__________*___________
Do Pauliny: Tak więc jak obiecałam jest ;p. Masz, czytaj i podniecaj się. Nie wiem jak dałam się namówić...
___________*__________
Mecze w Lidze Mistrzów są zawsze najważniejsze, najbardziej wyczekane. Po prostu najlepsze. Jak sama nazwa wskazuje, jest to liga najlepszych. Tu nie ma prawa być drużyna, która nie potrafi grać dobrego, widowiskowego futbolu.
Barcelona sześć lat z rzędu grała w półfinale w tych rozgrywkach. Czy tak będzie i tym razem? Ale przecież zanim ktokolwiek pomyśli o półfinałach czy broń Boże finale, najpierw trzeba przejść fazę grupową. Nie zawsze jest ona łatwa. Źle, ona nigdy nie jest łatwa.
-Słuchaj, wracamy za trzy dni. Nie rozwal domu, chcę mieć do czego wracać.
Mówił Alexis chowając ostatnie rzeczy do walizki.
-Spoko, spoko Alex. Wszystko będzie perfecto!
Wykrzyczał zadowolony Nathan.
-Czemu ty nie chcesz z nami jechać?
Spytał się.
-Co ja będę robił tam z Dianą? Widać, że woli Ciebie, ja wam przeszkadzać nie będę, a poza tym przyda mi się wolny dom.
-Jeszcze z tą Giną jesteś?
-Nadal i nie zamierzam tego zmieniać.
-Natt, wiesz jakie jest moje zdanie o tym?
-Wiem, ale to moje życie. Sam będę za nie decydował. Tobie nic do tego.
-Tylko później z płaczem do mnie nie przychodź.
Powiedział i po lekkim uderzeniu brata w policzek wyszedł z domu. Zawsze tak robili jak rozstawali się na dłuższy czas.
***
Walizki zapakowane, tyłki wygodnie usadzone w fotelach, samolot w powietrzu, muzyka w uszach. Czego chcieć więcej?
-Diana, byłaś kiedyś w Niemczech?
Spytał się Alexis wyciągając Dianie słuchawkę z uszu.
-Byłam. A co? Boisz się?
Spytała z uśmiechem na twarzy.
-Trochę. Tam ponoć są obrzydliwe kobiety... I przerażający mężczyźni. A jak jakaś obleśna baba zacznie mnie przytulać? Co ja wtedy zrobię?
Spytał przerażony.
-Wiesz... Zawsze możesz powiedzieć, że na przykład Jordi jest smaczniejszy... Będzie on miał problem.
Powiedziała i wskazała na śpiącego za nią Albę.
-Ale... Tak! Jak ta baba zje Albę, to wreszcie będę miał święty spokój! Pomożesz mi taką godżillę znaleźć?
Spytał patrząc się na nią kocimi oczami.
-Oj Sanchi, Sanchi...
Podsumowała wszystko kręcąc głową.
Gdy gracze Barcelony lecą na jakiś mecz, zawsze jest bardzo wesoło. Z tyłu samolotu słychać śpiewy Fabregasa z Thiago i Pedro. Victor robi sobie zdjęcia z Tello, które już za kilka chwil będą na portalach społecznościowych, a Xavi jak to Xavi. Śpi. On zawsze śpi.
***
Po wylądowaniu samolotu na lotnisku w Dortmundzie, wszyscy piłkarze w wyjątkiem trzech poszło do swoich pokoi.
-Trener nie będzie zły, że nie poszliście do hotelu?
-Dianuś...
Zaczął Tello obejmując dziewczynę jedną ręką.
-Bez ryzyka nie ma zabawy...
-Tak Tello! Pokazałeś to śpiąc z Pedro w jednej wannie!
Już do końca życia jemu i Pedro będą wypominali tą pamiętną noc. Biedni chłopcy...
Jak okazało się po kilku minutach Alexis, Jordi i Tello mieli jedną, wspaniałą i cudowną tradycję.
Zawsze jak byli w jakimś mieście musieli, musieli zrobić sobie zdjęcie w toi-toi!
-Nareszcie!
Wykrzyczał Alexis i podbiegł do plastikowej toalety.
Zrobił to samo Jordi, a Cristian został przy Dianie, która nie wiedziała czy ma się śmiać czy płakać.
-Tello! Chodź tutaj! Musimy sobie fotę strzelić!
Powiedział Jordi, który już przybrał pozę do zdjęcia.
Diana stała i patrzyła na tych debili(bo jak ich inaczej nazwać?) jak robią sobie zdjęcia.
Wyglądali jak banda niedorozwojów. Wyobrażasz sobie, biegniesz za potrzebą do publicznego toi toi, otwierasz a tam Alexis, Tello i Jordi robią sobie zdjęcia z papierem toaletowym w ręku? Ha! Już wyobrażam sobie Twoją minę...
-Ej! Dianka! Dawaj do nas!
Krzyknął Tello wychodząc z toalety.
-Nie, nie! Ja się od was nie przyznaje.
Jak dobrze, że jest w mieście, w którym nikt jej nie zna. Nie musi się wstydzić. Wyjedzie, zapomni, wszystko wróci do normy.
***
Po dwóch godzinach wrócili do hotelu. Gdy tylko weszli na korytarz, nie dało się nie zauważyć gdzie podziewa się reszta Barcelonistas.
W pokoju Thiago, Xaviego i Davida rozgrywał się turniej. Około szesnastu mężczyzn zgromadzonych w pokoju grało w Fifę.
-O!O!O! Ja też chcę!
Wrzasnął Alexis i podbiegł do wolnego pada. Dopadł się do niego niczym lew.
Korzystając z tego, że nikt nie widzi, wyciągnęła z kurtki Alexisa kluczyk i weszła do pokoju.
Jedno łóżko, drugie łóżko, trzecie łóżko, gdzie jest kurde czwarte łóżko?! Świetnie, Alexis zapomniał powiedzieć komukolwiek, że nie będzie sam.
Chcąc lub nie chcąc musiała coś z tym zrobić.
Lubiła rozmawiać z nowo poznanymi ludźmi, no ale nie po niemiecku! Ani trochę nie znała tego języka. Czyste zero.
-Dzień dobry.
Wydusiła z siebie w okropnym języku. Recepcjonistka podniosła delikatnie głowę.
-Lena?!
Spytała zdziwiona.
-Diana?! Co ty tutaj robisz?!
Spytała jeszcze bardziej zaszokowana całą sytuacją i wychodząc zza lady przytuliła dziewczynę.
Lena to dawna przyjaciółka Diany. Poznały się w podstawówce. Tylko ona, jako jedyna była przy niej przez najgorsze lata w jej życiu. W czasie gimnazjum. Ich drogi rozeszły się w drugiej klasie liceum. A dokładniej...
Lena i Laura nigdy się nie lubiły. Ba! To mało powiedziane, one jak tylko słyszały imię tej drugiej osoby wpadały w szał. Lena w gimnazjum chciała chronić Dianę przed Laurą. Ale gdy w liceum się zaprzyjaźniły, nikt tego nie mógł pojąć.
Gdy Diana zaczęła bardziej "zajmować się" Laurą, Lena by zrobić na złość przyjaciółce rozkochała w sobie jej przyjaciela- Filipa. Mimo tylu przykrości i niepowodzeń, te dwie rozstały się w zgodzie. Do dziś utrzymywały ze sobą kontakt, ale już nigdy nie było jak tak kiedyś...
-Mogłabyś załatwić mi jeden pokój?
Spytała się, gdy została uwolniona z objęć dziewczyny.
-A masz zarezerwowany?
-Przyjechałam razem z piłkarzami Barcelony, tylko Alexis zapomniał zaznaczyć, że ja też jadę... I nie mam łóżka.
-Diana, Diana... Ty zawsze pakujesz się w kłopoty.
Trzymaj, tylko nikomu nie mów.
Powiedziała i wręczyła klucz przyjaciółce.
***
Mecz miał zacząć się o dwudziestej czterdzieści pięć. Więc jeszcze trzy godziny.
Te kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem każdy piłkarz lubi się wyciszyć, uspokoić, wyluzować... Ale nie Dani Alves! Ten nigdy nie jest spokojny. Założył sobie słuchawki na uszy, puścił najgłośniej muzykę i chodził po korytarzu już dobre dwadzieścia minut. Przynajmniej nikomu nie przeszkadzał.
-Cześć...
Usłyszała przyjemny głos dochodzący z przedpokoju. Była to Lena.
-Nie przeszkadzam?
-Nie, skąd. Siadaj. Właśnie szykuję się na mecz.
Powiedziała, gdy malowała rzęsy.
-Też idziesz?
Spytała się podchodząc bliżej.
-Ja bym nie poszła? Głównie po to tutaj przyjechałam.
Powiedziała ze śmiechem.
-Twój brat będzie dziś grał?
-Tak, z tego co wiem to tak.
-Dawno się z nim nie widziałam, może spotkamy się po meczu, lub jutro?
Spytała.
-Czemu nie! Już teraz zapraszam Cię do naszego mieszkania. Łukasz się ucieszy. Stęsknił się za Tobą.
-Ja za nim też.
Dianie Łukasz się zawsze podobał. Zawsze był uśmiechnięty. Nigdy nie opuszczał go dobry humor.
-Ja muszę iść do domu.
Powiedziała Lena.
-Dziś chyba za opiekunkę będę robiła...
Powiedziała zrezygnowana.
-To Łukasz... On...?
-Czy ma dziecko? Tak. Sarę. Ma prawie trzy lata. Nie mów, że nie wiedziałaś...
Powiedziała.
Nie wiedziała. Nie miała pojęcia, że Łukasz z kimkolwiek jest. On był jej pierwszą wielką miłością. Nigdy nie myślała, że to wszystko tak się potoczy...
***
-Diana idziesz?!
Wrzasnął Alexis stojąc przy drzwiach od pokoju brunetki.
-Tak, idę... Nie krzycz na mnie!
Tym razem to ona wrzasnęła.
-Nie unoś na mnie głosu, bo w hotelu zostaniesz! Pamiętaj kto Cię tu przywiózł!
-Dobra. Przepraszam.
Powiedziała i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi.
Autobus, w którym siedzieli pozostali zawodnicy czekał już tylko na Alexisa i Dianę. Oj trener nie będzie zadowolony...
***
Gdy wszyscy piłkarze weszli do szatni, by przygotować się do rozgrzewki, Diana z Alexisem i Tello wybrała się na zwiedzanie stadionu.
-Ale tu kuźwa żółto!
Krzyknął przejęty Alexis widząc całą okazałość Westfalenstadion.
-Byliście tu kiedyś?
Spytała Diana.
We dwoje pokręcili przecząco głową.
-Sanchez! Tello! Przebierać mi się! Moja cierpliwość się kończy!
Wrzasnął Tito.
***
Nie wiedziała co ma robić. Gdzie pójść, co robić. Czuła się o wiele mniej komfortowo niż na Camp Nou. To nie było to samo...
Spacerowała od drzwi do drzwi, od korytarza do korytarza. Do szatni wejść nie mogła. Tito i tak miał już dość podwyższone ciśnienie.
W głowie cały czas miała Łukasza. Tego samego Łukasza, który jeszcze cztery lata temu był dla niej wszystkim. Teraz nawet nie wiedziała, że ma dziecko.
-Lena?! Gdzie jesteś?
Powiedziała do słuchawki telefonu, gdy usłyszała głos przyjaciółki.
-...
-Dobrze. Idę.
Powiedziała i poszła w stronę szatni gospodarzy.
Gdy tylko wyszła zza korytarza ujrzała przyjaciółkę. Lecz nie wyglądała tak jak w hotelu. Jej rozpuszczone i delikatnie falowane włosy zostały spięte w kucyka. Szara sukienka zamieniona na czarne, obcisłe rurki i meczową koszulkę Borussii, a delikatny makijaż na ostry i wyzywający.
-Jej, Lena... Coś ty z sobą zrobiła?
Spytała podchodząc do dziewczyny.
-Poprawiłam nieco swój wygląd.
Dodała. Gdy przyzwyczaiła się do wyglądu przyjaciółki, drzwi od szatni się otworzyły i po kolei zaczęli z niej wychodzić piłkarze BVB.
Szli w skupieniu, prawie nie rozglądając się na boki.
-Zaraz tu przyjdzie Łukasz.
Powiedziała i zaczęła machać ręką do brata.
Omal nie eksplodowała! O Łukaszu nigdy nie zapomniała, zawsze miała go w sercu, już zawsze tam pozostanie. A zawsze to nie takie zwykłe słowo, zawsze to obietnica.
Był coraz bliżej. Już widziała jego blond grzywę wyłaniającą się zza ściany. Już widziała ten szczery i pogodny uśmiech. Cały Łukasz.
-Łuki!
Krzyknęła Lena przytulając brata.
-Poznajesz?
Spytała.
Stał chwilę zmieszany. Nie wiedział co powiedzieć. Nie wiedział jak zareaguje na jego słowa. Jedyne co wiedział, to to, że ją zranił. Bardzo ją zranił.
-Łukasz? Powiesz coś?
Pytała, gdy blondyn stał z wlepionymi ślepiami w Dianę.
-Tak... Diana... Cześć.
Wyjąkał.
-Miło mi Cię znów widzieć Łukasz!
Powiedziała z uśmiechem na twarzy. Już dawno zapomniała o tym, co stało się cztery lata temu. Już dawno mu wybaczyła. Szkoda, że on o tym nie wiedział...
-Muszę iść...
Wyjąkał i poszedł na murawę rozgrzać się.
-Co mu? Nigdy nie był taki...
Powiedziała Diana spuszczając głowę w dół.
-Chyba nie ucieszył się, że tu przyjechałam...
Dokończyła.
-Co ty wygadujesz?! Bardzo się ucieszył! Aż zaniemówił na Twój widok... Zobaczysz, rozkręci się! Choć na murawę.
Powiedziała i ciągnąc przyjaciółkę na boisko ruszyła w jego stronę.
***
Jeden mecz, jedno miasto, jeden stadion, dwie drużyny. Jak to się wszystko skończy? Ktoś będzie pokrzywdzony...
Sędzia zaczął mecz równo za piętnaście dwudziesta pierwsza. Wraz z jego gwizdkiem serca wszystkich Cules zaczęły bić mocniej. Dwudziestu dwóch mężczyzn biegało po boisku i dawało z siebie wszystko. Ale piłka nożna to nie tylko bezmyślne bieganie za piłką. Piłka nożna jest jak narkotyk. Raz spróbujesz, nie możesz przestać. Piłka jest nałogiem, ale pozytywnym nałogiem. Grając w piłkę oddajesz w to całe swoje serce, całą swoją duszę, całego siebie. To wspaniałe mieć coś, co kochasz, coś co sprawia Ci przyjemność. Piłka nożna to nie jest zwykły sport. Piłka nożna to magia.
***
-Jaki wynik obstawiasz?
Spytała się Lena. Siedziały na trybunie vipów. Wszędzie mężczyźni w garniturach i kobiety w pięknych długich sukniach i w szpilkach. Kto normalny ubiera się tak na mecz? Dobra, wiem, prezesi...
-Pozytywny!
Powiedziała. Odpowiedź idealna. Ani nie obraziła Leny, ani nie zwątpiła w siły i możliwości Barcelony.
-Mówię Ci! Borussia wygra!
Powiedziała pewna swego. Ale przecież babcia mówiła, "nie chwal dnia przed zachodem słońca" i miała rację. Ledwo Lena skończyła mówić zdanie, a już Weidenfeller był zmuszony wyciągnąć piłkę z siatki.
-Leo!!!
Krzyknęła na całe gardło Diana wstając z krzesła. Tak krzyczała i podskakiwała, że wszyscy się na nią patrzyli. Właściwie nie ma co się dziwić, wszyscy tu byli za BVB.
Lionel Messi, zdobywca pierwszej bramki na Westfalenstadion i miejmy nadzieję nie ostatniej.
-To był wypadek... Zwykłe nieporozumienie przy pracy...
Mówiła Lena machając prawą ręką.
-Bramki nie padają przez przypadek.
Barcelona słynie z tego, że ma dziurawą obronę. Tak też było i w 34 minucie. Jedno jest pewne. Barca potrzebuje dobrego obrońcy a nawet dwóch!
Marco Reus zrobił Bartrę i Marschelano jak chciał. Valdes nie miał nic do powiedzenia. Piłka idealnie wpadła w prawe okienko bramki.
-Goooool!
Krzyczała tym razem Lena. Diana nie chciała tego komentować. Wiedziała, że strata bramki to wina obrońców. Ona już sobie z Bartrą porozmawia. Oj biedny Marc, biedny...
Gracze Borussii i Barcelony schodzili do szatni niezadowoleni. Remis ich nie zaspokajał. Obie drużyny miały ambicje na więcej.
-Sanchez!
Krzyknęła gdy chłopak wchodził do szatni.
Spojrzał na nią. Jego wyraz twarzy zdradzał, że nie jest zadowolony.
-Co taki smutny?
Spytała podchodząc do niego.
-Jesteś na tym samym meczu? Remisujemy...
-Ale nie przegrywamy. Będzie dobrze. Zagrasz w drugiej połowie?
Spytała.
-Tak. Trener powiedział, że wpuści mnie zaraz na początku.
-Mam nadzieję, że coś strzelisz.
Powiedziała i mocno przytuliła przyjaciela.
-To na szczęście.
***
Druga połowa. Kolejne czterdzieści pięć minut gry. Wspaniałej gry. Tak jak Alexis mówił, wszedł zaraz po pierwszym gwizdku sędziego. Ale nawet to nie uchroniło Barcelonistas na stratę bramki. Kolejnej bramki. Znów Reus. Bramka nieco inna niż poprzednia. Wielkie zamieszanie w polu karnym FcB. Marco tylko wystawił nogę.
-HEJA BVB!
Wrzasnęła jak opętana Lena, a wraz z nią cały stadion.
-Nie przyzwyczajaj się.
Powiedziałaby coś więcej, ale co kibic może powiedzieć w takiej sytuacji? Prawda, zawsze można było zwalić wszystko na sędziów...
Nie minęły dwie minuty, a na Westfalenstadion znów cieszyła się nieliczna grupka fanów Blaugrany, a uszczęśliwił ich Alexis Sanchez!
Diana nie krzyknęła widząc cieszącego się Sancheza. Radowała się w środku. Wiedziała, że ten mecz nie jest jeszcze wygrany...
Przez następne dwadzieścia minut mecz był bardzo wyrównany i szybki. Od bramki do bramki. Akcja za akcją... Tylko bramek brak.
-Myślisz, że tak się skończy?
Spytała Diana.
-Na pewno nie! Borussia jeszcze strzeli i wygra, zobaczysz!
Powiedziała ucieszona. Powtórka z rozrywki. I to podwójna! Znów Sanchez! Gra dziś idealnie!
-Alex!!!
Wykrzyczała Diana widząc piłkę w siatce. Alexis miał kolejną niespodziankę dla Diany. Podchodząc do trybuny, na której siedziała ściągnął koszulkę i pokazał biały podkoszulek, na którym było napisane "Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!". Najlepszy prezent ever!
-Wiedziałaś o tym?
Spytała Lena po kilku minutach.
-O tym napisie? Nie miałam pojęcia!
Powiedziała ucieszona.
-Też bym chciała mieć takiego przyjaciela...
Ostatnie pięć minut meczu. Wynik 2-3. Pozytywnie. Lecz nie na długo. W 91 minucie karnego za faul na Lewandowskim podyktował sędzia. Podszedł do niego Kuba Błaszczykowski.
Serce podeszło jej do gardła. Nie tylko jej, całemu Westfalenstadion. Trafi? Nie trafi? Obroni? Nie obroni? Wygrana? Remis? Dlaczego karne są takie stresujące?!
-I gooooooooooooooooooooooooooool
Rozbrzmiało z ust komentatorów. Mamy remis.
-Oł yeah! Oł yeah!
Śpiewała i tańczyła Lena na swoim krześle. Diana tak była zajęta patrzeniem na Lenę, że nie zauważyła ostatniej meczowej akcji. Do piłki dopadł się Leo Messi szybkim podaniem dograł do Fabregasa. Fabregas wykonał kilka szybkich ruchów i kopnął na bramkę. W locie, piłka odbiła się jeszcze od Alexisa i wpadła do bramki. 3-4? Nie... Bo przecież od czego są sędziowie? Chorągiewka w górze. Spalony.
-Jaki spalony? Nie było spalonego!
Kłócił się Carles podchodząc do sędziego. Ten nie zważając na okoliczności wskazał na rozpoczęcie gry od bramki. Weidenfeller wykopał piłkę, a sędzia zakończył spotkanie. 3-3.
***
Remis nikogo nie zadowala. Remis to beznadziejny rezultat meczu. Remis. Co to w ogóle jest remis?
-Idę do Łukasza. Zejdź na murawę jak chcesz.
Powiedziała Lena i poszła w stronę szatni BVB.
Diana wiedziała, że do szatni Barcy nie ma co wchodzić. Teraz każdy z piłkarzy lubił sobie wszystko przemyśleć, uspokoić się.
Weszła na murawę. Nie było prawie nikogo. Ostatni ludzie wychodzili ze stadionu, ktoś sprzątał piłki.
Położyła się na murawie. Chciała odpocząć.
Gdy Diana leżała i odpoczywała, w szatni zaczęły się żywsze rozmowy.
-Remis nie jest zły...
Zaczął Alba.
-Na pewno lepiej niż porażka.
Dorzucił Villa.
-No co ty Davidku nie powiesz?
Odpowiedział mu.
-Widział ktoś Sancheza? Trzeba mu pogratulować!
Wykrzyczał Pique.
-Był przy swojej szafce.
Odpowiedział Iniesta. Był, siedział na stołku i patrzył się przed siebie.
-Sanchi! Chłopie!
Powiedział Pique klepiąc kolegę po ramieniu.
-Świetne spotkanie! Ta druga bramka była prześliczna!
Mówił.
-Dzięki. Ale czwartego gola ja zepsułem...
-Sanchi, nie użalaj się nad sobą. Było dobrze.
Powiedział Puyol, a przecież zdanie kapitana jest najważniejsze.
***
Leniwie podniosła się z murawy. Chciała wracać do hotelu.
Drzwi od szatni były nadal zamknięte. Stała w korytarzu i czekała. Właściwie dlaczego? Miała klucze od pokoju. Może nie chciała wracać sama?
Stojąc pod jedną ze ścian mijało ją wielu ludzi. Nikt się nie odezwał, aż do czasu...
-Cześć.
Powiedział po niemiecku wysoki brunet. To było chyba jedyne słowo jakie rozumiała. Odpowiedziała mu tym samym.
Ten na jej odpowiedź rzucił wiązanką dziwnych i niewyraźnych słów, których za Chiny nie mogła rozszyfrować.
-Nie rozumiem Cię.
Powiedziała po angielsku.
-Mogłem się domyśleć. Fajna koszulka.
Powiedział po tym samym języku.
-Najlepszej drużyny na świecie.
Odpowiedziała.
-Jestem Moritz.
Mówiąc podał rękę.
-Diana.
-Jesteś dziewczyną któregoś z nich?
Wskazał na drzwi od szatni.
-Nie, nie jestem. Jestem przyjaciółką.
-Taak... Przyjaciółką!
Wybuch drwiącym śmiechem.
-Ale jesteś miły! Cześć.
Powiedziała i odeszła kilka kroków dalej. Znów zaczął mówić coś po niemiecku, nic nie rozumiała. Chciała odwdzięczyć się ty samym i rzuciła wiązankę niemiłych słów po hiszpańsku w stronę bruneta.
-Wiesz, dzięki, że tak o mnie myślisz.
Powiedział i zniknął jej z oczu.
~ Kurde! On to zrozumiał!~ Powiedziała zdziwiona.
***
Po dwóch, czy trzech godzinach wróciła do hotelu. Razem z wszystkimi Barcelonistas. Większość z nich zaszyła się w swoich pokojach.
-Ile tu jeszcze będziemy?
Spytała Diana leżąc na łóżku.
-Do jutra wieczorem.
Odpowiedział. W pokoju oprócz Diany i Alexisa był jeszcze Jordi, Bartra i Pedro, którzy grali w karty.
-To przedstawię Cię mojej przyjaciółce.
Odpowiedziała.
-Bartra! Nie ma! Oszukujesz!
Wrzasnął na pół hotelu Jordi.
-Nie prawda! Ja jestem bardzo honorowym człowiekiem. Nigdy nikogo nie oszukałem!
Zaczął się przemądrzać jaki to on jest a jaki nie jest. Z całej tej sytuacji skorzystał Pedro, który "delikatnie" wymienił sobie karty na lepsze.
Gdy się uspokoili, przyłączyła się do rozmowy Diana.
-Ty! Barta! Czemu się za piłką nie biega?
Spytała z uśmiechem na twarzy.
-Za szybka była.
Odpowiedział.
-Zresztą ten blondas tak zraził mnie swoimi jasnymi włosami, że omal nie umarłem! Na prawdę! Trzy razy się powstrzymywałem, żeby nie umrzeć. Ale pomyślałem sobie, że drużyna nie przeżyje bez takiego wspaniałego obrońcy jak ja, a już w szczególności te wszystkie piękne kobiety, które tylko czekają na mnie. Nie, nie mógłbym im tego zrobić.
Powiedział kiwając głową w prawo i lewo.
-Mówił Ci już ktoś, że jesteś głupi?
Spytała rzucając w niego poduszką.
Oj, to nie był dobry pomysł. Jeden jej ruch, a cała czwórka rzuciła się w bitwę na poduszki. Cały pokój był w pierzu. Ale czegoż się nie robi dla dobrej zabawy? No czego?
AAAAA!!!! BORUSSIA ! BORUSSIA ! BORUSSIA!
OdpowiedzUsuńAAAAA!!!! MO ! MO ! MO ! MO ! MO !
Dobra, już się uspokoiłam :)
Świetny rozdział, nic więcej nie jestem w stanie napisać :D
HaHa :). Dziękuję za przemiły komentarz ;)
Usuń