sobota, 11 maja 2013

2. Może jednak nie będzie tak źle?

Obudziła ją myśl- czy ja sobie tu poradzę? Czy się dostosuję?-
Bała się. Cholernie się bała. Dopiero teraz do niej dotarło w co tak naprawdę się pakuje. Nie wiedziała jak to będzie. Nowy kraj, dom, otoczenie, znajomi. Właśnie znajomi. Z tym był największy problem. Choć nawiązywanie kontaktów szło jej nad wyraz łatwo, bała się odrzucenia. Można było rzec, że przelot między Polską, a Hiszpanią zmienił ją diametralnie. Od zawsze wolna i niezależna, teraz zaczęła przejmować się opinią innych. Czuła się inna, choć była taka sama. Bała się, że się nie dostosuje. Bała się, że będzie tak jak w gimnazjum. Oh, co to były za czasy. Za wszelką cenę chce o nich zapomnieć.
Siadając na łóżku wyjrzała przez okno. Ujrzała park, a w oddali pnące się ku niebu domy. Do pogody nie można było się przyczepić.
 Niedzielne promienie słońca delikatnie pieściły jej twarz. Ten przyjemny i jakże wyczekany masaż przerwał Ricardo.
-No, Disiu nie ma spania. Dzień się zaczął trzeba wstawać.
Rzucił patrząc na swoją jeszcze zaspaną wnuczkę.
-Wychodzisz już?
-Już? Już to ja się spóźniłem. Muszę iść to zarządu klubu, tak więc nie wiem, o której wrócę. Musisz sobie sama jakoś zagospodarować czas.
-Bez obaw. Poradzę sobie.
Posłała do dziadka sztuczny uśmiech i odwróciła się w stronę brudnej szyby. Znów pomyślała o rodzicach. Tak bardzo za nimi tęskni. Za ich śmierć obwinia tylko i wyłącznie siebie. Nalegała by przyjechali obejrzeć mieszkanie. Czuje się winna...
-Będę na obiedzie.
Powiedział i wyszedł z domu. Nic więcej nie potrzebowała. Rozpłakała się. Nie wytrzymała nadmiaru emocji.
Strata rodziców, rozstanie z przyjaciółmi, nowe życie. To wszystko ją przerosło. Wtulając się w poduszkę, zdała sobie sprawę, że pierwszy raz prawdziwie płacze, po stracie rodziców. Była twarda. Nie musiała się powstrzymywać od łez, po prostu nie mogła. To wszystko wydawało się kumulować jej małym ciele i czekać na odpowiedni moment, by wybuchnąć. Cierpiała...
Przecierając łzy wstała z łóżka. Podchodząc do lusterka zaczęła szczypać się w ręce. To była jej kara za płacz. Sądziła, że płaczą tylko słabi. Stojąc przed lustrem patrzyła prosto w swoje zaszklone oczy.
-I co ty sobie myślisz?
Krzyknęła wściekła i uderzyła pięścią w szklaną szybę.
-Płaczem nic nie wskórasz! Chcesz znów być pośmiewiskiem? Odrzudkiem? Bierz się dziewczyno za siebie! Nie jesteś warta łez.
Uderzyła się w twarz. Tak po prostu. Chciała się ukarać.
-Jesteś nikim...
Powiedziała już znacznie ciszej odchodząc od lusterka.
Przemyła twarz zimną jak lód wodą. Uspokoiła się. Zaczęła znów myśleć racjonalnie.
Przygotowując sobie śniadanie ujrzała półkę z trofeami, których wcześniej dziwnym trafem nie zauważyła. Było na niej wiele pucharów, czy medali. ~Mój dziadek był kimś..~ Pomyślała jedząc kanapkę.
Dochodziła czternasta. Chwilę wytchnienia nad kubkiem kakao przerwał wchodzący z reklamówkami Ricardo.
-Uff, nareszcie.
Powiedział odkładając torby i siadając na fotelu. Fotel, ach ten fotel... Był niczym tron. Zajmował centralne miejsce w salonie. Ricardo uwielbiał na nim przesiadywać. Choć był już stary i nie wyglądał idealnie, kochał go. Miał z nim związane wiele wspomnień.
-Rozmawiałem z różnymi ludźmi u mnie w pracy, chcąc załatwić Ci posadę. Od kilku dni poszukiwany jest dobry fotograf do zrobienia sesji zdjęciowej. Miałyby to być zdjęcia do kalendarza. Nie płacą za dużo, ale to chyba lepsze niż nic.
-A komu ja bym te zdjęcia robiła?
Spytała wyciągając rzeczy z toreb.
-Kilkorgu chłopakom z Barcy B. Tak na początek. Jeśli się spodobają, te same zrobisz już piłkarzom Barcy.
Pasuje taki układ?
-Lepsze to niż nic.
Powiedziała jakby od niechcenia.
-Jeśli Ci nie pasuje, powiedz.
-Nie, jest ok. Głodny? Przygotuję pastę z pomidorkami.
Jak powiedziała tak też zrobiła.
Niedziela, jak niedziela. Najbardziej leniwy dzień w tygodniu. Ktoś kiedyś powiedział,  że niedziela to dzień święty. Święty, owszem. Jest idealny do odpoczęcia po dynamicznym weekendzie i nabrania sił na następne pięć dni. Za to mu dziękuję.
-Disiu!
Krzyknął Ricardo wyciągając nos spod gazety.
-Tak?
Ukazała mu się postać wychodząca z pokoju.
-Pójdź proszę do sklepu. Dziadziusiowi się ciasteczek zachciało...
Ricardo nie odmawiał sobie. Choć lekarze nie raz go straszyli zawałem, cukrzycą czy innym choróbskiem, on robił to na co miał ochotę. Ciasteczko? Proszę bardzo! Chipsy? Czemu nie! Dżemik? Ależ oczywiście! 
Nie miała nic do gadania. Wzięła pieniądze, kurtkę, bo robiło się już zimno i wyszła.
Krocząc ciemnym korytarzem usłyszała miły niski głos za swoimi plecami.
-Hola! Diana! Gdzie tak biegniesz?
Odwróciła się.
-O, cześć Nathan. Do sklepu idę. Dziadkowi się ciasteczek zachciało...
Powiedziała i uśmiechnęła się.
-Mogę Ci towarzyszyć?
-A nie śpieszy Ci się?
-Dla Ciebie zawsze znajdę czas.
Sklep znajdował się kilka minut od kamienicy. Mały, żółty kwadracik z milionem kwiatów. Czy to w donicach na parapecie, czy obok ławek, czy wsadzone wokół dróżki prowadzącej do małego stawu.

W stawie tym pływało mnóstwo kaczek, które bez problemu dawały się karmić i głaskać.
Sklep od lat był prowadzony przez tego samego pana. Alejandro, przejął sklep po swoim ojcu w wieku 20 lat, teraz ma 64 i nadal radzi sobie świetnie.
-Dzień dobry panie Gonzalez.
Powiedział na przywitanie Nathan.
-Oo, witaj Nathan. Czego dziś potrzebujesz? Oo, a kim jest Twoja prześliczna towarzyszka?
-To jest Diana.
-Diana Nevárez.
Poprawiła szybko dziewczyna.
-Nevárez? Ta Nevárez?
Zdziwił się sprzedawca.
-Tak. Od pana Ricardo. To jest jego wnuczka.
-O mamma mia! Cóż za szczęście mnie spotkało! Widzieć krew z krwi Nevárezów! Pozwól, że Cię uściskam!
Wyszedł zza jasnej lady i przytulił brunetkę. Wywołało to strach, który już krótką chwilę potem przerodził się w szczęście. Nie przerywała mu, choć nie wiedziała czemu jest obiektem takiego zadowolenia i sympatii. ~Czego dziadek mu o mnie nagadał?~ Przemknęło jej przez myśl.
-Przepraszam jeśli pozwoliłem sobie na zbyt dużo, ale po prostu nie mogę uwierzyć. Czego potrzebujesz mała Barbaro?
Myślała, że się przesłyszała? Barbaro?
-Jak mnie pan nazwał?
Spytała by się upewnić. ~Może się pomylił~
-Przepraszam jeśli Cię to uraziło. Czyż Barbara nie była twoją babką? Żoną Rica?
-Tak, ale pierwszy raz spotkałam się z takim nazwaniem mnie...
-Pani Nevárez to była bardzo poczciwa kobieta...
Już zaczął by się wykład o tym jaka to była, a jaka nie była Basia. Gonzalez był w mówieniu bardzo dobry. Nie jeden już przy nim wymiękł. To samo stałoby się z Dianą i Nathanem, gdyby ten drugi nie przerwał monologu...
-Przepraszam jeśli się wtrącam..
-Owszem! Nie uczyli, że nie przerywa się starszym?
-Przeprosiłem. Mi i Dianie bardzo się śpieszy. Jeśli byłby pan w stanie dać jakąś paczkę ciasteczek bylibyśmy bardzo wdzięczni.
-Czy to prawda?
Spytał spoglądając na Dianę.
-Tak. I jeśli można było prosić o takie w czekoladzie...
-Jak chcecie... Proszę. To ostatnia paczka.
Podając położył ręce na blacie.
-Dziękuję bardzo.
Opuścili sklep.
-Uff, nareszcie. Dziękuję, że mu przerwałeś. Ja bym pewnie stała i czekała, aż skończy.
-Nie ma sprawy. Ale chcę coś dostać w zmian...
-A co masz na myśli?
-Film? Dziś. U mnie. 20?
Spojrzała na zegarek.
-Tylko zaniosę ciastka.
I jego i ją ten pomysł bardzo zadowolił. Rozstali się na korytarzu.
-Proszę.
Mówiąc udała się do pokoju, w celu założenia lepszych ciuchów.
~Wiem, że to nie jest randka, ale przydałoby się lepiej wyglądać.~
Pomyślała zakładając lepszy podkoszulek. Wiedziała,  że podkreśla on jej walory. Kolor idealnie komponował się z karnacją i kolorem włosów, a wcięcie u szyi uwypuklało jej biust. Jeszcze tylko ładniejsza biżuteria i fryzura i jest gotowa.
-Disiu!
Krzyknął Ricardo widząc krzątającą się z pokoju do łazienki wnuczkę.
-Wybierasz się gdzieś?
-Tak.
Odpowiedziała i wyszła z pokoju.
-Mogę wiedzieć gdzie?
-Do Nathana. Tu obok.
-Do Nathana... Dobrze. Tylko nie zapomnij o jutrzejszym pierwszym dniu pracy.
-Pamiętam, pamiętam. Już nastawiłam budzik.
-Ślicznie wyglądasz.

***

W tym samym momencie, Nathan próbował ogarnąć mieszkanie. Robił to naprawdę rzadko i tylko w wyjątkowych sytuacjach.
Poprawiając fryzurę usłyszał dzwoniący telefon.
-Słucham?
Odebrał poprawiając poduszki na kanapie.
-Hej, Nathan! Tu Alex. Pamiętasz, że masz jutro po mnie przyjechać?
-Jeju, Alex! Nie poradzisz sobie sam... Wiesz jutro te zdjęcia i trening...
-Obiecałeś!
-Dobra, będę, ale teraz muszę kończyć, czekam na kogoś.
-Na kogoś? Kim jest ta ślicznotka? Z Giną wreszcie skończyłeś?
-Nie... Poznasz ją jutro. Do wnuczka Ricardo.
-Ricardo? To on ma jeszcze jakąś rodzinę?
-No najwyraźniej nie mówił nam wszystkiego. Dobra. Do rana.
-Miłego wieczoru.. I nocy .
Rozłączył się. ~Głupek~ pomyśleli oboje. Nie zdążył odłożyć telefonu, gdy usłyszał dzwonek u drzwi.
-Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
-Nie, skąd. Wchodź.
Mieszkanie niczego sobie. Bardzo ładne i duże. Większe niż Naváreza. Duży, jasny salon otwarty na kuchnię. Trzy pokoje, balkon, mini siłownia. Choć widać, że nie mieszka tu kobieta.
-Wiec jaki typ filmu preferujesz? Horror? Komedia? Musical? Choć muszę powiedzieć, nie mam żadnego musicalu...
-Nie szkodzi. Nie przepadam za takim typem filmu. Może komedia, na początek?
-Dobrze.
Film wybrany, popcorn się robi. Czas na podziwianie mieszkania.
-Nie krępuj się.
Powiedział widząc rozglądającą się Dianę.
-Ktoś tu naprawdę musi lubić Barcelonę. A w szczególności Alexisa Sancheza.
Powiedziała wskazując na różne zdjęcia wiszące na tablicy korkowej przy książkach.
-Tak, mój brat jest jego fanem. Chyba największym.
-O nie, nie! Jeśli chodzi o Sancheza, to nie ma większego fana ode mnie.
Zaśmiała się i chodziła dalej po domu.
~I w co ja się pakuję? Ona się w nim kocha?~ Myślał
-Ej! A no co mu jego zdjęcia nawet w sypialni? I to jak jest z jakąś dziewczyną...?
-Mówiłem, że ma fioła. Bywa tak.
-Masz brata geja?
Spojrzała na niego wychodząc z sypialni.
-Mi możesz powiedzieć. Jestem tolerancyjna.
-Spokojnie. Z tego co wiem to woli płeć przeciwną.
-Mam nadzieję, że ty też?
Spojrzała na niego podejrzliwie. Nie odpowiedział jej. ~O kurde! On jest gejem! To jego pokój! Ale spokojnie, Diana, uspokój się... Jesteś tolerancyjna, pamiętasz?~
Usiedli wygodnie na kanapie. Film właśnie się zaczynał. Zapowiadało się przyjemnie.
Fabuła filmu może banalna i prosta, ale największą uwagę przyciągają główni bohaterowie.
-Jeju, jaki on śliczny...!
Wyrwało jej się. Szybko zasłoniła usta obiema rękami.
-Znaczy...
-Spokojnie. Nie denerwuj się.
Wybuchnęli głośnym śmiechem. ~Ale ona jest urocza~ Myślał przyglądając się wpatrzonej w aktora brunetce. ~Mam szczęście, że poznałem ją jako pierwszy. Mój okropny brat od razu by ją w sobie rozkochał.~
~On pewnie nie wie, że czuje jego wzrok na moim ciele... Jest zabawny. Fajnie byłoby się do niego zbliżyć...~
Film powoli dobiegał końca. Robiło się coraz ciemniej i zimniej. Po kilkunastu minutach im oczom ukazał się napis "the end".
-I jak się film podobał?
-Bardzo. A ten aktor... Cudo!
Zaśmiała się.
-To już słyszałem.
Zapadła cisza. Cisza, której oboje tak się bali. Im cisza trwa dłużej tym trudniej ją przerwać. To prawda.
-Too... Jakie plany na jutro?
-Jutro zaczynam pracę. Może nie jest to moja wymarzona, ale zawsze coś. Dziadek pomógł mi ją załatwić.
-Jesteś tu dopiero drugi dzień, a już masz prace? Szybka jesteś.
-Nie lubię tkwić w miejscu. A ty? Jak jutro spędzisz dzień?
-Rano jadę po brata. Wraca z Grecji. Był z kolegami na krótkim odpoczynku. A później na trening i jeszcze będą nam zdjęcia robili. Nie bardzo to lubię.
-Oj, fotografia jest bardzo fajna. Może kiedyś Cię do tego przekonam.
Siedzieli i rozmawiali tak dobre trzy godziny. Nawet nie zauważyli, gdy wybiła pierwsza w nocy.
-Będę już szła, rano praca, jeszcze dziadek pewnie się martwi...
-Znam to. No cóż. Przynajmniej mile spędziliśmy czas. Powtórzymy to?
-Oczywiście, wiesz gdzie mieszkam.
Zaśmiała się i przyjacielsko pocałowała chłopaka w policzek.
~Już nigdy go nie umyję.~
-Do jutra. A właściwie, do później.
-Tak, do zobaczenia.
Wyszła zamykając za sobą drzwi. Dziadek już spał. ~Dziwne, myślałam, że będzie czekał...~ Zasnął, bo wiedział, że Dianie w towarzystwie Nathana nic się nie stanie. Miał rację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz