poniedziałek, 13 maja 2013

4. Nie jesteśmy tacy męczący...

-Tak więc pani Nevárez, zdjęcia wywarły na nas pozytywne wrażenie i byłem już w pani sprawie u odpowiednich ludzi. Ma pani możliwość zrobienia zdjęć dwunastce Barcy. Czy przyjmuje pani tą propozycję?
-Czy przyjmuję? Ależ oczywiście!
-Dobrze. Tylko, że jest kilka warunków. Po pierwsze. Nie widzi pani w nich piłkarzy wielkiej Barcelony, tylko modeli. Po drugie nie może pani z nimi rozmawiać na prywatne tematy związane z rodziną czy meczami, tylko zdjęcia. Po trzecie kategorycznie zabronione jest proszenie o autografy, po czwarte zakaz dotykania piłkarzy. Po piąte, najlepiej jeśli pani w ogóle by z nimi nie rozmawiała.
-Dobrze, ale co do piątego mam zastrzeżenia. Skoro nie mogę z nimi rozmawiać, to jak mam się porozumieć?
-Takie profesjonalne zwroty mogą być.
-A jakie według pana są profesjonalne?
-No na przykład. Panie Alves, noga nieco wyżej.
Wybuchła głośnym śmiechem. ~On jest żałosny~
-Dobrze, dostosuję się. A oni też mają być w tych przebraniach?
-Tak. Zdjęcia zrobi pani dziś. Dwunastka jest już wybrana, więc nie będzie problemu. Po prostu pani przyjdzie, przedstawi się, zrobi co do pani należy, odbierze pieniądze i koniec. Rozumie pani?
-Oczywiście. To gdzie oni są?
-Na Camp Nou. Wie pani jak tam dojść?
-Tak. Trafię.
-Pokaże pani tę kartkę i wejdzie.
Jak powiedział tak też zrobiła. Po kilkunastu minutach była już w środku Camp Nou. Pierwszy raz nie na trybunach. Zbliżała się do murawy. Słychać było już gwizdek i rozmowy piłkarzy.
Gdy stanęła oko w oko z całą okazałością Camp Nou, zabrakło jej tchu w piersi.
Nie zdążyła się dobrze rozejrzeć, a ochroniarze już do niej podbiegli. Ale po pokazaniu kartki od swojego pracodawcy, dali jej spokój.
Powoli, bez pośpiechu rozłożyła swój sprzęt. Robiła to sama, ale było tego tak dużo, że wszyscy się jej przyglądali.
-Pomóc?
Usłyszała miły głos za swoimi plecami.
-Nie dziękuję.
Powiedziała nie odwracając głowy w stronę osoby za nią stojącej. ~Czy ochrona nie jest od pilnowania? A ten bierze się za aparat?~ Ku jej zdziwieniu to nie był ochroniarz.
-Na pewno? Może się do czegoś przydam?
-Wie pan...
Powiedziała odwracając głowę. Zamurowało ją. Jej oczom ukazał się Cesc Fabregas! Zaraz na wyciągnięcie ręki! Był tak blisko, że czuła jego zapach, a dokładnie pot, tak to był pot. Bardzo wyczuwalny pot.
-Jaki pan. Jestem Cesc. To na pewno nie potrzebujesz pomocy?
Chciała rzucić mu się na szyję. Chciała choć na chwile móc go dotknąć, ale wiedziała, że nie może.
-Diana. Nie, już właściwie skończyłam.
-Jesteś paparazzi? Jak tu weszłaś?
-Nie. Choć, może trochę. Będę wam robiła zdjęcia do kalendarza. Właśnie, przepraszam, ale nie mogę z Tobą rozmawiać...
-A to dlaczego?
-Taką mam umowę...
-Już nie przesadzaj. Zwołać chłopaków do sesji? Czy sama to zrobisz?
-Możesz. Będę wdzięczna. I tu macie przebrania.
Czekała kilkanaście minut na swoich "modeli". Trochę to trwało, gdyż wiadomo, prysznic, make-up. Eh, te gwiazdy...
Powoli zaczęli się schodzić. Gdy byli już wszyscy razem zaczęła swoją przemowę.



 -Witam. Jestem Diana, będę wam dziś robiła zdjęcia. Dzięki, że tak szybko się przebraliście. Mam nadzieję, że tak samo płynnie uda nam się ukończyć sesję. Pomożecie mi?
Usłyszała chóralne :taaak:
-Cieszę się. Więc zaczynamy.
Valdes, Alves, Pique, Fabregas, to tylko nieliczni z jej modeli. Zdjęcia pojedyncze, grupowe, w ruchu. Wszystko gotowe. Po czterech godzinach morderczego klikania guzików aparatu przyszedł czas na tak zwany "fajrant"
-Uff, ciężko było.
Powiedziała do siebie po cichu chowając wszystko do futerałów.
-Już nie przesadzaj, nie jesteśmy tacy męczący.
Jej oczom ukazał się wychodzący z szatni Alexis.
-Kto jak kto, ale ty to chyba najbardziej.
-Bo się obrażę.
-Heh, Tobie zrobiłam najwięcej zdjęć! Albo coś Ci nie pasowało, tak. Zawsze coś Ci nie pasowało.
-To nie moja wina, że jestem wymagający i chcę byś w całej idealności pokazała światu moją piękność.
-Co jak co, ale skromnością to ty nie grzeszysz... Miło było Cię poznać. Raz jeszcze się żegnam.
-Może jeszcze kiedyś się spotkamy.
~Mam taką nadzieję...~

***

-Dziękuję za zdjęcia. Jutro, albo nawet dziś będzie odpowiedź.
-Odpowiedź na co? Chyba nie będzie już dalszych zleceń?
-Nie, zleceń nie, ale jeszcze nie wiemy ile pani zarobi. To wszystko najpierw trzeba podliczyć.
-Dobrze. Więc będę czekała na telefon...

***

-Dziadku! Nie uwierzysz! Poznałam chłopaków z Barcelony!
Powiedziała ucieszona gdy tylko weszła do domu. Ricardo jak zwykle czytał gazetę. Nie wiem co on w tym widział...
-Tak? Cieszę się. Wszystkich?
-Tak! Pique, Cesc, Alexis, Xavi... Dziadku, wiesz jaka ja jestem szczęśliwa?
-Cieszę się Twoim szczęściem.
-To o to Ci chodziło jak zacząłeś wczoraj mówić o sporcie?
-Nie do końca, chodzi mi o naszego sąsiada.
-Nathana?
-Nie, jego brata.
-Czemu każdy mówi :brat:? Ty, Nathanowi rzadko zdarzy się powiedzieć Alex...
-Alex? Po prostu Alex?
-A jak na mówić? Alexander? Alex lepiej...
-Alexander? Aa, tak. Tak ma na imię...
Umilkł. ~Ale mi się dziadek trafił...~
-Nathan był. Pytał o Ciebie...
-Dawno?
-Jakieś dwadzieścia minut przed Twoim przyjściem.
-To pójdę do niego.

***

-Chciałeś coś?
-Może tak cześć?
-Cześć. Chciałeś coś?
-Nie, znaczy tak.
-Co?!
-Wejdziesz?
Weszła. Siadając na kanapie usłyszała lecącą wodę w łazience.
-Twój brat tutaj jest?
Spytała z nadzieję w oczach.
-Tak. Chciałaś go poznać. Bierze prysznic, a to może trochę potrwać...
-Jeśli to nie problem to zaczekam.
-Pewnie. Napijesz się czegoś?
-Nie, dzięki. A to ten brat fan Alexisa, tak?
-Nie... to nie tak.
-Jak nie tak? Przecież widziałam te zdjęcia i jego sypialni... Jest gejem. Rozumiem. Nie mam nic przeciwko. Będzie mi mógł doradzać w kwestii ciuchów.
-Nienormalna jesteś.
-Bywa...
Minuty mijały, a tym dwojgu rozmawiało się coraz lepiej, temat zszedł na dzisiejszą sesję...
-Wiesz, że poznałam dziś piłkarzy Barcy? Wszystkich? Robiłam im zdjęcia...
-Wszystkich?
-Nom, Pique, Cesc, Alexis, Messi. Wszyscy tam byli. Choć nie mogłam z nimi rozmawiać, ani wziąć autografów. Ale tam, kiedyś to nadrobię. Jutro idę z dziadkiem na mecz.
-Fajnie. Może na jeden autograf nie będziesz musiała czekać do jutra...
-O co Ci chodzi?
Powiedziała, ale zamiast odpowiedzi usłyszała otwierające się drzwi. Jej oczom, w samym ręczniku, z jeszcze mokrą klatką piersiową i całkiem przemoczonymi włosami ukazał się :brat: Nathana.

-O mój Boże!
Krzyknęła i wydała z siebie cichy pisk.
~I się zaczęło...~ Pomyślał Nathan i schował głowę w obie ręce.
Tym bratem był nie kto inny, a Alexis Sanchez. Tak, ten Alexis, na którego punkcie miała fioła!
-No nie mogę!
-Ymm, Natt, mogłeś mnie uprzedzić, że będziemy mieli gościa.
-Za późno, radź sobie.
-Yyiiip!
Pisnęła.
-Ojć, przepraszam, ale wiesz... Yyiip!
Znów pisnęła.
-Tak wiem! O Jezu to Alexis! Ten uśmiech, ta klata, te oczy! Matko boska, czy dobrze wyglądam? Czy abym się nie rozmazała? Przecież to boski Alexis! Yyiip!
Tym razem on pisnął, a przed tym dziwnym, kobiecym głosem mówił te bzdury. Wiedział jak działa na kobiety, zdążył się już do tego przyzwyczaić, ale pierwszy raz zdarzyła mu się taka sytuacja w jego własnym domu, a do tego gdy był w samym ręczniku.
-Przepraszam. Wiem wygłupiłam się. Jeszcze raz przepraszam. Będę już się zbierać.
-To cześć..
Powiedział smutny Nathan nie podnosząc głowy.
-Ej, zaczekaj. Jak masz na imię? Skądś Cię kojarzę...
-Diana. Zapewne z dzisiejszej sesji, robiłam Ci przed południem zdjęcia. Pamiętasz?
Powiedziała podchodząc bliżej swojego idola.
-Aa, tak. Pamiętam. Tyko wtedy byłaś taka...
-Normalniejsza?
-Właśnie.
-Wiem. Ale to dlatego, że byłam w pracy. Musiałam...
-Wiesz, pierwszy raz zdarzyła mi się taka  sytuacja. Lubię kontakt z moimi fanami, ale ani ja, ani Nathan nigdy nie wpuszczamy obcych do domu.
-Ja nie jestem obca. Jestem waszą sąsiadką. Mieszkam z dziadkiem na przeciwko.
-To ty jesteś ta Nevárez? Nathan ciągle o Tobie mówił. Zakochał się chłopak.
-Alex! Nie ściemniaj już. Diana właśnie wychodziła. Nie zatrzymuj jej.
-Tak... wychodziła. Do zobaczenia...
Wyszła. Cały czas miała w głowie słowa Alexisa "Zakochał się chłopak..."~ No nie! Niemożliwe. Nie potrzebuję chłopaka...~
Wróciła do mieszkania i nic nie mówiąc dziadkowi położyła się na łóżku. Wszystko zaczęło układać się w całość. Nathan wiedział, że Diana ma świra na punkcie Alexisa, dlatego nic jej nie mówił. Nie chciał, by o tym wiedziała. Był smutny, gdy już o wszystkim się dowiedziała. Wiedział, że bez zastanowienia wybierze jego. No cóż, nie było się czemu dziwić. Wiedział, że nie może się z nim mierzyć. W ogóle dziwnie się zachowywał. Tak samo nic nie mówił jak byli we troje. Tylko z tym "Diana już wychodzi" wyleciał.
Jej dręczące myśli przerwał dzwonek telefonu.
-Tak? Słucham.
-Witam pani Diano. Tutaj Joan Culesso, pani zleceniodawca. Dzwonię w sprawie dzisiejszej i wczorajszej sesji. Podliczyliśmy wszystko i omówiliśmy Zdjęcia wywarły na nas bardzo pozytywne wrażenie. Jutro o jedenastej proszę przyjechać po wynagrodzenie.
-Dobrze. Dziękuję.
-Tylko, jeśli będzie pani później, to z wejściem będzie gorzej. Jutro po jedenastej jest trening. Tak więc proszę być do jedenastej trzydzieści.
-Dobrze, dziękuję.

***

-Jak wrócisz to pójdziesz ze mną na stadion. Pomożesz mi wszystko na mecz przygotować.
-Dobrze. Będę za godzinę.
Jakby miała de javu. Znów wychodząc z mieszkania napotkała się na Nathana. Ale dziś nie był tak skory do rozmów.
Właściwie kroczył obok niej korytarzem nie odzywając się ani słowem.
-Halo? Powiesz coś wreszcie?
Powiedziała, gdy wsiedli razem do autobusu.
-Cześć.
-Cześć? Kpisz sobie? Co Ci się stało? Ja coś zrobiłam? Powiedz mi, bo nic nie rozumiem...
-Nic. Wszystko w jak najlepszym porządku.
-Nathan!
Wrzasnęła, aż popatrzyli się na nią wszyscy ludzie w autobusie.
-Tak właśnie mam na imię.
Zrezygnowała. Usiadła gdzieś dalej od niego i przez całą drogę wpatrywała się w okno. Dojeżdżając na miejsce wiedziała, że on też wysiądzie. Ta myśl ją przerażała. Ale nie było tak źle. Wyszedł pierwszy i zniknął za białymi drzwiami.

***

-Dziękuję za pani pomoc. Chętnie ugościmy panią raz jeszcze.
Powiedział wręczając Dianie kopertę z pieniędzmi.
-Polecam się na przyszłość.
-Do widzenia.
-Żegnam.

***

Dochodziła szesnasta. Mecz coraz bliżej. Nevárez i Nevárez Junior zabrali już wszystkie potrzebne rzeczy i siedzieli w samochodzie. Obok nich stało auto Sancheza. Auto bardzo ładne, a co z tym idzie drogie. Ale często co drogie, to badziewne.

Alexis siedział w środku i robił wszystko by go odpalić.
-Cholerny badziew!
Wrzasnął uderzając rękami w kierownice.
-Może pomóc?
Powiedział Ricardo podchodząc do sąsiada.
-O, dzień dobry. Chyba już nic się nie zrobi. Jedzie pan może w stronę stadionu? Bardzo byłbym wdzięczny...
-Wskakuj.
Po chwili siedzieli już w samochodzie. Alexis z tyłu nie czuł się najlepiej. Nie przyzwyczaił się do tego miejsca.
-No, Alex, wychodzisz dziś w pierwszym składzie? Czy znów grzejesz ławę?
Zaczęła Diana.
-Będę gustownie i z gracją siedział na grzanej ławce, wraz z moimi kolegami z drużyny.
Powiedział niskim i wolnym tonem przyglądając się Dianie, którą widział w bocznym lusterku.
-Do prawdy? Choć, można było już się przyzwyczaić. Wiesz, tak często to się zdarza...
-Disia, nie męcz już pana Sancheza. Musi być zrelaksowany przed meczem. Daj mu spokój.
-Heh, pana Sancheza...
Powiedziała sobie pod nosem. Nie mogła uwierzyć, że siedzi w jednym samochodzie ze swoim idolem. I nadal nie wierzy w to, że rozmawia z nim jak z normalnym chłopakiem, a to przecież piłkarz Fc Barcelony.~Ciekawe czy mnie lubi? Pewnie spaliłam się w jego oczach wczoraj... Szkoda. Jeszcze Nathan jest na mnie zły..~
-A twój brat będzie dziś na meczu?
Spytała, by przerwać cisze, która trwała już dłuższą chwilę.
-Będzie, ale pewnie pojawi się przed dwudziestą.

***

-Diana, idź korytarzem prosto i wejdź do schowka. Będzie po prawej stronie i przynieś piłki, będą w takim niebieskim worku.
Korytarz nie był długi, ale bardzo szeroki. Mijało ją kilkunastu członków ekipy, wszyscy przyglądali się jej jakby miała brudną twarz. Po chwili błądzenia dotarła do schowka. To co tam zobaczyła, zamurowało ją.
-Emm...
Odparła widząc całującą się parę.
-Przepraszam, że przeszkadzam... Ja po piłki...
Szybkim ruchem chciała dostać worek, który był zaraz obok nóg prawie nagiej blondynki.
Chwyciła worek i w tym momencie spojrzał na nią mężczyzna. Nie mogła uwierzyć.
 -Pique?
Powiedziała do siebie pod nosem, zerkając raz na niego raz na jego partnerkę.
-Masz wszystko?
Odpowiedział do niej mężczyzna.
-Chyba... Raz jeszcze przepraszam, ale moglibyście się zamknąć. Tak na przyszłość.
Przymknęła drzwi i wyszła.
~Ja cie! To był Gerard i Shakira! Obściskiwali się w schowku na piłki! Ale zaraz! Jeżeli on i Alexis tu są, to inni też! Hurra! Może nareszcie ich poznam?~ Myślała dochodząc do dziadka.
-Dziękuję. Pomożesz temu panu rozkładać kartki na krzesełka?
-Oprawa?
-Tak. To ten brunet, już czeka na Ciebie. Jeśli czegoś nie będziesz wiedziała to on Ci powie.
Poszła w stronę miło wyglądającego chłopaka. Mniej więcej w jej wieku. Może trochę młodszy, ale za to wyższy. Fakt. Prawie każdy był od niej wyższy. Diana należała raczej do osób niskiego wzrostu, ale nie przejmowała się tym. Podobała się sobie taka jaka jest.
-Jestem Diana. To co? Idziemy rozkładać?
Spytała na powitanie biorąc kartki na oprawę.
-Daniel. Tak chodź.
Rozkładanie oprawy zajęło sporo czasu. Na szczęście nie byli jedyni. Oprawy na Camp Nou słynęły z tego, że były potężne. Nie takie na jedną trybunę. One były na wszystkie!

Po rozłożeniu mogli spokojnie usiąść i popatrzeć na ćwiczących piłkarzy.
-Jesteś wnuczką pana Ricardo?
-Tak... Ale nie rozumiem. Skąd go wszyscy znają? Każdy, gdy tylko mnie widzi, oo wnuczka Ricardo. Jakby nie wiadomo kim on był... Prawda. Nie znam go za dobrze. Ok, nie znam go prawie w ogóle wyjechał do Hiszpanii gdy miałam dwanaście lat. Później widywałam go raz na rok. Na wakacje. Ale gdy byłam tu ostatni raz nic nie słyszałam, żeby miał coś wspólnego z Barceloną. Wiem tyle, że kiedyś grał  tu w piłkę, ale nigdy nie chciał o tym mówić...
-Naprawdę nie wiesz czemu on jest taki szanowany? Przecież Ricardo w latach 1969-1973 był znakomitym piłkarzem! Ale wybrał kobietę od kariery, przynajmniej tak mówią. Ale wrócił po trzydziestu latach. Zasłużył się jako trener. Jest naprawdę ważną dla nas osobą. A ty masz naprawdę łatwo mając taką osobę w rodzinie. I dlatego też gdy ktoś słyszy nazwisko "Nevárez" widzi przed oczyma pana Ricardo. Naprawdę, zazdroszczę Ci tego. Jeśli tylko będziesz chciała, możesz obracać się wśród piłkarzy. Z tego co wiem, Ricardo odkrył naszego obecnego trenera, Tito. Są bliskimi przyjaciółmi. Villanova często bierze cenne rady od Ricardo.
-Naprawdę? Dziadek mi nic, a nic nie mówił! No nie wierzę... Chyba pójdę sobie z nim porozmawiać.
-Dziwne, że się tym nie chwalił... Zapewne znasz już kilku piłkarzy, prawda?
-Tylko jednego. Alexisa. Mieszkam z nim w jednej kamienicy. Jestem tu już prawie od tygodnia, a dopiero wczoraj się o tym dowiedziałam...
Rozmowę przerwał Ricardo, wołający swoją wnuczkę. Leniwie zeszła z trybun i stanęła obok dziadka.
-Co tak długo? To nie było Twoje jedyne zadanie... Mam dla ciebie niespodziankę. Chcesz zobaczyć stadion "od kuchni"?
-Pójdziemy do szatni?
Zaraz już tam byli. Duża granatowo czerwona z dużymi czerwonymi szafkami i siedzeniami. Nie byli sami. Do treningu "przebierali" się ostatni piłkarze.

-Cześć chłopaki! Jak humory przed meczem?
Spytał Ricardo klepiąc Victora Valdesa po plecach.
-Pan Nevárez! A bardzo dobrze. Tylko zwycięstwo!
Odpowiedział mu David Villa.
-Chciałbym wam przedstawić moją wnuczkę, Dianę.
-Cześć.
Powiedziała nieco speszona i zdenerwowana Diana.
-Hola.
Odpowiedzieli niemal równocześnie. Diana, aż cała gotowała się z radości, nie mogła uwierzyć, że jest w jednym pomieszczeniu, a to było nie byle jakie pomieszczenie tylko sztnia chłopaków z Barcy. Chciała po kolei wszystkich wyściskać i wziąć autografy, ale musiała się uspokoić. Przecież co by sobie pomyśleli jakby zachowała się tak? No idiotka!
-Chłopcy, musicie iść na trening. I pamiętajcie, dajcie z siebie wszystko na meczu.
-Tak jest panie Nevárez!
Wyszli z szatni, a za nimi zaraz Ricardo. Diana chciała skorzystać z okazji i rozejrzeć się po szatni...

***

-Słodziutka ta wnuczka Rica? Nieprawdaż?
Zaczął Marc Bartra w czasie robienia brzuszków.
-Ładna, ale młodziutka. Ile ona może mieć lat? 18?
-Mi wiek nie przeszkadza, zresztą mam nie dużo więcej, gorzej z Tobą David...
-Czy ty sugerujesz, że jestem stary? Po za tym, mam żonę i trójkę dzieci. Nie dla mnie takie małolaty.
-Nic nie sugeruję. Wydaje Ci się. Ricardo nigdy nie wspominał, że ma wnuczkę... Nawet nie wiedziałem, że ma dzieci.
-Ma i to chyba troje. A o tej całej Dianie, też nie słyszałem...
Ich rozmowę przerwał stojący nad nimi trener.
-Czy ja wam aby nie przeszkadzam?
Zaczął zdenerwowany.
-Do roboty, a nie paplacie jak baby spod sklepu!
Wrzasnął i poszedł dalej.
-Boże, a temu co?

***

-Diana!?
Usłysłyszała głos dziadka gdy dotykała koszulki jednego z piłkarzy. Jak się dowiedziała, musiała wyjść z szatni z powodu sprzątania.
Usiadła na ławce rezerwowych. Siedziała sama, czasem tylko przechodził jakiś mężczyzna ubrany na czarno.
Siedziała w ciszy przyglądając się spoconym i zmęczonym chłopakom. Ten nie dajmy się oszukiwać, nudny widok przerwał cichy płacz dochodzący z korytarza. Nie zastanawiając się wstała i poszła na dźwiękiem. Wychodząc za róg, ujrzała zapłakaną dziewczynkę siedząca w kącie. Dziecko wyraźnie przestraszone całą sytuacją siedziało i nic nie mówiło, nawet jak Diana powtarzała to samo pytanie po raz piąty.
-Jak masz na imię kochanie?
Spytała znów.
-Olaya...
Odpowiedziała przecierając łzy.
Diana uwielbiała małe dzieci. Bez problemu nawiązywała kontakt z nimi, a dzieci wprost ją uwielbiały.
-Chcesz cukierka?
Spytała, by przekonać do siebie małą dziewczynkę. Gdy wyciągnęła cukierka z kieszeni mała od razu wyciagneła po niego rączkę.
-Dobry?
Nie usłyszała odpowiedzi tylko zobaczyła śliczny uśmiech na twarzy dziewczynki.
-Olayo, czemu siedzisz tutaj sama?
-Bo, bo Zaida mnie źiośtawiła...
-Zaida? Twoja mama? A gdzie jest twój tata?
-Zaida to nie mama.
Zaśmiała się i usiadła Dianie na kolanach.
-Tata gja. Tam na tjawie.
-A gdzie jest Zaida?
-Nie wiem. Śchowała się. Ona, ona tak źawsie. Tata na nią kśici...
-To chodź, poszukamy jej.
~Ale słodziak!~ Pomyślała, gdy chwyciła za rękę Olayę. Kroczyły korytarzem, ale po Zaidzie nie było śladu.
-O!o! Tu jeśt...
Powiedziała biegnąc do siostry.
-Ty jesteś Zaida?
Powiedziała do siedmiolatki, gdy ta wzięła siostrę na ręce.
-Tak. Dziękuję za przyprowadzenie siostry. Nie widziałaś może naszego taty?
-Taty? A kto jest waszym tatą? Jak macie na nazwisko?
-Vijja!
Krzyknęła Olaya.
-David jest waszym tatą? On ćwiczy na boisku, mogę was zaprowadzić.
 -Nie trzeba. Dziękuję za siostrę.
-Ćeść.
Powiedziała Olaya machając do Diany.
Wróciła na ławkę rezerwowych. Dochodziła 19. Chłopcy wchodzili już do szatni, by się przebrać.
-David!
Krzyknęła gdy Villa przechodził obok niej.
-Tak?
-Nie żebym się wtrącała, ale dzieci też potrzebują uwagi. Same na tak wielkim stadionie mogą się zgubić...
-Matko Katalońska! Moje córki!
Wrzasnął i pobiegł w stronę korytarza.
-Gdzie on tak pognał?
Powiedział Alexis siadając obok Diany.
-Zapomniał o swoich córkach.
-Jemu to się często zdarza... Nie wiem po co on je tu bierze, skoro nie ma dla nich czasu.
-Prawda. Alexis, przepraszam za wczoraj. Mam nadzieję, że moje wczorajsze zachowanie nie przekreśliło mnie w Twoich oczach. Jakże ślicznych oczach...
Dorzuciła po czym zrobiła się cała czerwona. Jak buraczek.
Czerwone poliki wywołały u Alexisa szczery uśmiech, przeplatany z różnymi słowami, których w rzadny sposób nie mogła rozszyfrować...
-Z czego się śmiejesz? Powiedziałam coś nie tak?
-Oj, Diana, Diana... Jesteś urocza.
Powiedział i poszedł do szatni.

***

Mecz się zaczął siedziała razem z dziadkiem. Dobra, właściwie siedziała sama, bo dziadek cały czas gdzieś chodził. Ale to jej nie przeszkadzało. Siedziała na trybunie "Vipów".  Świetny widok na murawe, kilka rzędów niżej widać głowy kilku piłkarzy z Barcy, ale nie wypadało jej tam podejść. Siedziała i ogladała biegających milionerów. Przerwał to siadajacy na miejscu Ricardo Nathan.
-Nie przeszkadzam?
Zaczął.
-O, Nathan! No nie wierzę, jednak umiesz mówić?
-Przestań... Chciałem Cię przeprosić. I zacząć od nowa.
Diana nie należała do osób, które potrafią się długo gniewać, a w dodatku na osoby, które są dla niej ważne.
Mecz skończył się wynikiem 4-1, oczywiście, dla miejscowych. Siedziała na swoim miejscu, aż wszyscy się rozejdą. Po około trzydziestu minutach zeszła na murawę. Długo nie była sama. Poczuła małe ręce na swoich nogach.
-O, Olaya!
Powiedziała i wzięła dziewczynkę na ręce.
-Znowu się zgubiłaś?
-Niooo...
-Nie martw się. Tata zaraz przyjdzie.
Nie pomyliła się. Po chwili podszedł do niej strzelec jednej z bramek.
-Znowu ją znalazłaś. Dziękuję Ci. I za to i za to poprzednio.
-Nie ma sprawy. Olaya to świetna dziewczynka. I taka słodziutka.
Powiedziała patrząc na dziecko.
-Mogłabyś zająć się nią przez chwilę? Ja pójdę się spakować...
-I poszukaj drugiej córki.
-A nie ma jej tu?!
Powiedział przestraszony.
-Nie, nie widziałam jej.
Nie usłyszała odpowiedzi, tylko ujrzała proszący wzrok Davida.
-Dobrze, poszukam jej.
-Życie mi ratujesz dziewczyno.
David zniknął za drzwiami, a Diana została sama.
-Olaya, nie wiesz gdzie jest Twoja siostra?
-Śpi.
-Co robi?
- No śpi.
-Gdzie?
-W takim pokoju.
~Świetnie~ Pomyślała szukając Zaidy. Szukała jej dłuższą chwilę. Aż wreszcie weszła do schowka na miotły i szczotki. Ujrzała leżącą na podłodze Zaidę. Wyglądała tak słodko jak spała.

***

W tym samym czasie w szatni piłkarze przebierali się po meczu.
-David, gdzie ty masz swoje dzieci?
-Heh, znów o nich zapomniałeś?
-Ale ty Victor jesteś zabawny. Nie zapomniałem. Załatwiłem sobie krótką opiekę do dzieci.
-Tak? To coś jest słaba, bo kilka minut po meczu widziałem Olayę samą na korytarzu.
-Zaufaj mi. Jest bezpieczna.
-Na co ty je bierzesz na mecz? Nie mogą zostać z Patricią w domu?
-Patti nie ma w mieście...
-Ou, nie wnikamy.
-Dobra, idę po moje dzieci. Do piątku.
Powiedział i wyszedł z szatni. Otwierając drzwi ujrzał swoją młodszą córkę i Dianę.
-Dobrze, że Cię widzę. Mam problem z Zaidą...
Razem poszli do schowka. Diana całą drogę nie mówiła co się stało. David niemal oszalał. Ale gdy ujrzał śpiącą na podłodze Zaidę prawie nie wybuchł śmiechem.
We czworo poszli do samochodu Davida.
Położyli dzieci w fotelikach. Obie zasnęły od razu.
-Dziękuję za dziś.
Zaczął David,
-Jak Ci się mogę odwdzięczyć?
-Emm... Poproszę koszulkę meczową z autografem!
Zaśmiała się. Nie liczyła, że zrobi to co powiedziała. Nie minęła chwila, a wyciągnął koszulkę z torby i podpisał ją.
-Yiipp!

Pisnęła gdy ten wręczył jej koszulkę.
 -Mam nadzieję, że jak będę miał jeszcze kiedyś problem z dziećmi, to mogę liczyć na Twoja pomoc?
-Za takie wynagrodzenie? Oczywiście.
David odjechał. ~Ta dziewczyna naprawdę uratowała mi życie. Jakby Patricia znów dowiedziała się, że zgubiłem dzieci to było by ze mną źle...~ Myślał kierując się do domu.

***

Czy jest coś lepszego od leżenia na kanapie z miską pełną popcornu i oglądaniem swojego ulubionego filmu? A do tego myśl przechodząca przez umysł, że Barcelona znów wygrała? No chyba wątpię. Nikt Ci nie narzeka, że w nocy nie powinno się jeść, że trzeba kłaść się spać, bo rano trzeba wstać. Po prostu idealne życie. Ricardo już dawno spał, nie ma co się dziwić. Nie jest już młody, a przecież zrobił dziś swoje. Wszystko byłoby wspaniałe, gdyby nie odgłosy dochodzące z mieszkania obok. Prawda, chodź dochodziła już pierwsza w nocy, to w mieszkaniu numer 10 nie zapowiadało się na koniec imprezy.
Piłkarze wygranej dziś drużyny postanowili uczcić zwycięstwo symbolicznym kieliszkiem. Szkoda tylko, że na jednym się nie skończyło.
Alexis to bardzo towarzyski chłopak, ale tylko gdy kogoś dobrze pozna. A chłopaków z Barcy traktował jak braci, no może poza jednym... Mieszkał tylko z bratem, wiec jego mieszkanie często było odwiedzane przez sportowców. Tak też było i tym razem.
-Jordi, pójdź no do łazienki, chyba Cristian tam zasnął...
-Sam sobie idź, to Twoje mieszkanie. Mnie ono przeraża.
Odpowiedział Alba leżąc na kanapie.
-Będziesz coś chciał!
Strzelił fochem(przynajmniej to udaje mu się strzelić) i chwiejnym krokiem poszedł do łazienki. To co ujrzał przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Otwierając drzwi ujrzał leżącego w wannie Pedro. Leżał w niej niczym Shakira.

Tylko, że nie była do pusta wanna. Była napełniona wodą, a gdzieś między jego nogami pływały kawałki pomarańczy. Gdyby tego było mało na nim leżał Tello z całą buzią brudną od czekolady. Oh, cóż za widok. Alexis, choć nie był do końca trzeźwy, to jego instynkt fotografa, do pstrykania "śłitt foć" miał się idealnie. Szybko wyciągnął telefon i zrobił kilkanaście zdjęć.
Wracając do Jordiego potknął się o leżące na podłodze pudełko ze zdjęciami i przewrócił się na dywan.
-Alex, ty cioto!
Wrzasnął Jordi, który dziwnym trafem przebudził się.
-Ci.. Ty nic nie widziałeś. To tylko omamy, jesteś pijany, wydawało Ci się.
-Głuuupek!
Krzyknął tak, że było go słychać w całej kamienicy. Nie minęły trzy minuty, gdy obaj usłyszeli stukanie do drzwi. Jordi, jakby zapomniał, że nie jest u siebie w domu i jak gdyby nigdy nic poszedł otworzyć drzwi. Jego oczom ukazała się niewysoka brunetka ubrana w krótka zieloną koszuleczkę na ramiączkach i czarne spodenki. Nigdy wcześniej jej nie widział.
-Cześć. Jest Alexis?
Spytała Diana.
-No cześć śliczna, nie ma ale jestem ja! W zupełności Ci wystarczę, o to się nie martw.
Powiedział dość niewyraźnym tonem głosu opierając się jedną ręką o futrynę, a drugą kładąc na biodrze Diany. Cóż alkohol robi z ludźmi? Gdyby był w pełni świadomy swoich poczynań, nigdy, nigdy nie posunąłby się do takiego kroku. Jordi, był nieśmiałym chłopakiem. Szczególnie, jeśli chodzi o płeć przeciwną. W tych sprawach był raczej zacofany, choć na brak dziewczyn w swoim życiu nie mógł narzekać. No cóż, życie piłkarza ma swoje wady i zalety. Mnóstwo fanek i sztucznych przyjaciół na dłuższą metę nie są zaletą bycia gwiazdą.
-Czyś ty oszalał?! Bierz te łapy zanim naprawdę będzie z Tobą źle!
Krzyknęła na niego ściągając jego dłoń ze swojego ciała. Kiedyś marzyłaby, żeby którykolwiek gracz Barcelony się nią zainteresował. Teraz jest całkiem inaczej. Wszystko się zmieniło. Ona się zmieniła. Nie czekając na jego reakcje, przeszła pod jego ręką zawieszoną na futrynie i stanęła na przeciwko leżącego i ledwo przytomnego Sancheza.
-Alex!
Powiedziała szturchając go w ramię. Bez skutku. Podeszła do telewizora, z którego grała głośna muzyka i wyłączyła go.
-Alexis już odleciał... Zresztą ja też...
Mówił kładąc się na podłodze, obok telewizora. Wziął sobie tylko parę ciuchów Alexisa pod głowę. Już niczego mu nie brakowało do szczęścia. Zasnęli oboje.
-No pięknie!
Powiedziała sama do siebie, przykrywając obydwóch kocem leżącym gdzieś w kuchni.
-A gdzie Nathan?
Powiedziała wchodząc do pokoju i jego i Alexa. Nie było go. Nie wiadomo po co zajrzała do łazienki. Może miała nadzieję na zobaczenie go pod prysznicem? Ale to co zobaczyła sprawiło, że niemal nie wybuchnęła dzikim śmiechem. Pedro i Tello ułożeni w tych samych pozycjach sprawili, że zrobiła się cała czerwona i miała ochotę krzyczeć jak głupia. Ale wiedziała, że jak będzie głośno to się obudzą. Zrobiła sobie tylko kilka zdjęć ze swoimi ulubieńcami, by pochwalić się Laurze i Filipowi.
Po cichu wyszła z mieszkania. Po tym co zobaczyła, dużo lepiej było jej zasnąć... Uwielbiała swoje życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz