To niesamowite, że pojawiają się w naszym życiu osoby, które są w stanie przysłonić nam resztę świata. Osoby, bez których życie nie miałoby sensu. Osoby, bez których nie wyobrażamy sobie dalszego funkcjonowania. Osoby, dla których jesteśmy w jednym, najmniej oczekiwanym momencie zdolni rzucić wszystko, nie zważając na konsekwencje, czy problemy. Osoby, o których od początku wiedzieliśmy, że odegrają ważną rolę w naszym życiu i trudno będzie się ich pozbyć. Te oto osoby śmiało możemy nazwać przyjaciółmi. Przyjaciółmi nie na pięć minut, nie na rok czy dwa, a na zawsze. A zawsze to nie jest takie zwykłe słowo. Zawsze to obietnica. I choćby nasze życie waliło się i nie widzielibyśmy już żadnych pozytywów, oni będą przy nas, będą zawsze.
Diana była wielką szczęściarą. Miała przy sobie dwóch pełnoetatowych Aniołów Stróżów. Ángeles de la guarda, bo tak ich czule nazywała byli dla niej wszystkim. Wiedziała, że jeśli będzie miała najmniejszy problem, oni jej pomogą. Anioły te nosiły imiona Laura i Filip...
***
Diana mieszkała w centrum Wrocławia wraz ze swoimi przyjaciółmi Laurą i Filipem. Mieszkanie to nie było za duże. Raczej przeciętne. Ale coś jednak wyróżniało go z tłumu... Na trzecim piętrze, na końcu korytarza, za ciemnymi olchowymi drzwiami mieszkały nad wyraz oryginalne i przyjacielskie osoby. Atmosfery w mieszkaniu numer 9 nie jeden by pozazdrościł.
Mieszkanie urządzone bardzo starannie, ale bez większego przepychu. Krótki korytarz prowadził na otwarty salon z kuchnią. Po prawej stronie znajdowały się trzy pary drzwi. Drzwi za którymi znajdowała się inna, barwna osoba.
Pierwszy pokój należał do wysokiej, krótkowłosej blondynki.
Laura była osobą bardzo dynamiczną i trudno było nad nią zapanować. Na początku problem mieli z nią rodzice, a teraz współlokatorzy. Nie chciała ułatwiać życia ani sobie, ani innym. Uważała, że przetrwają tylko najtwardsi. Wychowała się w centrum miasta. Jest typowym mieszczuchem. Nie wyobraża sobie, gdyby miała przesiąść się w taksówki na rower. Jej rodzice, uczyli ją tego, że ma nie przejmować się innymi. Że jeśli będzie litowała się nad innymi, sama nic nie osiągnie. Na taką też osobę wyrosła. Chciała mieć wszystko co najlepsze dla siebie. Ale już nie raz przez takie zachowanie wpakowała się w niezłe kłopoty... Postanowiła, że się zmieni, ale nie jest łatwo oduczyć się czegoś, co siedzi w Tobie od początku... Rodzice Laury są wpływowymi biznesmenami. Praca już kompletnie ich pochłonęła. Nawet nie wiadomo, gdzie dokładnie się znajdują. Ostatnim razem gdy Laura ich szukała, dowiedziała się, że aktualnie pracują w Japonii. Co miesiąc przesyłają jej pieniądze i to jest jedyny oznak ich życia... Blondynka nie przejmuje się już tym tak. Cieszy się wolnością, którą już tak dawno pragnęła... Studiuje prawo, jest na pierwszym roku. Marzy o karierze prawniczej. Powinno jej się to udać. Jest w tym naprawdę dobra.
Drugi pokój należy do Diany.
Diana znacznie różni się od swojej przyjaciółki. Jest ciemnooką brunetką o egzotycznej urodzie. Jej dziadek Ricardo, urodził się w Hiszpanii. To po nim ma oryginalną urodę. Jej mottem życiowym jest twierdzenie :" Nunca hice una búsqueda en la fuerza de la felicidad. Aparecerá en el momento menos esperado y volcar su vida al revés." Te słowa tkwią w niej od zawsze, a znaczą : "Nigdy nie szukaj szczęścia na siłę. Ono pojawi się w najmniej oczekiwanym momencie i wywróci Twoje życie do góry nogami". Mawiał tak jej dziadek, którego tak bardzo jej brakuje... Jej rodzice i młodsza siostra Maja zginęli w wypadku samochodowym trzy miesiące temu. Jechali obejrzeć jej nowe mieszkanie. Niestety nigdy go nie zobaczyli... Została sama. Nie miała już nikogo. Jedyne osoby jakie miała przy sobie to Laura i Filip. Ale oni mieli własne życie. Nie chciała być od nich zależna. Na pogrzebie rodziców jej wujostwo, zaproponowało jej przeprowadzenie się do nich, do Londynu. Nie chciała. Ostatecznie przeprowadza się do dziadka... Nie była wzorową uczennicą, co bardzo przeszkadzało jej rodzicom. Zdała maturę przeciętnie, na studia nie chciała iść. To nie było priorytetem. Szczególnie w jej sytuacji. Interesuje się fotografią i piłką nożną. Z tymi pasjami wiąże przyszłość. Wraz z Filipem kibicuje Fc Barcelonie.
Ostatni pokój to pokój Filipa.

***
Wychodzę do sklepu! Chcecie coś ?
Spytała zakładając bluzę i poprawiając swoje jasne włosy.
-Nie.. Kup tylko kakao, jak możesz.
Odpowiedziała jej Diana .
-Dobrze.
Dorzuciła i wyszła z mieszkania. Dzień był nad wyraz pochmurny jak na czerwiec. Prawda, choć kalendarzowego lata jeszcze nie było, to pogoda pozwoliła przyzwyczaić się do pięknego słońca i wysokiej temperatury.
-Szkoda, że nas zostawiasz..
Zaczął Filip.
-Będzie nam Ciebie brakowało...
-Filip, wiesz, że sama sobie nie poradzę.. Wiesz w jakiej jestem sytuacji. Muszę wyjechać.
-Rozumiem Cię. Tylko nie chce, by kilometry, które będą nas dzieliły zmieniły nasze relacje.
-Wiesz, że ty i Laura jesteście dla mnie najważniejsi. Już zawsze tak będzie. Pamiętasz ? Zawsze to nie takie zwykłe słowo...
-Zawsze to obietnica.
Dokończył Malik.
-No właśnie. Będziecie mnie odwiedzać, ja będę przyjeżdżała do was. Będzie dobrze.
Wpadli sobie w ramiona. Oboje wiedzieli, że między nimi nie ma zwykłej przyjaźni, między nimi jest coś magicznego. Coś co nie zdarza się często. I, że nigdy to się nie zmieni..
***
Te dwa tygodnie minęły nim ktokolwiek się spostrzegł. Dni leciały nie ubłagalnie. Dlaczego to wszystko tak szybko mija? Nasze życie mija nim zdążymy się nim nacieszyć. Czas to taki ponury pan, który nie pyta się nikogo o zdanie, po prostu idzie, zabiera nam cenne minuty i sprawia, że stajemy się starsi. Jemu życie przeminęło dosłownie w kilka chwil i teraz kradnie je innym. Samolub, pomyślałby każdy. Ale nie, on jest samotny i myśli, że skoro on taki jest to każdy tak się czuje i więcej czasu nie jest nikomu potrzebne.
Dzień był zwariowany od samego początku, jakby zapowiadał przełom w życiu Diany. Czuła się wspaniale, wiedząc, że zobaczy swojego dziadka i że zacznie wszystko od nowa, ale również wiedziała, że coś się kończy... Laura z Filipem nie pozwolili tak po prostu odjechać Dianie, nie, nie byli by wtedy sobą. Zabrali się z nią. Choć na te dwa dni chcieli być z nią.
Walizki w samolocie. Można ruszać. Siedzieli w milczeniu. Jakby wiedzieli, że już nie będzie jak dawniej. Mijały minuty, cel był coraz bliżej.
-Laura, nie maluj tych paznokci! Śmierdzi to!
Powiedział Filip zatykając nos.
~Nareszcie! Nareszcie ktoś się odezwał~ pomyślała Diana spoglądając na przyjaciół.
-Jak coś Ci nie pasuje to przesiądź się. Musze ładnie wyglądać w Hiszpanii. Mam zamiar znaleźć męża, w odróżnieniu od Ciebie dbam o moją przyszłość.
-A kto niby by Cię chciał? Patrzyłaś dziś w lustro? A tak, zapomniałem, trzy godziny tam siedziałaś!
Wrzasnął, aż wszyscy ludzie na niego spojrzeli. Takie kłótnie to był standard. Potrafili kłócić się godzinami o byle sprawę. Ale przyjaźnili się, musieli.
-Przynajmniej wyglądam jak człowiek, a nie jak niedorozwój.
Powiedziała wskazując palcem na Filipa.
-Uspokójcie się!
Powiedziała Diana.
-Cieszę się, że w końcu od was odpocznę. Mam dość tych waszych sprzeczek...
-Ale Dianuś, ty wiesz, że to tak na żarty...
-Dokładnie. My to lubimy.
Dopowiedział Filip.
Nie odpowiedziała. Całą podróż wlepiała swoje brązowe oczy w szybę. Nie zwracała już nawet uwagi na głupie komentarze Laury i Filipa.
***
-Diana, wstawaj jesteśmy...
Powiedziała Laura szturchając lekko przyjaciółkę. Nawet nie zauważyła kiedy zasnęła. Wyjrzała przez okno. ~W końcu!~ pomyślała.
Wyszli z samolotu. Nie było dużo ludzi, wręcz przeciwnie, kilkoro. Ale nigdzie nie mogła dopatrzeć się swojego dziadka.
-Pewnie zapomniał...
Powiedziała zmartwiona kierując się do wyjścia.
-Diana, ja Ci czegoś nie powiedziałem...
-Tak Filip?
~No nie! Co on znów zmalował?~ Pomyślały jakby się umówiły Laura i Diana.
-Pamiętasz, jak miałem zadzwonić do Twojego dziadka i powiedzieć mu, żeby po nas przyjechał? Zapomniałem...
-Filip! Zabiję Cię!
-Przepraszam, ale przyszła Zuza i tak wyszło...
-Bez szczegółów proszę. Dobra, jakoś trafimy...
Filip to Filip. Jakby o czymś nie zapomniał nie byłby sobą. Takie "wpadki" to jego specjalność.
Po paru godzinach błąkania się po Barcelonie znaleźli się pod kamienicą. Ale nie była to kamienica jak w Polsce. Wręcz przeciwnie. Piękna biała kamienica, skalniak przed wejściem i park. Prześliczna okolica.
-Tu jest jeszcze piękniej niż pamiętam...
Powiedziała Diana.
Kręte, drewniane schody prowadziły na drugie piętro. Zatrzymali się przed jasnymi, dużymi drzwiami. Drzwiami mieszkania numer 12.
Zapukała. Tuż po otworzeniu drzwi ukazała jej się postać starszego pana po sześćdziesiątce.
-Diana?
Zapytał z niedowierzaniem. Nie usłyszał odpowiedzi. Poczuł tylko ciepłe ręce na swoim ciele. Diana rzuciła się na dziadka jak na najlepsze ciasto.
-Disia, dziecko moje... Jak dobrze, że dotarłaś cała.
Powiedział całując wnuczkę w czoło. Diana oderwała swoje ciało od dziadka i poprawiła włosy.
-Możesz ich nie pamiętać, to są Filip i Laura.
-Filip?
Spytał ze zdziwieniem i objął chłopaka jedną ręką.
-Tego brzdąca pamiętam. Nie da się o nim zapomnieć.
Ricardo zaśmiał się i popatrzył na ładną blondynkę.
-Tej panienki nie pamiętam.
-Tak, bo dość niedawno zaczęłam się z nią przyjaźnić.
-Niedawno?
Wtrąciła się Laura?
-Już z pięć lat będzie.
-Oj...
Podsumowała Diana.
-Gdzie dzieciaki macie walizki ? Przygotowałem już pokój dla Ciebie Disiu.
-Dziadku, nie mów tak do mnie... Właściwie mam tylko te dwie... Nie chciałam brać wszystkiego. Zawsze będę mieć pretekst, by pojechać do Polski.
-Prawda.
Dokończył Filip.
-No, to już wchodźcie.
Każdy wziął po swojej walizce i wszedł do niedużego mieszkania. Dwa pokoje, kuchnia, łazienka i salon.
Bardzo przytulnie i elegancko.
-Tu Disiu będzie Twój pokój.
Nie miała już siły poprawiać dziadka.
Pokój całkiem niczego sobie. Duże łóżko, biurko, kilka szafek na ubrania i lustro na całą ścianę.
-Oczywiście jeśli coś Ci nie pasuje, od razu możemy to zmienić.
-Nie, jest w porządku. Naprawdę.
-Ciesze się. Jesteście głodni ?
Wszyscy chóralnie odpowiedzieli. A solistą w tym chórze był nie kto inny jak Filip. Było go słychać najlepiej.
Dziadek Ricardo przy obiedzie sypał żartami jak z rękawa. Był bardzo wyluzowany i dowcipny.
-A wy, na ile zostajecie? Na całe wakacje?
Spytał się Ricardo.
-Nie.
Zaczęła Laura.
-My tylko do jutra. Ja mam pierwszą sprawę, a Filip przesłuchanie do przedstawienia.
-Ooo, a czym się zajmujesz?
-Studiuję prawo. W przyszłości zostanę prawnikiem i będę wyciągać ludzi z największego bagna, takich na przykład jak Filip.
Zaśmiała się i szturchnęła przyjaciela.
-Oj, Filip to chyba grzeczny chłopiec...
-Tak, jak śpi.
Dorzuciła Diana.
-Na pewno nie jest tak źle. A ty Filip, czym się zajmujesz ?
-Ja? Ja tańczę i gram na gitarze. W niedzielę mam przesłuchanie do przedstawienia. Muszę mieć główną rolę.
-Artysta? To bardzo fajny zawód. Sam się tym zajmowałem, ale nie wyszło.
-Dziadek był piłkarzem.
Dopowiedziała Diana.
-Naprawdę?
-Tak, grywało się tu i uwadze. O, właśnie, dziękuje, że mi przypomnieliście. Disiu, możesz zapukać do drzwi na przeciwko i powiedzieć, że nie będę mógł jutro mu pomóc? On będzie wiedział o co chodzi...
-Dobrze. Pójdę.
Powiedziała i wyszła na zewnątrz.
Stanęła przed drzwiami i zapukała. Chwila minęła nim ktoś jej otworzył.
-Tak?
Powiedział brunet wpatrując się z nieznaną mu dotąd postać.
-Przysłał mnie mój dziadek, Ricardo i kazał panu, co ja mówię Tobie powiedzieć, że nie będzie mógł Ci jutro pomóc... Powinieneś wiedzieć o co chodzi.
-Dobrze rozumiem. I jaki pan. Jestem Nathan.
Wyciągnął przyjaźnie dłoń w jej stronę.
-No przecież się poprawiłam. Diana.
Ich dłonie się zetknęły, a oczy spotkały. Od tego momentu wszystko się zmieni... Wystarczy jedno spojrzenie, by wiedzieć w czyje oczy chce się spoglądać przez resztę życia.
-Ricardo nic nie mówił, że ma taką ładną wnuczkę.
-Bo nie ma. Ma tylko mnie.
-Ty jesteś tą ładną wnuczką.
-Nie słodź, nie słodź.
Zakończyła Diana
-Natt, z kim tak rozmawiasz?
Podeszła do drzwi ładna Hiszpanka. Nie wyglądała na przyjazną. Wręcz przeciwnie. Jej wyzywający makijaż i ubiór sprawiał, że każdy miał o niej wyrobione zdanie.
-Jestem Diana.
Powiedziała wyciągając w jej kierunku drobną dłoń.
-Nathan, chodź do środka.
Nie dała możliwości na odpowiedź i wciągnęła chłopaka do mieszkania.
~Phi, co za baba!~ pomyślała wchodząc do mieszkania dziadka.
-I co? Był w domu?
-Tak, powiedział, że rozumie.
Dochodziła osiemnasta. Diana kończyła się wypakowywać i oswajać z myślą, że od dziś to jest jej dom. Filip z Laurą wyszli obejrzeć okolice, mieli na to tylko jeden dzień.
-Disiu, zapewne chcesz pójść z przyjaciółmi na miasto. Masz tu kilka euro i klucze. Zabawcie się.
Powiedział kładąc pieniądze i klucze na biurku. Nie chciała się sprzeciwiać. Było to jej potrzebne.
Po wyjściu w kamienicy nie trudno było znaleźć Filipa z Laurą.
~Co za głupek~ Zaśmiała się w duszy i podeszła do Filipa, który stojąc na stole od ping-ponga mówił swoją rolę na niedzielne przesłuchanie. Wszyscy obecni patrzyli na niego jak w obrazek, a Laura zwijała się ze śmiechu siedząc na ławce.
-Co tu się dzieje ?
Spytała Diana siadając obok blondynki.
-Patrz z kim my się zadajemy!
Powiedziała śmiejąc się bez przerwy.
-On jest szalony!
-Nienormalny wręcz bym powiedziała.
Tylko człowiek szalony jest wstanie osiągnąć wszystko, nawet to co niemożliwe. Filip osiągnie wszystko, wystarczy, że będzie chciał.
Minęło kilka minut nim Filip zszedł ze stołu. A schodził kilka razy, bo brawa, które tak uwielbiał wołały go znów na "scenę".
-I jak wam się podobało? Powiedźcie, że bardzo.
-Byłeś najlepszy.
Powiedziała Diana.
-Raczej przeciętny.
Dopowiedziała Laura.
Chwile trwały sprzeczki między Laura, a Filipem, gdy wreszcie ucichły i we troje wybrali się zwiedzać miasto.
Barcelona to naprawdę śliczne miasto. A w nocy, gdy wszystkie lampy świecą jasnym światłem po prostu widok zapiera wdech w piersiach.
Sagrada Familia, Font Mágica czy Park Montjuic, to tylko nieliczne z poznanych miejsc. Było by ich więcej, gdyby nie to, że zrobiło się naprawdę późno. Gwiazdy świeciły niemiłosiernie, tak samo jak wiał wiatr. Zimne powietrze tylko zachęcało do powrotu do domu.
-Cii, żeby dziadka nie obudzić.
Mówiła Diana powoli otwierając drzwi. Obeszło się bez większych hałasów, ale ku ich zdziwieniu Ricardo stał przy drzwiach.
-Czy wy wiecie, która jest godzina?!
Spytał zły.
-Mówiłeś, że mamy się zabawić..
-Tak, ale nie do godziny 05:38!
Wrzasnął.
-Oj, Panie Ricardo...
Dokończył Filip i wszedł do pokoju Diany. To samo zrobiła Laura i Diana.
-Zaczyna się.
Powiedział do siebie Ricardo.
***
-Filip!
Krzyknęła Diana.
-Bierz tę nogę ze mnie!
-Nie krzycz...
Co prawda, wziął nogę, ale przytulił się do Diany i objął ją jedną ręką.
-Ooo, jak wy ładnie wyglądacie.
Powiedziała Laura, która właśnie weszła do pokoju.
-Lepiej go budź. Za dwie godziny mamy samolot.
-Co?!
Powiedział wracający do życia Filip. Zerwał się z łóżka na równe nogi i zaczął szukać swoich rzeczy.
-Przecież nie zdążę!
-Nie przesadzaj, dwie godziny...
Wybiegł do łazienki. To nie był dobry znak, mógł tam siedzieć pół dnia. Na szczęście odbyło się bez większych posiedzeń.
Dochodziła dwunasta. Pół godziny do samolotu. Niby wszystko gotowe, ale nikt nie pomyślał o tym, że w pół godziny nie dojadą na lotnisko.
-Dziadku, masz samochód? O tej godzinie równe z cudem będzie złapanie taksówki...
Zaczęła Diana.
-Nie, w moim wieku nie dał bym rady prowadzić samochód... Ale mój sąsiad może was zawieść... Poczekajcie, pójdę do niego.
Nie minęły dwie minuty, a dziadek pokazał się z sąsiadem, jak się okazało, był to Nathan.
We troje wraz z Nathanem udali się do jego samochodu. Przez całą drogę, Filip zarzucał Laurze, że to jej wina, że muszą się spieszyć. Nic nowego.
Droga na lotnisko trwała kilkanaście minut. Trzy minuty przed odlotem samolotu byli na miejscu.
-Będę za wami tęskniła...
Powiedziała Diana, której łzy napływały do oczu.
-Dianuś... Zobaczymy się za kilka miesięcy, zresztą jest jeszcze skype.
-Ale to nie to samo. Będzie mi brakowało waszych kłótni, wszystkiego co jest z wami związane...
-Chodź tu do mnie.
Przyjaciółki rzuciły się sobie w czułe objęcia, do których już za kilka sekund przyłączył się Filip,
-Lepiej już wchodźcie.
Powiedział Nathan, który do tej pory stał z boku.
-Tak...
-Do zobaczenia.
Zniknęli. Zniknęli za białymi drzwiami. Przetarła łzy, które za wszelką cenę chciała ukryć.
-Wszystko w porządku?
Spytał Nathan podchodząc do brunetki.
-Tak. Zawieź mnie do domu.
Powiedziała stanowczo i ruszyła w stronę samochodu.
-Diana...
Zaczął kierując się do domu.
-Powiedz mi coś o sobie. Na długo tu zostajesz?
-Nic ciekawego o mnie nie da się powiedzieć... Jestem normalną dziewczyną. Chyba na zawsze... Przynajmniej mam taką nadzieję...
-Na stałe? Fajnie, będziemy mogli się lepiej poznać. Nie przesadzaj, na pewno jest coś co Cię wyróżnia spośród innych...
-Wątpię. Może z czasem mnie lepiej poznasz...
-Mam taką nadzieję. Masz ochotę na pizze?
Nie usłyszał odpowiedzi. Ujrzał tylko uroczy uśmiech na twarzy Diany. Pizzeria nie była daleko. Już po kilku minutach siedzieli na przeciwko siebie i czekali na zamówioną pizze.
-Teraz ty mi powiedz coś o sobie.
Zaczęła Diana.
-Ja to mam dopiero ciekawe życie.
Zaśmiał się.
-Mieszkam w Hiszpanii od trzech lat, razem z bratem. Przeprowadziłem się tutaj, bo rodzice chcieli bym miał lepsze życie, a ja nic nie robię. Ledwo skończyłem szkołę, nie pracuję. Jakby rodzice wiedzieli co robię, na pewno nie byli by zadowoleni.
-I tak całymi dniami siedzisz w domu?
-Nie, gram w piłkę. W Barcelonie B. Nawet mi wychodzi.
-Uuu, znam piłkarza.
Uśmiechnęła się i odgarnęła włosy z czoła.
-Heh, piłkarza. Chciałbym nim być.
-A Twój brat jest starszy czy młodszy ?
-Starszy. Alex. Ma 24 lata. Też gra w piłkę.
-To uzdolnioną rodzinkę masz. Fajnie.
-A ty nie masz uzdolnionej ?
-Nie. Moi rodzice i siostra zginęli w wypadku samochodowym trzy miesiące temu...
-O, przepraszam. Nie wiedziałem.
-To dlatego tutaj się przeprowadziłam. W Polsce nie mam już nikogo.
Posmutniała. Trudno było jej o tym mówić. Jeszcze się z tym nie pogodziła... Chwilę milczenia przerwał kelner przynoszący pizze.
Po godzinie byli już pod domem. Robiło się późno, a Ricardo zapewne się martwił.
-Masz jakieś plany na jutro?
Zaczął Nathan wkładając kluczyk w zamek.
-Nie wiem. Dam Ci znać jak coś.
-Będę czekał na dzwonek u drzwi.
Kończąc mówić ukazała im się wychodząca zza ściany postać kobiety.
-Gina! Cześć.
Powiedział przytulając i całując dziewczynę.
-Diana, to jest Gina. Gina...
-Ta informacja nie jest mi do niczego potrzebna.
Powiedziała ironicznie dziewczyna otwierając drzwi i wciągając tam swojego chłopaka.
-Tak, Diana...
Powiedziała sama do siebie, gdy zniknęli za drzwiami.
-I jak? Pojechali?
Spytał dziadek widząc swoją wnuczkę.
-Tak. Dziadku, pomożesz mi znaleźć pracę ?
-Pracę? Jeżeli potrzebujesz pieniędzy ja Ci dam, nie chcę, żebyś się przemęczała.
-Nie o to chodzi. Muszę coś robić. Nie potrafię wysiedzieć dłuższej chwili w domu.
-Dobrze.
Odłożył gazetę i spojrzał na wnuczkę.
-Powiedz czym się interesujesz. Co byś chciała robić.
-Interesuję się fotografią. Chciałabym się tym zajmować.
-Z fotografią będzie ciężko... Naprawdę. Jutro idę do pracy, popytam czy nie będzie potrzebny fotograf.
-Pracujesz? Mówiłeś, że jesteś za stary na samochód, a pracujesz?
-Diana?! Na nie za dużo sobie pozwalasz? Moja praca nie jest ciężka. Ja tylko patrzę, oceniam i wyciągam wnioski.
-Przepraszam... Też bym tak chciała. Dobrze, jestem zmęczona. Od jutra zaczynam życie od nowa. Dobranoc dziadku...
Powiedziała znikając za drzwiami pokoju.
-Śpij dobrze Disiu.
Zapowiada sie ciekawie :D
OdpowiedzUsuńBędę często odwiedzać :*
wpadnij czasami ;) :http://my-hard-love.blogspot.com/
świetny rozdział czekam na następny :)
OdpowiedzUsuń