języka i miłości do Blaugrany. To dzięki niemu jestem tu gdzie jestem.
-Fajnie. Ronaldinho to był dopiero mistrz... Co on wyprawiał z piłką...
-Ale kibicuję też innej drużynie. W Polsce jest taki klub, WKS Śląsk Wrocław. Razem z moim przyjacielem jesteśmy fanatykami.
-Dobrze, że masz kogoś z kim możesz dzielić swoją pasję.
-Piłka nożna to moje życie.
-Nasze też.
Dorzucił Alexis.
Siedzieli jeszcze przez kilka godzin. Robiło się późno. Dochodziła 21.
-Ej, cały dzień u mnie przesiedzieliście.
Powiedział Alexis, który odkładał talerze po kolacji.
-Nawet nie zauważyłem kiedy ten czas zleciał...
Prawda. Każdy miewa takie dnie, kiedy nie wie kiedy ten czas zleciał... Tak było i tym razem.
-Ej, słuchajcie. Mam taką prośbę... Wiecie, że jestem fanką, a jak każda fanka chciałabym mieć autograf... Da się to załatwić?
Spytała nieco nieśmiale, gdy chłopcy zaczynali powoli się zbierać.
-Jeśli chodzi o mnie to nie ma problemu.
Dodał Rodriquez.
-Ok. To ja pójdę po zeszyt.
Weszła z mieszkania. Było puste. Zostawiła otwarte drzwi i weszła do pokoju. Wyciągnęła zeszyt cały poświęcony piłkarzom z Barcy. Każdy z nich miał osobną stronę ze zdjęciem i informacjami. Zeszyt ten robiła jeszcze w gimnazjum. Gimnazjum, które do dziś jest jej najgorszym wspomnieniem. Tylko ten zeszyt po tym okresie jej pozostał. Wszystko. Zdjęcia, numery telefonu znajomych, książki. Wszystko wyrzuciła. Nie chciała tego pamiętać. Gdy odwróciła się w stronę drzwi od pokoju, zobaczyła czterech mężczyzn.
-Przyszliśmy zobaczyć jak mieszkasz.
Powiedział Cristian.
-To ten zeszyt.
Powiedziała i wręczyła go w ręce Alby. Sama usiadła na łóżku i czekała na ich reakcje.
-Woow...
Powiedział Jordi, gdy przeglądał zeszyt.
-Sama to robiłaś?
-Tak jeszcze w gimnazjum. Do dziś go uzupełniam. Między innymi niedawno dodałam tam Twoją osobę Jordi.
Powiedziała i posłała uroczy uśmiech w stronę chłopaka.
Gdy Alba podpisywał swoje zdjęcie, reszta rozglądała się po pokoju.
-Twoim idolem jest Villa? Myślałem, że ja...
Powiedział zrezygnowany Alexis.
-Co? Chodzi Ci o koszulkę? Dostałam ją po meczu za to, że zajęłam się jego córkami. Widzicie, podpisał mi ją!
Powiedziała uradowana.
-Phi.. Też Ci mogę taką dać. Mam kilkanaście w szafie. Jutro będziesz mogła sobie wybrać.
-Trzymam Cię za słowo.
Nie długą chwilę potem chłopcy oddali zeszyt już z autografami i wyszli z mieszkania Diany.
Została sama. Ricardo przepadł, nie odzywał się cały dzień.~Może coś mu się stało?~ Przeszło jej przez myśl. Myliła się. Leżąc w cieplutkim łóżku usłyszała otwierające się drzwi.
-Disia...!
Powiedział lekko otwierając drzwi od jej pokoju.
-Śpisz?
-Nie, czekałam na Ciebie.
-Późno już. Idź spać.
-Gdzie byłeś?
-Porozmawiamy rano. Dobranoc.
-Dobranoc.
Zniknął za zamkniętymi drzwiami. Nie mogła zasnąć. Dręczyły ją myśli. Gdzie dziadek podziewał się cały dzień i czemu nie chce mi nic powiedzieć? Przyzwyczaiła się do tego, że nie mówią jej wszystkiego. Często była pomijana, niezauważalna. Głównie w szkole. Wcześniej wspominanym gimnazjum. Ale w domu też nie miała łatwo. Nie była tą ulubioną córką. Jej rodzice odkąd urodziła się ich młodsza córka Maja, jakby zapomnieli o Dianie. Maja była tą ładniejszą, mądrzejszą i słodszą córcią. Miała wszystko o co tylko poprosiła. Zawsze była ważniejsza. Nawet każdą głupią błachostką musiała wygrywać. Czy to tym, że zawsze siedziała w samochodzie na przednim siedzeniu czy, że zawsze jeździła na lepsze kolonie. Najbardziej w pamięci Diany pozostały wakacje, gdy miała czternaście lat. Maja miała dwanaście. Dziecko, pomyślałby każdy. Ale nie rodzice. Swoją ulubioną i ładniejszą córkę posłali do Włoch na kolonie jeździecką, a Diana dwa tygodnie spędziła u babci na wsi pomagając jej w pracach domowych. Nigdy tego nie wybaczyła swoim rodzicom. W tym okresie nie była pięknością. Nosiła aparat na zębach, okrągłe, duże okulary i niemodne, w ogóle nie pasujące do siebie ubrania. Sylwetkę miała idealną, ale przykrywała ją pod luźnymi swetrami. Do teraz wstydzi się swojego wyglądu. Była wyrzutkiem. Głównym powodem jej samotności był inny kolor skóry. Od zawsze miała ciemniejszą karnację od innych. Jako jedynej przyjęły się tak Hiszpańskie korzenie. Przez co nie miała koleżanek.. A z jej teraźniejszą przyjaciółką, Laurą nienawidziła się. To ona zrujnowała jej życie w gimnazjum. Laura była najbardziej lubiana w szkole. Była tą, za którą odwracali się wszyscy chłopcy w szkole. Kpiła sobie z Diany. Nie obchodziło jej to, że ona też ma uczucia. Uczucia, którym nie pozwalała ujrzeć światła dziennego. Płakała potajemnie. W samotności i ciemności. Wstydziła się tego.

***

Dopiero, gdy budzisz się sam w wielkim łóżku, zdajesz sobie sprawę, jak bardzo Ci kogoś brakuję. Jak bardzo chciałbyś mieć kogoś z kim zasypiałbyś i budziłbyś się każdej nocy i każdego dnia. Ta samotność zaczyna przytłaczać. Zaczyna rządzić Twoim życiem. Jak długo jeszcze pociągniesz?...

***

Lato to coś co tygryski lubią najbardziej!
Choć, już nie dużo go zostało nadal nie pozwalało o sobie zapomnieć. Był już drugi tydzień sierpnia, a słońce nie schodziło z nieba. Wręcz przeciwnie. Świeciło niemiłosiernie. Tak bardzo, że Alexis wraz z bratem i Dianą postanowili wybrać się nad wybrzeże.
Przez te dwa miesiące bardzo się od siebie zbliżyli. Już nie traktowali się na zasadzie gwiazda-fan, a jako najlepsi kumple. Gdy tylko lepiej się poznali, wiedzieli, że będą dla siebie ważni. Dianie z Nathanem też się polepszyło. Ale nie było między nimi czegoś niezwykłego.
-Gdzie Nathan? Ile można na niego czekać?
Spytała już znudzona Diana, siedząc w samochodzie.
-Mówił, że ma jakąś niespodziankę, czy coś...
Niespodziankę. Tak, niespodziankę... Siedząc zauważyli zbliżającego się Nathana, ale nie szedł sam. Obok niego szła skąpo ubrana brunetka.
-A ona nam po co?
 Powiedział wkurzony i zdziwiony Alexis, jak jeszcze nie doszli do auta.
-Cześć wam.
Powiedział Nathan wsiadając do samochodu. Obok niego zasiadła brunetka.
-Diana, pamiętasz to jest Gina.
-Gina, a tak. Pamiętam.
-Nathan, mogę na słówko?
Powiedział Alex i wysiadł z auta.
Nathan wiedział o co mu chodzi. Wszyscy doskonale wiedzieli, że Alex nie toleruje Giny i nie jest zadowolony ze związku brata.
-Po co ją wziąłeś?
Zaczął gdy tylko usłyszał trzask drzwi.
-Nie chciałem być sam, jak ty będziesz spędzać czas z Dianą...
-Nathan! Jedziemy we troje, nie we dwoje! Skąd Ci przyszło do głowy, że zapomnimy o Tobie?
-No nie wiem, a ostatni wypad na pizze?
-To była inna sytuacja... Wiesz co się stało.
-Wiem, ale jakoś nie wpadliście na to, żeby wziąć mnie ze sobą na stadion. Zostawiliście mnie w restauracji!
Kłócili się jeszcze dłuższą chwile.
Między czasie w samochodzie...
-Często tak się kłócą?
Nie usłyszała odpowiedzi.
-Znasz ich dłużej. Lepiej pewnie wiesz...
-Kłócą się odkąd ty tu jesteś.
Powiedziała z pogardą w głosie.
-Co proszę?
Powiedziała i aż zagotowała się wewnętrznie.
-Głucha?
Już miała ochotę rzucić się na dziewczynę. Zrobiła by to. Zrobiła by w stu procentach, gdyby nie otwierające się drzwi.
Ani Nathan, ani Alex nie odzywali się ani słowem. Jechali w milczeniu.

***

-Lubisz ją?
Spytała Diana, gdy wyciągali wszystkie torby z bagażnika. Nathan i Gina weszli już do domku przy plaży, który Alexis wypożyczył.
-Ginę? Nie. Nie będę tego ukrywał.
-To czemu pozwoliłeś jej jechać?
-Jestem tym tak samo zaskoczony jak ty. Nic nie wiedziałem.
Dom, w którym będą mieszkać przez następne kilka dni wyglądał jak z marzeń!

Piękny, dwupiętrowy z białymi ścianami i palmami wokół. Cud! W środku również. Choć do plaży jest dwadzieścia metrów, to w wielkim salonie jest basen z jaccuzi. Kuchnia z barem i łazienka z mini basenem, a nie wanną. Sześć sypialni, każda piękna i zadbana. Ściany w całym domu były białe, lub blado fioletowe, a wielkie okna dodawały uroku całemu budynkowi. Ogród był również. Z tyłu domu, była mała altanka z miejscem na grilla. Można było również skorzystać z placu zabaw. Ale najpiękniejszym ze wszystkiego był ocean. Piękna, błękitno niebieska tafla wody, która odbijała słońce sprawiała, że nie od razu chce się tu zostać. Na zawsze.
Nathan i Gina zniknęli. Może to i dobrze? Za nią i tak nikt nie przepadał...
Pokoje zostały "zaklepane".
Dochodziła trzynasta. Praktycznie samo południe, słońce świeciło niemiłosiernie, ale to nie przeszkodziło w kąpieli w morzu.
-Dianka, idziesz?
Usłyszała znajomy głos, gdy wiązała włosy w kitkę.
Alexis był już na plaży. Chciał jak najszybciej zanurzyć się w wodzie.
Po chwili już oboje pływali w morzu.
Jak dobrze jest mieć pełno kasy. Można bez problemu wynająć sobie kawałek plaży, tylko dla siebie. Tak też zrobił Sanchez. Dzięki jego pieniądzom cała czwórka mogła w spokoju wynająć, bez innych ludzi, bez paparazzich.

Plaża wynajęta przez Alexisa miała trzysta metrów długości i osiemdziesiąt szerokości. Była piękna i piaszczysta. Po prostu spełnienie marzeń.
  Pływanie w tak ciepłej i przejrzyście niebieskiej wodzie to istna rozkosz.
-Aaa!!! Alex! Puść mnie!
Krzyknęła, gdy chłopak złapał ją w biodrach i zaczął łaskotać.
-Nigdy! Teraz jesteś w szponach kapitana Sancheza! Już nigdy Cię nie wypuszczę huehueeu!
Powiedział niskim i przerażającym głosem.
Nie miała już siły się wyrywać. Ucieszyło ją to, że przestał ją łaskotać. Łaskotki miała straszne! Wystarczyło, że ktoś lekko ją połaskotał, a ona już sikała ze śmiechu.
Stanęli na przeciwko siebie. W takiej odległości, że czuła na swoim czole jego ciepły oddech, a rękami, które spoczywały na jego klatce piersiowej, mogła wyczuć bicie serca. Bała się spojrzeć w jego oczy...
-Co tam zobaczyłaś?
-Gdzie?
-No w wodzie. Cały czas masz głowę spuszczoną.
-Wydaje Ci się.
Powiedziała i odpłynęła od niego.~Co nie powiem to jest źle...~ Myślał Sanchez stojąc z założonymi rękami.
  Co ją ugryzło? Przecież jej marzenie było na wyciągnięcie ręki. Ba! Ona go dotykała! Kto normalny ucieka od marzeń? Marzenia są po to, żeby za nimi podążać i je spełniać, a nie uciekać. Alexis jest spełnieniem marzeń, a ona tak po prostu ucieka...
Za często ze sobą nie rozmawiali. Jakby bali się pogorszenia.

***

W tym samym czasie Nathan spacerował po plaży z Giną. Spędzili miłe chwile w zaciszu swojego pokoju, teraz przyszedł czas na odpoczynek na plaży.
-A ta Diana, to dziewczyna Alexisa?
Spytała podejrzliwie leżąc na leżaku.
-Nie. Nie są razem.
Odpowiedział.
-To dobrze. Nie pasują do siebie.
-A to czemu?
-Ona jest taka sztuczna i fałszywa. Za pewne kręci się wokół niego dla rozgłosu. Alexis powinien być czujny na takie dziewczyny. Zobaczycie, niedługo się na niej poznacie.
-Nie znasz jej. Nie osądzaj.
-Jesteś po jej stronie? Wierzysz jej?
Spytała oburzona i aż podniosła się z leżaka.
-Nie jestem po niczyjej stronie. Znam ją lepiej niż ty, wiem jaka jest.
-Nic nie wiesz! Jesteś nią zaślepiony! Wiesz co?! Skoro tak dobrze ją znasz, to idź do niej! Idź do tej paniusi. Zobaczysz, że woli Alexa od Ciebie!
Wykrzyczała wściekła i wstała z leżaka.
-Gina! Uspokój się!
-Tak, teraz to uspokój! Wiesz co? Zrywam z Tobą! Zapomnij, że się znaliśmy! I tak nic dla mnie nie znaczysz!
Wykrzyczała i poszła do domku przy plaży. "I tak nic dla mnie nie znaczysz" te słowa utknęły mu w głowie i trafiły prosto w serce. Nie kochał jej, ale była dla niego ważna. Nigdy by nie pomyślał, że usłyszy od kogokolwiek takie słowa. Załamał się...
Wściekła Gina poszła po swoje rzeczy. Ale nie była by sobą bez większego "halo". Znalazła w szafce ulubione spodnie Nathana. Pocięła je w najmniejsze kawałeczki i porozrzucała po łóżku. Zrobiła to samo z kilkoma innymi ciuchami. Wchodząc do pokoju zajętego przez Dianę, łza poleciała jej po policzku. ~Co ona ma, czego ja nie mam?~ Pytała samej siebie. Chciała się zemścić. W odróżnieniu od "kary" Nathana, Dianie zniszczyła wszystkie ciuchy. Wszystkie, bez wyjątku. Zadowalało ją to. Czuła satysfakcję.
Wyszła z domu. Na plaży ujrzała leżącego Alexisa i siedzącą obok niego Dianę. Przemknęła niemal nie zauważona. Zniknęła.
-A ona dokąd poszła?
Spytała Diana, kładąc się obok Alexa.
-Nie wiem, ale dobrze, że nie będę musiał dalej jej oglądać. Przyjdzie Natt, to się spytamy.

***

Przez granie w "prawda czy wyzwanie" można bardzo dobrze się poznać i również pośmiać. Alexis nigdy wcześniej nie grał w tą grę, ale po kilku wstępnym pytaniach załapał o co chodzi.
-Ok, więc moja kolej. Prawda, czy wyzwanie?
-Prawda.
Odpowiedział Alexis.
-Więc... Którego chłopaka z drużyny lubisz najbardziej, a którego nie koniecznie?
-Najbardziej szurnięty i ten z najbrzydszą paszczą to Alba. Po prostu uwielbiam tego czuba! Jest do mnie bardzo podobny, może dlatego. A jeśli chodzi o drugą część pytania, wolę zostawić Cię w niewiedzy...
-Ej! Nie ma tak! Jeśli nie odpowiesz musisz dać fanta.
-Fanta?
-Czyli coś co masz na sobie.
Alexis spojrzał na swoje ciało. Miał na sobie tylko kąpielówki, okulary i naszyjnik.
-Wisiorek może być?
-Niech Ci będzie... No, ja chcę wyzwanie!
Alexis słynął z tego, że miał oryginalne pomysły, ale tym razem przeszedł samego siebie.
-Zacznijmy od tego, czy się mnie wstydzisz? Czy Cię onieśmielam...
-Ale w jakim sensie?
-Odpowiedz.
-Nie. Raczej nie.
-Ok. A wiesz jak się medytuje?
-Medytuje?
Odpowiedziała i stanęła na równe nogi. Już chciała pokazać, gdy przerwał jej Alex.
-Masz medytować, ale nago.
-Co?!
-No, na golasa. Z cyckami na wierzchu!
Powiedział ucieszony.
-Ty jesteś nienormalny! Nie zrobię tego. Wolę dać fanta.
-Przypomnę Ci, że jeśli dasz fanta, to będziesz resztę gry siedziała bez stanika, lub majtek. A tak to tylko przez chwilę.
Posłał dziewczynie uroczy uśmiech. Już wiedział, że wygra.
-Ale nie podglądaj!

Powiedziała i podeszła do brzegu. Szybkim ruchem ręki ściągnęła strój i wypełniła zadanie.
  - Już mogę się ubrać?
Krzyknęła.
-Najpierw się odwróć!
-Wypchaj się!
Równie szybko jak się rozebrała, ubrała na siebie znów strój kąpielowy. Nieco speszona podeszła do Alexisa i usiadła obok.
-Może być?
Spytała.
-Może, ale było by lepiej, gdybyś pokazała się przodem.
-Niedoczekanie Twoje!
Powiedziała i poczuła, że robi się czerwona na twarzy. Chcąc to ukryć, położyła się na leżaku głową w poduszkę.
Mijały godziny. Diana i Alex poznawali się coraz bardziej. Nikt nie odważył się znów wziąć "wyzwania" . Diana wiedziała czego może spodziewać się po Alexisie, a Alex robił to na złość Dianie.
Około dziewiętnastej, postanowili wrócić do domku, by zjeść kolacje. Przy drzwiach spotkali Nathana. Leżał na hamaku.
Alexis wszedł do domu, by się odświeżyć i przygotować kolację.
-Cześć Natt. Gdzie cały dzień się podziewałeś?
Nie usłyszała odpowiedzi. Dobrze wiedziała, że coś się stało. Widziała smutek na twarzy Nathana.
-Widziałam Ginę... Wyjechała?
Spytała delikatnie.
-Nie chce o tym rozmawiać...
Powiedział i wszedł do domu.
-Żyj z takim, a umrzesz!
Powiedziała do siebie i poszła za chłopakiem.
Wchodząc do pokoju przeżył szok! Jego ulubione jeansy leżały rozdarte w najmniejsze kawałki! Humor pogorszył mu się jeszcze bardziej. Nie miał nawet siły posprzątać. Położył się i zasnął.
-Coś się dzieje z Nathanem...
Zaczęła Diana jedząc kolacje.
-Przejdzie mu.
-W ogóle się nim nie interesujesz! A jak coś się stało? Jak ona jest w ciąży?
-Ciąży? Czy ty się słyszysz?
-Wszystko by pasowało. On jest załamany, ona uciekła... Mówię Ci, będziesz wujkiem!
-Przecież Nathan nie... Ej, nie strasz mnie!
Powiedział przerażony i wstał od stołu.
-Tylko mówię co widzę...
Zjedli kolacje i razem usiedli przed telewizorem. Włączyli jakąś włoską telenowele. Jak w ogóle można to oglądać?
-Wiesz, mam za niedługo urodziny.
Zaczęła Diana.
-Tak? Szykuje się niezła impreza?
-Nie. Dziadek nawet nie wie kiedy one są... Także...
-A którego masz?
-22. Za tydzień.
Posłał dziewczynie szatański uśmiech i nic więcej nie powiedział.
Siedzieli i rozmawiali jeszcze dłuższą chwile. Aż zobaczyli, że wybiła 23. Postanowili się rozejść.
-Dobranoc.
Powiedziała Diana, otwierając drzwi od pokoju.
-AAAAAAAAAAA!!!!
Wrzasnęła, gdy otworzyła drzwi.
-Co się stało? Kto umarł?
Wleciał do pokoju Alexis, z widelcem w ręku. Musiał naprawdę się przestraszyć. Minę miał zabójczo śmieszną.
-Moje ciuchy... Wszystkie! One! Aaaaw.... Zabiję! Zabiję!
Krzyczała Diana i rozrzucała kawałki ciuchów.
-Po co sobie zepsułaś ubrania?
Spytał Alex. On już nic nie kontaktował.
-Alex!
Wrzasnęła.
-Idź lepiej spać.

***

-Diana nie schodzi na śniadanie?
Spytał Nathan. Polepszyło mu się od wczoraj. Jakby kompletnie zapomniał o Ginie. Przepłakał jedną noc, a dziś może już wyrywać kolejną dziewczynę.
-Nie wiem. Wczoraj rozdarła sobie ubrania. Może nie ma się w co ubrać.
-To ona je rozdarła?
-A ty skąd wiesz? Chyba tak, bo kto?
-To Gina. Moje też podarła. Serialnie jesteś tak głupi, że myślałeś, że sama sobie zepsuła ubrania?
-Ej! Nie jestem głupi!
-Jesteś, jesteś.
Już Alexis chciał zagiąć brata ciętą ripostą, ale głos Diany z góry zaprzepaścił jego marzenia.
-Chłopaki!?
Usłyszeli z góry. Im oczom ukazała się stojąca w samym ręczniku Diana.
-Dzień doberek!
Powiedział na przywitanie Alex.
-Cześć. Pożyczycie mi jakąś bluzkę? Bo ja tak jakby nie mam...
Nie minęła chwila, jak Alexis wyciągnął z torby koszulę.
Diana w porównaniu do Alexisa to kruszynka. On, umięśniony, ona chudzinka. W jego koszuli wyglądała jak w worku. Ale Diana to bardzo pomysłowa dziewczyna.  Z koszuli, zrobiła sukienkę.

Kiedyś ktoś powiedział, że kobieta z niczego potrafi zrobić trzy rzeczy. Ciasto, sałatkę i awanturę. Teraz do tego stwierdzenia dochodzi czwarta rzecz- sukienka.

***

Te cztery dni nad morzem minęły w mgnieniu oka. Nim ktokolwiek się spostrzegł Alexis i Nathan trenowali z kolegami Barcy, a Diana pomagała Davidowi w pilnowaniu dzieci. Ah, ten Villa. Narobił sobie dzieciaków, a teraz nie ma kto się nimi zajmować. A jeszcze trzecie w drodze...
Olaya to bardzo grzeczna dziewczynka. Przywiązuje się do ludzi jak mało jakie dziecko, a Dianę wręcz pokochała. Zaida była całkiem inna. Nie ufna, nieśmiała. Czegóż to dziecko musiało doświadczyć, że jest takie "dzikie" wobec innych ludzi.?

***

W czwartek, jak każdy czwartek drużyna Barcy, z drużyną B miała wspólny trening. Takie treningi były bardzo pomocne. Dużo dawały.
Diana cały trening przesiedziała z dziewczynkami na stadionie.
-Djaana, a ty jesteś źioną Ajeksisia?
-Żoną? Nie, ja jestem jego koleżanką.
-Ale tata nie pozwoliłby nas pilnować obcej osobie.
Powiedziała Zaida, która nareszcie się ożywiła.
-Ale ja nie jestem obca. Już długo znam waszego tatę i Alexisa..
-Tate Vijje!
Krzyknęła Olaya.
-Tak. Vijje. Właśnie. Chodźcie, już pewnie się przebrali.
Poszły do szatni. Ku ich zdziwieniu nikogo nie było. Szatnia była puściutka. Tak samo z murawą. Widać było tylko kilku ludzi zbierających ręczniki.
Dzieci już tak mają, że nie można spuszczać ich z wzroku. Nim Diana się spostrzegła, Olaya i Zaida już biegały za piłką. Nie ma co się dziwić. Miały to we krwi.

David to wspaniały piłkarz. Nie jest typem mięśniaka, który myśli, że jest nie wiadomo kim(tzw. CR7). On nie musiał uczyć się grać, on ma do tego talent. Napastnik kompletny, posiadający instynkt strzelecki, mocne uderzenie z obu nóg oraz szybkość. Jego atutem jest także, mimo stosunkowo niskiego wzrostu, gra w powietrzu oraz wyszkolenie techniczne, które jak sam stwierdził, wypracował w czasie gry w piłkę halową, którą to trenował podczas pobytu w Langreo.
Nie czekała długo i podbiegła do panien Villa.
-Zaida, Zaida i goool!
Zaczęła krzyczeć na cały głos, gdy Zaida strzeliła na pusta bramkę. Nie czekając długo podbiegła do dziewczynki i podniosła ją na ręce.
-Brawo! Grasz tak dobrze jak Twój tata.
-Tak? Tata mówi, że też mogę być piłkarzem..
-Możesz być kimkolwiek tylko zechcesz.
Odstawiła małą i poszły po Olayę.
Siedząc na ławce rezerwowych i patrząc jak pociechy Davida zajadającymi się bułkami, usłyszała dźwięk dzwoniącego telefonu. Na wyświetlaczu miała nieznany numer. Zazwyczaj nie odbiera takich telefonów, ale cóż...
-Halo?
Powiedziała niepewnie.
-...
-O, David. No właśnie zadaję sobie to samo pytanie. Ja jestem na boisku. Siedzę z dziewczynami na ławce.
-...
-Dobrze. Już idziemy.
Powiedziała i odłożyła telefon.
-Chodźcie do taty.
Powiedziała i wzięła Olayę na ręce. Weszły do szatni, tak jak kazał David. Był tam on, Alexis, Casc, którego nie miała okazji poznać wcześniej i Messi.
-Tatuś!
Powiedziała Zaida i przytuliła się do nóg ojca.
-Dziękuję Diana.
-Nie ma sprawy. Alexis, jedziesz do domu?
Spytała niepewnie.
-To ty, znaczy, wy? Wy mieszkacie razem? Alexis się nie chwalił, że ma taką ładną dziewczynę.
-Nie jesteśmy razem.
Wytłumaczyła od razu Diana.
-To sąsiadka.
Dorzucił Alexis.
-Taak, sąsiadka.
Zaśmiał się Messi.
-Śiąsiaćka. Śiąsiaćka Djaana.
Powiedziała Olaya, po której słowach wszyscy zaczęli się śmiać.
Korzystając z zamieszania, Alexis podszedł do Diany.
-W samochodzie powinien być już Nathan. Ja zaraz przyjdę.
Wyszła.
-Chodź tu do mnie skarbie!
Powiedział Alexis biorąc Olayę na ręce.
-Jak się dobrze spiszesz, sam będziesz mieć takie.
Dorzucił żartobliwie Messi.
-Leo! Ty lepiej sam idź do swego pierworodnego. O ile jest Twój!
Powiedział śmiejąc się Sanchez.
-Mówił Ci już ktoś, że jesteś głupi?
-Żeby to raz.
Wszyscy pożegnali się z najlepszym piłkarzem świata.
-Ale tak serio Alex, to nic Cię z nią nie łączy?
Zaczął Cesc zapinający spodnie.
-Nie. Na razie nie.
Zaśmiał się Alex.
-Lepiej bierz się za nią. Widziałem jak twój brat się na nią patrzy...
-Nathan?
-No chyba masz jednego brata.
-Wydawało Ci się.
Nie wydawało...
We troje, wraz z dziećmi podeszli do samochodu Villi. Pożegnanie nie trwało długo, gorzej ze sprzeczkami. Oj, oni mogli by cały dzień i noc kłócić się...
-A, Nathan... Jak tam z tobą i Giną? Dawno jej nie widziałam u Ciebie... W ogóle, tak uciekła...
-Gina to już przeszłość. Była chorobliwie zazdrosna i wymyślała coś, czego nie było.
-Na przykład? O co poszło?
-Nie o co, tylko o kogo. O Ciebie. Wymyśliła sobie, że ją z Tobą zdradzam.
-Co?
Powiedziała zaskoczona opierając głowę o fotel.
-Przecież...
-Wiem. Ale trudno. Sama to zaczęła. Ja jej zatrzymywać nie będę.
-Jak chcesz...
-Nie! Nie idź do niej! Dobrze się stało. Naprawdę.
~Dziwne... Najpierw pogadać z nim nie można, a teraz spływa to po nim...~
Nie minęła chwila, gdy do samochodu wszedł Alexis. Ale nie był sam. Obok Diany usiadł Cesc.
-My się chyba jeszcze nie znamy. Jestem Cesc.
Powiedział podając rękę dziewczynie.
-Diana.
Alexis zaproponował podwózkę Cescowi, któremu właśnie popsuł się samochód.
Dom Fabsa jest w dzielnicy, w której aż roi się od piłkarzy. Kilka domów dalej mieszka Pique z rodziną, kawałek dalej Iniesta, Puyol i jeszcze David. Jak ja bym chciała mieć takich sąsiadów!
-Może wejdziecie?
Spytał Fabs.
Wszyscy popatrzyli się na Dianę. Jakby to od niej zależało.
-Jak dla mnie możemy iść...
Powiedziała niepewnie.
-To wy idźcie, ja jadę do domu.
Dopowiedział Nathan.
We troje weszli do dużego, dwu piętrowego domu. Nathan już zniknął zabierając samochód.
-Jest Daniella?
Spytał Alexis, który wszedł do domu jakby był u siebie.
-Chyba nie ma. Daniell!! Dzieciaki!!
Krzyknął Cesc, gdy odłożył torbę.
-Napijecie się czegoś?
Powiedział. Nie usłyszał odpowiedzi, tylko zauważył nalewającego do trzech szklanek soku Alexisa.
-No co? Mam dwie ręce...
-Masz dzieci?
Spytała Diana chodząc za Cescem, który pokazywał jej dom.
-Biologicznie nie moje. Ale już niedługo.
-Będziesz tatą?
Powiedziała ucieszona. Prawdziwe "baby boom" w Barcelonie. Pinto, Valdes, Messi, Pique, Pedro i Cesc. Sami tatusiowie.
Usiedli wspólnie na tarasie. Widok był bardzo ładny. Basen, fontanna, huśtawki. Raj nie dom.
Siedzieli i popijali sok przez kilkanaście minut, gdy otworzyły się drzwi.
-Jesteśmy!
Krzyknęła Daniella wchodząc do domu.
-Jestem na tarasie.
Im oczom ukazała się starsza brunetka i dwoje dzieci. Dziewczynka i chłopiec. Ich matka nie wyglądała na zadowoloną gdy ujrzała Alexisa i  tą "przybłędę" jak ją później nazwała.
-Cześć Daniells.
Powiedział Alex na przywitanie.
-Cześć? Co wy tu robicie?
Powiedziała niemiłym tonem.
-Ja, my przepr...
-A ty przybłędo się nie odzywaj nieproszona. Cesc wyproś gości.
Powiedziała i poszła do swojego pokoju zabierając dzieci.
-Przepraszam was za nią... Nie wiem co się stało...
Powiedział odprowadzając przyjaciół do drzwi.
-Nic się nie stało. Po prostu następnym razem spotkamy się u mnie!
Powiedział uradowany Alex.
Już chciał wsiadać do samochodu, gdy przypomniał sobie, że Nathan nim pojechał...
-No świetnie. Przecież nie pojadę autobusem!
-Czemu nie?
Spytała Diana, gdy Cesc zniknął za drzwiami.
-Przecież jestem Sanchez. Wszyscy mnie kochają.
-Tak...
-Chodźmy do Davida. Ma u ciebie dług, więc nas podwiezie.
Minęło kilka minut, nim stanęli przed furtką do domu Villi.
-Tak?
Usłyszeli głos dochodzący z domofonu.
-Patricia? Tu Alexis. Jest David? W ogóle, możemy wejść?
-Oczywiście, wchodź.
David miał mniejszy dom niż Fabs. Nie był typem, który musi mieć najlepsze rzeczy materialne. Dla niego ważna była rodzina.
-Patti!
Powiedział Alex i przytulił kobietę.
-To jest Diana.
-Dzień dobry.
-Witaj kochana. Witaj.
Powiedziała i zaczęła całować na przywitanie dziewczynę.
-David jest na dworze z dziewczynkami. Idźcie do niego. Ja robię właśnie obiad.
-Djaana! Djaana!
Krzyknęła Olaya i podbiegła do Diany.
-Siemasz David! To znów my. Słuchaj, jest sprawa.
Gdy Alexis użalał się jaka to jest, a jaka to nie jest Daniella. Diana wraz z dziewczynami budowała zamki z piasku.
-Oczywiście, że was zawiozę. Dajcie mi tylko chwilę.
Zniknął za szklanymi drzwiami.
-Ooobiaad!!
Krzyknęła Patricia podając jedzenie do stołu.
Małe Villątka podbiegły niczym rasowy napastnik.
- Alexis, Daria! Chodźcie zjeść.
-Jestem Diana.
Powiedziała podchodząc do stołu.
-O, tak przepraszam.
-Maamo, to jest Djaana, nie Dajija... To juś nawet ja wjem...
-Przepraszam skarbie. No chodźcie jeść.
-Nie, dziękujemy. My właśnie wychodzimy.
-A ja się skuszę.
Diana robiła wszystko by już wrócić do domu, a temu zachciało się jeść. Oczywiście zanim zjadł, wybawił się z dziećmi i pożegnał z Patricią, minęły dobre dwie godziny. Wreszcie, około siedemnastej byli w domu.

***

-Tu masz ich numery. Ja jutro załatwię wszystko co jest potrzebne, a ty zaproś wszystkich. Tylko rób to tak, żeby się nie dowiedziała. Powiedz Nathanowi, żeby ją gdzieś zabrał, czy coś...
-Na dwa dni?
-Tak. Żeby niczego się nie dowiedziała...
-Ok. Do widzenia.
-Jutro o dziesiątej przy moim samochodzie.
Powiedział na pożegnanie.

***

-Dobra, zabiorę ją. Ale gdzie?
-No nie wiem... Może nad morze?
-Nie... Ile można w wodzie siedzieć?
-To gdzie?
Powtórzył Nathan.
-Możesz zabrać ją w góry...
-Ok. Żeby to wypaliło.
-Dobra, dzwonie do tych jej przyjaciół.

***

-Cześć. Z tej strony Alexis.
-...
-No Sanchez. Ale proszę, nie piszcz.
 Powiedział do słuchawki ze swoim uroczym uśmiechem. Dobrze wiedział, że jest popularny, że jego nazwisko jest znane, ale nie lubił się tym chwalić. W głębi serca nadal był tym nieśmiałym, cichym i spokojnym chłopcem z Tocopilli.
-...
-Miło. Słuchaj. Jest sprawa.
Rozmawiali o omawiali szczegóły przez blisko 30 minut.
-...
-Dobra. To do zobaczenia.

***

Fajnie jest mieć przy sobie osobę, która chce dla nas jak najlepiej. Chce byśmy byli szczęśliwi. Osoba, której nic nie musisz mówić, a ona i tak wie, co powinna zrobić. Taką osobą jest przyjaciel. Posiadanie przyjaciela sprawia, że życie nabiera barw i my, jesteśmy po prostu weselsi, szczęśliwsi. Ktoś kiedyś powiedział- kto nie ma przyjaciela, nie żyje...

__________*__________

Nie byłabym sobą, gdybym nie wstawiła kilku zdjęć ze wczorajszej fety. A oto one:





















A to moje ulubione ;)
Sanchi, Fabsiu i Leo <3















Mes que un club!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz